wtorek, 10 maja 2011

Pamięci Woutera Weylandta... / Mike

Kto rano wstaje temu noga do pracy podaje :)

Pobudka 5:20 rano śniadanko, soczek i 6:00 na rowerze.
Pogoda wyśmienita, słoneczko wstawało i z minuty na minute grzało bardziej.
Wiatr jeszcze nie zdążył się rozbujać więc w sumie nie przeszkadzał.

Dziś spokojny rozjazd w strefie 1, nogi z początku ciężkie, ale nie ma się co dziwić po tym co im wczoraj zafundowałem, ale mimo to fajnie kręciły. W Rokietnicy puściły zupełnie, wiec wykonałem kilka niewielkich podjazdów w drodze do Suchego w wyższej strefie na stojąco.

Uwielbiam wyraz twarzy ludzi gdy widzą  wczesnym rankiem kolarza. Takie zdziwienie z zaskoczenie z nutką nie dowierzania i odrobiną politowania....normalnie bezcenne :)

W słuchawkach pogrywał Pete Gooding, co tylko dopełniało idyllicznego odczucia dzisiejszej jazdy.
Nogi zregenerowane, mózg ( albo to co mam w miejscu mózgu ) dotlenionyy, adrenalina i endorfiny we krwi... jednym słowem można pracować :)

Zgodnie z wczorajszą deklaracją dedykuje tą jazdę pamięci Woutera Weylandta...

P.S.
Właśnie PIO_TREK mi powiedział że wczoraj w Poznaniu na Cytadeli jakiś Downhill-lowiec się zabił...
Coś wisiało wczoraj nad rodziną kolarską!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz