poniedziałek, 6 czerwca 2011

Maraton w Mosinie / Mike

Od czego by tu zacząć… tyle się wczoraj działo ze nie bardzo wiem jak się zabrać za opisanie tego.

To może od początku… Wyjazd z Szamotuł po 7 rano. Po drodze zgarnęliśmy jeszcze Agnieszkę z Poznania. Reszta podróży bez przygód tak więc w na miejscu startu byliśmy kwadrans po 8. I o dziwo biuro zawodów już funkcjonowało. Mimo ze była dopiero ósma z minutami żar lał się z nieba, i tak było przez cały dzień. Zapowiadał się wiec trudny upalny wyścig. Nawodnienie to podstawowa sprawa, zadbaliśmy wiec o odpowiednie zapasy picia przed startem jak i również na sam wyścig.

Tak sobie siedzimy gotowi do startu nawadniamy się mineralną a tu auto za autem z rowerami na dachu podjeżdża… Zapowiadało się na rekord frekwencji na tym cyklu. I jak się okazało, tak było.
Prawie 400 osób startowało tego dnia w tym czołowi zawodnicy, Lonka, Tecław, Pituch, Swat jeden i drugi :) no i do tego całe grono byłych zawodowców i mistrzów Polski startujących w kategoriach Masters.

Co za Skwar!
Siedzimy tak sobie na spalonej od słońca trawce gaworzymy, żartujemy, a tu nagle z głośników komunikat:
„właściciel bordowego BMW o numerach… proszony jest o przestawienie auta bo tarasuje dojazd…” Normalnie jak w Manieczkach! Rzecz jasna zaraz po tym zaczęła się seria żartów na ten temat..
I co? I ten Koleś przestawił swoje ztuningowane BMW… i zaparkował zaraz obok nas :)
Salwa śmiechu, za salwą śmiechu. Niesamowite jak małe rzeczy mogą cieszyć :)

Niezastąpiony Piotr Kurek
Na starcie ustawiliśmy się z przodu, by nie stracić za dużo na rundzie honorowej. Oczywiście tuż przed samym startem czołówka zaczęła się wpychać do pierwszych linii startowych. I w tym miejscu należy pogratulować sędziemu startowemu za jego postawę. Wszystkich tych „cwaniaczków” odsyłał na koniec peletonu. I bardzo dobrze! Co z tego ze to krajowa czołówka niech postoją jak wszyscy w słońcu w oczekiwaniu na start, a nie na 5min przed się wpychają.

Troche wody dla ochłody na lini startu
O 11 nastąpił start, honorowa runda przez Mosinę z pit stopem na przemówienie Pani Burmistrz!!!! Co za idiotyczny pomysł, jakby nie mogła podjechać na linie startu. Następnie dalsza część rundy honorowej i Ostry Start.
Runda Honorowa...
I od razu kilometrowy asfaltowy podjazd. Muszę przyznać ze taki układ trasy bardzo mi odpowiadał. Podjazd nie był jakiś strasznie wymagający, ale wystarczył by przeprowadzić selekcję… Na całe szczęście nogi podawały, wiec na szczycie byłem w pierwszej 15. I wszystkie „trzepaki” miałem za sobą, co okazało się zbawienne, zwarzywszy na to iż następne 3km to czysty piach. Gdyby była konieczność wycinania jeszcze jakiś maruderów tutaj to wiązałoby się to z dużymi stratami czasu i odjazdem czołówki. A tak udało mi się utrzymać w czołowej grupie.

Zjazd po startowym podjeżdzie
Nie wiem z czego to wynika, ale po raz pierwszy w tym sezonie bez problemów mogłem się utrzymać w „pociągu”… Jechaliśmy na początku w ósemkę trzymając dobre szybkie tempo. Po jakiś 20min dojechaliśmy do grupki w której jechał Mateusz Rybczyński. Przez kilka minut jechaliśmy razem potem Ryba skoczył do przodu do innej grupki, co prawda jechałem w „bez tlenie” od jakiś 40min ,ale co tam czuje się dobrze… skoczyłem więc za nim. Dojechaliśmy do zawodników z przodu i w takim składzie jechaliśmy już prawie cały wyścig.

Czułem się dobrze, tętno spadło do 4 a momentami nawet do 3 strefy więc odpocząłem sobie trochę.
Trasa częściowo prowadziła po pętli z zawodów XC w Puszczykowie. Jak jechałem to wróciły wspomnienia jak 3 lata temu się tu ścigałem i ku mojemu zaskoczeniu każdy podjazd który wydawał mi się wtedy ścianą teraz nie sprawiał większych problemów. Znaczy; Forma poszła do góry :)

W Puszczykowie na asfaltach grupka znowu się zjechała i tak rozpoczęliśmy drugą pętle.

Na bieżąco pilnowałem jedzenia i picia i jechało się wymienicie. Po jednym z podjazdów musiałem nawet poczekać na resztę, nie chciałem na wiatrach jechać sam.

Na odcinku ułożonym z płyt betonowych rozbujaliśmy się do jakiś 40km/h i urwaliśmy paru kolegów. Między innymi Rybę. Tak wiec dalej jechaliśmy w czwórkę. Do drugiego powtórzenia odcinka po pętli XC wszystko było ok. zero oznak zmęczenia jedynie tętno trochę podskoczyło… Pętle tez dałem rade i nie puściłem koła, ale za to zaraz po wyjechaniu na asfalt w Puszczykowie odcięło mnie, Opadłem z sił i nie było szans utrzymać tempa grupki. Tak wiec ostanie 8km jechałem sam wałcząc z bólem i swoją słabością.
Na koniec jakieś 500m przed metą złapał mnie jeszcze skurcz, wiec musiałem zejść z roweru i pomaszerować chwile. Tuż przed metą dziewczyny kibicował i dodawały energii na te parę ostatnich obrotów korbą…
Na odcięciu...

... ale do przodu!

Po 77km na metę wjechałem z czasem 2h 35min 59sek i średnią prędkością 28.3km/h zajmując 14 miejsce w Open i 6 w M2. Najlepsze jak do tej pory w tym cyklu :)

Po wyścigu Chill Out na trawce w cieniu z browarkami.
Wracając w radiu leciał kawałek Franka Kimono ,który dopełnił aury szczęścia, zabawy i relaksu wczorajszego dnia :)


Podsumowując
Po raz pierwszy jechałem z czołówką wyścigu jak równy z równym, udało się praktycznie cały wyścig przejechać w grupie co przedtem stanowiło dla mnie problem, mimo odcięcia utrzymałem tempo i osiągnąłem wysoką prędkość średnią. Jak mawia Piotr Kurek „ Krótko Mówiąc” udany wyścig

Hr avg 168, Hr max 189, dist 77km, spd avg 28.3km/h, cad avg 100, asc 625m, kcal 2296, zmęczenie 9


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz