czwartek, 30 czerwca 2011

Pada ... / Mike

Miała być regeneracja ale się solidnie rozpadało wiec skończyło się na serwisie sprzętu i małemu foto graficznemu podsumowaniu wiosny 2011. Miłego oglądania.

środa, 29 czerwca 2011

Kibice na Trasie... / Mike

Ile dziś się na treningu działo... ale moment najpierw browarka należy otworzyć.
.... dobra jestem z powrotem a w kufelku obok złocisty napój :)

Więc tak. Dziś w pracy miałem totalny magiel, nie było czasu dobrze na tyłku usiąść, ciągle w biegu. I do tego ten upał... nie do zniesienia i całkowity brak świeżego powietrza... Duchota pierwsza klasa.

Wsiadając na rower byłem przez to wszystko wymęczony i rozdrażniony. A w planie ciężka sesja treningowa, moc plus wytrzymałość siłowa. Cały dzień ( a właściwe momentami jak mnie gdzieś nie wołali... ) zastanawiałem się gdzie przeprowadzić sprinty na podjeździe? Zależało mi na tym by podjazd jak i miejsce gdzie będę odpoczywał pomiędzy powtórzeniami było schowane w cieniu. Mogłem wybrać się do lasu na górala ale by prawidłowo wykonać ćwiczenia należało je przeprowadzić na szosie..
I znalazłem gdzieś tam w zakamarkach mojego mózgu ( nie wielkiego ale zawsze! ) takie miejsce. Problem w tym że by tam dotrzeć należy przejechać 40km. Ale co tam mam ochotę troszkę posiedzieć na rowerze i mieć czas na przemyślenie paru spraw :)

Ok wsiadam na szosę, wnerwiony jak jasna cholera... pierwsza obserwacja treningu, nowy, jaśniejszy strój znacznie lepiej znosi wysokie temperatury. Ale to przecież logiczne! ... Choć nie do końca bo przecież beduini upierają się na czarno a wątpię że jest im zimno :)

Dojazd był zaplanowany jako spokojna jazda w 1 strefie, i tak starałem się jechać, jedynie na podjazdach podskakiwało troszkę tętno w czasie jazdy na stojąco ale bez podcinania nogi.

Nie mogłem określić jak wieje wiatr. Jak się pod koniec treningu okazało praktycznie cały czas wiał z boku, ale jakoś nie przeszkadzał za bardzo więc nie ma co narzekać. A propo określania kierunku wiatru, dziś dopracowywałem pewną technikę, plułem do przodu.. wiem wiocha na maksa ale starałem się to tak robić żeby nikt nie widział. W tej technice jest jeden mały szkopuł nie należy jej stosować jak domyślamy się że jest jakieś prawdopodobieństwo ze wieje w twarz... no chyba że lubimy własną ślinę :)

Ale wróćmy to meritum... Po dolocie do strefy powtórzeń wykonałem 8 sprintów. Wyglądało to tak: około 40 sekund pod górę w siodełku jak tętno dochodziło do 3 strefy zrzucałem na cięższe przełożenie i sprint na stojąco, jakieś 10 sekund. Potem parę minut rozjazdu i następne powtórzenie.Sesje tą wykonywałem pomiędzy wsią Łężce a wsią Lutom ( okolice Sierakowa ). Na trasie rozjazdu miałem jeden podjazd ( jakieś 3-4% ), zjazd i właściwe wzniesienie. Z 20km tam na kulałem:)
Odczucia: powtórzenia są trudne i męczące ale rzygać się chce już po sprincie wtedy dopiero tętno zaczyna skakać. Tak jak pisałem sprint zaczynałem w 3 strefie a kończyłem w 5a.

Następnie na powrocie każdy dłuższy podjazd jechałem siłowo, na niskiej kadencji i bardzo twardym przełożeniu. Miałem na celu poćwiczyć trochę wytrzymałość siłową. Wszystkie podjazdy w strefie 5a. "Ściankę w Łężeczkach podjechałem z blatu na siedząco:).
Pomiędzy powtórzeniami spokojna jazda w strefie 2 i 3.

W Szamotułach troszkę wycinania Niedzielnych Kierowców i koniec treningu.

Trening wyczerpujący i gorący ale zadowolony jestem z dyspozycji tego dnia, nie było odcięcia i innych problemów. Testowałem dziś GUARANĘ,  fiolka 25ml wypita po sprintach przed podjazdami. Smakuje jak ja pierdole, okropnie, tran którym nas za młodu męczyli przy tym to smakołyk... ale cholerstwo działa! Nie czułem żadnego kopa energetycznego ale nogi bez problemu do końca wytrzymały i to nie małe przecież obciążenia. Będę ją stosował na wyścigach :)

W smaku; bleee ale daje kopa:)
Kolarstwo to magiczny sport. Przyciąga uwagę... jest kilka gatunków "kibiców". Pierwszy to ludzie pozytywnie nastawieni do kolarzy, to dzieci podskakujące na widok kolarza i z uśmiechem na twarzy krzyczące kolarz, kolarz. Jest też inny gatunek...

Zwany "Wieśniaczek Zwyczajny " podgatunek " Debil Klasyczny "
Cechy szczególne: Ogolony Łeb, Dżokejka, Puszkowe piwo Żubr w łapie, dziara wykonana domowym sposobem...
Typologia zachowania: Osobnicy tego gatunku lubią zbijać się w 4 lub 5 osobowe grupy, jeździć autem bez zapiętych pasów, do tego minimum 4 zimne łokcie, muza na maksa, i brak koszulek, na widok kolarza krzyczą pedału kur.. a dziś jeden na mnie szczekał! Tak Tak szczekał...

Jak można jechać autem bez koszulki? przecież to jest 100% wiochy! O przepraszam można jeszcze jechać Be Em Ką bez koszulki ( wersja kwadrat daje + 30 punktów honoru:) ).

Teraz do niedzielnego wyścigu sama regeneracja i wypoczynek. Mam nadzieje że czasu wystarczy...

03h 10min 32sek

Hr avg 148, hr max 183, dist 100.5km, spd avg 31.60km/h, asc 375m, kcal 2150, zmęczenie 7

wtorek, 28 czerwca 2011

Regeneracja z Anią /Mike

W ramach podtrzymania szczytu dziś w planie miałem regeneracje. Z racji że Ania również planowała wyskoczyć dzis na rower postanowiliśmy pójść razem. Było bardzo miło i przyjemnie Ania zrobiła swój wymagający trening a ja swoją regeneracie.

Było bardzo gorąco i nawet wiejący wiatr nie za bardzo dawał oodpocząć od skwaru. Prawie cała trasa po asfalcie.

A w Grecji się leją... no niestety jak się opierdalało przez kilka wieków to teraz trzeba zacisnąć pasa! I pisze to człowiek zakochany po uszy w tym kraju... Trzymam za nich kciuki a z drugiej strony, czemu na nich nie zarobić...:)

Na koniec treningu podjechaliśmy po nowy strój, poniżej fotki:)


1:27:19

Hr avg 86, Hr max 156, dist 25.8km, spd avg 18.6km/h, kcal 105:) zmęczenie 0

poniedziałek, 27 czerwca 2011

Symulacja Wyścigu / Mike

Dziś wykonałem ćwiczenie " Symulacja Wyścigu ".

W tym celu obmyśliłem sobie wcześniej pętle pomiędzy nasza górką interwałową w Stobnicku a Dostrzegalnią P-Poż w Stobnicy. Na oko miało być jakieś 8-10km. I się nie pomyliłem wyszło równe 10km:)

Trasa jest zróżnicowana, trochę asfaltu, trochę piachy, dużo interwałowych podjazdów, trochę płaskiego i korzeni i na koniec na dobicie pętla interwałowa w Stobnicku. Do tego jest na tyle długa że można solidnie się zakwasić:)


Plan był taki: Jadę jedną pętle w tempie wyścigowym, potem parę minut przerwy i jadę drugą również z prędkością wyścigowa.

Pierwsze powtórzenie to ogólne pieczenie mięśni i płuc, tętno w 4 strefie i ogromne ilości śliny... Czas okrążenia 24:16:03 Hr avg 171, Hr max 174.


Pierwsza pętla z głowy uff... jeszcze jedna do zrobienia:)

Drugie okrążenie po regeneracji jechało się znacznie lepiej mimo ze już w 5 strefie ale czułem że szybciej. Czas okrążenia 23:29:07 Hr avg 171, Hr max 181.

Na koniec rozjazd z wiatrem do domu.

Ogólnie trening udany,pętla super ( choć brakowało Braciszka do ścigania ). Jutro rozjazd. W Środę prawdo podobnie powtórka w czwartek spokojnie i dwa dni przerwy przed niedzielnym Maratonem.

2:21:00

Hr avg 152, Hr max 184, dist 59.8km, spd avg 27.5km/h, cad avg 95, asc 205m, kcal 1606, zmęczenie 5



niedziela, 26 czerwca 2011

Wycieczka... / Mike

Dziś po południu wybraliśmy się z Ania na wycieczkę w lasy w okolicach Koźla. Po deszczu teren stał się bardziej przystępny ale i tak momentami było dużo piachu. Ania doskonale sobie poradziła z tym wyzwaniem. Humory dopisywały, nie padało jedynie wiało. Na koniec natrafiliśmy jeszcze na " Dni Śmiłowa " oczywiście Disco Polo zagrzewało mieszkańców do zabawy...
Poniżej krótki dokument filmowy z dzisiejszej wyprawy.
Hr avg 88 :) Hr max 128, dist 40km, spd avg 16.8km/h, kcal 204, zmęczenie - 18:)



piątek, 24 czerwca 2011

Kaczmarek Electric MTB - Generalka / Mike

GBPT pnie się do góry :)
M2 http://www.mtb.kaczmarekelectric.pl/images/stories/Klasyfikacja_Ogolna/2011/2/M2.pdf
Open http://www.mtb.kaczmarekelectric.pl/images/stories/Klasyfikacja_Ogolna/2011/2/Open.pdf

Własna Mieszanka... / Mike

Wczoraj wykonałem trening na szosie. Pierwsze 25km to spokojny dojazd pod bardzo mocny wiatr. Następnie poeksperymentowałem trochę i połączyłem kilka ćwiczeń w jedno. Wykonywałem 20sek powtórzenia przyspieszeń z 40sek odpoczynku. Przyspieszałem na siedząco tak by moc i siła pochodziła z bioder. 5 powtórzeń i potem 5min odpoczynku w strefie 1.

Ćwiczenie łączy w sobie trening na tolerancje laktatu, sprint, trening szybkościowy, i moc. Powiem szczerze że powtórzenia są naprawdę trudne i męczące. Pod koniec każdego sprintu miałem jakieś 50km/h co pod wiatr bardzo bolało... i kadencje w okolicach 130 obrotów lub więcej... W sumie wykonałem 25 sprintów i te kilka ostatnich to już była droga przez piekło.

Na koniec 25 km rozjazdu w 1 strefie.

Piękne w trenowaniu jest to że można obserwować swój własny rozwój. Kilka lat temu prędkość 35-40km/h to był szczyt moich możliwości i to osiągany tylko na krótko lub podczas sprintu. Rok temu te prędkości udawało się utrzymać przez parę minut i w opisie treningu pojawiało się określenie "Bardzo Ciężki" A teraz jadę sobie pod silny wiatr 36-38km/h w pierwszej strefie przez kilka godzin na pełnym luzie... Fajnie:)

2:28:30

Hr avg 144, Hr max 173, dist 82km, spd avg 33.50km/h, asc 80m, kcal 1622, zmęczenie 7

Myśl Dnia: I feel need... the need... for speed

czwartek, 23 czerwca 2011

Klasyfikacja generalna Grand Prix Wielkopolski w maratonach MTB po trzech wyścigach.

Na stronie gogolmtb.pl umieszczono klasyfikację generalna po trzech wyścigach;
http://www.tt.home.pl/gogolmtb/www/wynikimaraton/grand_prix_gen11.pdf
Kategoria M2 / Elita
1. Sylwester Swat - 1498 pkt.
2. Michał Wiktor  - 1301 pkt.
3. Bartosz Bejm    - 1093 pkt.

Kategoria M3
1. Radosław Lonka - 1475 pkt.
2. Michał Szukalski - 1371 pkt.
3. Piotr Kustoń       - 1362 pkt.

Trzeba jednak dodać że zajmowane przez nas lokaty są wynikiem naszych startu we wszystkich trzech edycjach i na pewno ulegną zmianie na minus. Ponieważ zarówno w kategorii Mike-a i mojej są znacznie lepsi od nas zawodnicy, którzy startowali dotychczas tylko w dwóch edycjach. Jak  na przykład;  Radosław Tecław , Oscar Pluciński , Sławomir Pituch , Mateusz Niedbała , Michał Badowski.

Jednak na pewno nie poddamy się bez walki i dołożymy wszelkich starań do uzyskania jak najlepszych wyników :)

Great Poland Bike Team Rulez !!!

Wynik Mike-a w Kargowej odnotowany przez portal mtbnews.pl !!!

Drużyna GPBT odnotowana na stronie internetowej, po świetnym wyniku Mike-a !!!
http://www.mtbnews.pl/content/view/3060/1/

Gratuluje Braciszku !!!

Dzień 134 / "Chojno Camp #8" / PIO_TREK

Z racji na to, że zostaliśmy  zaproszeni na spotkanie towarzyskie w piątek i uroczystość rodzinną w sobotę i aby w nich uczestniczyć zjechaliśmy na weekend z Chojna do Szamotuł. Kasia wróciła samochodem, a ja wskoczyłem na "Mariana" i urządziłem sobie "czasówkę". Przejechałem trasę od domku letniskowego nad jeziorem Radziszewskim do domu w Szamotułach czyli;

Chojno - Lubowo - Aleksandrowo - Popowo - Wronki - Stróżki - Samołęż - Pęckowo - Szamotuły

Pokonanie dystansu 34,77 km na rowerze górskim zajęło mi 58min 26sek ze średnią prędkością 35,71 km/h.
Jest to chyba najwyższa średnia prędkość w godzinnej jeździe jaką udało mi się kiedykolwiek uzyskać, a na pewno jest ro nowy rekord trasy. Udało się go ustanowić z bocznym i sprzyjającym wiatrem oraz z jednym postojem na światłach we Wronkach :)

P.S.
Po moim powrocie do domu, Kasia oświadczyła z dumą że taki wynik uzyskałem dzięki naszym wspólnym treningom i okrzyknęła się moim nowym trenerem :) Teraz to mam przerąbane !!!

W sumie pokonałem 35,71 km w czasie 58min 26sek ze średnią prędkością 35,71 km/h ,
HR śr 160 , HR max 168 , Spalone kalorie: 666 kcal
Temp; 22 °C ,  Wiatr: zach. o prędkości 18 km/h

Suchy Las - Łubnica / Mike

Wczoraj po pracy wsiadłem na szosówkę. Gdy wyjechałem na otwarty teren już wiedziałem ze cały trening będę miał pod wiatr. Na początku wykonałem parę sprintów na podjazdach z tętnem w 4 i 5 strefie. Reszta treningu to właściwie jedna długa tempówka interwałowa pod wiatr.

Po około 45km nogi "puściły" i jechało się przyjemniej. Tuż przed Łubnicą dogoniła mnie Ania naszym autem, a ruszaliśmy dokładnie o tej samej godzinie z tego samego miejsca... no dobra jechała jeszcze zatankować na stacje i stała w korkach, ale ona miała do dyspozycji 145 koni a ja tylko jednego i w dodatku nie używam go do pedałowania :)

2h 10min 11sek

Hr avg 149, Hr max 176, dist 67.75km, spd avg 31.05km/h, asc 140m, kcal 1524, zmęczenie 6

Myśl dnia: W Warszawie nie ma gdzie zjeść... i ludzie mają doła!

środa, 22 czerwca 2011

Dzień 133 / "Chojno Camp #7" / PIO_TREK

Będąc na urlopie jakoś nie chce nam się z Kasią leniuchować, leżąc plackiem. Trochę nam w tym pomaga pogoda, bo mimo że jest ciepło a momentami nawet upalnie, to niebo nie jest wolne od chmur i nie pomaga w opalaniu. 
Dlatego tez w kolejnym dniu „Chojno Camp” znowu wskoczyliśmy na rowery. Niestety powoli kończą nam się pomysły na rowerowe trasy. Dlatego tez inaczej niż ostatnio, tym razem pojechaliśmy na północ. 
Najpierw kawałek drogą leśną w kierunku na Gogolice do przecięcia z drogą „149” gdzie wjeżdżając na nią skręciliśmy w prawo. Jadąc asfaltową drogą przecięliśmy tory kolejowe w Mokrzu i po kolejnych paru kilometrach dotarliśmy do Rzecina gdzie zrobiliśmy sobie pierwszy przystanek …

Rzecińskie łąki.

Informacja turystyczna; "Tu jesteś!" :)
W Rzecinie skończyła się nasza przygoda z asfaltem i wjechaliśmy na leśny szlak rowerowy. Temu kto oznaczył ten szlak jako rowerowy, należy się turystyczny „Oscar”, ponieważ większość trasy do Mężyka to nieprzejezdny piach. Starając się jechać piachem, zatrzymaliśmy samochód jadący z naprzeciwka ... 
Miły „Pan miejscowy” poinformował nas, że jak pokonamy piaszczysty podjazd to dalej będzie już lepsza droga. Piaszczysty podjazd prowadził na Górę Rzecińską …

Na treningach piach, na urlopie piach. Po prostu "Dzień Świstaka" :)
… po jego pokonaniu faktycznie było lepiej ale chyba „Panu Miejscowemu”, bo my dalej jechaliśmy a raczej maszerowaliśmy piaszczysta drogą. Dopiero przed Mężykiem droga stała się jako tako przejezdna i dotarliśmy do tej wsi. 
Zatrzymaliśmy się przy sklepie,  ale niestety trwała przerwa do godziny 15.00. 
Patrzymy na zegarek, a tam 14.54.  Wiec czekamy aby napić się zimnej Coca-Coli...
Godzina 15.04 i nic. Sklep nadal zamknięty. Ruszamy kawałek i widzimy jak właścicielka gada z kimś przez telefon na swoim podwórku :) Skoro ona nas olała to i my ją olaliśmy !
Ruszyliśmy w dalszą drogę i tuż za Mężykiem, natrafiliśmy na pamiątkowy kopalniany wagonik,  którym Paweł – „Notecki Syzyf” woził ziemię z kopanego przez siebie kanału. Niestety nie udało mu się go ukończyć przed śmiercią …

Wagonik Pawła "Syzyfa".

Część rowu Syzyfa ...
Po krótkim postoju, a następnie przejechaniu czterech kilometrów dotarliśmy do wsi Biała. W sklepie kupiliśmy lody oraz "zaległą" Coca-colę i pojechaliśmy na plażę na mały piknik …

Kąpielisko w Białej.
Z Białej przez Hamrzysko dojechaliśmy do wsi Krucz, gdzie skręciliśmy w prawo i przez Jasionną dojechaliśmy drogą „140” do Wronek. We Wronkach zatrzymaliśmy się nad rzeką Wartą w stanicy kajakowej … 


Rzeka Warta we Wronkach
Gdy nasze tyłki i nogi trochę odpoczęły ruszyliśmy na ostatnie kilometry dzisiejszej wycieczki. 
Niestety we wsi Popowo musieliśmy zrobić „Pit-stop”, bo Kasi spadł łańcuch. Na szczęście dysponowaliśmy wszelkimi niezbędnymi narzędziami i usterkę udało się szybko naprawić.   
Chcąc nadrobić stracony czas pędziliśmy szybko na naszych rumakach i mijając Aleksandrowo, Lubowo, Chojno dotarliśmy do domku letniskowego nad jeziorem Radziszewskim.

W sumie pokonaliśmy dzisiaj 66,76 km w czasie 3h 52min 49sek ze średnia prędkością 17,20 km/h.

Gdy Kasia zaczęła przygotowywać obiado-kolację, ja zmieniłem strój i ruszyłem na wieczorny jogging. Postanowiłem obiec bez zatrzymywania się i marszu jezioro Radziszewskie. 
Na początku biegłem swoim tempem, ale z każdym pokonywanym metrem było coraz ciężej. 
Kryzys przyszedł na drugim końcu jeziora, gdzieś w połowie trasy. 
Powiedziałem sobie jednak; "Jak się zatrzymasz to jesteś frajer!" 
Walczyłem ze swoimi słabościami. W uszach słyszałem słowa Mike-a; "Wszystko to kwestia psychiki!" 
Druga połowa była straszna, i mimo że nie biegłem wcale zbyt szybko to pulsometr wskazywał 180-180, 
a więc wartości tętna jakie bardzo rzadko osiągam nawet na maratonach. 
Zamykając pętle byłem prawie martwy, ale dotarłem na „metę”. 
Dystans 5,3 km pokonałem w czasie 20min 30sek. 
Dzisiejszy bieg uświadomił mi jaką męką i wysiłkiem musi być ukończenie "biegowego" maratonu. 
Podobno człowiek kończący maraton, czuje się jak potracony przez samochód. 
Nie doświadczyłem ani jednego, ani drugiego i nie wiem skąd taki porównanie, ale wierzę na słowo !!!

wtorek, 21 czerwca 2011

Dzień 132 / "Chojno Camp #6" / PIO_TREK

W kolejnym dniu „Chojno Camp” wyruszyliśmy z Kasią na kolejną wycieczkę rowerową.
Początek klasycznie, czyli dojazd asfaltem z Chojna przez Bucharzewo do Sierakowa.
Następnie zatrzymaliśmy się przy wiadukcie kolejowym, po którym kursował kiedyś pociąg relacji Szamotuły-Międzychód … 

Rzut oka na mapę i w drogę ...
Przejechaliśmy pod wiaduktem , skręciliśmy w lewo  na drogę „133” , którą na tym odcinku przebiega
„Szlak Stu Jezior”. Przez Ryżyn dojechaliśmy do Chrzypska Wielkiego, czyli wielkopolskiej stolicy tulipanów i zatrzymaliśmy się w sklepie po lody Magnum i banany. Od sklepu jak najszybciej pojechaliśmy do Chrzypska Małego, gdzie zatrzymaliśmy się na plaży by zjeść lody, pomoczyć nóżki w wodzie i chwilkę odpocząć …

Dwie lewe i dwie prawe :)
Bocian czarny w całej okazałości ...

Po bufecie i odpoczynku ruszyliśmy szlakiem wzdłuż jeziora Chrzypskiego i wyjechaliśmy w Łężeczkach. Wspięliśmy się rowerami na punkt widokowy, gdzie zrobiliśmy zdjęcie przy pomocy samowyzwalacza …

"Bociany" przyćmiły Łężeczki ( samowyzwalacz )
Dobrana para; "Marian" & Mc Kanzie
Zjeżdżając z punktu widokowego skręciliśmy w prawo na szlak „Dolina Górskiego Potoku”. Początkowo szlak był kręty, ale szeroki i przejezdny, z każdym metrem stawał się jednak coraz trudniejszy. W pewnym momencie prowadził obok bagna i znowu musieliśmy kilka razy przenosić rowery przez powalone drzewa, by wydostać się na normalną drogę leśną. Później szlak przechodził wzdłuż brzegu jeziora Białokoskiego w trudno dostępnym terenie. To jednak było zbyt wiele i wycofaliśmy się by poszukać innej drogi do leśniczówki Lubosz. Nasze starania przyniosły zamierzony efekt i po kilkuset metrach znowu wjechaliśmy na szlak. Zostawiając za sobą leśniczówkę wyjechaliśmy z lasu i zjechaliśmy ze szlaku na Niemierzewo.
Kolejne kilometry to jazda drogami asfaltowymi przez Mościejewo i Lutomek, gdzie przejeżdżaliśmy obok plantacji krzewów porzeczkowych ( największej jaką dotychczas widzieliśmy ) ... 

To  stąd pochodzą soki porzeczkowe.
Mijając punkt widokowy w Grobii zjechaliśmy do ośrodków wypoczynkowych nad jeziorem Jaroszewskim i zrobiliśmy sobie zasłużony przystanek na obiad. 
Zatrzymaliśmy się u znajomego "obcokrajowca" w Pizzerii Singh, gdzie wciągnęliśmy po małej pizzy którą popiliśmy coca-colą :)

Gdzie ta pizza ???
Gdy już się najedliśmy i odpoczęliśmy trochę, przyszedł czas na powrót do Chojna. Najpierw dojazd ścieżką rowerową do Sierakowa, a następnie klasycznie asfaltem przez Bucharzewo do Chojna nad jezioro Radziszewskie.

Pokonaliśmy dzisiaj 82,69 km w czasie 5h 16min 34sek ze średnią prędkością 15,67 km/h 
Długość dzisiejszej wycieczki jest rekordem życiowym Kasi w jeździe na rowerze !

P.S.
Kasiu jesteś wielka ! Gratuluje !
PIO_TREK

poniedziałek, 20 czerwca 2011

Dzień 131 / "Chojno Camp #5" / PIO_TREK

Wspólny poranny jogging rozpoczęliśmy dzisiaj około godziny 8.30 , kiedy to ruszyliśmy na trasę dookoła jeziora Radziszewskiego. Biegliśmy przeciwnie do ruchu wskazówek zegara. Pętlę o długości 5,5 km pokonaliśmy w czasie 36 minut. Wykonywaliśmy interwały; 1 minuta biegu , 1 minuta szybkiego marszu.

Od rana niebo się chmurzyło, a pogodynka w telewizji zapowiadała deszcz. Dlatego też cały dzień zastanawialiśmy się; Iść czy nie iść na rower? Na szczęście popołudniu się rozpogodziło i o godzinie 15.40 ruszyliśmy na wycieczkę.

Ponieważ przeprawa promowa w Chojnie jest uszkodzona. Dlatego wszystkie wycieczki musimy rozpoczynać dojazdem z Chojna do Sierakowa, który stał się naszą bazą wypadową.

Nie inaczej było dzisiaj, i pierwsze kilometry stanowił dojazd lasem przez Bucharzewo do Sierakowa. Kolejne kilometry to jazda asfaltem do wsi Góra, która jak sama nazwa wskazuje leży w „siodle” :)
Dojechaliśmy do niej zjeżdżając i zatrzymaliśmy się przy jeziorze Wielkie aby pstryknąć zdjęcie …

Kąpielisko we wsi Góra nad jeziorem Wielkie.
Następnie za wsią musieliśmy wspiąć się na kolejny podjazd …


Po którym nastąpił zjazd do wsi Śrem. W Śremie skręciliśmy w prawo w kierunku Chalina i czekały nas kolejne podjazdy i zjazdy. Przejechaliśmy pomiędzy jeziorem Śremskim i jeziorem Małym i dotarliśmy do Chalina. We wsi tej znajduje Ośrodek Edukacji Przyrodniczej oraz Centrum Nordic Walking. Niestety szlak, który prowadzi do punktu widokowego nad jeziorem Ławickim, jest szlakiem pieszym i nie wolno tam wjeżdżać rowerami  :(
Zrezygnowani ruszyliśmy czarnym szlakiem, który miał nas doprowadzić do wsi Kurnatowice, a okazało się że dojechaliśmy do wsi Prusim :) Czarny szlak okazał się fragmentem „Szlaku Stu Jezior (R-8)” i powinien nosić kolor zielony. We wsi Prusim zrobiliśmy sobie kolejny przystanek na posiłek i kilka zdjęć m.in. repliki armaty wojsk napoleońskich …


Po bufecie ruszyliśmy asfaltem do Kurnatowic pokonując kolejne podjazdy i zjeżdżając w  polną drogę na czerwony szlak ...


Mijając jezioro Głęboczek wjechaliśmy do lasu i trafiliśmy nad jezioro Lutomskie. W miejscu tym rozpoczynał się szlak prowadzący przez Rezerwat Buki ...

Przed nami 6,3 km prawdziwej męki !!!
"Marian" w bramie wielkopolskiej "dziczy" !!!
W związku z tym że jest to rezerwat to każde drzewo, które się w nim przewróci pozostaje w miejscu upadku i nie jest usuwane ze szlaku. My z naszymi rowerami próbowaliśmy ten szlak przejechać ...

Wielkopolska sekwoja :)
Niestety okazało się że na odcinku 6,3 km takich zwalonych drzew jest powyżej setki, a my musimy przenosić rowery raz pod drzewem raz nad drzewem. Po każdej pokonanej przeszkodzie pojawiała się kolejna, i kolejna a powrót mijał się z celem. „Marian” jest dość lekki, ale Kasi rower” Mc Kanzie” mimo że aluminiowy to trochę waży. Suma summarum przebrnięcie przez rezerwat zajęło nam bardzo dużo czasu i jeszcze więcej sił. W tym miejscu chciałbym bardzo przeprosić Kasię za szkołę przetrwania jaką jej zapewniłem w tym rezerwacie. Ja wychodząc z rezerwatu byłem bardzo zmęczony noszeniem swojego roweru ! A jaką mękę że swoim rowerem miejskim, musiała przejść taka kruszynka jak Kasia?
Kasiu przepraszam !!!
Gdy już wydostaliśmy się z tej dżungli, nie pozostało nam nic innego, niż jak najszybciej wracać do Chojna, bo pora zrobiła się dość późna. Do Sierakowa dojechaliśmy ścieżką rowerową ...

Cudowny zachód słońca w Sierakowie na moście nad Wartą.
... a następnie do Chojna asfaltową szosą. Nad jezioro Radziszewskie wróciliśmy tuż przed zmrokiem, o godzinie 21.30 :) 

Według licznika pokonaliśmy 63,03 km w czasie 4h 35min 40sek , ze średnią prędkością 13,74 km/h choć nie wiem jak licznik policzył kilometry kiedy nosiliśmy rowery, a było ich nie mało :) W sumie szlak przez rezerwat miał długość około 6,3 km !

P.S.
Po powrocie do domku i po zażyciu kąpieli, zaczęliśmy z Kasią profilaktycznie oglądać nasze ciała :) Okazało się że o wizycie w "dżungli", Kasia dorobiła się siedmiu kleszczy, a ja pięciu. Na szczęście były one malutkie i jeszcze nie napite. Dlatego w miarę łatwo udało nam się je wyjąć. Jeszcze jutro będziemy obserwować, czy wyjęliśmy je całe oraz czy nie odrastają ? miejmy nadzieje że wszystko będzie O.K.

Dla potomnych dodam, że szlak przez Rezerwat Buki jest szlakiem pieszym i nie warto go pokonywać z rowerami !!!

niedziela, 19 czerwca 2011

Maraton Kargowa / Mike

Nie ma to jak maraton tuż pod nosem… Dojazd do Kargowej z Łubnicy to jedyne 32km, nawet na maraton w Poznaniu jest dalej:)




Dojechaliśmy na miejsce przed 9 i byliśmy jednymi w pierwszych co zaowocowało szybką i sprawną rejestracją w biurze zawodów. Duża poprawa w obsłudze w stosunku do poprzedniego maratony z tej serii w Sulechowie. Niestety to jedyny plus organizacyjny… ale o tym później.

Wiejski Tunning


 
W między czasie dojechała Agnieszka z Gaborem. Wiec jednak będzie dwóch reprezentantów GPBT:)

Gabor i jego Spec:)
Przed startem wykonaliśmy rozgrzewkę i ustawiliśmy się w drugi sektorze startowym. Pierwszy był zajęty przez „gwiazdy” . Tecław, Pituch, Kaiser, Dorożała, „Krzywy” no i oczywiście Magdalena Hałajczak. Jak ją zobaczyłem to już wiedziałem na czym się na początku skoncentruje…

W tle przygrywało disco polo ( coś ostatnią mnie prześladuje ten rodzaj „muzyki” ) … Jesteś Szalona, Mówię Ci ( Tobie a nie Ci buraku!!!! ).


 
Oczywiście oprócz sław polskiego MTB był również Rysiu… ale coś ostatnio przycichł, a szkoda.


 
Punktualnie o 11 start, wąsko i latarnia na środku.. potem w prawo przez głęboki piach i pod górę. Było trochę „ Trzepaków” wiec troszkę mnie przyblokowali, ale jakoś na polach i pod wiatr udawało się przeskakiwać do przodu. Po jakiś 2km doszedłem Hałajczak, wiedziałem ze lubi się wozić na kole więc postanowiłem zaatakować ale tak solidnie, zrzuciłem na cięższy bieg i odskoczyłem… dobrze wyszło bo nikt z jej pociągu nawet nie próbował złapać koła:)



Przez kilka pierwszych kilometrów tak sobie przeskakiwałem z pociągu do pociągu, w pewnym momencie dojechałem do takiego 20 osobowego… trafił się podjazd z głębokim piachem i wszyscy stanęli!!! Tak więc na „szczycie” zostałem sam i to ze spora przewagą. Patrzę sobie w dal a tam jakaś dwójka podciska, ok. spawamy, było pod wiatr wiec korzystnie dla mnie. Dospawałem i jakiś czas jechaliśmy razem…

Był na trasie taki prostopadły zakręt nic specjalnego… ale jak zmieniłem kierunek jazdy to zobaczyłem ciężką, ciemną burzową chmurę… aha a jedna będzie padać. Po jakimś kilometrze wjechaliśmy w las w sekcję w czułości prowadząca singletrack-iem. I zaczęło padać, o przepraszam lać. Nie było widać dalej jak na 15m. okulary momentalnie zaparowały więc wylądowały w tylniej kieszeni.

Zrobiło się bardzo ślisko podłoże jeszcze potęgowało to zjawisko. Ale Mike ma Gato… wreście się przydały. Zostawiłem dwójkę z która jechałem do tej pory i dalej jechałem swoje samotnie.

Momentami było niebezpiecznie, szybkie techniczne, kręte zjazdy po korzeniach w błocie i ciasno pomiędzy drzewami… ale fun pierwsza klasa.

Po jakiś 30min przestało padać i zaczęło przesychać… kilka kilometrów przed końcem pierwszej pętli doszło mnie dwóch takich młodych. Chwyciłem na próbę koło i było ok. Jadę tak sobie za nimi a oni zaczynają ostro podcinać nogę, myślę sobie odpuść po się zajedziesz… ale z drugiej strony pewnie jada MINI. Pytam więc jaki dystans jadą… MINI:). Oni zjechali na metę a ja po otrzymaniu wsparcia od dziewczyn w postaci dopingu i wody wjechałem na drugą pętle.

Bufet


I w tym miejscu minął mnie kolarz… Powstrzymałem chęć ruszenia za nim i zgodnie z założeniami jechałem swoje w 4 strefie, prędkość cały czas powyżej 30km/h. Ten co mnie minął wisiał tak przede mną prawie całe drugie okrążenie. W między czasie wyprzedziłem jeszcze paru…

Nogi wreście puściły, bo pierwsza pętla to prawdziwa męczarnia..nogi bolały i kuło mnie w mięśniach, plecy napier… ale drugi okrążenie to co innego…

Na 10km przed metą przyspieszyłem dogoniłem tego co wisiał przede mną i pojechałem samotnie…



Na mecie okazało się że jestem 6 Open a potem że również 5 w M2 co zważywszy na stawkę jaka jechało uważam za bardzo dobry wynik.



Dekoracja


Ok. teraz trochę sobie pojedziemy z organizatorów:

1. Trasę projektował jakiś sadysta. Po tak dziurawej i wybijającej z rytmu jeszcze nie jechałem.
2. Organizacja do dupy i to przez duże D. Baba co nawijała przesz mikrofon nie miała pojęcia o niczym, nie mówię już o rowerach! Organizowali się na gorąco nic wcześniej nie było ustalone. Co pochwilę przy dekoracji zmieniali dystanse i kategorie, przeinaczali nazwiska. Odczytywali od pierwszego do ostatniego miejsca… jak można być tak nieprofesjonalnym. To było wkur… i nie tylko nas!
3. Rozmieszczenie podium strefy widzów zupełnie nie przemyślane…

Podsumowując: Sportowo jak dla mnie super, do tego mile spędzony czas z Ania, Aga I Gaborem. Strasznie się cieszę że wystartował… dawno razem się ni ścigaliśmy… fajnie było



2:12:37H

Hr avg 168, hr max 188, dist 55.8km, spd avg 25.5km/h, cad avg 99, asc 420m, kcal 1797, zmęczenie 7

Dzień 130 / "Chojno Camp #4" / PIO_TREK

Wprawdzie nie planowaliśmy dzisiaj nawet małej wycieczki, ale tak jakoś wyszło …
Od rana pogoda była w kratkę ; raz słońce, raz deszcz. Dopiero późnym popołudniem trochę się wypogodziło. Zdecydowaliśmy się więc zmierzyć, jak długa jest trasa dookoła jeziora Radziszewszkiego, którą od jutra zamierzamy biegać w ramach porannego joggingu. Wsiedliśmy na rowery i ruszyliśmy w drogę …
Panorama jeziora Radziszewskiego.
Po objechaniu jeziora wyszło 5,3 km. Z takim dystansem będziemy się mierzyć od jutra przed śniadaniem. Pogoda nadal dopisywała więc stwierdziliśmy że objedziemy jeszcze „okoliczne kąty”.
Na początek pojechałem pokazać Kasi, uszkodzony w ostatniej powodzi, prom na Warcie w Chojnie …

Uszkodzony prom na Warcie.



Znad rzeki pojechaliśmy do wsi Błota Wielkie, przejeżdżając obok słynnego z TVN-u gospodarstwa Państwa Szwaków i ich córeczki Różyczki. Dalej pojechaliśmy lasem do zachodniej części wsi która  nazywa się Witoldowo, historię nadania tej nazwy upamiętniono specjalną tablicą …



Nie bez powodu jechaliśmy do wsi Chojno Błota Wielkie, niejednokrotnie bowiem słyszeliśmy że wybudowano tam piękne domy letniskowe i nie tylko …
Okazało się jednak, ze Kasia pomyliła wsie i osiedle które mieliśmy na myśli znajduje się we wsi Chojno Błota Małe. Dlatego też z Błót Wielkich udaliśmy się do Błót Małych i trafiliśmy na okazałe domki letniskowe, a także domy całoroczne.
Wracając znaleźliśmy tablice z mapą okolic Chojna, na której widniały nazwy wszystkich części Chojna, a także okolicznych krain …


Pokonując kolejne kilometry dojechaliśmy do cmentarza we wsi Chojno przy którym umieszczono tablice z historyczną legendą. W wolnym tłumaczeniu; „ Jak Chojanie z drabiną w poprzek lasu szli” ...  :)



Wycieczkę zakończyliśmy przy domku letniskowym ...
Po pokonaniu 19,66 km w czasie 1h 33min 15sek ,ze średnią prędkością 12,65 km/h wiec z krótkiej przejażdżki zrobiła się wycieczka :)