Wczoraj po pracy wsiadłem na szosówkę. Gdy wyjechałem na otwarty teren już wiedziałem ze cały trening będę miał pod wiatr. Na początku wykonałem parę sprintów na podjazdach z tętnem w 4 i 5 strefie. Reszta treningu to właściwie jedna długa tempówka interwałowa pod wiatr.
Po około 45km nogi "puściły" i jechało się przyjemniej. Tuż przed Łubnicą dogoniła mnie Ania naszym autem, a ruszaliśmy dokładnie o tej samej godzinie z tego samego miejsca... no dobra jechała jeszcze zatankować na stacje i stała w korkach, ale ona miała do dyspozycji 145 koni a ja tylko jednego i w dodatku nie używam go do pedałowania :)
2h 10min 11sek
Hr avg 149, Hr max 176, dist 67.75km, spd avg 31.05km/h, asc 140m, kcal 1524, zmęczenie 6
Myśl dnia: W Warszawie nie ma gdzie zjeść... i ludzie mają doła!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz