Wczoraj wykonałem trening na szosie. Pierwsze 25km to spokojny dojazd pod bardzo mocny wiatr. Następnie poeksperymentowałem trochę i połączyłem kilka ćwiczeń w jedno. Wykonywałem 20sek powtórzenia przyspieszeń z 40sek odpoczynku. Przyspieszałem na siedząco tak by moc i siła pochodziła z bioder. 5 powtórzeń i potem 5min odpoczynku w strefie 1.
Ćwiczenie łączy w sobie trening na tolerancje laktatu, sprint, trening szybkościowy, i moc. Powiem szczerze że powtórzenia są naprawdę trudne i męczące. Pod koniec każdego sprintu miałem jakieś 50km/h co pod wiatr bardzo bolało... i kadencje w okolicach 130 obrotów lub więcej... W sumie wykonałem 25 sprintów i te kilka ostatnich to już była droga przez piekło.
Na koniec 25 km rozjazdu w 1 strefie.
Piękne w trenowaniu jest to że można obserwować swój własny rozwój. Kilka lat temu prędkość 35-40km/h to był szczyt moich możliwości i to osiągany tylko na krótko lub podczas sprintu. Rok temu te prędkości udawało się utrzymać przez parę minut i w opisie treningu pojawiało się określenie "Bardzo Ciężki" A teraz jadę sobie pod silny wiatr 36-38km/h w pierwszej strefie przez kilka godzin na pełnym luzie... Fajnie:)
2:28:30
Hr avg 144, Hr max 173, dist 82km, spd avg 33.50km/h, asc 80m, kcal 1622, zmęczenie 7
Myśl Dnia: I feel need... the need... for speed
No nieźle... Po tym wpisie uswiadomiłem sobie, że moje najlepsze lata mam już za sobą...
OdpowiedzUsuńWszystko jest kwestią treningu... Oczywiście jak już się znajdzie na niego czas:)
OdpowiedzUsuń