poniedziałek, 30 sierpnia 2010

Królik doświadczalny / PIO_TREK

 Ze względu na paskudną pogodę i troskę o nasze rowerki MTB, postanowiliśmy wraz z braciszkiem Mike-m udać się na trening do pobliskiej Hali "Nałęcz". W trakcie 1,5h treningu postanowiliśmy przeprowadzić 30min test "tętna na progu mleczanowym"

W moim wykonaniu wyglądało to następująco: 10 minut spokojnej jazdy, 20 minut rozgrzewki, 30 mininut testu (równa szybka jazda z "wymuszonym oddechem" :) ,ostatnia minuta testu to jazda na maxa aż do tętna 192. ) po zakończeniu testu 30 minut rozjazdu.

 Wyniki 30 minut testu podaję specjalnie dla Wielkiego Analizatora w celu przeprowadzenia badań i wyciągnięcia wniosków.

 Wyniki testu PIO_TREK ; HRmax. 192. HRśr. 178. Spalone kalorie: 511 kcal.

Główny Analizator

Z racji na paskudną pogodę dzisiejszy trening przeprowadzilismy na rowerach spinningowych. Była to doskonała okazja na pojechanie testu tętna na progu mleczanowym.

20 minut rozgrzewki, 30 min testu z czego 20 min pomiaru średniego tętna, 40 min ostudzenia.

W trakcie testu jechałem tak by cały czas czuć "pieczenie" w mięśniach i wymuszony a przez to płytki oddech. Ostatnie 10 min to czysty ból ale jakoś udało się przejechać całe 30 min w równym tempie. Wynik to 176 uderzeń/min. To moje obecne tętno na progu. Porównując ten wynik z średnim tętnem z maratonu w suchym ( 174 uderzeń/min ) można stwierdzić że test wypadł poprawnie.

Ok to wiem już na jakich strefach teraz trenować.

Pozdrawiam

Główny Analizator :)

Powrót na tarczy.../ Mike

Na minioną sobotę i niedziele wraz z Gaborem mieliśmy zaplanowaną wyprawę w Puszcze Notecką. Założenia były takie:


1. Jak najmniej sprzętu ( bez śpiworów, karimat, kuchenki gazowej itp ) "only krzesiwo" namiot był jedynym wyjątkiem.

2. Idziemy na azymut omijając dukty leśne.

3. Rozbijamy obóz nad jakąś rzeczką lub jeziorem i ćwiczymy różne techniki rozpalania ognia, budowy szałasu itp.

4. Mamy przy tym wszystkim kupę zabawy.



Azymut 330
Tak wyglądały założenia a jak wyglądała rzeczywistość? A no trochę mniej kolorowo. Zaczęło sie od tego że zapowiadana pogoda miała obfitować w deszcz. W sobotę rano było przyjemnie, sporo słońca na niebie więc podjęliśmy decyzje że ruszamy. Ania "desantowała" nas za Wronkami. Krótka odprawa na temat nawigacji i sposobów orientowania się w terenie i ruszyliśmy w drogę. Na początku było bardzo przyjemnie ciepło, sucho i sympatycznie. Gabor bardzo szybko załapał o co chodzi w marszu na azymut, orientowaniu mapy, i kilku sztuczkach pomagających w marszu przez las które mu pokazałem. Po drodze spotkaliśmy sarnę, jelenia oraz padalca wygrzewającego sie w promieniach słońca.

Po około 2,5h osiągnęliśmy pierwszy zaplanowany punkt na naszej trasie, wzgórze oddalone o około 7km na północ od Wronek. Niby nic wielkiego ale jest powód do dumy: idąc tylko na azymut, korygując go kilkakrotnie po drodze weszliśmy wprost na słupek znakujący wysokość tego wzniesienia. Precyzja jak w broni cyfrowej.

Azymut 80
Po krótki postoju wyznaczyliśmy nowy kierunek marszu i dziarsko ruszyliśmy w dalszą drogę. I tu sielanka się kończy. Rozpadał się tak silny deszcz ze widoczność spadła do kilkunastu metrów po mniej więcej godzinie deszcz nabrał jeszcze bardziej na sile i przemienił się żeby było "fajniej" w grad. Kompletnie przemoczeni doszliśmy do drogi nr. 140 pomiędzy Jasionną a Smolarami. I tu podjęliśmy decyzje żeby zakończyć nasza wyprawę. Dalszy marsz nie miał większego sensu. Cały czas padało i zarówno prognoza pogody jak i wygląd horyzontu nie zapowiadały polepszenia sytuacji ( jak sie później okazało rzeczywiście nie było lepiej ). Powiem szczerze ze osobiście nie miałem ochoty złapać jakiegoś przeziębienia. Tak więc 1h później Ania odebrała nas z Jasionnej.



Drożdzówka na bufecie
Cisza przed burzą

Obiecaliśmy sobie że powtórzymy tą wyprawę tym razem lepiej się do niej przygotowując!

Z tej wyprawy wróciliśmy na tarczy alej jak mawia wielki myśliciel Pio-Trek "Wszystkie bitwy naszego życia czegoś nas uczą. Nawet te przegrane".



Mike




niedziela, 29 sierpnia 2010

Niedzielny trening do Wronek / PIO_TREK

W dzisiejszym dniu pogoda była w kratkę, raz słońce ,raz deszcz. Mimo to popołudniu wskoczyłem na rower i przez Piotrkówko i Sycyn dojechałem do lasu ,aby dotrzeć nim przez Obrzycko do Wronek. W "więziennym mieście" zameldowałem się w czasie 59min, co jest dla mnie bardzo dobrym czasem. Zwalniając trochę i odpoczywając zjadłem banana, napiłem się i ruszyłem w drogę powrotną. Starałem się jechać równo, ale już nie tak szybko. Za Obrzyckiem odbiłem na Twardowo i Grabówiec. Wyjeżdżając z lasu byłem strasznie obłocony ,a rower wyglądał jeszcze gorzej :) Przekraczając nieznacznie dwie godziny ( 2h 4min ) dotarłem do domu w Szamotułach pokonując 55,5 km. Mimo nie najlepszej pogody trening zaliczam do przyjemnych i udanych. Temp: 14 °C. Wiatr: płd.-zach. o prędkości 10 km/h. HRmax 184. HRśr 161. Spalone kalorie: 1818 kcal.

Ślad GPS:
 http://www.sports-tracker.com/#/workout/Piotrek19754/4iqh26n0t41b7opq

czwartek, 26 sierpnia 2010

Powrót do korzeni / PIO_TREK

Dzisiaj wyruszając na kolejny trening MTB po okolicznych lasach, postanowiłem pojechać w miejsce w którym wszystko się zaczęło. Ale o tym później... Dzień dzisiejszy przywitał mnie chłodem i chmurami, mimo to postanowiłem ubrać się na "krótko" i pójść na rower. Za namową mamy spakowałem dodatkowo do plecaka kurtkę przeciw deszczową. Na początek z Szamotuł skierowałem się na Grabówiec , Twardowo i lasami dotarłem do Obrzycka. Przeprawiając się mostem przez Wartę, asfaltem podążyłem do Stobnicy. Na miejscu okazało się że teren wokół stawu i młyna został powiększony , ogrodzony a za płotem usypano górę z ziemi wykopanej w miejscu stawu. Podążając wzdłuż płotu i dalej drogą leśną dotarłem do góry na której znajduje się nowa dostrzegalnia. Parę lat temu na moim pierwszym "góralu" po raz pierwszy w to miejsce zabrał mnie braciszek Mike. Na tej właśnie górze uczył mnie jak pokonywać trudne technicznie podjazdy, jak zjeżdżać i zmieniać pozycję na rowerze. To w tym miejscu wszystko się zaczęło i tutaj są moje korzenie. Dziękuje Ci bardzo Mike, wszystko dzięki Tobie :)

Po prawej od roweru, "nasz" trudny technicznie podjazd.
 Dzisiaj to miejsce wygląda zupełnie inaczej. Miejsce starej drewnianej wieży zastąpiła nowa betonowa dostrzegalnia, dużą część lasu wycięto a teren zaorano. Nadal można "naszym" podjazdem dotrzeć do dostrzegalni i cały czas jest on trudny technicznie, choć dziś potrafię go już pokonywać. Istnieją jeszcze dwie możliwe drogi wjazdu na tę górę, ale dzisiaj niestety nie idzie ich połączyć w jeden ciekawy "singiel track". Wszystko przez nową dostrzegalnię i podstawę starej wieży, które trudno objechać, a one skutecznie tarasują  trzy drogi podjazdu.

Widok na nową dostrzegalnie p-poż koło Stobnicy.

 Pokonując parę razy wszystkie możliwe podjazdy, zrobiłem sobie dzisiaj mały trening interwałowy. Po wszystkim postanowiłem trochę odpocząć i kliknąć parę  pamiątkowych fotek.
Wyruszając w dalszą podróż udałem się asfaltem z powrotem do Obrzycka, gdzie skręcając w prawo przy restauracji "Na skarpie" podążyłem lasem w kierunku Wronek. Drogę do i z Wronek starałem się przejechać równo ,ale spokojnie odpoczywając trochę po interwałach. Starając się przyspieszyć od Obrzycka okazało się po ok. 2-3 km że jestem zagotowany i muszę zwolnić albo odpocząć.

Mostek na Samie w okolicach Kobylnik.
 Zatrzymałem się więc na mostku przy leśnych polanach ,a w plecaku na szczęście znalazłem jakieś ciasteczka zbożowe, które mnie uratowały. "Najadłwszy" się i "napiwszy" spokojnie ruszyłem do domu przez Twardowo i Grabówiec. Pokonując 72km w czasie 2h 55min zakończyłem piękny "wspomnieniowy" trening.
HRmax 173. HRśr 142. Spalone kalorie: 2436 kcal.
Dzisiaj przez robienie zdjęć sport-tracker zwariował i trening zerwał się na górze koło Stobnicy.





Zerwany ślad GPS: http://www.sports-tracker.com/#/workout/Piotrek19754/c25vss266b3t0idd

środa, 25 sierpnia 2010

Regeneracja

Krótki spokojny trening regeneracyjna nad Wartą. Starałem się nie przekraczać 140 uderzeń serca na minute.

Hr avg 120, Hr max 153, dst 30.4km cad avg 95, kcal 585, zmenczenie 4

Ślad GPS http://www.sports-tracker.com/#/workout/michalwiktor/e92lkcheri28fbuk

Mike

Szlak Roku

Pierwszy od dłuższego czasu trening z górkami. Plan zakładał spokojny dojazd do Obornik potem trochę interwałów na północnym brzegu Warty w kierunku Murowanej Gośliny, odpoczynek do Rakowni i znowu interwały w Puszczy Zielonce wraz z wjazdem na Dziewiczą Górę i rozjazd przez Poznań.

Nad Wartą koło Obornik
Jak zaplanowałem tak zrobiłem do Obornik spokojnie jechałem trasą maratonu w Suchym, dużo błota i momentami gnoju, mam namyśli taki prawdziwy gnój od zwierząt hodowlanych typu krowa, świnia czy koń. Wiał boczny zachodni wiatr, który przeszkadzał ale jakoś noga podawała.








Za obornikami kilka zjazdów i podjazdów, tętno trochę skoczyło, po drodze zahaczyłem o "altankę" z serii tych co Pio_Trek opisał kilka postów temu.


"Altanka"
Jechało mi się dobrze nawet bardzo dobrze aż tu nagle gdzieś przed Murowana bach nogi puściły i jechało mi się jeszcze lepiej:). W Rakowni fotka dla Tomka i rodzinki i spokojny dojazd do Kaminśka w poszukiwaniu czerwonego szlaku który miał mię zaprowadzić na Dziewiczą Górę. I tu przechodzimy do sedna posta. Tak jak drogę rowerową prowadzącą przez Hel, zwłaszcza jej odcinek pomiędzy Juratą a Helem można nazwać najpiekniejszą ścieszką rowerową jaką jechałem w tym sezonie to czerwony szlak przez Puszcze Zielonkę z pewnością można określić jako najgorzej oznakowany szlak tego sezonu. Kompletny brak konsekwencji znakującego, najpierw znaki na co drugim drzewie potem zakręt 90 stopni w lewo i co? i jajco! koniec znaków. Sprawdziłem wszystkie drogi na tym skrzyżowaniu i żadnego znaku na przestrzeni kilometra. Tak więc olałem jazdę szlakiem i pojechałem na nos nawigując obserwując słonce. Nawet za bardzo na mapę nie patrzyłem.

Costa de Rakownia

Nie wiem jak to nazwać ale jakoś instynktownie wyczuwam kierunek w którym się poruszam i potrafię zobrazować sobie w głowie w którym miejscu się znajduje ( oczywiście po przestudiowaniu mapy terenu przed wyruszeniem ). Tak wiec bez większych problemów dotarłem do niebieskiego szlaku który zaprowadził mnie na Dziewiczą. Nareście pierwsza większa górka od kilku tygodni. Nawet nie wiedziałem jak mi tego brakowało. Mimo że w Grecji nie raz przeklinałem podjazd i zastanawiałem się kiedy on się wreście skończy to tak naprawdę okazuje się ze lubię i dobrze mi idzie na długich kilkunasto kilometrowych podjazdach.

Z Dziewiczej już prosto do Poznania, udało mi się rozkręcić nawet niezłe tempo pod wiatr tak koło 35-36km/h, fajnie się jechało.

Ogólnie zrobiłem 83km i jechało mi się dobrze, mały kryzys po zgubieniu szlaku ale wynikał on bardziej z rozdrażnienia niż zmęczenia fizycznego.

Hr avg 142, Hr max 207?, cad avg 95, spd avg 25km/h, asc 330m, zmęczenie 7.

Mike

wtorek, 24 sierpnia 2010

Wielki powrót na szosę / PIO_TREK

Po wielu dniach nieobecności na szosie, dzisiaj udało mi się wsiąść na rower szosowy i odbyć (jak się później okazało) ciekawy trening. Po śniadaniu rozpętała się w Szamotułach ulewa i już myślałem że z treningu nici. Jednak po 20min przestało padać, a po 1h asfalt zaczął przesychać. Nie zwlekając ubrałem szybko strój kolarski i wyruszyłem na trening. Z Szamotuł przy sprzyjającym wietrze bardzo szybko dojechałem do pierwszej krzyżówki Obornik (24min). Przejeżdżając przez pięknie odrestaurowany stary most dotarłem do równie pięknego rynku w Obornikach. Z nadwarciańskiego miasta udałem się w kierunku Obrzycka i przez Piotrowo dotarłem do Wronek. Od Obornik do Wronek cały czas wiał przeszkadzający wiatr i bardzo trudno było utrzymać prędkość powyżej 30 km/h. Za Wronkami po przejechaniu ok 56km miałem czas 1h35min i podążałem w kierunku Ostroroga i dalej Lipnicy. Tam korzystając z ostatnich łyków picia i wiejącego wiatru w plecy  pomknąłem w kierunku Szamotuł. W domu po pokonaniu 83km zameldowałem się z czasem 2h 24min :) To chyba rekord trasy. Mimo bardzo dobrego wyniku czułem się wyczerpany i pod koniec nogi już za dobrze nie podawały. Może to być spowodowane tym że już dawno tak długo i równo nie jechałem na szosie, a wymaga to stałych treningów. Jazda po lesie to jednak inna bajka i jest to raczej interwał. Mimo padającego wcześniej deszczu, dzień uznaje za pogodny. Temp: 24 °C. Wiatr: płd.-zach. o prędkości 26 km/h. Pierwszy od dluzszego czasu trening na szosie. Do Obornik bardzo szybko, pozniej do Wronek spokojnie. HRmax 176. HRsr 160. Spalone kalorie:  2128 kcal.
Ślad GPS:
 http://www.sports-tracker.com/#/workout/Piotrek19754/arfnbkk37u4g309g

poniedziałek, 23 sierpnia 2010

Trening po imprezowym weekendzie / PIO_TREK

Dostrzegalnia we Wronkach.

Trek na zakazanym terenie.

Dzień ciepły ,ale pochmurny. Temp: 25 °C. Wiatr: płd.-wsch. o prędkosci 6 km/h. Pierwszy trening po imprezowym weekendzie i powrocie z wakacji. Do Wronek lasami przez Twardowo i Obrzycko ,starałem się dojechać jak najszybciej. Cel został osiągniety w czasie ok. 50min, co jest bardzo dobrym rezultatem. dalej spokojnie pojechałem na dostrzegalnie przy której zrobiłem sobie przerwę na ciastka  i kliknąłem parę fotek.






 Z Wronek asfaltem przejechałem do Nowego Krakowa, by dalej lasami dojechać do Obrzycka. Do Brączewa asfaltem starałem się przejechać jak najszybciej, by dalej do Szamotuł odbyć spokojna regenerację. Dzień i trening zaliczam do udanych.








Ślad GPS:
http://www.sports-tracker.com/#/workout/Piotrek19754/eiekoqju0dk516um

Chojno 9-20 sierpień 2010 / PIO_TREK

Wraz z małżonką Kasią od 9 sierpnia rozpoczeliśmy urlop wypoczynkwy :)

Dzień 1 / 09.08.2010
Około godziny 14.30 wyruszyłem rowerem MTB w kierunku Chojna. Trasa prowadziła lasami przez miejscowości; Twardowo, Obrzycko, Stróżki, Wronki, Mokrz , Chojno. Jechało się bardzo przyjemnie, pogoda była dobra, a wszystko potęgowała radość z rozpoczynającego się urlopu. Po dotarciu na miejsce okazało się, że jestem pierwszy a Kasia samochodem z bagażami dojechała trochę później.

Ślad GPS:
http://www.sports-tracker.com/#/workout/Piotrek19754/bct738fgmlp91s0k


Dzień 3 / 11.08.2010
Piękna stodoła przy leśniczówce Pustelnia
Tego dnia postanowiliśmy z Kasią, wybrać się na spacer po lasach Puszczy Noteckiej. Z Chojna udaliśmy się w kierunku leśniczówki Pustelnia położonej nad jeziorem Chojno. Pogoda była świetna i spacerowało się bardzo przyjemnie.








Kasia - najlepsza grzybiarka w okolicy.




Kasia wędrując po lesie nie mogła odmówić sobie przyjemności z szukania grzybów, co po chwili zakończyła sukcesem. Jak się później okazało nie był to jedyny grzyb zanaleziony tego dnia. Z Pustelni wyruszyliśmy w dalszą wędrówkę w kierunku jeziora Samita.









PIO_TREK - planowanie dalszej trasy

 Spacerując lasami pięknej Puszczy Noteckiej dotarliśmy nad jezioro Kłuchówiec, gdzie postanowiliśmy odpocząć na drewnianym pomoście.Po małym posiłku i łyku wody poszliśmy w kierunku góry Pustelni (88m n.p.m), więc nie wiem dlaczego nazywana jest górą?











Góra Pustelnia - pozostałości po wieży obserwacyjnej.






Po ciężkiej wspinaczce ;) zmęczeni dotarliśmy na szczyt, gdzie oczom naszym ukazały się pozostałości po starej drewniane wieży obserwacyjnej. Kasia pamięta wieżę jak stała jeszcze cała w tym miejscu, ,poniewaz chodziła tam na pierwsze wakacyjne randki ("Kwiatek").
Po długim 17km spacerze, zmęczeni ,ale szczęśliwi dotarliśmy z powrotem do domku letniskowego położonego nad jeziorem Radziszewskim. Zdziwieni że pokonaliśmy pieszo tak długi dystans, przystąpiliśmy do przyrządzania pysznej kolacji ze znalezionych grzybków.

Ślad GPS:
http://www.sports-tracker.com/#/workout/Piotrek19754/bccqij3cffb5lmgv


Dzień 5 / 13.08.2010
Wraz z braciszkiem Mike-m wyruszyliśmy na trening MTB połączony z wycieczką krajoznawczą. Udało nam się dotrzeć lasami do Krzyża, a następnie do Wielenia gdzie zrobiliśmy rekonesans trasy maratonu "Michałki". Po wypiciu coca-coli i zjedzeniu bananów wyruszyliśmy z Wielenia w drogę powrotną natrafiając na leśny "highway" czyli leśną autostradę. Prosty i długi na ok.10km szutrowy bardzo szeroki odcinek leśnej drogi. Autostradą dojechaliśmy do Mężyka ,a dalej leśnymi szlakami przez Mokrz do Chojna.
Ślad GPS:
http://www.sports-tracker.com/#/workout/Piotrek19754/8jgiulinupfuiqah


Dzień 7 / 15.08.2010
Pakawi
Po dniu przerwy na sobotnie piwkowanie i grillowanie, wyruszyliśmy z Mike-m w kolejną wycieczkę po naszej ukochanej i pięknej Wielkopolsce. Przeprawiając się promem przez rzekę Warte dotarliśmy do miejscowości Pakawie, udając się następnie w kierunku Dąbrowy.
Podążając dalej trafiliśmy na "czarny szlak" , który okazał się CZARNĄ DZIURĄ czyli miejscem gdzie straciliśmy całkowicie orientację. Ja ze "strachu" zamilkłem, co jeszcze bardziej zdekoncentrowało Michała, ale po jakimś czasie doszedł do siebie i wydostał nas z trudnej sytuacji ,a ja odzyskałem głos :)







Wiadukt kolejowy koło Chrzypska Małego.



Wypluci przez "czarną dziurę" wylądowaliśmy w okolicach przepięknego wiaduktu kolejowego, gdzie zrobiliśmy sobie krótki odpoczynek i parę pamiątkowych fotek.








 
Mike pilnuje drewna



Podążając dalej przez: Łężeczki, Łężcze, Lutomek i Grobie dotarliśmy do Sierakowa w którym zatrzymaliśmy się na tradycyjna coca-cole. Tworząc drużynę w jednakowych strojach i na jednakowych rowerkach, wzbudzaliśmy wielkie zainteresowanie wśród wypoczywających ludzi. Rozpierani dumą pojechaliśmy dalej lasami przez Bucharzewo, trafiając na składowisko drewna, przy którym pstrykneliśmy parę fotek. Pokonując 60km zakończyliśmy wspaniałą i ciekawą wyprawę.


Ślad GPS:
http://www.sports-tracker.com/#/workout/Piotrek19754/8i5g54vg6c2d0smp


Dzień 9 / 17.08.2010
Po wyjeździe Mike-a, samotnie "czerwonym szlakiem" wyruszyłem na kolejny "trening"  MTB. Podążając przez; Bukowiec, Jeziorno, Borowy Młyn, Kukułkę dotarłem do miejscowości Zatom Nowy, gdzie miałem zamiar przeprawić się promem przez rzekę Wartę. Niestety na miejscu okazało się że w godzinach 12.30- 15.00 prom ma przerwę w kursowaniu i dalsza podróż jest nie możliwa. Jeżdżąc po wsi próbowałem jeszcze bez skutecznie znaleźć operatora promu. Zawiedziony zaistniałą sytuacją, szosą wróciłem do Sierakowa, a dalej lasami pojechałem do Chojna.
Ślad GPS:
http://www.sports-tracker.com/#/workout/Piotrek19754/3ijg8utqhfr0prn3


Dzień 10 / 18.08.2010
Spokojna wycieczka rowerowa po lasach i okolicach wsi Chojno, razem z żoną Kasią.
Ślad GPS:
http://www.sports-tracker.com/#/workout/Piotrek19754/aj84b27gfd1t3lh4


Dzień 11 / 19.08.2010
Spacer połączony z grzybobraniem. Wspólnie z Kasią po śniadanku wyruszyliśmy lasami do Gogolic. Niestety jak się później okazało w lesie nie było zbyt wiele grzybów, choć parę sztuk udało się znaleźć.
Gogolice - połowa długiego marszu.
Jednak jak na pokonany dystans i powierzchnię lasu jako obeszliśmy, należy uznać że czas grzybobrania dopiero nadejdzie. Chociaż Kasia uważa,że to moja wina bo szliśmy za szybko i za blisko drogi, a grzyby rosły dalej w lesie :) Po pokonaniu 24km marszu zmęczeni ,ale szczęśliwi dotarliśmy do Chojna.









Ślad GPS:
http://www.sports-tracker.com/#/workout/Piotrek19754/c15nk5sm566ns029


Dzień 12 / 20.08. 2010
Bucharzewo - altana "all for planet"
Powrót z Chojna do domku. "Spakowawszy" żonie samochód, wyruszyłem drogą  okrężną rowerkiem do Szamotuł. Podążając leśnym szlakiem dotarłem do okolic Bucharzewa ,gdzie zatrzymałem sie przy ciekawym projekcie m.in Allegro www.allforplanet.pl. Są to bardzo ciekawe i pomysłowe "altany" stawiane na szlakach w całej Polsce. Zawierają zadaszony stół i ławki oraz mapę terenu w którym się aktualnie znajdujemy, a także stojak rowerowy oraz śmietnik. Należy mieć nadzieję że wandale oszczędzą takie miejsca.

Łężeczki - punkt widokowy na J.Chrzypskie


Podążając "niebieskim szlakiem" przejechałem przez Sieraków, Górę i dotarłem do okolic Chalina gdzie trochę się pogubiłem z powodu słabego oznakowania szlaku. Korzystając z mapy i nawigacji wyruszyłem w dalszą drogę przez : Kurnatowice, Grobie, Lutomek i Łężcze docierając na punkt widokowy w Łężeczkach. Niestety przejeżdżając przez Chrzypsko Małe natrafiłem po raz kolejny na "czarny szlak" i wchłonęła mnie CZARNA DZIURA, tak jak wcześniej z Mike-m.




W jakiś cudowny sposób udało mi się z niej wydostać i mogłem kontynuować wycieczkę. Podążając przez: Nojewo, Zajączkowo, Wilonek dotarłem do Ostroroga, a dalej przez Rudki i Jastrowo do Szamotuł. W sumie pokonałem 98km i z zadowoleniem dotarłem do domu.

Ślad GPS:
http://www.sports-tracker.com/#/workout/Piotrek19754/bfbcf6mjlondgnfv

W okolicach Grodziska Wlkp.

Niedziela 22.08.2010. Trening po wczorajszym grillu tak wiec na "zmęczeniu". Podeszłem do niego spokojnie tętno miałem wysokie od początku mimo niskiej intensywności wysiłku. tak wiec nie "poodciskałem". Po jakieś godzinie "zmęczenie" puściło  i jechało się ok. Wyszła nawet niezła średnia około 26km/h cały czas po lesie. Tereny te są naprawdę urokliwe był odcinek który prowadził wąską ścieżką pomiędzy świerkami. Kurde prawie jak w górach. Sporo piachy i korzeni no i wiatr przez 90% treningu boczny przerzkadzający. Hr avg 158, Hr max 221!!!!! ( polar coś ostatnio wariuje ), spd avg 26.3km/h, cad avg 98, asc 100m, kcal 1564, zmęczenie 7.
Piękno Wielkopolskiej przyrody
"Perła 24"


Piach, piach... i jeszcze odrobina piachu



Pozdrawiam Mike

sobota, 21 sierpnia 2010

Suchy-Łubnica

To maił byc spokojny trening regeneracyjny i taki wlasciwie był. Wiatr trochę to utrudniał i ogólnie źle mi się jechało. Do celu dojechałem zmęczony ( czyli raczej nie zregenerowany! :( ).Najważniejsze że trening zaliczony. Po drodze zrobiłem parę fotek.

przejazd kolejowy w Ptaszkowie

Droga przez kukurydze






Linia kolejowa Poznań-Wolsztyn

Ślad GPS http://www.sports-tracker.com/#/workout/michalwiktor/bk42p880t5s2v9mp


Mike

czwartek, 19 sierpnia 2010

Dynamiczna Pogoda...

Wczoraj odbyłem bardzo ciekawy i dość intensywny trening. Pojechałem na jedną z moich ulubionych tras ( w kompleksie leśnym leżącym pomiędzy wsią Lipnica a Zajączkowem ), równa ,szybka, miejscami przypominająca swoim podłożem szlaki górskie, nie za dużo piachu i często można spotkać tu dziką zwierzynę.

Po 20min rozgrzewce przeprowadziłem 5 10 minutowych interwałów w strefie 5 ( tempo wyścigowe, powyżej progu ) z 10 minutami odpoczynku w strefie 3 pomiędzy nimi. W czasie interwałów czułem się dobrze, jak tylko mogłem to dokręcałem ile sił w nogach, momentami jechałem 35-37km/h w LESIE!!!. Cudowne uczucie. W trakcie odpoczynków musiałem się kontrolować by nie rozpędzać się zbytnio. Ostatni interwał prawdziwy odlot, ostatnie 5min ćwiczenia jechałem po asfalcie i 40km/h nie schodziło z licznika:) mega fajne uczucie.

W trakcie treningu spotkało mnie zjawisko które "pogodynki" nazywają "Dynamiczną Pogodą". Jadę sobie w słoneczku i tu nagle oberwanie chmury. Ale takie prawdziwe, ściana wody ograniczająca widoczność. Droga momentalnie zamieniła się w strumień. Całe zjawisko trawało może z 15 minut ale przeżycie niesamowite. Ulewny ciepły deszcz, słonce na niebie, tętno w okolicach 185 uleżeń serca na minute, adrenalina i endorfiny ( reakcja organizmu na stres jakim jest wysiłek fizyczny ) wrzą we krwi po prostu niemal mistyczne przeżycie.

Na koniec kilkunasto minutowe wystudzenie po Szamotułach.

Hr avg i max ( nieznane bo polar coś fiksował ), cad avg 94, asc 125, kcal 1736, zmęczenie 7

Ślad GPS http://www.sports-tracker.com/#/workout/michalwiktor/ak2c0npe99bmf95v

Mike

wtorek, 17 sierpnia 2010

Chojno camp 2010

W miniony Weekend odbyliśmy dwa bardzo udane i przyjemne treningi w Puszczy Noteckiej ( nie NadNoteckiej jak niektórzy błędnie ją nazywają ) oraz na pojezierzu Sierakowskim.

Puszcza Notecka
Piotrek i Wiara


Pierwsza bardzo szybka, pełna przepięknych widoków jazda  odbyła się po pętli: Chojno, Sieraków ( jego północne okolice ), Krzyż Wlkp, Wieleń, Rzecin, Chojno. W sumie 89km czystej przyjemności, po drodze jechaliśmy końcowym fragmentem trasy maratonu w Wieleniu, tak wiec można powiedzieć że zrobiliśmy rozpoznanie "kluczowych" kilometrów planowanego wyścigu. Kluczowe to one będą ale pewnie nie dla nas a jak już to decydować się będą losy tego czy dojedziemy czy nie:).


W Wieleniu zaliczyliśmy też krótki postój na banana i cole. Naładowani energią ruszyliśmy na południe drogą na Męrzyk. Właściwie to była swego rodzaju leśna autostrada. Dobrze przygotowana droga pożarowa, szeroka na jakieś 8m ( plus "pobocze następne 8m ) całkowicie pozbawiona zakrętów prosta o długość około 10km. Kurcze ja osobiście czułem się jak w Australii lub w Arizonie. Cały czas trzymaliśmy szybkie tempo około 30-31km/h niestety wyczęsło nas niemiłosiernie. Nie rozumiem po co wyrównują te drogi cieższkim sprzętem, po kilku dniach od zabiegu tworzy się swego rodzaju tarka na której ni jak nie można utrzymać rytmu. Po tych 10km ręce miałem tak obolałe jak bym z 67m2 płytek podłogowych wniósł na poddasze!

Za to z Męrzyka do Rzecina jechaliśmy po piasku ale nie jakimś byle jakim tylko suchutkim i kąsystencji mąki i do tego górki. Tętno w okolicach progu przez ładnych parę minut. Ale mimo to mnie osobiście jechało się dobrze, noga podawała i nie czułem zmęczenia.

W ogóle nastąpiła jakaś drużynowa Hiper kompensacja. Nie pamiętam kiedy oboje w jednym dniu mieliśmy z Piotrem  tak dobre samo poczucie!

Z Rzecina spokojnie czerwonym szlakiem do Chojna. Po drodze spotkaliśmy jeszcze dwie Łanie. Stały na drodze przed nami w odległości nie większej niż 30m. Jak nas zobaczyły czmychnęły w zarośle i tyle je widzieliśmy.



Na następną z założenia turystyczni-rekreacyjną jazdę wybraliśmy się na Pojezierze Sierakowskie. Rzeby dostać się na południowy brzeg Warty przeprawiliśmy się promem w Chojnie. Tym samym przy którym kończyliśmy naszą wyprawę kajakową tydzień wcześniej. Do tej pory ją wspominamy a ja osobiście patrzę na Warte od tej chwili zupełnie inaczej - dzięki Piotrek!.

Prom w Chojnie

Głównym celem wycieczki uczyniliśmy przejazd pod wiaduktem kolejowym niedaleko Chrzypska Wielkiego. Obiekt ten leży na nieczynnej już trasie kolejowej z Szamotuł do Międzychodu. Konstrukcja z XIX wieku wykonana ze stali i wsparta na przyporach wykonanych z cegły. Piękny obiekt architektoniczny. dziś niestety nieżtrzeje.

Czerwony szlak

















Dalej w kierunku Sierakowa. w Łężeczkach Piotrek złapał kapcia. Z Sierakowa przekroczyliśmy ponownie Wartę i  spokojnie z kilkoma przerwami na fotki dojechaliśmy do Chojna. A w Chojnie "DNI CHOJNA 2010". Hmmm specyficzna impreza specyficzna.... ale o tym przy innej okazji.

Ślad GPS:
http://www.sports-tracker.com/#/workout/michalwiktor/9v3vuil815r6fhei


czwartek, 12 sierpnia 2010

Poranny trening

7:30 i już po treningu. Krótki trening z domu do pracy. Ciężko było rozkręcić nogi z powodu wczesnej pory a i wczorajszy grill a raczej piwko wypite do niego miał na to wpływ. Tempo spokojne, ulice puste, super sposób na rozpoczęcie dnia.

Hr avg 145, Hr max 172, 27km, spd avg 28.2km/h, cad avg 97, kcal 577, zmęczenie 4.

Ślad GPS http://sportstracker.nokia.com/nts/workoutdetail/index.do?id=2840916

Mike

wtorek, 10 sierpnia 2010

Maraton Suchy Las relacja Mike

Uff... maraton w Suchym już za nami było naprawdę ciekawie ale po kolei.

Rowerek przed wyścigiem
Zapowiadał się deszczowy i pochmurny dzień w nocy padało tak więc było pewne że pojedziemy po błocie a pamiętając zeszło roczny maraton trochę się tego obawiałem. Cóż to chyba taka nowa świecka tradycja z e w Suchym jedziemy po mokrym.
Mimo brzydkiej pogody nie zrażeni stanęliśmy na linii startu. Dystans mega ( w regulaminie imprezy występuje jako giga - lekki bałagan u organizatora o czym więcej trochę później ) 70km na starcie 165 osób ( mega 89 ). W tle nie zastąpiony Piotr Kurek nawija do mikrofonu. Przed nami kilka godzin maksymalnego wysiłku. Co dziwne teraz jak o tym myślę to nie przypominam sobie żebym choć trochę się denerwował, żadnego moczopendu, sraczki, bólu brzucha pełen luz.

11:00 start runda honorowa i po około 10 min ostry start z "miasteczka" zawodów. Z racji że z Piotrkiem startowaliśmy z tyłu peletonu trzeba było się przedzierać do przodu by przed odcinkiem singiel track-a być w czołowej grupie, co nie było takie łatwe uwzględniając tempo na starcie oraz licznych "turystów" nie dokońca wiedzących jak się zachować w tak dużej grupie, ale udało się jesteśmy w pierwszej połowie stawki.

Ostatnie chwile przed startem
Utrzymywaliśmy szybkie tempo około 33km/h, ja przez pierwsze 50min rywalizacji miałem tętno w okolicach 180uderzeń na minute.Do Chludowa jechaliśmy z Piotrem w jednej grupie doganiając nawet Zbyszka. Cały czas jechałem na przedzie i mówiąc szczerze tak się zastanawiałem czy się nie sfrajeruje ciągnąc jak kretyn innych, próbowałem zejść do tyłu i dać innym trochę popracować ale reszta raczej nie była chętna a jak już ktoś wyszedł do przodu to czułem że mnie zwalnia. Sam nie wierze w to co pisze ale był to mój najlepszy początek wyścigu w mojej amatorskiej karierze.

"Ostry" Start
Po dojechaniu do asfaltowego odcinka stworzyła się grupka 5 zawodników ( sami mastersi i ja ), weszliśmy na wachlarz i tak przez następne kilka kilometrów współpracowaliśmy trzymając tempo około 40-43km/h ( przez moment po zjeździe dokręcałem przy prędkości 58km/h MASAKRA nigdy czegoś podobnego nie czułem! ). Niestety Piotrek "zawisł pomiędzy moją grupką a goniącą go grupą Zbyszka. Potem się dowiedziałem ze nie mogli go dość mimo zmian i współpracy. WIELKI SZACUN dla Piotra takie rzeczy obrastają w legęde w środowisku wyścigowym. Po wjechaniu do lasu okazało się bardzo szybko że mastersi nie potrafią po lesie jeździć. Owszem ciągną mocno czasami nawet bardzo mocno ale cały czas szarpią. 300m 35km/h potem znowu 27km/h i tak cały czas. Mi osobiście taki styl jazdy nie odpowiada i mnie męczy ale jakoś udało się utrzymać z nimi.

Odcinek trasy na poligonie przed Biedruskiem prowadził po zaoranych podmokłych terenach, trudno było usiedzieć na siodełku. Z Biedruska jechaliśmy wzdłuż warty w kierunku Poznania, fajny szybki i malowniczy zarazem odcinek. Na tym etapie rywalizacji zostało nas już tylko troje i cały czas skok do przodu i wolniej do przodu i wolniej, zaczęło mnie to juz solidnie irytować. Z łatwością mógłbym zgubic moich tymczasowych partnerów na jednym z podjazdów ( nie była to ich mocna strona ) ale co dalej, ostatnie 20km samemu do mety nie to nie był dobry pomysł.

Udało sie! Wreście meta
Tak sobie jadę i jadę i tu nagle jak to zwykle bywa ODCIĘCIE. Tak gdzieś na 54km kryzys i grupka zaczęła mi odjeżdżać ( powoli co prawda ale jednak! ). Tak więc ostatnie kilometry pokonałem sam walcząc z osłabieniem. Na odcinku prowadzącym przez morawsko zastanawiałem się po jaką cholerę za proponowałem poprowadzenie trasy tędy. Do tego doszła jeszcze gleba sklejona za wysypiskiem śmieci. Ale udało się dojechałem, tracąc czas ale nie pozycję.

Meta. Jest dobrze czuje że był to najlepszy mój występ i tak było jak się później okazało byłem 7 w elicie. No normalnie ŻYCIÓWKA:). Do tego Piotr 8 w swojej kategorii. Naprawdę dobry drużynowy wynik!!! Oby tak dalej.

Pozostaje tylko odpowiedzieć sobie co dalej. Jaki system treningowy wybrać żeby utrzymać formę, nad czym teraz popracować i najważniejsza rzecz czym było spowodowane odcięcie które mnie spotkało?

Rowerek po wyścigu



Czas 2h 33min, Hr avg 174, Hr max 190, asc 330m, cad avg 101, spd avg 27.1km/h spd max 66.2km/h, kcal 2047, zmęczenie 9









Slad GPS http://sportstracker.nokia.com/nts/workoutdetail/index.do?id=2832528


Podziękowania dla Ani za fotki i doping

Mike

poniedziałek, 9 sierpnia 2010

Spływ Wartą

DZIEŃ 1

Punktualnie o 12:31 wyruszyliśmy z przystani na osiedlu piastowskim w Poznaniu za cel na ten dzień obraliśmy dopłynięcie za Oborniki w celu znalezienia jakiegoś spokojnego miejsca na nocleg.
Pierwsze 30 minut płynęliśmy spokojnie wyczuwając kajaki i ich oraz nasze możliwości przy okazji podziwiając Poznań z innej perspektywy. Tego dnia odbywały się zawody wędkarskie i praktycznie przez cały odcinek poznański płynęliśmy lewą stroną rzeki by nie przeszkadzać wędkarzom, zresztą wędkarze jak sie później okazało towarzyszyli nam praktycznie na całym dystansie spływu. Nie spodziewałem się że Warta jest tak oblegana przez wędkarzy. Niestety drugi elementem towarzyszącym nam przez pierwsze kilometry były duże ilości śmieci płynących rzeką. To smutne że rozwój cywilizacyjny który byłby nie możliwy bez takich rzek jak Warta zanieczyszcza je w takim stopniu.

Okolice Czerwonaka
Narada na wodzie

Opuściwszy Poznań podkręciliśmy trochę tempo. Po dopłynięciu do Biedruska pozwoliliśmy sobie na chwile odpoczynku, chłopaki zorganizowały sobie nawet bufet.

Nawigator w akcji
Pan Piotr


Nie wiem z czego był ten pasztet który wszamali ale musiał dawać niezłego kopa! Bo przez następne kilka kilometrów jedyne o czym myślałem to czy dam rade ich dogonić i co do jasnej cholery oni mają w tym pasztecie!
Oborniki powitały nas mostem kolejowym potem most drogowy i na pożegnanie stary wąski drogowy most którego do nie dawna jeszcze nawierzchnia była wyłożona drewnianymi belkami.

Mike
Po minięciu miejscowości Bąblinek postanowiliśmy poszukać miejsca na biwak. Ponieważ gonił nas czas ( ze względu na zapowiadane ulewne opady deszczu które do tej pory nas jeszcze nie "namierzyły” ) podjęliśmy szybko decyzje. Która była strzałem w dziesiątkę. Desantowaliśmy sie na niewielką piaszczysta plaże na północnym brzegu Warty.
Ślad gps: http://sportstracker.nokia.com/nts/workoutdetail/index.do?id=2827310

BIWAK
Po wciągnięciu na brzeg kajaków w sposób zupełnie automatyczny wręcz instynktowny każdy zajął się przygotowaniem innej części obozowiska. Zaskoczyło mnie to zupełnie, działaliśmy jak kolektyw jak zgrana drużyna jak dobrze naoliwiona maszyna ba! jak oddział zaprawianych w boju komandosów a była to przecież pierwsza wspólna wyprawa w tym gronie. Chłopaki jestem z nas dumny!!!

Ognisko nad brzekiem Warty
Po zabezpieczeniu sprzętu rozbiciu na wypadek gdyby padało namiotu ( bo w założeniu mieliśmy spać pod gołym niebem ), udaliśmy sie do lasu po drewno na ognisko. 30min później grzaliśmy sie juz w jego cieple. I nadszedł ten czas na który Tomek z Piotrek czekali... NO DOBRA JA TEŻ! Żarło :)


Piwo najlepiej smakuje przy ogniu
Menaszki na ogień i do dzieła. Chłopaki zaopatrzyli się tak solidnie w jedzonko że można by okolicznych rybaków wykarmić :). Nie ma to jak posiłek przy ognisku na świeżym powietrzu i w dodatku tuż nad rzeką. Gawędziliśmy tak sobie do 22 gdy wiszące nad nami przez cały dzień chmury w końcu postanowiły uronić pale kropel a na nawet całkiem sporo. Tak więc spanko pod gołym niebem było niemożliwe no dobra możliwe było ale i za razem głupie tak więc skorzystaliśmy z wcześniej przygotowanego namiotu. Po męczącym dniu zaśnięcie nie zabrało nam wiele czasu.




DZIEŃ 2
Pobudka o 8:00. Przez noc drewno przygotowane na ognisko kompletnie zamokło tak wiec z rozpaleniem mieliśmy pewne kłopoty w końcu wspólnymi siłami przy pomocy igieł sosny oraz kory brzozy udało się. Na śniadanko zupka, flaczki, gołąbki kawka i herbatka z igieł sosny ( PYCHA!.. serio naprawdę dobra i co najważniejsze nie dostałem sraczki po niej! ). Osuszenie i czyszczenie namiotu, spakowanie wszystkiego do kajaków i już jesteśmy na wodzie.
Flaczki
Dalej pal się jesteśmy głodni!

Pyszna herbatka
Ręce obolałe po wczorajszym wysiłku i dystans do pokonanie trochę krótszy tak więc postanowiliśmy podejść do drugiego etapu naszej wyprawy rekreacyjnie. Po około godzinie deszcz zaczął znowu padać tym razem słabiej taki sobie kapuśniaczek w dodatku ciepły wiec nie przeszkadzał.
W Obrzycku postój na bufet i małe sikanko. Przed Wronkami przestało padać i zrobiło się bardzo przyjemnie rozkręciliśmy równe spokojne tempo wiosłowania. Na całym dystansie spływu co parę minut rzucały się ryby co jak nam Tomek ( przy okazji nikt tak ciekawie nie opowiada o wędkarstwie… kurde chyba wędkę sobie kupie:) ) wytłumaczył oznacza że jest w rzece dużo drapieżników takich jak szczupak lub sandacz. Tyle Ryb a ty Tomek kur… wędki nie wziąłeś!!!

Dziekujemy za wsparcie wypożyczalni sprzetu kajakowego TWKajak
Most kolejowy w Stobnicy
Za Wronkami czas jakby przyspieszył a kilometry rzeki zaczęły uciekać coraz szybciej. Tak wiec jako wytrawni kajakarze znający się na rzeczy zrobiliśmy sobie przerwę i kolejny bufet za razem. Wartosław, Lubowo i już za kolejnym zakrętem przeprawa promowa w Chojnie gdzie czekały na nas nasze Panie wraz z milusińskimi Tomka.
Piękno Wielkopolskiej przyrody
Obóz na "Rajskej Plaży"

 
Po przycumowaniu Piotrek przeistoczył się w pilota wycieczek po warcie dla dzieciaków Tomka. Kajaki szybko rozpakowane, umocowane na aucie i w drogę do domu. Zdążyliśmy w ostatnim momencie by uciec przed ulewą!

Ślad gps: http://sportstracker.nokia.com/nts/workoutdetail/index.do?id=2827312



Podsumowując bardzo udana wyprawa w doborowym towarzystwie. Pokonaliśmy 90km z średnią prędkością 7.3km/h. Żartów i przekomażania się nie było końca, wysiłek spory ale za to biwak na naszej „Rajskiej Plaży” wynagrodził to z nawiązką.

Mike