środa, 29 czerwca 2011

Kibice na Trasie... / Mike

Ile dziś się na treningu działo... ale moment najpierw browarka należy otworzyć.
.... dobra jestem z powrotem a w kufelku obok złocisty napój :)

Więc tak. Dziś w pracy miałem totalny magiel, nie było czasu dobrze na tyłku usiąść, ciągle w biegu. I do tego ten upał... nie do zniesienia i całkowity brak świeżego powietrza... Duchota pierwsza klasa.

Wsiadając na rower byłem przez to wszystko wymęczony i rozdrażniony. A w planie ciężka sesja treningowa, moc plus wytrzymałość siłowa. Cały dzień ( a właściwe momentami jak mnie gdzieś nie wołali... ) zastanawiałem się gdzie przeprowadzić sprinty na podjeździe? Zależało mi na tym by podjazd jak i miejsce gdzie będę odpoczywał pomiędzy powtórzeniami było schowane w cieniu. Mogłem wybrać się do lasu na górala ale by prawidłowo wykonać ćwiczenia należało je przeprowadzić na szosie..
I znalazłem gdzieś tam w zakamarkach mojego mózgu ( nie wielkiego ale zawsze! ) takie miejsce. Problem w tym że by tam dotrzeć należy przejechać 40km. Ale co tam mam ochotę troszkę posiedzieć na rowerze i mieć czas na przemyślenie paru spraw :)

Ok wsiadam na szosę, wnerwiony jak jasna cholera... pierwsza obserwacja treningu, nowy, jaśniejszy strój znacznie lepiej znosi wysokie temperatury. Ale to przecież logiczne! ... Choć nie do końca bo przecież beduini upierają się na czarno a wątpię że jest im zimno :)

Dojazd był zaplanowany jako spokojna jazda w 1 strefie, i tak starałem się jechać, jedynie na podjazdach podskakiwało troszkę tętno w czasie jazdy na stojąco ale bez podcinania nogi.

Nie mogłem określić jak wieje wiatr. Jak się pod koniec treningu okazało praktycznie cały czas wiał z boku, ale jakoś nie przeszkadzał za bardzo więc nie ma co narzekać. A propo określania kierunku wiatru, dziś dopracowywałem pewną technikę, plułem do przodu.. wiem wiocha na maksa ale starałem się to tak robić żeby nikt nie widział. W tej technice jest jeden mały szkopuł nie należy jej stosować jak domyślamy się że jest jakieś prawdopodobieństwo ze wieje w twarz... no chyba że lubimy własną ślinę :)

Ale wróćmy to meritum... Po dolocie do strefy powtórzeń wykonałem 8 sprintów. Wyglądało to tak: około 40 sekund pod górę w siodełku jak tętno dochodziło do 3 strefy zrzucałem na cięższe przełożenie i sprint na stojąco, jakieś 10 sekund. Potem parę minut rozjazdu i następne powtórzenie.Sesje tą wykonywałem pomiędzy wsią Łężce a wsią Lutom ( okolice Sierakowa ). Na trasie rozjazdu miałem jeden podjazd ( jakieś 3-4% ), zjazd i właściwe wzniesienie. Z 20km tam na kulałem:)
Odczucia: powtórzenia są trudne i męczące ale rzygać się chce już po sprincie wtedy dopiero tętno zaczyna skakać. Tak jak pisałem sprint zaczynałem w 3 strefie a kończyłem w 5a.

Następnie na powrocie każdy dłuższy podjazd jechałem siłowo, na niskiej kadencji i bardzo twardym przełożeniu. Miałem na celu poćwiczyć trochę wytrzymałość siłową. Wszystkie podjazdy w strefie 5a. "Ściankę w Łężeczkach podjechałem z blatu na siedząco:).
Pomiędzy powtórzeniami spokojna jazda w strefie 2 i 3.

W Szamotułach troszkę wycinania Niedzielnych Kierowców i koniec treningu.

Trening wyczerpujący i gorący ale zadowolony jestem z dyspozycji tego dnia, nie było odcięcia i innych problemów. Testowałem dziś GUARANĘ,  fiolka 25ml wypita po sprintach przed podjazdami. Smakuje jak ja pierdole, okropnie, tran którym nas za młodu męczyli przy tym to smakołyk... ale cholerstwo działa! Nie czułem żadnego kopa energetycznego ale nogi bez problemu do końca wytrzymały i to nie małe przecież obciążenia. Będę ją stosował na wyścigach :)

W smaku; bleee ale daje kopa:)
Kolarstwo to magiczny sport. Przyciąga uwagę... jest kilka gatunków "kibiców". Pierwszy to ludzie pozytywnie nastawieni do kolarzy, to dzieci podskakujące na widok kolarza i z uśmiechem na twarzy krzyczące kolarz, kolarz. Jest też inny gatunek...

Zwany "Wieśniaczek Zwyczajny " podgatunek " Debil Klasyczny "
Cechy szczególne: Ogolony Łeb, Dżokejka, Puszkowe piwo Żubr w łapie, dziara wykonana domowym sposobem...
Typologia zachowania: Osobnicy tego gatunku lubią zbijać się w 4 lub 5 osobowe grupy, jeździć autem bez zapiętych pasów, do tego minimum 4 zimne łokcie, muza na maksa, i brak koszulek, na widok kolarza krzyczą pedału kur.. a dziś jeden na mnie szczekał! Tak Tak szczekał...

Jak można jechać autem bez koszulki? przecież to jest 100% wiochy! O przepraszam można jeszcze jechać Be Em Ką bez koszulki ( wersja kwadrat daje + 30 punktów honoru:) ).

Teraz do niedzielnego wyścigu sama regeneracja i wypoczynek. Mam nadzieje że czasu wystarczy...

03h 10min 32sek

Hr avg 148, hr max 183, dist 100.5km, spd avg 31.60km/h, asc 375m, kcal 2150, zmęczenie 7

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz