Postanowiłem w ramach regeneracji pojechać do pracy rowerem. Schodzę do piwnicy wyciągam rower a tam... laczek. Jednak przelatywanie przez przejazd kolejowy przy 50km/h, nie zawsze jest dobrym pomysłem...
Szybka wymiana, pompowanko i w drogę. Pogoda przecudna, ciepło słaby wiatr. Cały czas koncentrowałem się by nie rozkręcić się za bardzo. Mówię sobie Mike nie wrzuczaj blatu... Mike nie wrzucaj blatu... no i wrzuciłem :) Noga tak fajnie podawała że jakoś tak samo wyszło...
Równe tempo w 1 i 2 strefie. Po drodze w Rokietnicy w hurtowni "Wentyl" nabyłem dętki i dalej do Suchego.
W Kiekrzu przeżyłem chwile grozy... Najpierw na łuku ( kałuża ), uślizgneło mi się tylnie koło, założyłem kontrę i było ok ( nie wiedziałem ze taki rzeczy na kolarzówce można robić ), a jakieś dwie sekundy później z prawej wyjechał mi samochód... Musiałem go ominąć przy prędkości około 40km/h przy okazji na centymetry mijając autobus jadący z na przeciwka. Nie chce dramatyzować, ale naprawdę nie wiele brakowało żebym tego posta nie pisał... Podobno w takiej chwili myśli się o tym co życiu najważniejsze i wiecie co nie prawda. Jedyne o czym ja myślałem to że przez tego dupka wypadłem z rytmu pedałowanie.
Reszta treningu juz bez większych emocji. Baterie naładowane od samego rana...
Myśl dnia: Słoń to jedyne zwierze, które nie potrafi skakać...
Hr avg 138, Hr max 161, dist 31km, spd avg 29.74km/h asc 105, kcal 673, zmęczenie 3
...a żółwie skaczą ?
OdpowiedzUsuńPodobno tak:)
OdpowiedzUsuń