wtorek, 31 maja 2011

Dzień 118 / PIO_TREK

Pobudka o godzinie 5.20, ubieranie się, pakowanie plecaka do pracy i w drogę. Wyjazd godzina 5.50 :)
Jako środek transportu wybrałem dzisiaj "Mariana" i ruszyłem na trasę;

Szamotuły - Baborówko - Pamiątkowo - Przecław - Żydowo - Rokietnica - Kiekrz - Psarskie - Strzeszynek - "Golęcin" - Poznań ( KM PSP ul.Wolnica )

Powietrze o poranku było dzisiaj cudownie rześkie, a temperatura powietrza bardzo przyjemna, do tego piękne bezchmurne niebo i wschodzące słoneczko. Po prostu cudownie !
Minusem było to że do Poznania całą drogę jechałem pod wiatr lub z wiatrem przeszkadzajacym.
Z Szamotuł do wsi Psiarskie jechałem drogami asfaltowymi, by nastepniem między przejazdami kolejowymi skręcić w prawo i wjechać na ulubioną ścięzke rowerową Pana Piotra Kurka, prowadzaca wzdłuż jeziora Strzeszyńskiego i jeziora Rusałka. Tam udało mi sie choć trochę schować przed wiatrem i jechać w cieniu drzew.
Nad jeziorem Strzeszyńskim zatrzymałem się na chwilę i zrobiłem pamiątkowe zdjęcia ...

Jezioro Sztrzeszyńskie o poranku ...

"Marian" szuwarek :)
Muszę przyznać że mimo wczesnej pory, spotkałem już wiele osób biegajacych lub jeżdżących na rowerach w okolicach obu jezior. Co bardzo dobrze świadczy o rozwoju świadomości zdrowotnej narodu polskiego :)
Kolejki w szpitalach i standard świadczonych usług robi swoje. Ludzie wolą zpobiegac niż leczyć !
Szlak rowerowy kończył się w Parku Sołackim , a ja dalej ulicami poznania dotarłem do miejsca pracy czyli  Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej nr.1 na ul Wolnica 1.

Z treningu jestem zadowolony, bo udało się uzyskać przyzwoitą prędkość średnią mimo przeszkadzajacego wiatru.

W sumie pokonałem 42,15 km w czasie 1h 24min 30sek ze średnią prędkością 29,66 km/h ,
HR śr 153 , HR max 166 , Spalone kalorie: 1136 kcal
Temp; 16 °C , Wiatr ; 19 km/h

Dotlenianie Mózgownicy... / Mike

W ramach porannego dotleniania mózgownicy pojechałem dziś do pracy rowerem. Nogi nadal ociężałe ale może ma na to wpływ wczesna godzina i fakt że idąc za przykładem Pio_trka zacząłem kombinować z wysokością siodła ( podniosłem o 3mm ).

Sam trening przebiegł spokojnie bez przygód. Cały czas miałem pod wiatr. Rozumiem że w tym kraju wieje ale o szóstej rano? To już lekka przesada!

Cały trening w 1 i 2 strefie jedynie na podjazdach wchodziłem do 3 strefy.

Hr avg 148, Hr max 175 ( o 4 strefa:) ), dist 31km, asc 90m, kcal 714, zmęczenie 2

Ciekawy filmik / GABOR

Hej!

Ciekawy sposób na nakręcenie filmiku.  Facet sam się robił mocowanie kamery na kasku, które się obraca.
I chyba znalazł też najlepsze miejsce.

http://vimeo.com/14445548

Enjoy !

poniedziałek, 30 maja 2011

Dzień 117 / PIO_TREK

Nie miałem dzisiaj pomysłu na trening. Od rana zastanawiałem się czy iść na "szosę", czy na "górala".
Ze względu na wysoka temperaturę powietrza postanowiłem wybrać się na trening do lasu by choć trochę schować się przed słońcem.
W samo południ wskoczyłem na "Mariana" i podążyliśmy wspólnie przez;

Szamotuły - Jastrowo - Ostrolesie - Koźle - Zajączkowo - Ostroróg - Rudki - Jastrowo - Szamotuły

W ramach doświadczenia postanowiłem dzisiaj obniżyć ciśnienie w oponach do 2.0 atmosfery i sprawdzić jaki to będzie miało wpływ na jazdę po piachu. Wprawdzie na polecanym przez Zbyszka filmie o Mai Włoszczowskiej, jeździ ona na ciśnieniu 1.7 atmosfery, ale przy mojej wadze raczej by się to nie sprawdziło
( dobicie dętki pewne ).
Test wypadł pozytywnie ponieważ straty w prędkości na twardej nawierzchni nie są zbyt duże, za to zysk w prowadzeniu  i jeździe roweru po piachu jest odczuwalny. Opony Geax Gato mimo że nie przeznaczone na piach to przy niższym ciśnieniu już w nim tak nie grzęzną.

Do Zajączkowa dotarłem stałą trasą lasami przez Ostrolesie i Koźle. Natomiast Z Zajączkowa pojechałem żółtym szlakiem do Ostroroga. Szlak poprowadzony jest przez ciekawą okolicę,a miejscami wygląda na zupełnie nie uczęszczany i zarośnięty. Były odcinki tak zarośnięte że cały czas musiałem jechać w pozycji aerodynamicznej, bo inaczej krzaki cały czas by mnie "policzkowały" i nie wiem czy bym to przeżył :)
Po około godzinie jazdy zatrzymałem się na bufet ( isostar + baton zbożowy ) i wykonałem telefon do przyjaciela ..., a także wykonałem serię zdjęć ...



"Marian" wystraszył się zaskrońca ... :)
Po bufecie ruszyłem w dalszą drogę i dotarłem do Ostroroga, by następnie wjechać na czarny szlak i przez Rudki i Jastrowo wrócić do Szamotuł.

W czasie treningu w miejscach gdzie występowała w miarę twarda nawierzchnia, wykonałem parę tempówek i sprintów.

W sumie pokonałem 52,43 km w czasie 2h 01min ze średnią prędkością 26,02 km/h ,
HR śr 143 , HR max 169 , Spalone kalorie: 1559 kcal
Temp; 29 °C , Wiatr ; 19 km/h

niedziela, 29 maja 2011

Kurw... / Mike

Godzinę pisałem post i jak dodałem wideo to mi wszystko wjeba.... Nie chce mi się znowu pisać.
Dlatego zamieszczam sam film ....

Ania Gratuluje super dystans dziś przejechałaś :)



Dzień 116 / THULE CUP XC - Oborniki Wlkp. / PIO_TREK

W ramach niedzielnej rodzinnej przejażdżki, wybraliśmy się z Kasią do Obornik by kibicować zawodnikom startującym w zawodach  Thule Cup XC.
Dojazd na miejsce zawodów nową ścieżką rowerową z Szamotuł do Obornik. Cały czas spokojnie raczej z wiatrem.
Na miejsce dotarliśmy gdy na trasie trwała już rywalizacja mastersów i z głośników dobiegał komentarz nie zastąpionego Piotra Kurka  ...
Dzisiejsze zawody zlokalizowane były na znanym torze moto-crossowym, co nie ułatwiało rywalizacji, bo cała trasa łącznie z podjazdami, składała się z sypkiej ( nie mylić z szybkiej ) szutrowej nawierzchni ...
Jedna runda miała długość 3200m , a zawodnicy mieli do pokonania ich siedem !
Zwyciężył; Radosław Lonka !

Radosław Lonka na trasie ...
Po zakończeniu rywalizacji  mastresów na starcie ustawili się zawodnicy Elity, a wśród nich po raz  kolejny niezmordowany Radek Lonka !

Elita przed startem ...
Właśnie on, od początku narzucił bardzo mocne tempo, i wspólnie z Radosławem Tecławem ( obaj reprezentują Corratec Team ) pokonywali  kolejne kilometry. Na  jednej z kolejnych rund Lonka zaczął słabnąc i na prowadzenie wyszedł Tecław, systematycznie powiększając przewagę ... Tuż za nimi zmierzał Sylwester Swat, który z czasem dogonił i wyprzedził Lonkę.
Po pokonaniu 8 rund na mecie zameldowali się kolejno; 1.Tecław , 2.Swat , 3. Lonka ...

Radosław Tecław - zwycięzca Thule Cup XC w Obornikach !
Zawody były bardzo dobrze zorganizowane i świetnie zlokalizowane, bo większość toru można było obserwować z jednego miejsca i doskonale śledzić rywalizacje na trasie.
Szkoda tylko że publiczność nie dopisała. Oprócz zawodników i ich rodzin, pozostałych kibiców było niewielu.
Obserwując państwa Swatów, bardzo ważne dla zawodników na trasie, było zabezpieczenie logistyczne.
Tata po kolejnych rundach podawał bidony i żele, a mama 200m dalej zbierała bidony wyrzucone przez synów albo podawała wodę do popicia żelu :) Naprawdę pełen profesjonalizm !

Obserując zawody doszedłem do wniosku, że na XC nie jestem jeszcze gotowy, a zawodnicy startujący w tych zawodach to prawdziwi twardziele ! Cała trasa to ciągły; podjazd, zjazd, podjazd, zjazd i tak przez ponad godzinę. Masakra !
Najbardziej rozbawił mnie dzisiaj p. Kurek , który widząc mnie wystylizowanego jak do startu ) Zapytał...
"A pan dlaczego dzisiaj nie startuje ?" :) :) :)
Odpowiedziałem że; w tym roku skupiam się na maratonach Gogola, a na XC nie mam jeszcze odwagi :)
Kolejnym miłym akcentem dzisiejszego popołudnia, były słowa uznania dla "Mariana";
"Pięknie skomponowany rower!" wypowiedziane przez zawodników Sokół Bralin MTB Team :)

Po zakończonej rywalizacji, nie czekając na dekorację najlepszych wyruszyliśmy w drogę powrotną do domu. Tym razem musieliśmy jechać pod wiatr, a mimo to Kasia spisywała się bardzo dzielnie ...

W sumie pokonałem 38,55 km w czasie 2h 14min ze średnią prędkością 17,20 km/h ,
HR śr 83 , HR max 144 , Spalone kalorie: 98 kcal
Temp; 23 °C , Wiatr ; 13 km/h 

Życiówka ... / Mike

Wczoraj w ramach dokręcania śruby wykonałem 61km tempówkę w jak przypuszczam 4 i 5 strefie.
Niestety pulsometr odmówił współpracy i nie mam danych z treningu.
Pierwsze 20km miałem pod wiatr reszta to jazda raczej z wiatrem w plecy choć momentami wiało z boku.

Nogi od samego początku bolały i tak zostało do końca treningu. Cały trening starałem się jechać jak najszybciej i w trupa. W okolicach Opalenicy rozkręciłem nogę do 40km/h i tak trzymałem do samego Poznania.  

Dawno nie zadałem sobie tyle bólu... cały trening siłowo i na piekących mięśniach. Cieszy mnie niezmiernie że mimo to jestem w stanie przez dłuższy czas utrzymać wysoką intensywność.

W sumie 61 km pokonałem w czasie 1h 39min 00sek ze średnią prędkością 36.77km/h.
Jest to moja życiówka, nigdy wcześniej nie udało się osiągnąć takiej średniej :)

Na koniec 20 min rozjazdu po Poznaniu.

Podsumowując trening naprawdę ciężki i męczący... teraz tydzień regeneracji przed maratonem w Mosinie :)

P.S.
Popołudniu byliśmy u znajomych na grillu i rybach i wiecie co?
Mike złowił rybę... Mike złowił rybę... :) nawet więcej niż jedną :)

Myśl dnia: Ból jest wprost proporcjonalny do prędkości.

piątek, 27 maja 2011

Dzień 115 / PIO_TREK

Na trening wybrałem się dzisiaj do Czarnkowa, żeby wykonać powtórzenia długich podjazdów.
Dojazd do Czarnkowa  spokojnie raczej z bocznym wiatrem. Pierwszy długi podjazd z Lubasza do miejscowości Dębe, później zjazd do Czarnkowa, nawrót i kolejny długi podjazd do miejscowości Dębe, który powtórzyłem cztery razy.
Końcówkę każdego podjazdu jechałem na stojąco żeby jeszcze bardziej dołożyć nogą.
Tętno mimo wczorajszych męczących tempówek w piachu,  wskakiwało dzisiaj do przyzwoitych wartości,  przez co nogi bolały, oj bolały !!!
W drodze powrotnej bufet ( napój isostar + 2 batony ) przy sklepie kolegi "Whiskas-a" w Lubaszu, a wcześniej pamiątkowe zdjęcie przy kościele ...

Sanktuarium Narodzenia Najświętszej Maryi Panny w Lubaszu.
Droga powrotna tą samą trasą co dojazd do Czarnkowa.  Do domu wracałem raczej spokojnie, ale starając się utrzymać prędkość minimalna 30 km/h, mimo że jechałem pod wiatr.
Na ulicach Szamotuł wykonałem jeszcze długi sprint na ulicy Powstańców Wielkopolskich ...

W sumie pokonałem 86,55 km w czasie 2h 46min ze średnią prędkością 31,25 km/h ,
HR śr 139, HR max 172 , Spalone kalorie: 1953 kcal
Temp; 18 °C , Wiatr ; 21 km/h 

The Peacock / Mike

Wczoraj w ramach regeneracji po poprzednim ciężkim treningu postanowiłem udać się w okolice dostrzegalni p-poż nieopodal Wronek. Plan był taki biorę kamerę i kręcę materiał z single,track-ów które się tam znajdują. Niestety z planu nic nie wyszło, bo leśnicy zaorali całe to wzniesienie... :(

Wsiadając na rower czułem jeszcze zmęczenie w nogach ale że miałem z początku wiatr w plecy jakoś się jechało. Po drodze jeszcze w Szamo spotkałem Pio_trka wracającego ze swojego treningu.
Jadę tak sobie z wiaterkiem i piękno tej chwili zakłócił dzwoniący telefon, nie odbieram i jadę dalej, ale znowu dzwoni i znowu... musiało się coś stać w pracy myślę sobie.
No i się nie pomyliłem... załoga złapała dziś dwie złodziejki podkradające sianko z szafek, tak
wiec tym razem te Panie opuszczały nasz obiekt w asyście Policji :)

Do Wronek z wiatrem w plecy, ale po piachu. Po drodze spotkałem ludzi z kijkami do Nordic Walking. Specjalnie pisze z kijkami... to co oni z nimi robili, bardziej przypominało zbieranie papierków z trawnika w parku, niż prawidłowy ruch Nordic Walking. Pomyślałem sobie rany ludzie po co wy to robicie?
Jak się już za coś  bierzecie, to róbcie to pożądnie do jasnej cholery !

We Wronkach za rondem zjechałem w kierunku dostrzegalni... jak pisałem wszystko zryte i wycięte, wiec nie było czego kręcić. Pojechałem dalej przez Smolnice i wzdłuż Warty do Obrzycka.
Przy okazji spotkałem Pawia... kurcze ale spieprzał :), i wykonałem parę tempówek interwałowych. Uwieczniłem je kamerą czego efekt możecie obejrzeć poniżej.

Z Obrzycka chciałem wrócić tradycyjną trasą. Tylko że jak się okazało, ta trasa już nie istnieje!
Bo i tu wycinka... droga która do tej pory i tak była piaszczysta i dziurawa w tej chwili przypomina zaporę przeciw czołgową. Zjechałem więc nad Samę i wracałem łąkami w kierunku Szamo.

Sama w okolicach Kobylnik

W Szamotułach rozjazd i znowu spotkałem Pio_trka tym razem z Kasią i w aucie.
Wykonaliśmy mały pojedynek sprinterski pod Kryta Pływalnią :)

Hr avg 135, Hr max 176, dist 59.9km, spd avg 26.2km/h, cad avg 97, asc 155m, kcal 1438, zmęczenie 7

Myśl dnia: To nie prawda że Pawie nie potrafią latać!

czwartek, 26 maja 2011

Dzień 114 / PIO_TREK

Postanowiłem wybrać się dzisiaj rowerem górskim w kierunku, którego dawno nie odwiedzałem. Dlatego też trasa treningu przebiegała przez;

Szamotuły - Piotrkówko - Sycyn - Ruks - L.Niemieczkowo - Uścikowiec - Oborniki - Uścikowiec - L.Niemieczkowo - Ruks - Jaryszewo - Brączewo - L.Daniele - Obrzycko - Twardowo -Szczuczyn - Szamotuły

Od Sycyna do Obornik jechałem pod wiatr , zatrzymując się przy Ruksie i robiąc pamiątkowe zdjęcie ...

Rzeczka Samica przy Ruksie.
... tuż obok znajduje się przepiękny dworek położony nad rzeczką Samicą w bajkowej scenerii. 
Cisza, spokój, dookoła las, śpiew ptaków, ... żyć nie umierać !!!

W czasie treningu wykonałem pięć tempówek trwających cztery minuty po których następował odpoczynek, oraz jedną długą tempówkę na drodze asfaltowej z Jaryszewa do Obrzycka.
Przed Obrzyckiem zatrzymałem się nad Wartą ...

Rzeka Warta. W tle Obrzycko.

P.S.
W lasach po których dzisiaj jeździłem, momentami zalegają duże ilości piachu utrudniające płynną jazdę i kontrolowanie stref tętna. Mimo że tuż przede mną drogę gładziła równiarka, to skutej jej pracy wyglądał jak malowanie trawy w okresie komunizmu. Do ćwiczenia tempówek bardziej nadają się szutrowe drogi w okolicach Zajączkowa na których trenuje Mike.
Tempówka na pasku ma się tak do tempówki na asfalcie, jak oranie pola do grabienia liści :)

W sumie pokonałem 59,70 km w czasie 2h 15min ze średnią prędkością 26,44 km/h ,
HR śr 147 , HR max 170 , Spalone kalorie: 1740 kcal
Temp; 24 °C , Wiatr ; 29 km/h

środa, 25 maja 2011

4 fazy "Odcięcia nogi"... / Mike

Po dwóch dniach odpoczynku po maratonie w Gnieźnie wskoczyłem dzisiaj na szosę i wybrałem się na tradycyjną pętle do Sierakowa. Tym jednak razem pojechałem w odwrotną stronę, tak dla urozmaicenia... Wiał wiatr z zachodu o sile 18km/h a momentami porywy osiągały prędkość 38km/h. Nie muszę chyba pisać że raczej nie pomagał:)

Założenie na trening było takie: podcinam nogę i robię siłę i wytrzymałość na podjazdach. I jak teraz siedzę i pisze ten post to rzeczywiście podciąłem, przyciąłem, obciąłem nogę... bolą mnie mięśnie jak jasna cholera:)

Więc ćwiczenia wyglądały tak. Każdy podjazd jechałem na stojąco ale nie nie tak jak lubię czyli na wysokiej kadencji tylko wolno obracając, na twardym siłowym przełożeniu, np podjazd w Grobi cały jechałem w pozycji stojącej  na balacie z przodu i najmniejszej koronce z tyłu. Miedzy podjazdami też siłowo w 3 i 4 strefie.

Przeprowadziłem dzisiaj eksperyment na żywym ( swoim ) organizmie. Badanie dotyczyło tzw. "odcięcia nogi". Oto wyniki:

Isnieją 4 fazy "odcięcia nogi":

Faza 1: Kolarz uważa że odcięcie może spotkać każdego tylko nie jego, bo to przecież nie możliwe!
Faza 2: Kolarz zaczyna rozważać myśl ze może jakimś cudem odcięcie może też i jego spotkać.
Faza 3: Kolarz jest pewien że odcięcie go spotka i jest to tylko kwestią czasu.
Faza 4: Odcięcie! ale Kolarz jest już tak otumaniony bólem i zmęczeniem że ma to w dupie i jedzie dalej...:)

Od Sierakowa miałem wiatr boczny ale nie przeszkadzał. Niestety ta strona drogi do Wronek jest bardzo zniszczona, momentami są dziury wielkości koła o rozmiarze 13 cali. Naprawdę trzeba uważać by sprzętu nie uszkodzić. We Wronkach ostatni podjazd i do Szamo z wiatrem więc fajne tępo trzymałem.
Na koniec rozjazd po mieście, jechałem koło basenu letniego i powiem wam że nie wiedziałem ze tyle ludzi biega... normalnie tłumy jak na Maratonie Poznańskim czułem się dziwnie w tym towarzystwie na rowerze:)

W czasie jazdy dużo rozmyślałem o sprawach bieżących, przyszłości, rozwoju brazylijskiej myśli technicznej, o koncepcji zaginania energii słonecznej no i oczywiście o mitochondriach. I z tych dywagacji wyszły takie o to przemyślenie:

Sprawy bieżące to sprawy bieżące nic ciekawego.
Przyszłość jest zależna tylko od nas samych.
Brazylijska myśl techniczna nie istnieje.
Jak można zaginać energie słoneczną parzcież to bez sensu zupełnie jak być 5 lat po ślubie!
Mitochondria są milsze niż się wydaje na pierwszy rzut oka.

3:16:20

Hr avg 147, Hr max 175, dist 104.5km, spd avg 31.77km/h, asc 400m, kcal 2263, zmęczenie 6

Myśl dnia: W Łodzi ludzie mają doła!

Maraton w Gnieźnie / Mike

Lekko spóźniony post ale jest :)

Mistrzostwa WLKP w Maratonach MTB odbywające się w Gnieźnie przejdą do Historii jako bardzo gorące i emocjonujące. Gorące z powodu temperatury powietrza, mocnego słońca i średniego przygotowania organizacyjnego. Emocjonujące ze względu na rywalizacje sportową i aurę otaczającego miasteczko startowe rynku Gnieźnieńskiego.

Ale po kolei....

O dojeździe, rejestracji, i przygotowaniach przed startowych nie będę pisał bo to nudne i ile razy mona opisywać tą samą procedurę.

Natomiast to co się działo tuż przed startem, to już zupełnie coś nowego. Chłodząc się w cieniu, mieliśmy okazje obserwować schematy zachowani ludzi przemieszczających się rynkiem w Gnieźnie. Część z nich to mili sympatyczni ludzie, choćby starsza Pani ( której wcale nie podrywałem! ) która przystanęła przy nas na chwile by zapytać co się tu dzieje a przy okazji opowiedziała że dnia poprzedniego na rynku odbył się cudowny koncert zespołu którego nazwy nie pamiętam, po czym życzyła nam powodzenie i udała się w swoją stronę.
Oraz typowa lanserka w BMW i Mercedesach oczywiście im bardziej kwadratowa wersja tym więcej punktów lansu. Jeździ ci taki debil w kółko, szyby opuszczone, muza na maksa no i  zimny łokieć ( oczywiście to podstawa ). Na co on liczy? Nie rozumiem tego... co za ograniczeni ludzie! A później okazuje się że jeden z przedstawicieli tego gatunku stoi na starcie i to w dodatku na Treku 8500!
Jaki to był dla mnie cios... Do tej pory nie mogę poradzić sobie z emocjami....


W cieniu... obserwując runek w Gnieźnie. 

Gniezno. Bardzo urokliwe miasto
Start opóźnił się o jakieś 20 minut... Pierwsze kilometry a właściwie pierwsza godzina wyścigu była dla mnie naprawdę ciężka.  Ze względu na charakter pierwszych kilometrów ( bardzo wąsko i kręto ) Przebijanie się do przodu było utrudnione i wiązało się z rwaniem tempa, a ja tego bardzo nie lubię, później doszedł do tego luźny żwir...
Jadę tak sobie w grupie na dość dużej prędkości i sobie myślę nie ma opcji, na bank dostane jednym... i jebs! Zabolało jak jasna cholera, aż się wydarłem, na całe szczęście adrenalina zrobiła swoje i nawet nie zwolniłem.

Jadę tak sobie rwanym tempem a ty mija mię Pio_trek wiec chwaciłem koło... Po pewnym czasie jak dałem mu zmianę i zaczeliśmy przesuwać się wspólnie do przodu. Jednak pulsometr wskazywał tętno powyżej 180 a założenie było by kontrolować obciążenie. Postanowiłem wiec wyluzaować odrobinę i odpuścić. Byłem pewien ze Pio_trek mnie minie ale postanowiłem nie jechać za nim. Znam go trochę i wiem ze spawałby od pociągu do pociągu...

Tak się jednak nie stało... nie wiem dlaczego po trasa była typowo pod Pio_trka. Jechałem więc swoje. Była to mądra decyzja bo po około 1h nogi puściły i jechało się wyśmienicie zaczełem doganiać zawodników przede mną. Cały czas pilnowałem jedzeni i picia, co tez było rozsądne.

Przed rozjazdem Mega Giga doszedłem na podjeździe grupkę kilku kolarzy, pogadałem z nimi chwile i oni pojechali do maty a ja na drugie okrążenie.

Na trasie
Powoli zaczynam lubić trasy zawierające kilka okrążeń. przy braku znajomości trasy pozwala to w drugiej części wyścigu rozkładać siły.

Mądra gospodarka siłami, odżywianie i picie przyniosły efekty. W końcówce wyścigu mogłem przyspieszyć i dogoniłem paru zawodników. Dwóch z nich usiadło mi na kole i przez jakieś 10 ostaniach kilometrów ich holowałem. Po jakimś czasie jeden z nich mówi do drugiego: "mocno ciągnie niech wiedzie pierwszy na metę" ja sobie pomyślałem akurat ty będziesz decydował czy wjadę pierwszy na maete czy nie! Na moje szczeście końcówka wyścigu przebiegała po części trasa wyścigu XC w Gnieźnie. Podkręciłem trochę tempo i urwałem kolegów z tyłu. Przed metą wyprzedziłem jeszcze jednego kolarza i przecudny ( z Katedrą Gnieźnieńska w tle ) finałowy podjazd jechałem sam.

Gołąbki
347 Mój numer startowy w Grand Prix w Maratonach
Tego dnia jechało mi się naprawdę dobrze, humor mi dopisywał nawet rozmawiałem z zawodnikami na trasie czego raczej nie robię:)

Wynik: 30 Open, 11 w M2. Patrząc na obstawę wyścigu wynik z którego mogę być dumny :)

2h 44min 38sek

Hr avg 167, Hr max 183, dist 71.8km, spd avg 26.3,cad 97, asc 520, kcal 2248, zmęczenie 9. 



wtorek, 24 maja 2011

Wyniki Mistrzostw Wielkopolski w Maratonach MTB / Gniezno

Mike        / 2h 43min 53sek / 30 miejsce Open / 11 miejsce Elita / M2
PIO_TREK / 2h 47min 20sek / 35 miejsce Open / 12 miejsce Masters I / M3

Dzień 113 / PIO_TREK

Po wczorajszym rozjeździe, postanowiłem dzisiaj urządzić sobie trening wytrzymałościowy i całą trasę pętli przejechać możliwie równym i mocnym tempem. W tym celu wytyczyłem następującą trasę;

Szamotuły - Oborniki - Zielonagóra - Piotrowo - Wronki - Dobrojewo - Ostroróg - Lipnica - Szamotuły

W sumie pokonałem 82,42 km w czasie 2h 27min ze średnią prędkością 33,56 km/h ,
HR śr 151 , HR max 169 , Spalone kalorie: 1932 kcal
Temp; 25 °C , Wiatr ; 19 km/h

poniedziałek, 23 maja 2011

Dzień 112 / Rozjazd po maratonie w Gnieźnie / PIO_TREK

Dzisiaj w ramach rozjazdu po maratonie w Gnieźnie wspólnie z Kasią i jej siostrzeńcem wybraliśmy się na rodzinną wycieczkę. Kacper siedział w foteliku na Kasi rowerze i razem śpiewali rożne piosenki włącznie z kościelnymi :) Trasa podróży prowadziła przez;

Szamotuły - Kępa - Baborówko - Pamiątkowo - Kąsinowo - Myszkowo - Przyborowo - Gałowo - Szamotuły

Pierwszy przystanek miał miejsce w lesie za Kępą ...

TREK w trawie piszczy ...
... drugi przystanek zrobiliśmy przy wybiegu dla koni w Baborówku ...

Rumaki dwa ...
Kacperek i PIO_TREK :)
... kolejny postój miał miejsce przy zbiorniku retencyjnym "Radzyny" ...


Jedna ze śluz na zbiorniku "Radzyny"
Nie znam się, ale tak chyba wygląda flauta :)
... ostatni raz zatrzymaliśmy się przy sklepie w Gałowie, gdzie super wycieczkę uczciliśmy lodami :) po czym wróciliśmy do Szamotuł.


W sumie pokonałem 31,08 km w czasie 2h 02min ze średnią prędkością 15,21 km/h ,
HR śr 100 , HR max 75 , Spalone kalorie: ?
Temp; 20 °C , Wiatr ; 6 km/h

Dzień 111 / Mistrzostwa Wielkopolski w Maratonie MTB , Gniezno / PIO_TREK

Wczoraj wspólnie z Kasią i Mike-m pojechaliśmy do Gniezna na druga edycję Grand Prix Wielkopolski MTB, która przy okazji stanowiła też Mistrzostwa Wielkopolski w Maratonie MTB.
Z Szamotuł wyjechaliśmy około godziny 7.30 by w Gnieźnie zameldować się o godzinie 8.30.
Samochód zostawiliśmy na strzeżonym parkingu, gdzie opłata parkingowa ( 5zł ), stanowiła jednocześnie składkę na renowacje gnieźnieńskiej katedry.
Od razu udaliśmy się do biura zawodów zlokalizowanego na gnieźnieńskim rynku. Panie obsługujące biuro były już lekko zagubione, gdy obsługiwały kilka osób. Nie wyobrażam sobie co działo się tam gdy ilość osób znacząco wzrosła. Niestety zapowiadało to przyszłe kłopoty organizatora ...
Z numerem "348" i żetonem na posiłek ( bez gadżetów :( ) wróciliśmy do samochodu gdzie nastąpiło;
składanie rowerów, ubieranie strojów, napełnianie bidonów itp. Przygotowani do startu, usiedliśmy i posililiśmy się pysznym makaronem przygotowanym przez nieobecną Anię.
Nasyceni węglowodanami udaliśmy się na rynek by poczuć atmosferę zawodów ...
Słonce świeciło pełnym blaskiem i temperatura rosła z każdą minutą, dlatego też schowaliśmy się w cieniu okolicznych kamienic. W tym miejscu muszę zaznaczyć że w Gnieźnie byłem pierwszy raz, a wygląd i atmosfera tego miasta bardzo mnie zachwyciły. Urokliwe kamienice, ogródki piwne i płynąca z nich klimatyczna muzyka, sympatyczni uśmiechnięci ludzie ( np.starsza pani która podrywała Mike-a ). Wszystko to budowało cudowną atmosferę tego dnia ...
Pół godziny przed startem stwierdziliśmy z Mike że chociaż  nasze organizmy mają już optymalną temperaturę ( temperatura powietrza 24 st. C. o godz 10.00 ), to wypadało by rozruszać trochę nogi.
Wskoczyliśmy na rumaki i pięknym deptakiem wzdłuż ogródków piwnych pojechaliśmy na rozgrzewkę w czasie której przez przypadek dojechaliśmy do Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej w Gnieźnie, która przydała nam się w późniejszym czasie ...
Rozgrzani ustawiliśmy się na linii startu. Skwar był duży, a na środku rynku brakowało cienia. Do tego organizator opóźnił start o piętnaście minut, wiec czekało nas półgodziny stania w upale. Uratowała nas niezastąpiona Kasia, przynosząc wodę, żebyśmy nie musieli opróżniać bidonów przygotowanych na maraton.

Tuż przed startem ... "Będę miał na Ciebie oko! Mike" :)

Humory na starcie dopisywały, byliśmy uśmiechnięci i wyluzowani. Atmosferę swoimi tekstami umilał niezastąpiony Pan Ryszard ( Team Rowery Rybczyńscy ), oraz widok wielu osób bardzo ciekawie wystylizowanych jak na maraton MTB. Na przykład "kark" w koszulce na naramkach ze złotym łańcuchem na szyi. Nie zapomniany widok :)
Około godziny 11.15 nastąpił start i ruszyliśmy ulicami Gniezna ...

Runda rozjazdowa. Na czele Lonka, Swaty i Wojtek ( 536 )
Runda rozjazdowa tym razem poszła mi bardzo dobrze cały czas jechałem zaraz za czołówką, nie popełniając błędów i nie tracąc pozycji. Dopiero po wyjeździe z miasta gdy tempo najlepszych i Mike-a znacząco wzrosło, odpuściłem żeby się nie zajechać i zacząłem jechać swoim tempem ...
Jak zwykle pierwsza godzina to łapanie właściwego rytmu ...
Ze wzgledu na panujacy upał cały czas pilnowałem żeby odpowiednio nawadniać organizm. Isostar piłem co piętnaście  minut, a żele łykałem co czterdzieści minut, korzystając także z picia na bufetach.
Trasa maratonu była momentami piaszczysta, co przeszkadzało zwłaszcza na zakrętach gdzie moje opony Geax Gato zupełnie nie trzymały. Często prawie musiałem podeprzeć się nogą, a raz zaliczyłem lekką glebę.
Urokliwym miejscem na trasie był trawers stanowiący single-track wzdłuż linii jeziora na którym nie brakowało błota i śliskich korzeni. Maraton przebiegał w tym miejscy dwa razy i raz skleiłem tam podparty upadek. Z kolei w innym miejscu trasy na szutrowym zjeździe zgubiłem bidon i musiałem się wrócić, bo nie mogłem sobie pozwolić na utratę picia.
W połowie trasy zacząłem łapać swój rytm i jak zwykle spotkałem  Magdalenę Hałajczak jadącą  za innym zawodnikiem. Chwilę jechałem z nimi łapiąc oddech, ale stwierdziłem że mogę jechać szybciej i przyspieszyłem. Wtedy na koło usiadła mi pani Magdalena, a drugi zawodnik został w tyle ...

Magdalena Hałajczak i PIO_TREK
Dalej cały czas jechałem z przodu, a w/w zawodniczka siedziała mi na kole nie dając zmian co trochę mnie zniesmaczyło. Na którymś podjeździe udało mi się ją urwać i pokonując kolejne kilometry powiększałem tylko przewagę. Ostatnia część trasy prowadziła urokliwymi ulicami miasta Gniezna ...

Ostatni podjazd i meta. Oddycham już rękawami ...


... na mecie znajdowały się dwie dmuchane bramy przez które należało przejechać, a ja zatrzymałem się po pierwszej sądząc że zakończyłem już maraton. Na szczęście w porę się połapałem i przejechałem także drugą bramę, tracąc niestety w ten sposób kilkadziesiąt sekund :)
Na mecie pojawiłem się po pokonaniu 70,76 km z czasem 2h 47min 27sek i prędkością średnią 24,93 km/h.
Niestety nie mogę w tym momencie podać miejsca jakie zająłem ponieważ organizatorowi posypały się wyniki i oprócz czołówki nikt nie wie jaką pozycję zajął :(
Mike przyjechał około czterech minut przede mną , co jest jego kolejnym bardzo dobrym wynikiem.
Myślę że zajął bardzo wysokie miejsce ! Czas pokaże ... 
Ja cały maraton przejechałem optymalnie, nic więcej bym wczoraj nie ugrał. Z wyniku jestem bardzo zadowolony.
Na całej trasie pilnowałem tętna, a było ono wczoraj wyższe niż zwykle. Wpływ na to mieć mogła wysoka temperatura powietrza i dłuższy niż zwykle odpoczynek przed maratonem, albo nadmorski jod który łykałem w trakcie wyprawy na dorsze :)
Oprócz drobnych błędów ( bez konsekwencji ) całą trasę przejechałem bardzo dobrze. Piłem i jadłem regularnie co na pewno także miało wpływ na wynik. "Marian" spisał się znakomicie i działał jak należy, muszę tylko zmienić mu obuwie bo obecne nie nadaje się na piasek.

Po maratonie z Katedrą Gnieźnieńską w tle ...
Po ukończeniu maratonu, wspólnie z Mike-m i Kasią usiedliśmy na ławeczce w cieniu. Opijanie dobrego wyniku rozpoczęliśmy od coca-coli, uzupełniając niedobory cukru w organizmie.
Regenerując siły opowiadaliśmy sobie o wrażeniach i przygodach z trasy ...

"Po maratonowych" wspomnień czar... :)
Gdy już odpoczęliśmy trochę poszliśmy wykapać się do okolicznej "fontanny". Szkoda że zapomnieliśmy uwiecznić to na zdjęciu, bo był to niezapomniany widok i ciekawe przeżycie :)
Czyści i "pachnący" poszliśmy do samochodu zjeść nasz makaron, bo organizator jako posiłek regeneracyjny po maratonie serwował smażoną kiełbasę ???
Najedzeni wróciliśmy na rynek gdzie odbywała się tombola. Trochę nas to zaskoczyło, bo zazwyczaj losowanie nagród odbywa się po dekoracji najlepszych zawodników. Niestety wyniki maratonu się posypały, organizator walczył o ich odzyskanie, a tombola miała umilić czas oczekującym na wyniki ...
Po zakończonym losowaniu wyników nie było nadal, i zapowiedziano że być może będą na godzinę osiemnastą ..., a my postanowiliśmy wykorzystać ten czas.
Poszliśmy na spacer do znalezionej przed maratonem JRG w Gnieźnie. Po dotarciu na miejsce poprosiliśmy strażaków, a oni pozwolili nam umyć nasze rowery. Organizator maratonu niestety tego nam nie zapewnił.
( Koledzy strażacy z Gniezna. Dziękujemy Wam za okazaną pomoc !!! ).
Z czystymi rumakami wróciliśmy na rynek, usiedliśmy w cieniu na schodach  i czekaliśmy na ogłoszenie wyników. Atmosfera tego miejsca była cudowna, siedzieliśmy rozmawialiśmy i smakowaliśmy browarki. Wkrótce okazało się że wyników jednak w tym dniu nie będzie :(

W cieniu lipy pod kasztanem ...
My jednak nadal siedzieliśmy na rynku, cieszyliśmy się chwilą,  i nie mieliśmy najmniejszej ochoty wracać do domu :)

Urok gnieźnieńskiego rynku ...
Wszystko co dobre kiedyś ma swój koniec. Wiec po "jakimś" zadowoleni i uśmiechnięci wyruszyliśmy w drogę powrotną do domu, w trakcie której także nie brakowało atrakcji ...O nich jednak nie mogę już napisać.
Być może w osobnym poście pojawi się opowieść o osobie, która miała znaczący wpływ na  cudowną atmosferę i nie zapomniane wrażenia z gnieźnieńskiego maratonu ???

P.S.
W sumie pokonałem 70,67 km w czasie 2h 48min ze średnią prędkością 24,93 km/h ,
HR śr 169 , HR max 179 , Spalone kalorie: 2617 kcal
Temp; 25 °C , Wiatr ; 6 km/h

sobota, 21 maja 2011

Tu nie ma ryb ... / Mike

Pierwsza wyprawa na dorsze zaliczona. Dzięki pasji i zaangażowaniu Tomka, dane nam było przeżyć wspaniałą przygodę.

Wyruszyliśmy w czwartek po pracy, humory dopisywały, i w aucie się działo. A to PIO_TREK coś tam dociął Tomkowi, a to ja coś dorzuciłem. Potem mały rewanż ze strony Tomka i tak aż nad morze.
Po emocjonującej podróży sportową wersją Forda Focusa, o onieśmielającej pojemności 1.6 i wduszającej w fotele mocy, dotarliśmy do Darłowa.
( pochylanie się pasażerów przy wyprzedzaniu pomaga, a  jak do tego wyłączyć jeszcze klimę, to aż trudno nad kierownicą zapanować :) )

Na miejscu wrzuciliśmy tobołki do pokoi, no i w "miasto". Trzeba w końcu jakieś rybki zjeść ...
Nad morzem, jak to nad morzem. W knajpach nie ma ryb !!!! Jak w miejscowości nad morskiej może nie być w restauracji ryb? To tak jak by w Zakopanym nie było Oscypków.
Kompletnie bez sensu. to tak jak być pięć lat po ślubie!

Wieczór upłynął nam na romantycznym wykręcaniu barku Mike-a przez Pio_trka.
Dziękuje za to doznanie Braciszku, jeszcze teraz mnie boli ... Choć i tak nie mogę narzekać, bo ostatnio po tego typu czułościach miałem popękane żebra :)

Po kilku godzinnym śnie, przyszedł czas na rozpoczęcie naszej wielkiej morskiej przygody.
Wchodzimy na kuter, a tam co? Twarze osrane ze strachu,  twarze, żeby tylko nie bujało, żeby morze było spokojne, żeby nie padało... i takie tam. A Mike na to; "Co ma być to będzie!"
Jakby na morzu nie miało bujać, to tak by je tak produkowali! Poza tym nie ma złej pogody, są tylko źle ubrani ludzie!

Tak więc wyruszyliśmy w morze... rejs upływał bardzo przyjemnie, mimo wiatru i chłodu.
Sama technika łowienia dorszy jest banalnie prosta. Wrzucasz hak do wody, czekasz aż opadnie na dno i po prostu podrywasz wędkę do góry...  cała filozofia ... :)

... ale trzeba jeszcze mieć to coś! A ja widocznie tego czegoś nie mam, bo przez sześć godzin łowienia, nie złapałem nawet najmniejszej rybki. Wszyscy wyciągali dorsze, jeden za drugim tylko Mike jak jakiś dureń machał i machał i nic nie wymachał ...

Pierwsza rybka złowiona przez Pio_trka.
... ale skoro nie traciłem czasu na walkę z rybami, to  mogłem skoncentrować się na podziwianiu piękna otaczającej nas przyrody. Rozmyślałem o wpływie dorożkarstwa na podbój kosmosu i miałem przy tym pełen relaks ...

Załoga tego kutra to byli naprawdę mili ludzie, chętni do pomocy i doradzenia co i jak ...
( mnie oczywiście nie musieli doradzać, bo nie było co i jak :) )

Po powrocie do  portu, obiadek, zakupy na drogę powrotną i z powrotem do Wielkopolski ...

Wyjazd udany w 200%. Tomek jako organizator spisał się świetnie, wszystko było załatwione, zaplanowane i dopięte na ostatni guzik.
Dziękuje Tomaszu za wszystko, na pewno jeszcze nie raz pojedziemy na DORSZE.
Bawiłem się wyśmienicie :)

Przygotowanie sprzętu do ... / PIO_TREK

Jutro odbędą się Mistrzostwa Wielkopolski w Maratonie MTB w Gnieźnie, dlatego też żeby godnie reprezentować drużynę Great Poland Bike Team postanowiłem umyć, wypucować i nasmarować dzisiaj "Mariana".

"Marian" po kąpieli ...

Połów dorszy z kutra w Darłowie / PIO_TREK

W czwartek popołudniu pojechaliśmy z Tomkiem, Mike-m oraz sześcioma innymi osobami do Darłowa. Droga przebiegła szybko i sprawnie ( Tomek wyciskał z Fokusa wszystkie 100 koni ) w bardzo miłym towarzystwie.
Po dojeździe na miejsce, zakwaterowaliśmy się w pensjonacie i poszliśmy na kolację. Atmosfera była super, śmiechu nie brakowało, choć na twarzach niektórych uczestników widać było strach przed porannym rejsem.
Po kolacji spacer ulicami Darłowa ...

Most "zsówany" w Darłowie.
... powrót na kwaterę i dalsza biesiada przy piwku. Wieczorną imprezę uświetnił pokaz sztuk walki MMA w wykonaniu moim i Mike-a po którym położyliśmy się spać. Niestety nie wszystkim dane było pospać.
Jeden z lokatorów pokoju ( nikt z trójki PIO_TREK, Mike, Tomek ) z regularnością kukułki krzyczał przez sen uniemożliwiając mi zaśniecie. Czas w nocy płynął wolno, ale w końcu nastała pora "pobudki".
Ubraliśmy się "stosownie" do połowu ryb i poszliśmy do portu, by wejść na kuter.
O godzinie 6.00 byliśmy na kutrze i czekaliśmy na zgodę do wypłynięcia z portu.

Mike & PIO_TREK na kutrze, tuż prze wyjściem w morze.
Na początek szyper przeprowadził krótki instruktaż. Poinformował nas o konieczności posiadania dokumentu tożsamości bo wypłyniemy na wody międzynarodowe, czyli około 50km od brzegu. Każdy z uczestników otrzymał swoja wędkę i wypłynęliśmy na szerokie wody ...
Pierwszy raz zatrzymaliśmy się na łowisku po 40 minutach rejsu ...
Razem z Mike-m stanęliśmy na dziobie kutra, sądząc że to "najszczęśliwsze" miejsce do połowu dorszy. Pierwsze zarzucenie, drugie, i tak chyba tysiąc razy ... i nic :)

Mike na stanowisku ...
Czas płynął zmienialiśmy łowisko, zarzucaliśmy kolejne razy, aż w końcu udało mi się złapać pierwszego dorsza. Byłem tak podniecony że w tym wszystkim zapomnieliśmy to udokumentować. Ryba wylądowała na pokładzie i musiałem wyjąc jej haczyk z "paszczy".  Poszło mi to z oporami bo nie chciałem jej skrzywdzić :)
Uwolniłem ją z haczyka i wrzuciłem do skrzynki, a Mike stwierdził że nie można jej tak zostawić i postanowił ją dobić. Gdybyście mogli zobaczyć co on z nią wyprawiał ... :) Już myślałem że nie wrócimy tym kutrem do portu. Trzaskał nią o pokład, tak jak blacharz klepie samochody :) Ja niestety nie miałem sumienia by ją zabić.
Zmęczony nie przespaną nocą zszedłem na niższy pokład by napić się kawy po marynarsku ...

"Anty-rozlewowy" stół na kutrze :)
.... po pysznej kawie poszedłem dalej łowić ryby. Generalnie prawie wszystkim ryby słabo brały, a Mike-owi wcale. Być może było to spowodowane tym że Mike ubrał nieodpowiedni wzór maskujący i ryby po prostu ciągnęły z niego "łocha" i nie miały ochoty dać się złapać takiemu przebierańcowi :)
Po kilku godzinach Mike zrezygnował z połowu i zaczął "kontemplować" na pokładzie, a mnie w tym czasie udało się złapać kolejne cztery rybki, raz nawet wyciągnąłem dublet z jednym razem.
W pewnym momencie podpłynęła do nas inspekcja, by skontrolować kuter i wielkość złowionych przez nas ryb ...


Mimo że byłem na kutrze pierwsze raz i nie mam porównania, to muszę stwierdzić że załogę kutra mieliśmy jedną z najlepszych. Mili sympatyczni ludzie znający się na swoim fachu i na tym czego uczestnik takiego rejsu od nich oczekuje. W czasie rejsu przygotowali dla nas świeżo złowione ryby. Podobno bardzo pyszne!
Ja nie próbowałem solidaryzując się z Mike-m, który stwierdził że zje rybę własnoręcznie złowioną. Niestety to nie nastąpiło i nie skosztowaliśmy ryby prosto z kutra.
Wszystko co piękne, szybko się kończy i gdy na zegarze wybiła godzina czternasta rozpoczęliśmy dwugodzinny powrót do portu w Darłowie. Choć ryby nie brały tak jak byśmy sobie tego życzyli,
( każdy z uczestników złapał około sześciu dorszy, oprócz Mike-a, ale on zawsze jest wyjątkowy :)  ),
to wszyscy wracaliśmy uśmiechnięci, zadowoleni i spełnieni.

Niewielki połów PIO_TRKA :
Powrót do portu, trwał i trwała Darłowo zbliżało się do nas bardzo powoli ...
Wejście do portu w Darłowie.
... ale w końcu o godzinie szesnastej zameldowaliśmy się w porcie.
Podziękowaliśmy załodze za super rejs i poszliśmy przebrać się w "normalne" rzeczy na kwaterę.
Odświeżeni  i przebrani poszliśmy jeszcze na rybę i browarka do smażalni Atol by przy rozmowach i wspomnieniach zakończyć udaną męska wyprawę.
W drogę powrotną ruszyliśmy chyba około godziny osiemnastej. Droga powrotna przebiegała sprawnie na dyskusjach i żartach , choć niektórych na koniec zmożył sen :)
Męska wyprawę zakończyliśmy w Obornikach, gdzie mnie i Mike-a odebrała Kasia.

P.S.
TOMEK WIELKIE DZIĘKI ZA ZORGANIZOWANIE SUPER WYPRAWY. BYŁO ZAJEBIŚCIE !
Mimo obaw morze było spokojne dzięki czemu obyło się bez choroby lokomocyjnej i jej konsekwencji :)
Ryby także udało się złowić, a wszyscy uczestnicy wrócili cało i bezpiecznie do swoich domów.
Oby więcej takich przygód ...

czwartek, 19 maja 2011

Dzień 110 / PIO_TREK

Ostatni trening przed niedzielnym drugim maratonem z serii Grand Prix Wielkopolski MTB w Gnieźnie.
Około godziny 10.30 wskoczyłem na "Mariana" by wykonać spokojną równa jazdę, bez "podcinania" nóg.
W tym celu wybrałem trasę leśnymi duktami ;

Szamotuły - Gałowo - Jastrowo - Ostolesie - Koźle - Zajączkowo - Koźle - Ostrolesie - Jastrowo - Szamotuły

Dzień dzisiaj był bardzo ciepły, więc jazda w lesie była dobrym pomysłem bo prawie cały trening  przejechałem w cieniu. Po drodze zatrzymałem się i zrobiłem kilka zdjęć.





P.S.
Dzisiaj trening krótki ponieważ popołudniu wraz z Mike-m wyruszamy na Bałtyk łowić dorsze.
Będzie ciekawie :) Kolarze na kutrze !
Relacja na blogu wkrótce ...

W sumie pokonałem 44,37 km w czasie 1h 35min ze średnią prędkością 28,04 km/h ,
HR śr 146 , HR max 168 , Spalone kalorie: 1193 kcal
Temp; 26 °C , Wiatr ; 10 km/h

Bałtyk - Karkonosze by Mike

Nie będę się za dużo rozpisywał o treningu bo PIO_TREK ładnie to opisał. Było jak zwykle fajnie, zabawnie no i jak to z Pio_trkiem dużo zakwaszania, podcinanie nogi i "bez tlenu" ...

Zapraszam za to do obejrzenia mojej relacji wideo z wczorajszego treningu. Miłego oglądania czekam na konstruktywną krytykę.

Hr avg 142, Hr max 185, dist 79km, spd avg 31.5km/h, asc 230m, kcal 1766, zmęczenie 7


środa, 18 maja 2011

Dzień 109 / Bałtyk - Karkonosze w Łężeczkach / PIO_TREK

Po południu wraz z Mike-m na rowerach szosowych wybraliśmy się do Łeżeczek, żeby dopingować kolarzy. Właśnie dzisiaj przejeżdżał przez Łężeczki wyścig Bałtyk-Karkonosze.
Nasza dzisiejsza trasa prowadziła przez;

Szamotuły - Ostroróg - Dobrojewo - Wierzchocin - Wróblewo - Chrzypsko Wielkie - Łężeczki - Białokosz - Gnuszyn - Nojewo - Binino - Dobrojewo - Ostroróg - Szamotuły

Na miejscu musieliśmy być na godzinę 15.55 ,bo według planu etapu o tej porze miał tam przejeżdżać wyścig. Z Szamotuł bardzo szybko zmierzaliśmy na miejsce, dając sobie raz po raz zmiany. Choć jak zwykle przez większą część trasy Mike był na czele.
W czasie jazdy trzy razy wyprzedzała nas czarna BMW 530xd ( o numerach rejestracyjnych PJA .... ), która zatrzymała się także w Łężeczkach. Chyba jesteśmy śledzeni .... :)
Na miejsce dotarliśmy na długo przed założonym czasem i mogliśmy wybrać dogodne miejsce obserwacji. Ustawiliśmy się zaraz za krótkim, ale dość sporym pojeździe i czekaliśmy na przyjazd kolarzy.

W oczekiwaniu na kolarzy ... przygotowanie news-a dla Eurosportu :)
Czekaliśmy, czekaliśmy ... i tak szybko jak przyjechali tak szybko odjechali. Najpierw dwu osobowa ucieczka, a w niej jeden z zawodników CCC Polsat Polkowice, po około 50 sekundach reszta peletonu.

Peleton wyścigu Bałtyk-Karkonosze w Łężeczkach.
Po wszystkim wskoczyliśmy na nasze rumaki i rozpoczęliśmy powrót do Szamotuł, w trakcie którego nakręciliśmy kilka filmików słynną kamerą HD ( Mike zabrał kamerę, a PIO_TREK ściągnął daszek ! )
Pomiędzy Białokoszem, a Gnuszynem wyprzedził nas i zatrzymał się przed nami Żuk z jakiegoś okolicznego OSP. Strażacy myśleli że jesteśmy PRO-kolarzami i że pomyliliśmy trasę, niestety musieliśmy wyprowadzić ich z błędu i podziękowaliśmy za troskę.
W Szczepankowie spotkaliśmy innego kolarza-amatora w stroju "Lada-Samara", który w czasie krótkiej pogawędki wyjawił nam że był również obserwować przejazd wyścigu, ale w Sierakowie.
Ze Szczepankowa do tablicy Szamotuły wykonaliśmy jeszcze mocną "tempówkę" bok w bok ...
... a na ulicach Szamotuł nastąpił mały rozjazd i czułe pożegnanie pod moim domem :)

P.S.
Oczywiście i tym razem nie zabrakło rozmów o wszystkim i o niczym, a także o dupie Maryni.
Chociaż był także moment jazdy w cudownej błogiej ciszy, którą zakłócił Mike pytaniem:
"Obraziłeś się na Mnie ?" Czy coś w tym stylu :)

W sumie pokonałem 73,18 km w czasie 2h 16min ze średnią prędkością 32,15 km/h ,
HR śr 141 , HR max 180 , Spalone kalorie: 1729 kcal
Temp; 23 °C , Wiatr ; 11 km/h

wtorek, 17 maja 2011

Dzień 108 / PIO_TREK

Po południu wspólnie z Mike-m wybraliśmy się na trening, a właściwie na zaległy rozjazd po maratonie w Sulechowie. Przewodnikiem trasy tym razem był Mike, i zabrał mnie w miejsca gdzie zazwyczaj trenuje.
Jadąc spokojnie przejeżdżaliśmy przez;

Szamotuły - Jastrowo - Ostrolecie - Koźle - Binino -Dobrojewo - Wielonek - Zapust - Ostrolesie - Szamotuły

Lasy o tej porze roku są przepiękne, a ich koloryt rozwala nawet mój daltonizm :) Oprócz tego po lasach biega pełno dzikiej zwierzyny, często tuż przed rowerami. Jeżdżąc spokojnie po lasie cieszyliśmy oczy i uszy każdym szczegółem pięknej przyrody.



W lasach w okolicach Ostroroga dużo jest szutrowych dróg o których nie wiedziałem, a które poznałem dzisiaj dzięki Mike-owi. Na pewno wykorzystam je w przyszłych treningach. To zupełnie inna bajka niż piachy w kobylnickich lasach, chociaż i one mają swój urok.
Pokonując kolejne kilometry, rozmawialiśmy jak zwykle o wszystkim i o niczym. Zatrzymaliśmy się też po raz kolejny w lesie gdzie Mike postanowił zademonstrować stare umiejętności trial-owe.

Uwaga! Trick ....
... i Mike znikł :)
Wyjeżdżając z lasu dojechaliśmy przez Binino i Dobrojewo nad jezioro Mormin ...

Były ratownik na stanowisku :)
  ...  gdzie udało nam się zaobserwować drzewo zwalone przez bobry ...

Co te bobry widzą w tych drzewach :)
Jadąc ponownie przez las zamknęliśmy pętle i dotarliśmy do Ostrolesia, a następnie wróciliśmy do Szamotuł.
Na koniec świetnej wycieczki pojechaliśmy do zaprzyjaźnionej Restauracji "Maryna" w Szamotułach, by odwiedzić i porozmawiać z Bajerem naszym wspólnym kumplem, a przy okazji szefem tego przybytku :)
Na miejscu spotkaliśmy jednego z braci "Szadoków", któremu na widok naszych rowerów zebrało się na wspomnienia ... ( 10 lat nie jeździł na rowerze ) ...  i zaczął opowieści z malowanej skrzyni; jak to jeździł kiedyś po zamarzniętej Warcie, itp... Nie wszystko, niestety można zacytować :)
Jego zachowanie uświadomiło nam z Mike-m, że najważniejsza w życiu jest pasja i mimo wszelkich przeszkód życiowych warto ją pielęgnować.
Rowery to nasza miłość i pasja, a każda chwila na nich spędzona dodaje KOLORYTU naszemu życiu, bez nich nasze życie byłoby szare ! Praca i pogoń za pieniędzmi to nie wszystko. Zapomina się przez to o tym co w życiu ważne, m.in. o tym co w "młodości" i teraz, dawało i daje nam tyle frajdy i energii !

NIE WARTO Z TEGO NIGDY REZYGNOWAĆ !!!

W sumie pokonałem 58,06 km w czasie 2h 11min ze średnią prędkością 26,52 km/h ,
HR śr 134 , HR max 158 , Spalone kalorie: 1437 kcal
Temp; 16 °C , Wiatr ; 8 km/h