sobota, 21 maja 2011

Tu nie ma ryb ... / Mike

Pierwsza wyprawa na dorsze zaliczona. Dzięki pasji i zaangażowaniu Tomka, dane nam było przeżyć wspaniałą przygodę.

Wyruszyliśmy w czwartek po pracy, humory dopisywały, i w aucie się działo. A to PIO_TREK coś tam dociął Tomkowi, a to ja coś dorzuciłem. Potem mały rewanż ze strony Tomka i tak aż nad morze.
Po emocjonującej podróży sportową wersją Forda Focusa, o onieśmielającej pojemności 1.6 i wduszającej w fotele mocy, dotarliśmy do Darłowa.
( pochylanie się pasażerów przy wyprzedzaniu pomaga, a  jak do tego wyłączyć jeszcze klimę, to aż trudno nad kierownicą zapanować :) )

Na miejscu wrzuciliśmy tobołki do pokoi, no i w "miasto". Trzeba w końcu jakieś rybki zjeść ...
Nad morzem, jak to nad morzem. W knajpach nie ma ryb !!!! Jak w miejscowości nad morskiej może nie być w restauracji ryb? To tak jak by w Zakopanym nie było Oscypków.
Kompletnie bez sensu. to tak jak być pięć lat po ślubie!

Wieczór upłynął nam na romantycznym wykręcaniu barku Mike-a przez Pio_trka.
Dziękuje za to doznanie Braciszku, jeszcze teraz mnie boli ... Choć i tak nie mogę narzekać, bo ostatnio po tego typu czułościach miałem popękane żebra :)

Po kilku godzinnym śnie, przyszedł czas na rozpoczęcie naszej wielkiej morskiej przygody.
Wchodzimy na kuter, a tam co? Twarze osrane ze strachu,  twarze, żeby tylko nie bujało, żeby morze było spokojne, żeby nie padało... i takie tam. A Mike na to; "Co ma być to będzie!"
Jakby na morzu nie miało bujać, to tak by je tak produkowali! Poza tym nie ma złej pogody, są tylko źle ubrani ludzie!

Tak więc wyruszyliśmy w morze... rejs upływał bardzo przyjemnie, mimo wiatru i chłodu.
Sama technika łowienia dorszy jest banalnie prosta. Wrzucasz hak do wody, czekasz aż opadnie na dno i po prostu podrywasz wędkę do góry...  cała filozofia ... :)

... ale trzeba jeszcze mieć to coś! A ja widocznie tego czegoś nie mam, bo przez sześć godzin łowienia, nie złapałem nawet najmniejszej rybki. Wszyscy wyciągali dorsze, jeden za drugim tylko Mike jak jakiś dureń machał i machał i nic nie wymachał ...

Pierwsza rybka złowiona przez Pio_trka.
... ale skoro nie traciłem czasu na walkę z rybami, to  mogłem skoncentrować się na podziwianiu piękna otaczającej nas przyrody. Rozmyślałem o wpływie dorożkarstwa na podbój kosmosu i miałem przy tym pełen relaks ...

Załoga tego kutra to byli naprawdę mili ludzie, chętni do pomocy i doradzenia co i jak ...
( mnie oczywiście nie musieli doradzać, bo nie było co i jak :) )

Po powrocie do  portu, obiadek, zakupy na drogę powrotną i z powrotem do Wielkopolski ...

Wyjazd udany w 200%. Tomek jako organizator spisał się świetnie, wszystko było załatwione, zaplanowane i dopięte na ostatni guzik.
Dziękuje Tomaszu za wszystko, na pewno jeszcze nie raz pojedziemy na DORSZE.
Bawiłem się wyśmienicie :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz