niedziela, 31 lipca 2011

Cisza ... / Mike

W niedziele Maraton w Suchym Lesie. Trasę w sumie znamy ale tym razem przebiega trochę inaczej wiec warto było sprawdzić jak wygląda, na co ewentualnie uważać… Z racji na fakt iż tegoroczna trasa wiedzie drogą Złotniki – Biedrusko która dostępna legalnie dla rowerzystów jest jedynie w weekend, niedziela była jedynym dniem na objazd.

Odebrałem Pio_trka z domu i ruszyliśmy do Suchego. Padało od rana ale humory w czasie jazdy dopisywały więc deszcz był nam nie straszny i zapowiadał się wesoły trening. Zapowiadał się… bo taki nie był. Od chwili w której wskoczyliśmy na rowery Braciszek zamilkł. Cały czas jechał z tyłu. Ja zwalniam, obracam się, czekam na niego, robię miejsce by mógł jechać obok… ale nie On jedzie z tyłu i nie zamierza tego zmieniać. Nie wiem co mu się dziś stało… uparł się czy co. Jedynym przejawem że nadal jedzie ze mną był jego „rzeczny” wkręt z fotką. A później znowu do tyłu… Tak więc dzisiaj jechaliśmy razem ale osobno.

Wkręt Nr 3
Co ciekawe jak już dojechaliśmy z powrotem do Suchego to się Pio_trek obudził. Żartował, gawędził, zaczepiał:

A jak myślisz Mike ten dźwig jest na luzie i obraca go wiatr?
A co powiesz Mike na tą linie auta?
A czy Mike byłeś kiedyś członkiem jakieś subkultury?

Dowiedziałem się również od Brata że w wyniku kryzysu Krowy cierpią na bulimie !!!!  I tak dalej i tak dalej. No nie możliwe żeby błoto na trasie tak na niego działało!

Co do samej trasy to nie ma co za wiele pisać. Szybka, dużo po asfalcie, nad wartą pełno błota, więc jak utkniemy za jakimiś Trzepakami to będzie kłopot. Odcinek pomiędzy dolina warty a metą jest nie ciekawy, dziurawy i dziś wiało na nim w twarz. Mam nadzieje ze do Niedzieli przeschnie bo jak nie to mimo ze jest płasko będzie ciężko przez błoto. Góra Morawska to pikuś dla mnie gorszy był ten piach na dojeździe do niej, w dodatku rozryty przez pojazdy wibracyjne Geofizyki Kraków robiącej mapy gruntu w okolicach Poznania.

Mud Bikes:)
Co do bezsensownego zdaniem Pio_trka poprowadzenie Ringu Rowerowego Dookoła Poznania.
Założenie twórców tej trasy były takie, by przebiegała ona w odległości mniej więcej 20km od Centrum Poznania.
Tak by była jak to ring łącznikiem innych tras zbiegających się w stolicy Wielkopolski. Nie zawsze było to oczywiście możliwe. Jeśli spojrzeć na mapę to najbliższa alternatywna do drogi Złotniki – Biedrusko.
Trasa musiała by prowadzić przez Oborniki, gdyż do samej Warty sięga poligon. Poprowadzenie przez niego „Ringu” było koniecznym kompromisem.

I tylko mi Braciszku nie pisz że ja nie uznaje kompromisów! Nie ja wyznaczałem tą pętle …

Dosuszanie
Reasumując, trening spokojny w tempie turystycznym ale cały w deszczu, w błocie w samotności… dzien. Bardzo udany. Teraz tydzień regeneracyjny…

1h 48min 31sek
Hr avg 149, Hr max 216:)?, dist 43.1, spd avg 26.2km/h, cad avg 95, asc 195m, kcal 1170, zmęczenie 3

Dzień 152 / Rozpoznanie trasy maratonu w Suchym Lesie. / PIO_TREK

Na dzisiaj Mike zaplanował rozpoznanie trasy maratonu w Suchym Lesie i zaprosił mnie do wspólnego jej objechania. Do Suchego Lasu podjechaliśmy samochodem, gdzie na parkingu wypakowaliśmy rowery.

Objazd trasy rozpoczęliśmy chwilę po godzinie dziesiątej przy pętli autobusowej  na ulicy Bogusławskiego. Na początku ruszyliśmy wąską dróżką w okolice Złotnik. Zaraz po starcie maratonu trzeba będzie jechać z przodu, bo na tej dróżce będzie można za kimś utknąć. I bardzo trudno będzie tam wyprzedzać.

Koło Złotnik wjechaliśmy na zamkniętą drogę przebiegającą przez poligon. Na tym poligonowym asfaltowym odcinku Mike docisnął i z wiatrem w plecy jechaliśmy z prędkością 35-40 km/h. Dlatego bardzo szybko przecięliśmy poligon i dojechaliśmy do Biedruska
Korzystać z tej drogi można raczej tylko w niedziele, kiedy na poligonie, nie odbywają się na nim żadne strzelania.
Więc trochę dziwi mnie fakt, że "Pierścień dookoła Poznania" poprowadzono właśnie tą drogą. Jest to bardzo ładna rowerowa trasa turystyczna, a w zasadzie nie można z niej korzystać. Bo prowadzi przez czynny poligon. To jakiś absurd!

Za Biedruskiem wjechaliśmy do lasu i podążyliśmy szlakiem wzdłuż brzegu Warty. W pewnym momencie trafiliśmy na miejsce gdzie przez całą szerokość drogi spływała woda deszczowa. Mike poprosił abym zrobił mu zdjęcie kiedy będzie przez nią przejeżdżał. Pierwsze nie wyszło,bo migawka była zbyt wolna, a Mike jechał za szybko i musiał się wrócić :) Przy drugim było ok ale udałem że nie i Mike znowu zawrócił przejechał po raz kolejny przez wodę. Zrobiłem trzecie i znowu udałem że nie wyszło, ale Mike nie wytrzymał i "nie miał ochoty" przejeżdżać po raz kolejny :) I wtedy poprosiłem, żeby zrobił zdjęcie jak ja przejeżdżam przez te wodę ...

Zdziwiony PIO_TREK ...
Po "małych wkrętkach" ruszyliśmy dalej w stronę Radojewa, a następnie dojechaliśmy do Moraska i podjechaliśmy pod górę Moraską. Po jej pokonaniu zjechaliśmy do Suchego Lasu i zakończyliśmy pętlę. W przyszłym tygodniu, będziemy mieli do pokonania dwie takie pętle.

Postój na "górce". W tle, prawie niewidoczne osiedla na poznańskim Piątkowie.

Trasa maratonu w tym roku jest płaska i szybka z jednym trudnym podjazdem po górę Moraską. Największym utrudnieniem jeśli pogoda się nie poprawi, będzie zalegające na trasie błoto. Przez które napęd i hamulce eksploatowane będą w sposób ekstremalny.

Kończąc trening wróciliśmy do samochodu, gdzie zdjęliśmy obłoconą odzież, wytarliśmy się z błota i przebraliśmy się w suche rzeczy. Po spakowaniu rowerów ruszyliśmy z powrotem do domu.

Dzisiaj z Mike-m rozmawialiśmy w zasadzie tylko w czasie podróży samochodem. I jak zwykle były to bardzo ciekawe rozmowy. O dziwo tym razem nie poruszyliśmy wcale tematu dupy Maryni, a bardzo dużo rozmawialiśmy o wychudzonych krowach :) Nie będę opisywał tego dokładnie, bo lepiej zrobi to Mike w swoim poście.

Na rowerach raczej nie rozmawialiśmy, bo Brat chciał sprawdzić czas przejazdu pętli i jechał dość szybko cały czas z przodu. Ja jechałem po błotnistych drogach dość bojaźliwie, zachowując odpowiedni odstęp i chcąc uniknąć nieprzyjemnego upadku :)

W sumie pokonałem 41,80 km w czasie 1h 38min 06sek ze średnią prędkością 25,7 km/h
HR śr 148 , HR max 173 , Spalone kalorie: 1526 kcal
Temp; 18 °C , Wiatr: zach. o prędkości 11 km/h

sobota, 30 lipca 2011

Ekstaza ... by Mike

Po przebudzeniu właściwie nie wiedziałem co robić. Iść na trening czy nie. Nie miałem pomysłu na trening wiedziałem tylko tyle że dziś spokojna jazda bez ćwiczeń. Zjadłem śniadanko wypiłem kawkę i postanowiłem wsiąść na rower. Pogoda była nie pewna, nogi tez takie jakieś ciężkie więc zdecydowałem się na pętle wokoło Szamotuł. Opisywałem ją ostatnio.

Tempo raczej spokojne, strefa tętna 1 i 2. Wiat wiał a jak! Raz przeszkadzał raz pomagał. Czas płyną szybko… Jedynie odcinek w mieście wymagał większej uwagi. Mokro było no i ci kierowcy... Cały trening na wilgotno. Nie padało za dużo ale w powietrzu unosiło się tyle wilgoci ze było czuć ją na skórze.

Na każdym okrążeniu a zrobiłem ich siedem stałem na światłach przy Urzędzie Gminy. Gdybym z taką średnią trafiał w totka to byłbym już Multimilionerem :)

„Ekstaza (stgr. ἔκστασις ekstasis - bycie na zewnątrz siebie) – jeden z rodzajów odmiennych stanów świadomości . Również kategoria stanów transowych w których jednostka przekracza zwykłą świadomość i w rezultacie doznaje zwiększenia swoich możliwości umysłowych i poznawczych. 
W ramach stanów ekstatycznych odczuwane są silne emocje, intensywna koncentracja na danym zajęciu przy niewrażliwości na czynniki zewnętrzne, nadzwyczajne zdolności fizyczne oraz świadomość niezwykłych przestrzeni mentalnych. To ostatnie może być interpretowane jako doznanie duchowe i zwykle przyjmuje formę ekstazy religijnej.


Osiąganie transów ekstatycznych jest głównym zajęciem szamanów, którzy używają ekstazy do celów takich jak: duchowe podróże do zaświatów, interakcja z duchami, zdalne postrzeganie i uzdrawianie. Niektórzy szamani używają substancji halucynogennych jak pejotl, grzyby halucynogenne[2] czy marihuana by osiągnąć ekstazę, inni jako pomocy używają środków takich jak rytuał, taniec i muzyka (przede wszystkim hipnotyzujące bębny).


Funkcjonalnie podobne środki osiągania stanów ekstatycznych stosują również psychologowie w sporcie oraz biznesie.”

Źródło: http://pl.wikipedia.org

Mnie jazda na rowerze często daje doznania mieszczące się w określeniu „Ekstaza” i to bez tabletek o podobnej nazwie :) czasami zdarza się to na mecie wyścigu, czasami na właśnie zdobytym szczycie, lub jadąc przy minusowej temperaturze w kopnym śniegu.

Dziś ekstaza spłynęła na mnie wraz z padającym deszczem pomiędzy Jastrowiem a Śmiłowem przy prędkości około 40 km/h. Cudowna mieszanka, radości, wolności, poczucia szczęścia, uniesienia i spełnienia zarazem.

Zwykła droga, teoretycznie nudny trening tuż pod domem… a jednak! 
Uwielbiam ten sport, właśnie za takie doznania :)

2h 00min 15sek
Hr avg 145, Hr max 164, dist 70km, spd avg 32.50km/h, asc 120m, kcal 1385, zmęczenie 3

piątek, 29 lipca 2011

Dzień 151 / Przeminęło z wiatrem ... / PIO_TREK

Podobnie jak Mike, i ja na dzisiaj zaplanowałem trening regeneracyjny. Żeby go wykonać wskoczyłem na "Mariana" i pojechałem ...

Z Szamotuł przez Kępę, Baborówko, Pamiątkowo, a następnie za Kąsinowem skręciłem w stronę Myszkowa i dotarłem nad zbiornik retencyjny "Radzyny". Zatrzymałem się tam i zrobiłem zdjęcie rzeki Samy, do której obecnie "zrzucany" jest nadmiar wody ze zbiornika. Zebrała się ona w nim po ostatnich obfitych opadach.

Rzeka Sama za zbiornikiem "Radzyny".
Chwile później znowu siedziałem na siodełku i kręciłem w stronę Przyborowa. Następnie przez Przyborówko i Gałowo wróciłem do Szamotuł, gdzie przez rynek dotarłem do domu.

W czasie całego dzisiejszego treningu bardzo mocno wiało. Raz wiatr pomagał, raz przeszkadzał, a każdy kolejny kilometr przemijał wraz z wiejącym wiatrem. Na szczęście cały trening udało przejechać się suchą stopą i szczęśliwie wrócić do domu.

Na dzisiejszy trening zapomniałem zabrać bidony z piciem oraz MP3, nie było ze mną również Brata, więc cały trening przejechałem w "ciszy". Jedyną melodią był wspomniany wyżej wiatr :) Po takich treningach człowiek dowiaduje się czego w życiu mu brakuje ...

Ja doszedłem do wniosku że;  Bez bidonów to nie jazda!  Żartowałem!  Jak na trening to tylko z Bratem!

W sumie pokonałem 28,90 km w czasie 1h 4min 27sek ze średnią prędkością 27,1 km/h
HR śr 133 , HR max 145 , Spalone kalorie: 849 kcal
Temp; 16 °C , Wiatr: zach. o prędkości 26 km/h

Po długiej przerwie / Tomek

Witam Panowie po wakacyjnej przerwie :)

W tym roku wakacje były bardzo urozmaicone tydzień w Alany, a później niecałe 10 dni na półwyspie Orebic. Przyznam szczerze ze zakochałem się w tych przepięknych zakątkach Dalmacji. W przyszłym roku nie wyobrażam sobie wakacji bez Chorwacji. Jednak nie tak jak w tym roku kilka dni, tylko cale 3 tygodnie poświęcam na te tereny. Nie koniecznie w jednym miejscu. :) Wielu Polaków udaje się w ten zakątek świata na wakacje. I co ciekawe. Na co zwróciłem szczególną uwagę, to jadą ze swoimi rowerami. Ja również w przyszłym roku zabiorę ze sobą rowerek.

Po wczorajszej rozmowie z Mike-m na temat treningów z Piotrkiem itp. Postanowiłem wskoczyć na rower po pracy. Niebo lekko się rozjaśniło wyszedłem z domu, oceniłem sytuacje i w drogę. W dosyć dużej odległości od domu przekonałem się, ze moja ocena była błędna i nie wróciłem do domu mokry. Wróciłem zgnojony, nie dosyć że byłem cały mokry, to  jeszcze z przedniego kola bez przerwy leciało mi błoto na twarz. Ale ogólnie było OK.

Mam nadzieje ze dzisiaj pogoda się poprawi bo zamierzam trochę pojeździć, chociaż planowałem na dzisiaj wędkowanie, bo na wakacje jak zawsze zresztą zapomniałem zabrać KIJE :)

Regeneracja / Mike

Po wczorajszych obciążeniach nogą należy się odpoczynek. Więc dziś wykonałem jedynie krótki regeneracyjny trening. Cały czas jazda w 1 strefie. Jedynie na kilku podjazdach i na "Rybce" w Radojewie tętno wskoczyło wyżej. Nie padało ale mocno wiało. Nogi zmęczone po wczorajszej jeździe ale kręciły w miarę ok.

Warta w Biedrusku.
W weekend jeszcze dwa treningi, minimum jeden ciężki i tydzień regeneracyjny przed Maratonem w Suchym Lesie. Trasa w tym roku naprawdę płaska i dużo po asfalcie więc prędkości będą wysokie, trzeba jakiś pociąg złapać i się w nim utrzymać :)

Jedyna trudność to Góra Morawska... Mam nadzieje że w tym roku nie będzie padać...

55min 50sek
Hr avg132, Hr max 160, dist 29.5km, spd avg 31.5km/h, asc165m, kcal 558, zmęczenie 4

Dzień 150 / "Bez pomysłu na tytuł posta" / PIO_TREK

W czwartkowe popołudnie umówiliśmy się z Mike-m, by wykonać wspólnie trening na rowerach szosowych. Choć niebo zasnute było chmurami, to ubrałem się "na krótko", bo temperatura powietrza na to pozwalała.

Ruszyliśmy o godzinie  16.00 i skierowaliśmy się z Szamotuł przez Ostroróg, Binino, Nojewo, Białokosz, i dojechaliśmy do Łężeczek. Pierwszą część trasy przejechaliśmy pod wiatr lub z wiatrem przeszkadzającym, a w międzyczasie parę razy złapał nas deszcz. Deszcz nam jednak nie straszny i jedziemy dalej :)
Łężeczki tym razem wyjątkowo pokonujemy od drugiej strony i zjeżdżamy w dół, przyjmując pozycje super-aerodynamiczną. Tak jak zawodowcy na TdF :)
Kolejne kilometry to podróż przez Łężce, Lutomek do głównego celu naszego dzisiejszego treningu, czyli punktu widokowego w Grobii. Zaplanował na dzisiaj powtórzenia podjazdów, jednak każdy z nas wykonywał je inaczej. Ja wykonałem siedem powtórzeń 1,6 kilometrowego podjazdu, po których od razu następował zjazd. Czasy przejazdu poszczególnych podjazdów wraz z rozjazdami na zjeździe;

1. Podjazd , 3min 15sek , HR max 167 , HR śr 156, zjazd 2min 50sek HR śr 132
2. Podjazd , 3min 19sek , HR max 166 , HR śr 153, zjazd 2min 46sek HR śr 135
3. Podjazd , 3min 18sek , HR max 168 , HR śr 153, zjazd 2min 42sek HR śr 134
4. Podjazd , 3min 18sek , HR max 170 , HR śr 152, zjazd 2min 47sek HR śr 134
5. Podjazd , 3min 23sek , HR max 167 , HR śr 152, zjazd 2min 49sek HR śr 136
6. Podjazd , 3min 25sek , HR max 167 , HR śr 150, zjazd 3min 21sek HR śr 134
7. Podjazd , 3min 19sek , HR max 173 , HR śr 157, zjazd 5min 02sek HR śr 127

Ostatni podjazd pokonałem na "stojąco" i na twardszym przełożeniu niż poprzednie podjazdy. Nogi na końcu trochę piekły.
Po ostatnim powtórzeniu zatrzymałem się przy punkcie widokowym, gdzie czekał na mnie Mike i urządziliśmy sobie pięciominutowy bufet. Następnie ponownie wskoczyliśmy na nasze rumaki i ruszyliśmy z powrotem do domu.
Najpierw zjazd, podjazd, zjazd i dojazd do Sierakowa. Tam na krzyżówce przy szpitalu w prawo i wjazd na drogę krajową "182".
Dzisiaj Mike, bardzo dobrze rozpoznał wiatry i zaplanował trasę, bo prawie cały powrót z Sierakowa jechaliśmy z wiatrem.
Mijając kolejno; Kaczlin, Izdebno, Kłodzisko dojechaliśmy do Wronek gdzie śmierdziało, ale nie wiem dlaczego :) We Wronkach minęliśmy wiadukt, na którym ostatnio wykoleił się pociąg z węglem. Jeszcze dzisiaj przejazd pod nim był zamknięty.
Jadąc wzdłuż torów wyjechaliśmy z Wronek i przez Stróżki dotarliśmy do Samołęża, gdzie wyjechaliśmy na bardzo długą prostą prowadzącą do Szamotuł.

Zaraz za Samołężem minęły nas Ford Transit i ciężarówka z dźwigiem. Ciężarówka była chyba dość leciwa, bo jechała około 40 km/h a za nią zmierzał Ford. Prędkość nie za duża, więc chciałem schować się w cieniu Transit-a.
Mike od razu zrezygnował, więc i ja nie podjąłem próby, bo trzymamy się razem i wracamy razem.
Ale po chwili Mike szarpnął i goni Trasit-a, wiec i ja się zrywam i gonię Mike-a :) Gdy go dogoniłem to on zwolnił :( Myślę sobie; "Jaja sobie ze mnie robi!" Na co Mike pyta; "Chcesz jechać w tym smrodzie?" :)
A ja na to że; Tak! Skoczyliśmy wiec jeszcze raz i schowaliśmy się za Fordem, jadąc obok siebie.
Jadąc za osłoną trzymaliśmy prędkość 40-45 km/h , rozmawiając sobie miedzy sobą.
Tuż przed Szamotułami uzgodniliśmy wspólny atak i wyskakując zza samochodu wykonaliśmy długi sprint do przejazdu kolejowego, dając sobie zmiany. W szczytowym momencie sprintu uzyskaliśmy prawie 60 km/h.
Co jest dość dobrym wynikiem po wykonaniu powtórzeń podjazdów i pokonaniu ponad stu kilometrów.

W czasie jazdy za Transitem zauważyłem że na ramce tablicy rejestracyjnej widnieje logo "Bemo-Motors".
Zwróciłem na to uwagę Mike i bardzo go to ucieszyło! Być może dlatego złamał swoją zasadę i jechał ze mną w cieniu samochodu, a nigdy tego nie robi :) Nigdy! Ale skoro widzi nas razem w piekle, to przy tym to pryszcz :)

Na koniec treningu zrobiliśmy mały rozjazd na ulicach Szamotuł i wróciliśmy do domów.

P.S.
To był długi, męczący a momentami i deszczowy trening. Jednak dzisiaj nic nam nie przeszkadzało i jechało się wspaniale. Mike jest w formie nie tylko kolarskiej, również jego umysł był dzisiaj bardzo błyskotliwy :)
Podczas rozmów było jak zwykle ciekawie i momentami zabawnie.
Nie powiedziałem tego Mike-owi, ale miał dzisiaj taki wyraz twarzy i błysk w oku, jak dziecko przed otrzymaniem prezentu :)

A prostując nowego posta Mike-a, to na treningu powiedziałem że mógłbym iść po niego do piekła, a nie z nim! Ale oczywiście żartowałem, bo Mike ma tyle dobra w sobie ... Że mogli by Go puszczać jako gołąbka przed rozpoczęciem Wyścigiem Pokoju :)

Dziękujemy firmie; "Auto-Land-Dźwigi" za osłonę od wiatru na trasie Samołęż-Szamotuły ! Dzięki chłopaki ! 

W sumie pokonałem 115,12 km w czasie 3h 34min 38sek ze średnią prędkością 32,18 km/h
HR śr 146 , HR max 173 , Spalone kalorie: 3337 kcal
Temp; 20 °C , Wiatr: płn.-zach. o prędkości 10 km/h

czwartek, 28 lipca 2011

Ride in the Rain / Mike

Co to był za trening… Deszcz, wiatr, sprinty, podjazdy, interesująca rozmowa… ale po kolei.

Wczoraj nie udało się wykonać treningu z przyczyn logistycznych. Więc dziś czułem głód i chęć dłuższej jazdy. Zaplanowaliśmy więc z Pio_trkiem powtórzenia podjazdów w Grobi nieopodal Sierakowa.

Pogoda nie pewna ( jak wyjeżdżałem z pracy to lało ) ale nie ma lipy i trening trzeba wykonać! Pierwszą cześć treningu mieliśmy pod wiatr i to nie byle jaki. Do tego przyplątał się deszcz. Pomagaliśmy sobie wchodząc na zmiany… Pio_trek narzucał mocne tempo na podjazdach które z trudem mogłem utrzymać. Coś dziś noga nie podawała, ciężko mi się jechało. No ale nic tempo należy utrzymać i tyle.

Rozmowa dziś obfitowała w cięte riposty ( Pio_trek pokusił się nawet o ciętą polityczną ripostę, normalnie szacuj Bracie ), zaczepki jak to zwykle oraz głębokie egzystencjonalne pytania… takie jak:
Czy zmieniając producenta telefonu by być konsekwentnym należy również wymienić komputer?

Tak sobie gaworząc dojechaliśmy do Grobi. Tu każdy wykonał swoje ćwiczenia. Ja zrobiłem cztery podjazdy z długi rozjazdem pomiędzy nimi. Wszystkie powtórzenia w strefie 5a.

Na dwóch pierwszych jechałem skokami. Kilka obrotów korbą na siedząco a następni przyspieszenie na stojąco i tak cały podjazd. Ćwiczenie bardzo zakwasza mięśnie i rwie tętno. Musze przyznać że jest ciężkie do wytrzymania na prawie dwu kilometrowym podjeździe.

Podjazd 1
2:55:3
Hr avg 175, Hr max 185


Podjazd 2
3:01:9
Hr avg 170, Hr max 180

Trzeci podjazd jechałem normalnie na siedząco ale na bardzo wysokim tętnie goniąc Pio_trka.

Podjazd 3
2:52:2
Hr avg 189, Hr max 191 Uff w trupa:)

Czwarty to od początku do końca jazda na stojąco na najtwardszym przełożeniu.

Podjazd 4
3:12:9
Hr avg 169, Hr max 173

Tak więc dziś ćwiczenia zawierały dużo zakwaszania i jazdy siłowej i strefy beztlenowej.

Po wykonaniu ćwiczeń bufecik i ruszamy w drogę powrotną.

Oczywiście PIO_TREK w między czasie zakwestionował moją ocenę kierunku wiatru… Ale wyszło na moje :) Dodatkowo podzielił się ze mną swoją oceną mojej osoby, stwierdzając że do piekła mógłby trafić tylko i wyłącznie za mną! Ja zrewanżowałem się tłumacząc znaczenie „ psychologicznego wichajstra” i jego kluczową role w ogólnym zaciemnianiu profilu osobowego jednostki.

We Wronkach wjeżdżając od strony Sierakowa jest takie jedno miejsce gdzie zawsze śmierdzi. Nie Nie śmierdzi wali jak z boksu słonia jak z wylęgarni smoków! Od lat ile razy przejeżdżam tam na treningu zastanawiam skąd bierze się ten odór. I wiecie co? Nie wiem i PIO_TREK też nie wie…

Korzystając z okazji, zanim przejdę do opisu ostatniego odcinak naszego treningu, chciałbym podziękować Pio_trkowi za pouczający wykład na temat modeli Be Em Ek. Dowiedziałem się że przy ostatnim wpisie popełniłem błąd merytoryczny ( myląc serie.. ) uświadomiony również zostałem, ze tylko jeden określony model można nazywać „kwadratem” i wielu innych ciekawych i niezbędnych do przeżycia w dzisiejszym świecie rzeczy na temat tej marki. Braciszku jak ja się przy tobie rozwijam… normalnie szok!

Jak na absolwenta technikum kolejowego przystało PIO_TREK pokazał mi jeszcze miejsce niedawnej katastrofy w ruchy kolejowym we Wronkach.

Z Wronek ruszyliśmy z wiatrem w plecy do Szamotuł. W Samołężu zrewanżowałem się pokazując Braciszkowi miejsce w którym jego koledzy, dzielni strażacy Państwowej Straży Pożarnej szukali topielca.

Po drodze wyprzedził nasz dźwig. Za namową Pio_trka weszliśmy mu na „koło”. Wymagało to sprintu, sprintu który okazał się rekordowym w mojej karierze. Na płaskim rozbujałem się do 58km/h. Chwyciliśmy cień aerodynamiczny za dźwigiem i tak spokojnie pedałując w pierwszej strefie przy 44km/h dojechaliśmy do Szamotuł, na koniec wyprzedzając dźwig i rozkręcając się ponownie powyżej 50km/h. Po 110km w nogach chyba całkiem nieźle..Prawda?

Na koniec rozjazd po Szamotułach i po prawie 4 godzinach powrót do domu. Bardzo ciężki ale zarazem udany i przemiły trening. Zaskoczony jestem swoją wytrzymałością, mimo kiepskiego początku końcówkę treningu jechało się już wyśmienicie.

Padający deszcz nie przeszkadzał, stanowił nawet swego rodzaju atrakcje :)

3h 50min 42sek
Hr avg 148, Hr max 191, dist 120km, spd avg 32.50km/h, asc 590m, kcal 2618, zmęczenie 6.

Myśl dnia: Życie jest zbyt krótkie by się przejmować przecinkami…

Jogging na służbie / PIO_TREK

Wczoraj na służbie w ramach zajęć sportowych pojechaliśmy na boisko piłkarskie przy ul. Armii Poznań.
Tuż obok Cytadeli znajduje się kompleks boisk na którym trenują uczniowie Szkoły Sportowej nr "13" i z których my strażacy JRG-1 możemy także korzystać. Odbywa się to na zasadzie transakcji wiązanej, my pomagamy naszym sprzętem szkole a ona udostępnia nam swoje obiekty sportowe ...

Największe boisko ze sztuczną murawą, ma kształt prostokąta o wymiarach 105m x 68m. i w okół tego boiska urządziłem sobie wczoraj jogging. Pętlę 346m pokonałem 22 razy z czego, pierwsze 20 okrążeń biegiem, a dwa ostatnie maszerując.

W sumie pokonałem 7,61km w czasie 40min 37 sek. HR max. 163 , HR śr. 145 , Spalone kalorie; 617 kcal.
Średni  czas na pętli to 1min 39sek

środa, 27 lipca 2011

Take Off and Crash Landing :) / Mike

PIO_TREK jak przystało na człowieka z Ruterem wi-fi w głowie, wyszukał w necie informacje o otwarciu oznakowanej trasy XC nieopodal Pniew.

Blisko Szamotuł, ciekawa inicjatywa więc myślę fajnie by było ją sprawdzić. Pisze do Braciszka z pytaniem kiedy jedziemy ją rozdziewiczyć. Dodatkowo na stronie twórców trasy pojawił się obecny rekord przejazdu. Więc założyliśmy że należy go delikatnie zmodyfikować… w dół oczywiście :)

Dlaczego o tym wszystkim pisze? A no dlatego że wczoraj postanowiliśmy zrealizować nasze zamierzenia.

Z racji na fakt iż pomysłodawcą był Pio_trek to jemu przypadła tym razem rola organizatora i przewodnika całej wycieczki. Dla pewności wziąłem ze sobą kompas i krzesiwo… żartuję oczywiście!
W pełni ufam Pio_trkowi więc nawet jak by mnie do piekła wywiózł byłbym z tego rad i nieźle byśmy się pewnie bawili …

Trasę opisał Braciszek w swoim wpisie więc nie będę się rozwodził na ten temat.

Ok wskakuje na rower, krótka „Lanserska” runda po Szamotułach i po Pio_trka.

Ruszamy Pio_trek dyktował tempo więc jechaliśmy całkiem szybko. Trasa wiodła równymi, wilgotnymi drogami więc trzymaliśmy stabilne tempo. Rozmawiają w między czasie o tragedii w Norwegii. Dodatkowo Braciszek próbował mnie wyprowadzić z równowagi prowokacyjnymi wypowiedziami, ale mu się to nie udało bo tego dnia humor miałem wyśmienity i mózgownica sprawnie trybiła :)

Po 49km dotarliśmy do celu. Odnalezienie pętli XC nie sprawiło żadnych problemów. Pierwszą rundę potraktowaliśmy zapoznawczo więc jechaliśmy normalnym tempem. W jednym miejscu musieliśmy trosze pokombinować jak jechać bo ktoś zerwał taśmę… Ale mimo to udało się osiągnąć czas okrążenia wynoszący 9:35. Rekord podany na stronie twórców trasy to 9:15. Czyli jest jak najbardziej do poprawienia. Ruszamy wiec na druga pętle. Tym razem jedziemy w tempie wyścigowym. Trasa nie jest jakoś szczególnie wymagająca ( poza jednym podjazdem ) więc noga bez problemów kręci…

Z jazd techniczny po „garbach” zakręt w lewo i normalna szeroka szybka droga w dół. Dokręcam więc, w końcu jedziemy po rekord, w momencie gdy w czasie obrotu lewy pedał znajdował się w dolnej pozycji uderzyłem nim w schowany w trawie pieniek.

Potem nastąpił lot i konkretne przyziemienie… Uderzyłem w glebę naprawdę mocno ( dowodem niech będzie fakt iż w okularach zostało tylko jedno szkło, reszta rozleciała się po całym lesie ), ale udało mi się zobaczyć jeszcze przelatujący nade mną rower. Myślę sobie no fajnie jeszcze sprzętem w ryj dostane, ale rowerek poleciał sobie dalej i lądował kilka metrów za mną ( po drodze gubiąc bidony, i zginając kierę ).

Lekko ogłuszony wstaje i sprawdzam co tam. Stoję na nogach, macham rękoma wiec chyba nie połamany… W miedzy czasie dojechał Pio_Trek, pyta czy ok… no chyba tak. Pozbieraliśmy sprzęt i z mocnym postanowieniem pobicia jednak czasu przejazdu ruszyliśmy na kolejne okrążenie.

Niestety coś przerzutka zaczęła skakać więc nie chciałem dodatkowo ryzykować uszkodzenia ( nie taniej przecież części ) i podjęliśmy decyzje o powrocie do domu. Ale jeszcze tam wrócimy… i nie ma lipy! Czas zostanie poprawiony!

Na powrocie z racji na przeszkadzający wiatr weszliśmy na zmiany. Trzymaliśmy 36-38km/h a na ostatnich 2 kilometrach 40km/h. Tętno w 3 i 4 strefie. Fajnie się współpracowało. PIO_TREK nareszcie przestał szarpać na zmianach i rotacja następowała płynnie. Jednym słowem dobra drużynowa robota!

Kiedyś ktoś bardzo mądry powiedział że szufladkuje ludzi…
Więc na zbicie tej tezy pochwale ekipę w Be Em Ce ( chyba seria 5 ale w wersji kwadrat, to wiem na pewno ! wiec dodatkowe 20 punktów Honoru ), która w Gałowie ( jadąc już jakiś czas za nami ) pokazała znak OK by oddać nam szacun za niezłą prędkość. Dzięki za to Chłopaki :)

PIO_TREK po raz kolejny udowodnił że jesz bardzo zdeterminowany i potrafi jechać mocno i w trupa. Uwierzcie widziałem to w jego oczach po ostatniej zmianie jaką dał… Jego oczy w tej chwili wyrażały całkowite wyczerpanie, szał, wspomnianą determinacje i sportową złość ale 37km/h pod wiatr jechał.

Wielki Szacunek Mój Mistrzu !!!! Imponująca Robota !!!!

2h 35min 00sek
Hr avg 148, Hr max 187, dist 78.3, spd avg 29.9km/h, cad avg 94, asc 185m, kcal 1949, zmęczenie 6

Myśl dnia: Nie ważne jak lądujesz... ważne że wylądowałeś!

Dzień 149 / Nowa pętla XC - Pniewy / PIO_TREK

Na dzisiaj umówiliśmy się z Mike-m, na objazd nowej trasy XC-Pniewy. Wyruszyliśmy z Szamotuł i podążyliśmy na rowerach górskich w stronę Gałowa, Jastrowa i Ostrolesia. Następnie lasami przez Koźle dojechaliśmy do Zajączkowa, skąd przez Demborzyce, Koninek, Konin dojechaliśmy do przedmieść Pniew gdzie zlokalizowana jest pętla XC.

Pierwszy przejazd pętli to zapoznanie się z trasą i typowy rekonesans. Już podczas zapoznania z trasą, udało się nam ustanowić czas przejazdu na poziomie rekordu trasy.  Przed drugą pętla ustaliliśmy, że Mike pojedzie pierwszy, a ja będę go gonił. Niestety po pokonaniu któregoś z zakrętów najechałem na "wyłożonego" Mike-a.
Leżał na ziemi bez kasku i okularów, a Trek nie naturalnie wygięty leżał obok. Spytałem; Czy wszystko OK?
Mike na potwierdzenie mego pytania, wstał i zaczął się zbierać.
Postanowiliśmy  jeszcze raz rozpocząć kolejną pętle i ustanowić, jej rekord. Niestety przy rowerze Mike-a, przerzutka tylna zaczeła szwankować i postanowiliśmy wrócić do domu.

Z Pniew, w miarę spokojnie wróciliśmy przez Konin do Koninka, gdzie wjechaliśmy na świeżo wyremontowana drogę krajową numer "187".

W tym miejscu rozpoczęliśmy dwu minutowe tempówki, zmieniając się systematycznie na prowadzeniu.  Za Lipnicą wymiękłem i na prowadzenie wyszedł Mike, dociągając nas do Gałowa. Na swoje usprawiedliwienie dodam, że od Koninka jechaliśmy z prędkością średnią powyżej 35 km/h , na rowerach MTB :)

Z Gałowa spokojnie dojechaliśmy do mojego domu, gdzie opłukaliśmy nasze rumaki i zakończyliśmy kolejny ciekawy trening.

P.S.
Nowa trasa XC Pniewy , jest ciekawa ale tylko z jednym męczącym podjazdem. Niestety trochę dyskwalifikuje ją trochę zbyt długi dojazd z Szamotuł. Ponieważ żeby ją właściwie wykorzystać, należałoby dojechać z rowerami do Pniew.

W sumie pokonałem 70,40 km w czasie 2h 23min  ze średnią prędkością 30,02 km/h
HR śr 152 , HR max 178 , Spalone kalorie: 2335 kcal

poniedziałek, 25 lipca 2011

Dzień 148 / Powrót nad rzekę "Nie tędy" / PIO_TREK

W sobotę wykonałem długi i wyczerpujący trening, wczoraj byłem na służbie w Straży.
Dlatego dzisiaj przyszedł czas na regenerację ...
Podczas przejażdżki postanowiłem wrócić nad rzekę "Nie tędy", gdzie jeden z moich treningów został niespodziewanie przerwany.

W samo południe wskoczyłem na "Mariana" i ruszyłem z Szamotuł przez Szczuczyn i Twardowo, a następnie lasami dotarłem do Obrzycka. Przejeżdżając przez miasto, przeciąłem drogę krajową "185" i dotarłem do miejsca w którym ostatnio po obfitych opadach spływała woda z pól. Teraz po wodzie pozostała tylko spora wyrwa i przerwana droga. Żeby kontynuować jazdę trzeba by przenieść rower ...

Kropla drąży skałę, ale czasami też niszczy drogi :(

Po zrobieniu zdjęcia zawróciłem i przez Obrzycko dojechałem ponownie do kobylnickich lasów. Tym razem zamiast skręcic w stronę Twardowa, pojechałem prosto i przez Sycyn i Potrkówko dotarłem do Szamotuł.

Zgodnie z założeniem treningu regeneracyjnego starałem się jechać spokojnie i utrzymywać tętno w zakresie od 120-145 ud/min. Niestety po treningu okazało się że Polar miał pełną pamięć i nie zapisał danych z dzisiejszego treningu :(  Trening trwał 1,5h i w tym czasie przejechałem około 35 km. I to by było na tyle ...

"Pakowanie Giry" / Mike

To był intensywny i owocny treningowy weekend. W planie miałem ćwiczenia na moc i silę. Ale po kolei...

Najpierw w sobotę w niepewnej pogodzie wyruszyłem w trasę z Szamotuł za Grodzisk Wlkp.
Wiało jak jasna cholera i to centralnie w twarz, nogi były ciężkie i ogólnie źle się jechało. Po 20min rozgrzewce rozpocząłem wykonywanie ćwiczeń. Wykonywałem Sprinty ( P1 ), wiejący i przeszkadzający wiatr utrudniał uzyskanie dużych prędkości i dodatkowo zwiększał obciążenie, tak jak bym wykonywał P2 - Sprinty na Podjeździe.

Zmodyfikowałem trochę zalecenia z " Biblii" dotyczące sposobu wykonywania tego ćwiczenia.
W serii robiłem 6 a nie 5 powtórzeń i zamiast 5 serii zrobiłem ich 8. W sumie 48 sprintów. Wykonania kilkunastu obrotów korbą na jedną nogę zajmowało mi około 10 sekund i w tym czasie rozpędzałem się z 30km/h do około 50km/h. Całkiem dobre przyspieszenie co nie :)

Przyznam się szczerze że jest to jedno z moich ulubionych ćwiczeń. Pełno w nim mocy, szybkości, powtórzenia są krótkie i jest ich dużo więc czas szybko ucieka i nie ma się nawet okazji myśleć o tym paskudnym wietrze w twarz.

Tak sobie "skacząc" zajechałem do Grodziska Wlkp. Ostatnie sprinty wymagały już naprawdę silnej woli i samozaparcia. Można by rzecz że były w trupa :)

A po treningu etap TdF i niesamowita jazda Cadela Evansa. Co za styl, pięknie pojechał, zasłużył sobie latami ciężkiej pracy i ocieraniem się o żółtą koszulkę by wreszcie ją założyć. I dokonał tego w mistrzowskim stylu. Czasy Lanca Armstronga wrócił w mojej pamięci...

W niedziele rano czułem w nogach każdy z 48 sprintów wykonanych dnia poprzedniego. No ale nie ma Lipy! Nie ma Opierd... się! Pakujemy Gire dalej!

Po umyciu i nasmarowaniu szosy wyruszyłem na trening. Zaplanowane miałem ćwiczenia siłowe. Pokombinowałem trochę w makówce i wymyśliłem autorskie ćwiczenie...
Nazwijmy je M7 "Interwały Siłowe"

Ćwiczenie jest bardzo proste... tak proste że można by je nazwać nawet chamsko prostym.

Wykonuje się je tak:

Na płaskiej trasie z małym ruchem, bez świateł i skrzyżowań zrzucasz na najcięższe przełożenie, chwytasz kiera w dolnym chwycie, zagryzasz zęby wyłączasz ośrodek odpowiedzialny za odczuwanie bólu i przepychasz.

Ja wykonywałem 5 minutowe powtórzenie i tyle samo czasu odpoczywałem. Jadąc z kadencją około 60-70 obrotów w 2 i 3 strefie utrzymywałem prędkość powyżej 40km/h. W sumie wykonałem 6 powtórzeń. Powtórzenia są wyczerpujące, po każdym brakowało sił a na końcu treningu byłem solidnie zajechany.
Warto zabrać sporo jedzenia na taki trening.

Pierwsze trzy powtórzenia jechałem dodatkowo pod wiatr. Podczas ćwiczenia koncentrowałem się na równym, rytmicznym i płynnym pedałowaniu. Starałem się wykonywać pełen obrót korbą. Do tego starałem się by góra jak najmniej się "bujała" no i po tym jak mi Pio_trek znowu nagadał by kolana były możliwie blisko siebie.

Na koniec minąłem starszego Pana na rowerze… Miał brzuch jak Św. Mikołaj po obiedzie, sapał, dyszał, był cały spocony i zasadniczo wyglądał jakby miał zaraz dostać zawału lub eksplodować. Ale miał wielkiego uroczego banana na twarzy. To jest właśnie to co jest tak niesamowite w tym sporcie. To co przyciąga do niego starych i młodych, dorosłych i dzieci, kobiety i mężczyzn. To jest ta rzecz która łączy amatorów i zawodowców, jak w żadnej innej dyscyplinie. Bez tego nie da się przejechać trzy tygodniowego wyścigu, nie da się dzień po dniu aplikować sobie zmęczenia i bólu. Tym wielkim ekscytującym uczuciem jest Pasja.
Było ją widać na twarzy tego miłego starszego Pana i we łzach Cadela Evansa gdy ubierał żółta koszulkę lidera Tour de France!

Sobotni trening:
2h 19min 23sek
Hr avg 141, Hr max 165, dist 64km, spd avg 31.31km/h, asc 100m, kcal 1429, zmęczenie 7

Niedzielny trening:
2h 25min 00sek
Hr avg 139, Hr max 157, dist 80.5km, spd acg 33.11km/h, asc 85m, kcal 1618, zmęczenie 9

sobota, 23 lipca 2011

Dzień 147 / Trening z ruchem wahadłowym / PIO_TREK

Po wczorajszej jeździe w terenie, dzisiaj postanowiłem wyskoczyć na szosę. Już dawno miałem w planach Czarnków, jednak brzydka pogoda zmusiła mnie do zmiany planów.

Dziś od rana było pochmurno, ale ja postanowiłem jednak zaryzykować. Ubrałem kurtkę przeciw deszczową, wskoczyłem na na rower szosowy i ruszyłem na trasę. Zaplanowałem sobie na dzisiaj powtórzenia "długich" podjazdów. O ile około dwu kilometrowy podjazd można nazwać długim. Niestety dłuższy podjazd w okolicy trudno znaleźć

Do Lubasza starałem się jechać spokojnie, ale na wyższej niż zwykle kadencji. Trasa standardowo prowadziła przez Obrzycko, Klempicz i Bończę. Gdy dojechałem do Lubasza rozpocząłem pierwszy podjazd do szczytu przed wsią Dębe. Następnie zjechałem do Czarnkowa. Podczas zjazdu okazało się jednak że na podjeździe, który chcę powtarzać zorganizowano ruch wahadłowy ze sygnalizacją świetlną i to na pasie po którym miałem podjeżdżać :(
Coś ostatnio nie mam szczęścia do tras treningowych. Wczoraj przeszkodziła "rwąca rzeka" a dziś ruch wahadłowy.
Nie załamałem się jednak tym faktem i zjechałem do końca zjazdu do Czarnkowa. Tam zawróciłem i rozpocząłem pierwszy podjazd, licząc na to że podczas jego pokonywania trafię akurat na zielone światło.
Tak się jednak nie stało i w połowie podjazdu zatrzymało mnie czerwone światło. Chwile później ruszyłem dalej i po pokonaniu szczytu zjechałem do Lubasza. W czasie zjazdu zmieniłem plany i postanowiłem do powtórzeń podjazdu wykorzystując podjazd od Lubasza do szczytu przed wsią Dębe ( słupek z cyfrą 0 ), następnie za nim zjeżdżałem z powrotem do Lubasza. Później powtórzyłem ten podjazd pięć razy co z poprzednimi dwoma dało siedem powtórzeń. Niestety przy rowerze szosowym nie mam czujnika prędkości, wiec długość "lap-u" ustalana jest czasem.

Czasy podjazdów przedstawiają się następująco;
1. Lubasz - Dębe      , 4min 18sek , HR max 164 , HR śr 160, zjazd 5min 26sek HR śr 139
2. Czarnków - Dębe , 6min 15sek , HR max 167 , HR śr 151, zjazd 7min 36sek HR śr 142
3. Lubasz - Dębe      , 4min 18sek , HR max 164 , HR śr 157, zjazd 4min 54sek HR śr 140
4. Lubasz - Dębe      , 4min 10sek , HR max 164 , HR śr 158, zjazd 5min 00sek HR śr 140
5. Lubasz - Dębe      , 3min 15sek? HR max 166 , HR śr 157, zjazd 4min 52sek HR śr 142
6. Lubasz - Dębe      , 4min 18sek , HR max 165 , HR śr 160, zjazd 4min 46sek HR śr 142
7. Lubasz - Dębe      , 4min 26sek , HR max 170 , HR śr 162, zjazd 4min 36sek HR śr 135

Ostatni podjazd wykonałem na stojąco, a po nim zjechałem do Lubasza i zatrzymałem się przy sklepie na "zapracowany" bufet. Przy okazji spotkałem kolegów Whiskasa i Borysa, zamieniając z nimi kilka zdań.

Po bufecie ruszyłem w drogę powrotną do Szamotuł. "Na powrocie" starałem się jechać szybko, ale na miękkich przełożeniach, żeby nie podcinać jeszcze bardziej nóg po podjazdach.
Na ostatniej prostej w Szamotułach wykonałem jeszcze długi sprint i rozpocząłem piętnastominutowy rozjazd po ulicach Grodu Halszki.

Trening bardzo długi ale bardzo udany i satysfakcjonujący :) Obyło się bez deszczu i innych niespodzianek.
Pomimo tylu podjazdów i silnego wiatru udało się uzyskać nie złą prędkość średnią.

P.S.
W czasie całego treningu mijało mnie bardzo dużo samochodów z różnymi rowerami na dachach.
Cała POLSKA na rowery !!! Oby tak dalej :)

W sumie pokonałem 102,75 km w czasie 3h 17min 45sek ze średnią prędkością 31,17 km/h
HR śr 149 , HR max 170 , Spalone kalorie: 3045 kcal
Temp; 18 °C , Wiatr: płd.-zach. o prędkości 32 km/h

piątek, 22 lipca 2011

Dzień 146 / Nowa rzeka na starej trasie / PIO_TREK

Wróciłem z pracy, zjadłem śniadanko i ... Z powodu "i ..." musiałem przesunąć i skrócić trening, by zdążyć wrócić do domu na relację z bardzo ciekawego etapu TdF.

Około południa wskoczyłem na umytego, nawoskowanego i wypolerowanego "Mariana" :) Musiałem doprowadzić go do porządku po ciętej uwadze Mike-a, że brudny rower do mnie nie pasuje ...

Jeszcze czysty przed treningiem ...
Na początek treningu skierowałem się z Szamotuł przez Piotrkówko i Sycyn do Obrzycka. Z Obrzycka chciałem dojechać lasami do Wronek. Niestety zaraz za Obrzyckiem natrafiłem na nową rzeczkę.
W miejscu gdzie jeszcze niedawno była droga, teraz jest wyrwa którą spływa woda z pól po ostatnich obfitych opadach. Próbowałem jakoś objechać to miejsce, ale woda jak to woda sama wyznacza sobie ścieżki. Ta akurat wymyśliła sobie że szerokim strumieniem wpadnie do Warty, skutecznie odcinając mnie od drugiej części trasy ...

Rzeka "Nie tędy" :)
Po nieskutecznych próbach znalezienia nowej drogi, zawróciłem i tą sama drogą pojechałem przez Obrzycko do okolic Sycyna. Zamiast jechać do wioski pojechałem prosto w stronę Ruksu ...

Niezmiennie uroczy stary dworek przy Ruksie, jakby czas się tutaj zatrzymał.

... a tam jak zwykle spokojnie, cicho i sielankowo. Potok przy Ruksie także spokojny i niewezbrany, jakby w ogóle w tej okolicy ostatnio nie padało.

Po krótkim postoju zawróciłem i mijając Przeciwnicę pojechałem w stronę Niemieczkowa. Tam wjechałem  na asfalt i dotarłem do Popówka.
Ostatnie kilometry to męczarnia i jazda do Szamotuł pod silny wiatr, z długim sprintem na ostatniej prostej.
Mokry, obłocony, zmęczony ale szczęśliwy wróciłem wreszcie do domu.

W sumie pokonałem 53,60 km w czasie 2h 05min 13sek ze średnią prędkością 25,7 km/h
HR śr 152 , HR max 166 , Spalone kalorie: 2043 kcal
Temp; 14 °C , Wiatr: zach. o prędkości 23 km/h

czwartek, 21 lipca 2011

Kryterium Uliczne / Mike

W sumie miałem nie iść dziś na trening. No ale ciągnie wilka do lasu… Na dworze pogoda jak w całym kraju, pada, i wieje. Ale planowany trening to krótka spokojna jazda regeneracyjna więc postanowiłem przeprowadzić go na dworze. Dodatkowo dla pewności że nie dopadnie mnie gdzieś daleko burza z piorunami lub grad ( grad ostatnio jest bardzo Trendy ) wyznaczyłem sobie pętle przez Szamotuły i ich okolice.

Pętla zaczyna się na krzyżówce przy Urzędzie Gminy prowadzi przez Gałowo, Jastrowo do Śmiłowa i dalej do Szamotuł gdzie poprzez rynek dojeżdżamy z powrotem pod UG. Ma długość 9 800m. Dziś przejechałem ją piąć razy. Tętno trzymałem w 1 strefie. Po drodze zmieniał się kierunek wiatru, jak to na pętli, logiczne prawda? Pola i wiele ogrodów i gospodarstw jest podtopionych, widać rezultat wczorajszych monsunowych deszczy.

Na rynku na kostce brukowej bywało momentami ślisko do tego ci kierowcy… Makabra jak niektórzy jeżdżą, kto im prawo jazdy wydał. Jedzie taki 20km/h napięty ze strachu jak struna, kurczowo trzyma kierownice i nie ma najmniejszego ale absolutnie najmniejszego pojęcia co się wokół niego dzieje! Stwarza zagrożenie dla siebie, swoich pasażerów, przechodniów, innych kierowców, mnie na rowerze i nawet dla procesu pokojowego na Bliskim Wschodzie. Jak się boisz jeździć w deszczu to siedź w chacie albo poginaj z buta!

A propos deszczu… padało cały trening ale tak delikatnie, można by nawet rzec że przyjemnie. Do tego nogi naprawdę fajnie dziś kręciły więc trening należy zaliczyć do tych przyjemnych.

Niestety dziś ostatni dzień urlopu… więc telefon co chwila dzwonił, trochę to mnie denerwowało no cóż ale taka praca.

Ogólnie pomysł z pętlą wydaje się trafiony zwłaszcza na krótkie dni zimowych przygotowań. W swobodny sposób możemy kontrolować długość treningu, da się na tej trasie wykonać większość ćwiczeń z okresu przygotowawczego ( no może poza podjazdami i tempówkami interwałowymi ), a na wypadek nagłego załamania pogody lub zmarznięcia blisko do domu.

1h 41min 36sek

Hr avg 138, Hr max 160, dist 50km, spd avg 31.80km/h, asc 100m, kcal 1002, zmęczenie 2

środa, 20 lipca 2011

Back to Basement... / Mike

Dziś w planie był długi trening z Pio_trkiem. No ale po nocnych burzach i ulewnym deszczu rano postanowiliśmy odpuścić. Nie ma sensu ryzykować przeziębienia lub porażenia piorunem w środku sezonu.
No ale w kalendarzu jak byk jest napisane A3 "Interwały Na Podjazdach". Tak więc czy chciałem czy nie musiałem odkurzyć trenażer.

Po odkurzeniu, ustawieniu trenażera, zamontowania szosy, otworzeniu okna i podłączeniu wentylatora rozpocząłem trening.

Plan był taki:
15min rozgrzewki
8 x 3min Interwał na podjeździe ( podjazd symulowałem ciężkim przełożeniem ) w strefie 5a i po 5min odpoczynku pomiędzy powtórzeniami.
15min rozjazdu.

Pierwsze powtórzenia to prawdziwa męczarnia. Wszystko mnie bolało i było strasznie duszno. Dopiero na 4 powtórzeniu nogi "puściły".

Pewnie nie wszyscy czytający ten post trenują na co dzień i nie znają żargonu kolarskiego, tak więc już tłumacze o co chodzi z tymi nogami.

Różnica pomiędzy "ciężkimi" nogami a momentem gdy "puszczą" jest taka jak pomiędzy byciem zniewolonym a byciem prawdziwie wolny? Albo jak  pomiędzy byciem małym obleśnym robakiem którego nawet małe dziecko w dowolnej chwili może z depnąć a byciem pięknym dorodnym jastrzębiem szybującym wysoko nad krainami w poszukiwaniu zdobyczy.

Albo jeszcze inaczej. Jak nogi są "ciężkie" to każde powtórzenie jest horrorem, a ty zastanawiasz się dlaczego tak dużo zostało jeszcze do przejechania. W momencie gdy "puszczą" myślisz o jak fajnie kolejne powtórzenie, o tylko tyle zostało szkoda a tak się fajnie jedzie.

Wracając do treningu po troszkę chyba zboczyłem... Udało się wykonać wszystkie zaplanowane powtórzenia. Co więcej każde przejechałem tak samo w tej samej strefie tętna ( 5a ) z tą samą kadencją i prędkością, w czasie odpoczynku tętno wracało z 5 strefy do 1 w około 30 sekund, więc całkiem przyzwoita regeneracja.

Na koniec rozjazd.

1h 34min 06sek
Hr avg 152, Hr 182, "dist 48km", "spd avg 31.50km/h", kcal 1099, zmęczenie 6

Myśl dnia:
W piwnicy słowo spocony nabiera nowego głębszego znaczenia!

Set dnia:
Pete Tong 20 Anniversary of BBC Radio One

Coś o Piotrku:
Są ludzie tak wielcy że aż onieśmielający... Piotrek jest największym z nich :)

Dzień 145 / Kolejny spinning z Madonną / PIO_TREK

Mieliśmy iść dzisiaj razem z Mike-m na rowery i wykonać trening z powtórzeniami długich podjazdów. Niestety pogoda się załamała i ze wspólnego treningu wyszły nici :(
Za to na godzinę trzynastą umówiliśmy się u mnie w domu na wspólne oglądanie kolejnego etapu T d F.

Żeby bezczynnie nie czekać i mimo brzydkiej pogody wykonać trening, postanowiłem wskoczyć na rower spinningowy. Przestawiłem go do pokoju telewizyjnego i przejechałem 1,5h oglądając koncert Madonny z Buenos Aires.
Na początku krótka rozgrzewka. Po niej wszystkie "wolne" utwory przejeżdżałem na stojąco, starając się utrzymać tą samą kadencję. Natomiast w trakcie "szybkich" utworów siadałem i dokręcałem jadąc na wysokiej kadencji. W sumie wykonałem pięć jazd na stojąco z czego ostatnia trwała prawie dziewięć minut ze zwiększonym obciążeniem.
Na koniec dzisiejszego treningu wykonałem jeszcze piętnastominutowy rozjazd.

P.S.
Oczywiście w trakcie treningu za oknem przestało padać i z czasem się przejaśniało. Pewnie jakbyśmy poszli na dwór to byśmy strasznie zmokli :)

HR śr 159 , HR max 182 , Spalone kalorie: 1578 kcal

wtorek, 19 lipca 2011

Potwór ... / Mike

Dziś w planie była regeneracja. Rano ustailiśmy z Pio_trkiem że jedziemy razem. Miał co prawda jechać się katować do Czarnkowa, ale wybrał jazdę ze mną … Super!
... ale jak się później okazało był to element misternego planu i jedna z zapadek pułapki zastawionej na mnie.

Trening jak to regeneracja, głównie jazda w pierwszej strefie. Tętno troszkę skakało na piachu i pod górę ale starałem się pilnować stref. Jechaliśmy po lasach w okolicy Lipnicy i Koźla. Tam drogi najlepiej nadają się na trening regeneracyjny, jest równo, miało piachu i pedałuje się poprzez las mieszany dający uczucie przyjemnego chłodu.

Tak sobie jedziemy w miłej atmosferze a ty nagle Braciszek pyta mnie czy może mi zadać intymne pytanie. No pewnie wal tylko poczekaj aż chwycę mocniej kierownice …

P:   No więc, co musiałoby się stać byś znienawidził markę Ford i co mogło by cię skłonić byś przesiadł się   do innej nie akceptowanej przez ciebie w tej chwili?
M: Wytłumacz mi proszę braciszku co się stało że przyszły Ci do głowy takie absurdalne pytanie?
P:   Nie ściemniaj odpowiadaj!...

Ja na to że jak by mnie oszukali i zawiódł bym się na obsłudze czy coś…
Na co Piotr: to byś powiedział że to tylko serwis a marka jest ok.
I tak w kółko ja jedno, a PIO_TREK swoje. Normalnie jakby rozmawiały dwie krowy.

Więc Braciszek zaatakował z innej strony.
Dobór słów tego pytania jest bardzo istotny w aspekcie tezy postawionej przez Pio_trka w swoim poście, jakobym sympatyzował z jedną z niemieckich marek.

Pytanie brzmiało tak:
„Jak sylwetka samochodu, nie patrząc na jego markę się Tobie podoba?” Nie jaka marka… tylko jaka sylwetka.

Więc podałem kilka w tym jedną z Niemiec. A Braciszek wydedukował że chce jeździć Mercedesem…

Myślę sobie szczerze odpowiedziałem na zadane ( bezsensowne ) pytania więc Pio_trek wyciągnie właściwe wnioski… Ale nie zgadnijcie jakich ciekawych rzeczy się o sobie dowiedziałem.

Po pierwsze jestem zwykłym fundamentalistą, a nie fordowskim jak pisze PIO_TREK!
Mam ciągoty prawicowe ocierające się o sympatie do radia Maryja! Do tego brak we mnie człowieczeństwa i w życiu nie dostrzegam dobrych rzeczy tylko same złe. Nie wiem co chciałeś mi przekazać Braciszku ale dziękuję, na pewno mi się to przyda.

Na koniec rundka po Szamotułach z kilkoma singletrack-ami i wizyta w Marynie gdzie restaurator Bajer po raz kolejny snuł plany swojego wielkiego powrotu do kolarstwa…
Wiesz co Bajer zacznij od napompowania opon :)

Na koniec dojazd do mojego „Zamczyska” kurcze PIO_TREK rozumiem wszystko ale czemu ... „Zamczysko „?

2h 17min 18sek
Hr avg 142, Hr max 182, dist 55.8km, spd avg 27.4km/h, cad avg 100, asc 140m, kcal 1332, zmęczenie 4

Dzień 144 / Kolejny trening z Mike-m / PIO_TREK

Mike jest w trakcie urlopu, po weekendowej bitwie o Toruń zrobił sobie wczoraj bardzo męczący trening. Dlatego na dzisiaj zaplanował sobie regenerację. Ja natomiast wróciłem dzisiaj do domu po dość męczącej służbie. Postanowiłem więc dołączyć do braciszka i wykonać wspólny trening. A za to na jutro zaplanowaliśmy wspólny ciężki trening ...

Wracając do dnia dzisiejszego :) Wyruszyliśmy koło godziny jedenastej i skierowaliśmy się na rowerach MTB w kierunku Gałowa i Jastrowa. Za Ostrolesiem wjechaliśmy do lasu i przez Koźle dojechaliśmy do okolic Zajączkowa ...

W trakcie pierwszej części treningu, tak jak w dawnym programie telewizyjnym "100 pytań do ...", przeprowadziłem wywiad z Mike-m. Przesłuchanie odbyło się na okoliczność Jego miłości do marki Ford.
Oraz tego co musiałoby się wydarzyć żeby ta miłość wygasła, lub co musiałoby się wydrzyć żeby zapałał  miłością do innej marki :)
Ponownie okazało się że jest On zagorzałym "Fordowskim Fundamentalistą" i inne marki nie wchodzą raczej w grę, choć w przypływie niezrozumiałego dla mnie otumanienia wymienił kilka potencjalnych marek nie wyłączając jednej niemieckiej !
Wyciągnąłem z tego wniosek że skoro jest "fordowskim fundamentalistą" to można się doszukać u Niego powiązań ze skrajną prawicą, a wizyta w okolicach Torunia nie była przypadkowa. Być może oddziały po dowództwem gen.Mike-a broniły twierdzy Ojca Dyrektora. Czyżby dyrektorski pakt :) Czas pokarze ...

Moje pytania okazały się chyba zbyt dociekliwe, bo w drugiej części treningu braciszek pozostając w pierwszej strefie znacznie przyspieszył, a ja wszedłem "piętro wyżej" i oddychałem ja hart :) W ten sposób Mike zamknął mi usta i nie mogłem zadawać kolejnych pytań. Choć tak naprawdę pozostawały one szeroko otwarte :)

Jadąc szybciutko dojechaliśmy do Binina, gdzie zawróciliśmy i lasami pojechaliśmy w stronę Rudek. Następnie ponownie przez Jastowo i Gałowo dotarliśmy do Szamotuł.
W Grodzie Halszki przejechaliśmy jeszcze dwa singiel tracki. jeden przy odkrytym basenie na "Pioszczychach", a drugi przy cmentarzu i później odwiedziliśmy Bajer-a w zaprzyjaźnionej Restauracji "Maryna". Wypiliśmy Coca-Colę z lodem, a wspomniany pan B. jak zwykle snuł plany o swoim powrocie do peletonu. Po miłych pogawędkach ruszyliśmy dalej i odprowadziłem Mike-a pod jego "zamczysko" a sam wróciłem do swojego, kończąc kolejny cudowny trening.

Mimo panującego upału w lesie było o dziwo przyjemnie  i chłodno, a wiatr nie przeszkadzał.
Niestety mimo iż był to trening regeneracyjny, nie udało mi się zatrzymać choć na chwile, by pstryknąć choć jedno pamiątkowe zdjęcie ... bo Mike gnał i gnał ... i gnał ( w pierwszej strefie :) )

P.S.
Tą samą niemiecką marką, ku której skłania się "przyparty" Mike jeździ sam Ojciec Dyrektor :)

W sumie pokonałem 54,60 km w czasie 2h 02min 28sek ze średnią prędkością 26,9 km/h
HR śr 146 , HR max 172 , Spalone kalorie: 1878 kcal
Temp; 25 °C , Wiatr: wsch. o prędkości 8 km/h

poniedziałek, 18 lipca 2011

M6 i M4 / Mike

Rano za oknem padało i wyglądało nie za ciekawie. Ale nie ma lipy robimy wydolność czy pada czy nie. Śniadanko, kawa i o 10:00 na rower szosowy. Przestało padać, ale na wszelki wypadek wziąłem kurtkę przeciwdeszczową. Na szczęście się nie przydała. Po przejechaniu 200m stwierdziłem że jednak ubiorę ocieplacze na ramiona, nawrotka, szybko do mieszkania po rękawki i ruszam już na dobre na trening.

Wiedziałem że ćwiczenia które mam w planie nieźle dadzą mi w kość, wiec postanowiłem przeprowadzić długą spokojną rozgrzewkę. Tak wiec do Jesionnej za Wronkami jechałem spokojnie w 1 i 2 strefie mimo przeszkadzającego bocznego wiatru ( jak się na koniec okazało towarzyszył mi na trasie całego treningu ).

Po przejechaniu około 25km rozpocząłem trening właściwy.

Na pierwszy ogień poszły Tempówki Interwałowe ze Zmianą Biegów ( M6 ). Ćwiczenie wykonałem tak że 60sekund jechałem w strefie 4 i 5a a następne 30 sekund w strefie 5b. I tak przez dwadzieścia minut.
Po raz pierwszy wykonywałem to ćwiczenie i powiem szczerze że co prawda są trudniejsze, ale to do lekkich i przyjemnych nie należy. Obciążenie jest naprawdę spore i do tego zmieniający się rytm pedałowania, cały czas starałem się pilnować równej kadencji co nie było łatwe. Dodatkowo byłem zestresowany stylem pedałowania po tym jak mi ostatnio PIO_TREK powiedzał ze brzydko jeżdżę.
Jeżeli nie wierzycie w trudność tego ćwiczenia to powiem tak by utrzymać zadane strefy tętna w moim przypadku wymagało to jazdy z prędkością 40km/h przez 20 minut non stop z bocznym przeszkadzającym wiatrem …

Dane z ćwiczenia:
20min
Hr avg 173, Hr max 179

Potem wykonałem 30min rozjazd w 1 i 2 strefie.

Po odpoczynku przeszedłem do drugiego zaplanowanego ćwiczenia. Przekraczanie Progu Mleczanowego ( M4 ) bo o nim mowa. 3 min w górnych stanach strefy 4 i 3min w strefie 5a. I tak 4 razy w sumie 19min ćwiczenia. Szybko połapałem się że po pierwszym ćwiczeniu jestem już solidnie zmęczony i pulsometr pokazywał zaniżone wartości. Tak więc jechałem na „czuja” Dość dobrze znam swój organizm i potrafię określić dokładnie kiedy wchodzę w „beztlen”…

Dane z ćwiczenia:
19min
Hr avg 169, Hr max 176

Potem rozjazd… no coś na wzór rozjazdu, bo byłem tak wyjechany po tych dwóch ćwiczeniach że praktycznie ostatnie 30km treningu to czysty ból i do tego ten pierdo… wiatr!
Na koniec trochę wycinania zawalidróg w Szamotułach i do domu.

Ale udało się dojechać z całkiem przyzwoitą średnią a co najważniejsze wykonałem zaplanowanie ćwiczenie w 100%. Jutro regeneracja.

3h 05min 00sek
 
Hr avg 156, Hr max 185, dist 98km, spd avg 31,89 km/h, asc 140m, kcal 2313, zmęczenie 8,5

niedziela, 17 lipca 2011

War... A lot off fun / Mike

Dawno nie bylem już na paintball-u... Wiec jak kolega z drużyny ( w której "maluje" ) zadzwonił że jest trzy dniowa impreza a dodatkowo termin pokrywał się z moim planowanym "tajnym" urlopem od razu powiedziałem: Gdzie i Kiedy?

Tak wiec mijający weekend spędziłem latając po lesie z karabinem na farbę i bawiąc się jak dziecko w wojnę. Cała impreza miała miejsce w lasach za Toruniem. W piątek dzień organizacyjny i okopywanie się wraz z budową umocnień. A na koniec dnia kuchnia polowa i ognicho.

W sobotę po wojskowym śniadanku i podziale zadań dla stron konfliktu prześlijmy do akcji... Oj brakowało mi tych emocji, biegania, krycia się, podkradania i tego wszystkiego co powoduje ogromny wyrzut adrenaliny do krwi. Niestety muszę przyznać iż mimo dobrej formy "rowerowej" od kąd przestałe regularnie grać w Paintball moja wydolność biegowa spadła. Po 10min byłem zagotowany.

Wieczorem po kolacji zostaliśmy jako drużyna ( w tym przypadku tylko 4 osoby ) wyznaczeni do nocnego patrolu rozpoznawczego. Oprócz nas kilka innych sektorów patrolowały inne drużyny. Nam udało się wykonać zadanie w 100%, bez wykrycia rozpoznaliśmy linie wroga i bez strat własnych wróciliśmy po 2h do obozu, inni nie mieli tyle szczęścia...

Dziś z rana po naniesieniu pozycji wroga na mapy prześlijmy do natarcie, ale w paintball-u jak to w tej grze różnie bywa tak wiec scenariusz zakończył się patem. Ważne że zabawa była i że współpracowaliśmy jako drużyna na przyzwoitym poziomie.

Po dwóch dniach biegania i strzelania oraz okopywania się jestem wykończony można by nawet rzec że "wydygany" :)

Para słów o organizacji:
Jeżeli chodzi o przygotowanie pola gry, obozu, namiotów i kuchni oraz łazienki polowej to wszystko super. Przypominało to wszystko typowy "krótki" obóz wojskowy. Do tego dobrze zaopatrzony sklep ( z piwem oczywiście ) oraz smaczne jedzonko w pakiecie.

Co do samej gry:
Sędziowie czasami nie wiedzieli jakie są wytyczne scenariuszy. Scenariusze same w sobie ciekawe choć czasami troszkę prze kombinowane.

Ogólnie zajefajny weekend, wiara na poziomie i kupa zabawy. Oj brakowało mi tego!

sobota, 16 lipca 2011

Dzień 143 / Tempówka po lesie. / PIO_TREK

Rano wróciłem z pracy zjadłem śniadanko, by po "krótkim" jego trawieniu wyruszyć na dzisiejszy trening.
Jako środek lokomocji wybrałem "Mariana", a jako cel podróży miasto Wronki.
Pierwsza część podróży to tempówka z Szamotuł przez Piotrkówko, Sycyn, Obrzycko. Większą część trasy pokonałem po drogach leśnych i do Wronek dotarłem po pokonaniu 27,5 km w czasie 56 min 12 sek.
Przed drugą częścią zawróciłem na asfalcie i tą samą drogą dojechałem do Obrzycka. Kawałek za nim odbiłem w lesie w prawo i dojechałem do Twardowa.
Trzecia część to rozjazd z Twardowa asfaltem przez Szczuczyn do domu w Szamotułach.

Wykonałem dzisiaj krótki, ale w miarę intensywny trening. Krótki ponieważ chciałem zdążyć do domu na relację z bardzo ciekawego etapu Tour de France, e ze względu na wieczorną imprezę rodzinną, trening po etapie nie wchodził w grę.
Mimo wszystko cieszę się że udało się zaliczyć, kolejny dzień treningowy, a jutro być może udam się na niedzielną przejażdżkę rowerową z Kasią i wykonam przy okazji regenerację :)

W sumie pokonałem 52,00 km w czasie 1h 50min 23sek ze średnią prędkością 28,3 km/h
HR śr 151 , HR max 173 , Spalone kalorie: 1782 kcal
Temp; 22 °C , Wiatr: zach. o prędkości 14 km/h

czwartek, 14 lipca 2011

Dzień 142 / Trening z Mike-m / PIO_TREK

Po powrocie Mike-a z wakacyjnej niespodzianki urodzinowej, którą zorganizował Ani. Dzisiaj wspólnie wyruszyliśmy na trening. Jako środek lokomocji wybraliśmy rowery szosowe, ponieważ chcieliśmy spędzić w "siodle" jak najwięcej czasu i wrócić do domu przed rozpoczęciem relacji z górskiego etapu TdF.
Na trasę ruszyliśmy przed godzina dziewiątą rano i jako kierunek podróży obraliśmy Sieraków.
Pierwszy etap trasy to jazda cały czas pod porywisty wiatr. Do Sierakowa cały czas prowadził Mike, ponieważ ja po wczorajszej "czasówce" nie byłem w stanie dać mu zmiany. Mimo silnego wiatru na drodze do Sierakowa byliśmy w stanie utrzymać średnią prędkość powyżej 30 km/h.
Z Sierakowa pojechaliśmy na punkt widokowy w Grobii. Mike podjechał jako pierwszy na bardzo twardym przełożeniu, a ja postanowiłem przejechać ten wymagający podjazd na bardziej miękkim ale  cały czas na stojąco.
Na szczycie zatrzymaliśmy się na krótki bufet i zrobiliśmy pamiątkowe zdjęcia. Zapytałem też Mike-a w jakiej miejscowości znajduje się wieża kościoła, którą widzimy z Grobii ?
Z jego strony padła odpowiedź; że w Chrzypsku Wielkim ( ale jest to informacja nie potwierdzona )  :)

Mike, władca Grobii.
Po bufecie pojechaliśmy dalej przez Lutomek i Łężce do Łężeczek , gdzie pokonaliśmy kolejny trudny podjazd.
Ja po raz kolejny pokonywałem go na stojąco, a Mike na twardym przełożeniu. Niestety po wczorajszej "czasówce" odczuwałem brak świeżości i nie mogłem wkręcić się na bardzo wysokie wartości tętna.

Z punktu widokowego w Łężaczkach przez Gnuszyn pojechaliśmy do Nojewa, gdzie przy naszym ulubionym sklepie zatrzymaliśmy się na Coca-cole.
Od Łężeczek jechaliśmy raczej z wiatrem, starając się odrobić stracony  pod wiatr czas.
Na koniec treningu standardowo za Szczepankowem zaczęło się czarowanie i przygotowanie do szybkich sprintów. W związku z tym że w tym roku ( jak zwykle ) Mike jest mocniejszy, to ja jestem osobą która rozprowadza go na finiszach.  Na trasie od Szczepankowa do tablicy Szamotuły, wykonaliśmy dwa bardzo szybkie sprinty, po których Mike finiszował jako pierwszy :)

Na koniec treningu każdy z nas wykonał rozjazd, zmierzając ku swojemu domowi ...

Po OSOBNEJ kąpieli i posiłku spotkaliśmy się ponownie u mnie w domu na wspólnym oglądaniu dwunastego etapu TdF z którego relację na blogu być może umieści Mike.

P.S.
Jak zwykle podczas treningu rozmawialiśmy o "DM" ( dupie Maryni ) oraz o wyższości pomysłowości konstrukcji agrafki nad spinaczem, itp. :)

W sumie pokonałem 92,95 km w czasie 2h 51min 04sek ze średnią prędkością 32,60 km/h
HR śr 149 , HR max 174 , Spalone kalorie: 2699 kcal
Temp; 22 °C , Wiatr: wsch. o prędkości 16 km/h ?

środa, 13 lipca 2011

Dzień 141 / Czasówka / PIO_TREK

Rano wróciłem po służbie pociągiem z Poznania, zjadłem śniadanko i wskoczyłem na rower szosowy. Postanowiłem zmierzyć się dzisiaj ze "starą pętla" na której kiedyś notorycznie trenowałem. Na początku wykonałem krótką 4,5 minutowa rozgrzewkę, a następnie rozpocząłem pomiar czasu na dystansie 50 km.
Wspomniana pętla przebiega przez następujące miejscowości ;

Szamotuły (cukrownia) - Lipnica - Ostroróg - Dobrojewo -Wronki - Piotrowo - Obrzycko - Szamotuły

Wydawać by się mogło że jadąc po pętli, raz jedziemy z wiatrem, a raz pod wiatr :) Niestety im silniejszy wieje wiatr, tym większe są straty ponoszone przy jeździe pod wiatr, niż zysk podczas jazdy z wiatrem. Dzisiaj wiatr wiał dość mocno, więc nie sprzyjał biciu rekordów.

Dystans 50 kilometrów pokonałem w czasie 1h 23min 08sek ze średnią prędkością 36,14 km/h.
Z uzyskanego wyniku jestem bardzo zadowolony, choć nie udało się pobić mojego rekordu 1h 22min.
Po zakończonej czasówce wykonałem jeszcze dziewięciokilometrowy rozjazd po ulicach Szamotuł  i wróciłem spokojnie do domu.

W sumie pokonałem 61,50 km w czasie 2h 03min 50sek ze średnią prędkością 30 km/h
HR śr 149 , HR max 171 , Spalone kalorie: 1894 kcal
Temp; 24 °C , Wiatr: wsch. o prędkości 21 km/h

wtorek, 12 lipca 2011

Ogólnorozwojówka / PIO_TREK

Dzisiaj na służbie w ramach rozwoju tężyzny fizycznej, pojechaliśmy po południu pograć na boisku w piłkę nożną. Podzieliliśmy zmianę służbową na dwa zespoły i rozpoczęliśmy mecz. Poziom gry był momentami bardzo wysoki, ale tylko wtedy gdy po nie udanym zagrani piłka leciała bardzo wysoko :)
Czas meczu taki jak u profesjonalistów, czyli 2 x 45 minut. Z ciekawości założyłem pulsometr,by zbadać wartości tętna podczas gry.
Po meczu wyglądały one następująco; HR max. 173 , HR śr. 145 , Spalone kalorie; 1352 kcal

P.S.
Nawet średniego piłkarza nikt juz ze mnie nie zrobi. Na boisku mógłbym nosić pseudonim "Cyrkiel" :)
Ponieważ gram tylko prawą nogą, a lewa jest sztywna jak pręt i dookoła niej się tylko obracam. O celności strzałów i podań lepiej nie będę się wypowiadał. Najważniejsze że w czasie gry było wesoło i zabawnie.

Wycieczka / Mike

Dziś ruszyliśmy nasze zadki z hotelu. Nareszcie !!!! Rano po śniadaniu pożyczyliśmy samochód..
No samochód to drobne nadużycie, pożyczyliśmy resoraka. Hunday Atos bo o nim mowa.
Zapomniałem już że można takie małe auta produkować. No ale zdało egzamin i zapakowaliśmy się do niego razem z wózkiem dla Bobasa. Sama procedura wynajmu zabrała może 5 minut.
Plan był taki; jedziemy do Knososs ( pod stolicą Krety Heraklionem ) by zwiedzić największy zabytek wyspy.
Mowa o dawnym pałacu Dynastii Minojskiej. Obiekt robi wrażenie, niesamowite jak rozwinięta była tu cywilizacja 2 tysiaki lat przed Chrystusem. Ludzie żyli tak jak my tylko mieli ograniczony dostęp do internetu.

Potem udaliśmy się zobaczyć odrestaurowana wioskę Kreteńską. Wioska przepiękna i klimatyczna.
Piękne alejki na zboczu z równie uroczymi domkami. Do tego restauracja i parę sklepów. Postanowiliśmy coś przekąsić w wymienionej knajpce… i to był nasz błąd! Nie wiem czy na Krecie tradycyjna kuchnia grecka nie istnieje czy co, ale to co nam podali nie przypominało nic… a już na pewno nie greckie specjały. Straszna pomyłka …

Dalej udaliśmy się do rodzinnej miejscowości El Grecco. Wioska sama w sobie jest sympatyczna i typowo grecka. Oczywiście nie brak w niej straganów z tysiącem rzeczy zupełnie nie potrzebnych… ale warto było ją zobaczyć na koniec wypiliśmy mrożoną kawkę i zjedliśmy kalmary w lokalnej tawernie. Tym razem było smacznie i po grecku.

Nastał czas powrotu wiec ruszyliśmy w drogę do naszego hotelu…
Dzień bardzo udany a co najważniejsze poznaliśmy Kretę trochę bliżej…

Coś o niczym ... / Mike

Post napisany w niedzielę 10.07.2011.

Jestem czerwony niczym rak po gotowaniu … No ale sam sobie to zafundowałem więc nie ma co narzekać.

Nic wyjątkowo ciekawego się dziś nie wydarzyło więc za bardzo nie mam o czym pisać. Jedynie co mogę przekazać w tym tekście to nieodparte wrażenie że cały świat przejmuje się greckim kryzysem, tylko nie sami Grecy… im nadal tylko w głowie zabawa i kombinowanie jak by się tu nie narobić.
Polscy stażyści nie mają lekkiego życia w tym hotelu. Wyzysk w najczystszej formie, trochę mi ich nawet żal. Ale z drugiej strony sam przez coś takiego przechodziłem i wiem z doświadczenia że jeśli ich to nie załamie to nabiorą doświadczenia i twardości którą mam nadzieje wykorzystają z korzyścią dla Polski.

Jutro wypożyczamy samochód i ruszamy w głąb wyspy… nareszcie coś się będzie działo.

A syndrom odstawienia roweru nasila się … w czwartek nie ma innej możliwości, tylko długi trening!

poniedziałek, 11 lipca 2011

Dzień 140 / Spinning z Madonną :) / PIO_TREK

Od rana za oknem lało jak z cebra, i nic nie zapowiadało ze wkrótce się przejaśni. Dlatego też dzisiejszy trening postanowiłem wykonać na rowerze spiningowym. Przeniosłem rower do pokoju telewizyjnego, bo jakiś czas temu szwagier Krzysztof pożyczył mi płytę  blu-ray z koncertem Madonny "Sticky & Sweet Tour", więc trening przejechałem oglądając i słuchając w/w koncertu ...


Madonna urodziła się 16 sierpnia 1958 roku, więc w tym roku skończy 53 lata ! Kondycji mogła by jej pozazdrościć niejedna nastolatka. Ta kobieta to wulkan energii ! I nie bez powodu nazywana jest Królową Pop-u.

Na trening nie miałem wyznaczonych żadnych założeń. Chciałem po prostu spędzić w "sodle" półtorej godziny, dostosowując rytm jazdy do utworów jakie będą po sobie następowały w trakcie koncertu.
Okazało się jednak że koncert Madonny to tzw. "full power" i nie ma za wiele miejsca na spokojna jazdę :)


Zaskoczyło mnie trochę że nawet przy cygańskich rytmach można się nieźle wyżyć na rowerze ...


Po treningu schodziłem z roweru porządnie spocony i naładowany pozytywna energią. Tak jak założyłem wysiedziałem na rowerze 1h 30min i schodziłem z niego z "bananem" na twarzy :)

P.S.
Wiek nie ma znaczenia ...

HR śr 160 , HR max 188 , Spalone kalorie: 1585 kcal

niedziela, 10 lipca 2011

Dzień 139 / Ring dookoła Szamotuł / PIO_TREK

Na niedzielną wycieczkę wybrałem się dzisiaj razem z Kasią. Postanowiliśmy przejechać pętlę dookoła Szamotuł odwiedzając przy okazji wszystkie wioski położone jak najbliżej naszego miasta.
Na początku pojechaliśmy w stronę Kępy, gdzie zatrzymaliśmy się by zrobić zdjęcie panoramy Grodu Halszki ...
W tle margarynownia od strony Kępy

Czyżby PIO_TREK, nie w sosie? :)
... a następnie pojechaliśmy nową ścieżką rowerową do Baborówka i zatrzymaliśmy się kolejny raz przy pałacu oraz przy wybiegu dla koni ...
"Pałac" rodziny Święcickich.

"Hipodrom" w Baborówku
 W Baborówku przecięliśmy linię kolejową Poznań-Szczecin i asfaltową drogą pojechaliśmy do Kąsinowa, a następnie w kierunku Piaskowa by zatrzymać się i zrobić kolejną panoramę Szamotuł ...

Szamotuły od strony ścieżki rowerowej Kąsinowo-Piaskowo.
Przed Piaskowem skręciliśmy w lewo i pojechaliśmy na zaporę zbiornika retencyjnego "Radzyny" ,która znajduje się tuż przed wsią Myszkowo. Podczas postoju urządziliśmy sobie mały bufet z batonikami i piciem, a także pstryknęliśmy jedna fotkę ...

Wesoła Kasia & Mc Kanzie :)
Kontynuując podróż, podążaliśmy cały czas drogami asfaltowymi przez kolejne wsie; Przyborowo, Przyborówko, i dotarliśmy do Gałowa. Zatrzymaliśmy się tam przy pałacu w którym dziewięć lat temu odbywało się nasze przyjęcie weselne ...

Pałac w Gałowie.
Polski "Usain Bolt" :)
 Kolejnym miejscem w którym się zatrzymaliśmy była wieś Jastrowo, gdzie zrobiliśmy zdjęcie zabytkowej figury św. Walentego ...


... i pojechaliśmy dalej do Śmiłowa. Zjechaliśmy tam na drogę polną i pomiędzy uprawami kukurydzy dotarliśmy do okolic Gaju Małego. Tam ponownie przecięliśmy linię kolejową Poznań-Szczecin i dotarliśmy do Gaju Małego.
Następnie znowu skręciliśmy na drogę polną i zmierzaliśmy w kierunku wsi Szczuczyn, robiąc po drodze kolejne zdjęcia ...

Polskie drogi ...

Panorama Szczuczyna od strony Gaju Małego.
Mijając Szczuczyn, zatrzymaliśmy się we wsi Grabówiec na mostku nad rzeka Samą ...

Rzeka Sama przepływa przez Grabówiec.
Kolejne kilometry trasy przebiegały przez wsie; Piotrkówko, Ludwikowo, Nowy Folwark, Gąsawy a następnie Kępę, gdzie zamknęliśmy pętlę i skierowaliśmy się w stronę Szamotuł.

Nie oddalając się od Szamotuł na więcej niż pięć kilometrów i okrążając miasto przejechaliśmy ponad 46km.
Na początku niebo było zachmurzone, ale pod koniec treningu chmury odpłynęły w dal i zrobiło się upalnie.
Wycieczka należała do bardzo przyjemnych i stanowiła przy okazji trening regeneracyjny po ciężkim tygodniu.

P.S.
Po dzisiejszej podróży zgodnie stwierdziliśmy że Wielkopolska polami kukurydzy stoi :)

W sumie pokonałem 46,20 km w czasie 2h 40min 50sek ze średnią prędkością 17,30 km/h
HR śr 83 , HR max 110 , Spalone kalorie: 212 kcal
Temp; 27 °C , Wiatr: wsch. o prędkości 8 km/h

sobota, 9 lipca 2011

Smażenie ... / Mike

Trzeci dzień urlopu… jakoś dziś nie mogłem się obudzić, niby 8 godzin snu ale ciężko się wstawało. Śniadanie kilka kaw, potem piwko na kaca i wyruszyliśmy w drogę na plażę położoną 42m poniżej naszego hotelu. Dystans nie duży może jakieś 300m, ale na prawdę stromo. Plaża jak to plaża pełna turystów i nagrzana do tego położona w nieciekawym miejscu wąska i nie bardzo Grecka… Mimo to wskoczyłem do wody by zaznać rozkoszy kąpieli w Morzu Śródziemnym.

Powrót pod górę do hotelu pchając wózek z Antkiem (taki mały trening siłowy). Dziś nastąpiłam faza druga opalania… Byłem twardy i nie dałem się uczuciu piętrzenia, nudzie i zniechęceniu… teraz płace z to! Wszystko mnie piecze i swędzi… ale cóż opalenizna się sama nie pojawi zupełnie jak z formą. A propos - syndrom odstawienia się nasila, patrzę na otaczające mnie piękno przez pryzmat roweru… tu by można podjechać, o jaki fajny techniczny zjazd, ciekawa „ścianka” na atak i tak cały czas. Czy to oznacza że jestem uzależniony?
Jeśli tak to ok... nie planuje odwyku…

A przy basenie tym czasem zajęcia z Aqua Aerobiku… prowadzone przez Rosjankę… Bez ładu i składu, muzyka sobie, a ćwiczenia sobie, coś takiego jak osnowa zajęć wogóle tej miłej Pani nie przeszło przez głowę.. Brak rozgrzewki, treningu właściwego, i ostudzenia… od początku dom końca muzyka a'la Lady Gaga.
Tempo ćwiczeń zupełnie nie współgra z muzyką… zasadniczo beznadzieja. Nie twierdze że każdy musi wiedzieć jak się prowadzi tego typu zajęcia, ale skoro ktoś się podejmuje takiej pracy, to powinien do sprawy podchodzić profesjonalnie …

Myśl dnia: Przechodzę na Wódkę bo tutejsze Wino nie kopie…

piątek, 8 lipca 2011

Operacja "Szok i zaskoczenie" / Mike

Kilka dni przerwy w pisaniu, ale Mike is back on Air !

Dobra wiec tak... Nic nie pisałem bo nie mogłem by intryga się powiodła. Po urodzinowej niespodziance, którą przygotowała mi Ania postanowiłem się zrewanżować. Ale nie tak po prostu, rewanż miał być co najmniej tak dobry jak urodzinowy prezent Ani, a idealnie by było żeby straciła orientację w czasoprzeszczeni i realiach…

Plan był taki, że zabieram Anię na wakacje organizując wszystko w taki sposób, że Ona dowiaduje się o tym w ostatnim możliwym i dopuszczonym prawem momencie. Szybka narada z przyjaciółmi wybór lokalizacji wakacji ( nawet się rymuje hi hi ), wybór padł na Kretę.

Następnym krokiem była realizacja planu... zanim przejdę do meritum chciałbym z całego serca podziękować osobom, które pomogły w realizacji planu. Ani, Jackowi, Kasi, Agnieszce, rodzicom Ani i Moim, Piotrkowi i całej rzeszy ludzi - świadomie lub nie - zaangażowanych w tę operację.

Powiem szczerze zorganizować coś takiego to niebywałe wyzwanie logistyczne. Dograć terminy, przejazdy, ubezpieczenia, urlopy, finansowe sprawy, i na samym końcu zaplanować moment w którym wrabiany dowiaduje się o wrobieniu… jest co robić! Każda mała rzecz wiąże się z angażowaniem wielu ludzi i środków. A utrzymanie wszystkiego w tajemnicy przed osobą tak dociekliwą jak Ania graniczy z cudem.

Cud się jednak zdarzył i w środę o 20:15 na lotnisku Ławica w Poznaniu moja małżonka dowiedziała się, że Martix jednak istnieje i leci na wakacie na Kręte.

O reakcji nie będę pisał bo tego się nie da opisać, powiem tylko tyle, że musiałem Anie gonić po całym lotnisku…

Ok jesteśmy już na miejscu. Podróż minęła bez problemów wszystko przebiegło sprawnie i profesjonalnie.

Siedzę sobie teraz w lobby hotelu, całkiem przyzwoitego w nowoczesnej aranżacji, niestety jedzonko takie sobie… na pewno nie greckie, a bardziej pod niemieckich turystów, tórych o dziwo nie ma tu za wiele. Dominują Rosjanie, Czesi i Polacy.  Cała obsługa to stażyści z Polski. Trochę to wkur.. w końcu jedzie się do obcego kraju by obcować z jego kulturą i mieszkańcami… zamawianie piwa po polsku w Grecji jakoś mi nie odpowiada.

Wczoraj po podróży i trzech godzinach snu dzień dłużył się niczym wykład ze statystyki. Dziś jest już znacznie lepiej wyspany i wypoczęty od rana miałem pełno werwy i energii. Dlatego zaraz po śniadaniu wraz a Jackiem udaliśmy się na rekonesans do Agia Pelagia. Miasteczko takie sobie nie posiada typowego greckiego klimatu, jest zdecydowanie nastawione na turystów i też tak wygląda, nic ciekawego.

Po lunch-u zrobiłem coś czego naprawdę nie znoszę... a mianowicie opalałem się! Tak, tak... leżałem na leżaku i wystawiałem swoja skórę na działania promieniu UV. Postanowiłem podejść do tego jak do trudnego treningu, przed którym zawsze pojawia się strach i zwątpienie, ale jakoś udaje się go przetrwać… A' propos- pojawił się syndrom odstawienia… roweru. Tyle gór dokoła a ja roweru nie wziąłem !!!!

Mimo że tygodniowy odpoczynek był zaplanowany w dzienniku treningowym i że był integralną częścią planu porwania Ani na Kręte to już mnie ciągnie na rowerek… Trudno jakoś musze wytrzymać!!!

Myśl dnia: Przechodzę na wino bo tutejsze Piwo nie kopie!

Dzień 138 / Deszczowy trening / PIO_TREK

Od rana za oknem cały czas padał deszcz, a ja zastanawiałem się; Czy iść na dwór rower, czy odkurzyć dawno nie używany rower spinningowy i trenować pod dachem ? Mimo że padało, to było dość ciepło i dlatego zdecydowałem się na trening na świeżym powietrzu wykorzystując do tego "Mariana".
Trasę wyznaczyłem przez tereny, których dawno nie odwiedzałem;

Szamotuły - Oborniki - Murowana Goślina - Bolechowo - Biedrusko - Radojewo - Morasko - Suchy Las - Psarskie - Kiekrz - Rokietnica - Mrowino - Pamiątkowo - Kąsinowo - Piaskowo - Szamotuły

Przez większą część treningu jechałem w deszczu, momentami był to deszcz ulewny, ale ciepły letni więc przyjemny. Dopiero w okolicach Mrowina przestało padać i droga zaczęła robić sucha. Cały trening starałem się jechać równo bez presji prędkości, bardziej skupiając się na tętnie. Mimo to trening ze względu na swoją długość trochę mnie zmęczył.

P.S.
Dzisiaj otrzymałem drugie życie ! Jadąc zamyślony w Suchym Lesie, jak gdyby nic sobie z tego nie robiąc. Przejechałem na pełnej prędkości prze krzyżówkę ze znakiem STOP !!! Na szczęście nic nie jechało. Zorientowałem się dopiero za krzyżówką i trochę się przestraszyłem jak dotarło do mnie co mogło się stać !

W sumie pokonałem 90,60 km w czasie 3h 02min 18sek ze średnią prędkością 29,80 km/h
HR śr 146 , HR max 168 , Spalone kalorie: 2754 kcal
Temp; 22 °C , Wiatr: płd.-zach. o prędkości 10 km/h

czwartek, 7 lipca 2011

Dzień 137 / PIO_TREK

Po ostatnich meczących treningach z Mike-m, dzisiaj także zafundowałem sobie dość trudny trening.
Żeby rozkręcić nogi, wymyśliłem sobie na dzisiaj tempówki po leśnych drogach. Wsiadłem więc na"Mariana" by na pierwszych kilometrach z Szamotuł przez Gałowo, Jastrowo do Ostrolesia wykonać rozgrzewkę.
Następnie na drogach leśnych wykonywałem dziesięciominutowe tempówki, po których następował dziesięciominutowy rozjazd. Początkowo trasę zaplanowałem z Szamotuł do Zajączkowa i z powrotem, ale w lesie trochę się pogubiłem i wyjechałem we wsi Orliczko. Dlatego tez musiałem zmodyfikować trasę i jej z Orliczka przez Nojewo do Zajączkowa pokonałem drogami asfaltowymi wykonując na nich jedną z tempówek ...
Pierwsze powtórzenie ; 10min  , HR max 164 , HR śr 158 / Rozjazd 10min , HR śr 141
Drugie powtórzenie    ; 10min , HR max 168 , HR śr 160 / Rozjazd 10min , HR śr 145
Trzecie powtórzenie   ; 10min , HR max 165 , HR śr 159 / Rozjazd 10min , HR śr 142
Czwarte powtórzenie  ; 10min , HR max 162 , HR śr 157 / Rozjazd 12min , HR śr 142
Piąte powtórzenie      ; 10min , HR max 160 , HR śr 157 / Rozjazd 14min , HR śr 127

Z Zajączkowa także drogami leśnymi wróciłem przez Ostrolesie, a następnie asfaltami przez Jastowo, Gałowo do Szamotuł.W Gałowie rozpocząłem rozjazd, który kontynuowałem na ulicach Grodu Halszki. Pojechałem pod mój ulubiony most murowany, który znajduje się pod torami kolejowymi na trasie Poznań-Szczecin. Zainstalowano pod nim stalową "kładkę" po której spokojnie można jeździć rowerem. Zatrzymujac sie w tym miejscu pstryknąłem parę zdjęć ...


I skończyłem po mostem :)

Trening męczący ale przyjemny, na jutro zaplanowałem rozjazd na szosie po ciężko przepracowanym tygodniu.

W sumie pokonałem 54,60 km w czasie 2h 02min 12sek ze średnią prędkością 26,90 km/h
HR śr 146 , HR max 168 , Spalone kalorie: 1850 kcal
Temp; 26 °C , Wiatr: zach. o prędkości 8 km/h

wtorek, 5 lipca 2011

Podjazdy :) / Mike

Dziś drugi dzień z rzędy wykonaliśmy wspólny trening z Piotrem. Plan był taki jedziemy na podjazd do Łężeczek i każdy robi swoje, a potem razem wracamy do Szamo.

Dojazd spokojnie w pierwszej strefie. W samych Łężaczkach miałem zaplanowany trening A5 Powtórzenia długich podjazdów. Wprowadziłem pewne modyfikacje: każdy podjazd zaczynałem ścianką ( jakieś 12% i 200m długości ) potem utrzymywałem tętno w 4 strefie ( wyżej nie mogłem wejść ) przez jakieś dwie minuty
( zamiast jednej ) i na koniec na stojąco na cięższym przełożeniu minuta ( zamiast 30 sec ).
Tak wykonałem 5 powtórzeń z podobnym odpoczynkiem pomiędzy nimi.

Musze się przyznać że wykorzystałem Piotrka jako zająca którego goniłem...
Dziękuje za to Braciszku dzięki Tobie wykonałem większą od zaplanowanej prace i byłem lepiej zmotywowany :)

Po ćwiczeniach bufet, sikanie i w drogę powrotną do Szamotuł. Po drodze wykonałem kilka ćwiczeń siłowych na podjazdach ( na stojąco ). Po drodze tak jak pisał Piotrek orzeźwił nas deszczyk :)
Od Szczepankowa do tablicy "Szamotuły" tempówka, udało się wejść w końcu do 5 strefy.
Po odprowadzeniu do domu Piotra było mi jeszcze mało jazdy, więc zrobiłem sobie 15 km rozjazd pod Pamiątkowo i z powrotem.

Reasumując:
Jeden z trudniejszych treningów tego sezonu ale samopoczucie doskonałe, brak oznak zmęczenia.
W sumie miałem ciężkie trzy ostatnie trening włączając w to wyścig. I jestem bardzo pozytywnie zaskoczony moją dyspozycją i tempem regeneracji. Jutro zasłużony odpoczynek.

Przy okazji dowiedziałem się od Piotra kilku ciekawych rzeczy o sobie. Teraz już wiem jak jestem zaklasyfikowany :)
Do tego dowiedziałem się jak się Piotr lansował na plaży w Chojnie i muszę przyznać, że w tej dziedzinie czeka mnie jeszcze sporo nauki by móc  dorównać Braciszkowi :)
A wiadomo na plaży i na linii startu liczy się tylko lans!

3h 30min 53sek
Hr avg 136, Hr max 186, dist 100km, spd avg 30km/h, asc 350m, kcal 1995, zmęczenie 6