środa, 25 maja 2011

Maraton w Gnieźnie / Mike

Lekko spóźniony post ale jest :)

Mistrzostwa WLKP w Maratonach MTB odbywające się w Gnieźnie przejdą do Historii jako bardzo gorące i emocjonujące. Gorące z powodu temperatury powietrza, mocnego słońca i średniego przygotowania organizacyjnego. Emocjonujące ze względu na rywalizacje sportową i aurę otaczającego miasteczko startowe rynku Gnieźnieńskiego.

Ale po kolei....

O dojeździe, rejestracji, i przygotowaniach przed startowych nie będę pisał bo to nudne i ile razy mona opisywać tą samą procedurę.

Natomiast to co się działo tuż przed startem, to już zupełnie coś nowego. Chłodząc się w cieniu, mieliśmy okazje obserwować schematy zachowani ludzi przemieszczających się rynkiem w Gnieźnie. Część z nich to mili sympatyczni ludzie, choćby starsza Pani ( której wcale nie podrywałem! ) która przystanęła przy nas na chwile by zapytać co się tu dzieje a przy okazji opowiedziała że dnia poprzedniego na rynku odbył się cudowny koncert zespołu którego nazwy nie pamiętam, po czym życzyła nam powodzenie i udała się w swoją stronę.
Oraz typowa lanserka w BMW i Mercedesach oczywiście im bardziej kwadratowa wersja tym więcej punktów lansu. Jeździ ci taki debil w kółko, szyby opuszczone, muza na maksa no i  zimny łokieć ( oczywiście to podstawa ). Na co on liczy? Nie rozumiem tego... co za ograniczeni ludzie! A później okazuje się że jeden z przedstawicieli tego gatunku stoi na starcie i to w dodatku na Treku 8500!
Jaki to był dla mnie cios... Do tej pory nie mogę poradzić sobie z emocjami....


W cieniu... obserwując runek w Gnieźnie. 

Gniezno. Bardzo urokliwe miasto
Start opóźnił się o jakieś 20 minut... Pierwsze kilometry a właściwie pierwsza godzina wyścigu była dla mnie naprawdę ciężka.  Ze względu na charakter pierwszych kilometrów ( bardzo wąsko i kręto ) Przebijanie się do przodu było utrudnione i wiązało się z rwaniem tempa, a ja tego bardzo nie lubię, później doszedł do tego luźny żwir...
Jadę tak sobie w grupie na dość dużej prędkości i sobie myślę nie ma opcji, na bank dostane jednym... i jebs! Zabolało jak jasna cholera, aż się wydarłem, na całe szczęście adrenalina zrobiła swoje i nawet nie zwolniłem.

Jadę tak sobie rwanym tempem a ty mija mię Pio_trek wiec chwaciłem koło... Po pewnym czasie jak dałem mu zmianę i zaczeliśmy przesuwać się wspólnie do przodu. Jednak pulsometr wskazywał tętno powyżej 180 a założenie było by kontrolować obciążenie. Postanowiłem wiec wyluzaować odrobinę i odpuścić. Byłem pewien ze Pio_trek mnie minie ale postanowiłem nie jechać za nim. Znam go trochę i wiem ze spawałby od pociągu do pociągu...

Tak się jednak nie stało... nie wiem dlaczego po trasa była typowo pod Pio_trka. Jechałem więc swoje. Była to mądra decyzja bo po około 1h nogi puściły i jechało się wyśmienicie zaczełem doganiać zawodników przede mną. Cały czas pilnowałem jedzeni i picia, co tez było rozsądne.

Przed rozjazdem Mega Giga doszedłem na podjeździe grupkę kilku kolarzy, pogadałem z nimi chwile i oni pojechali do maty a ja na drugie okrążenie.

Na trasie
Powoli zaczynam lubić trasy zawierające kilka okrążeń. przy braku znajomości trasy pozwala to w drugiej części wyścigu rozkładać siły.

Mądra gospodarka siłami, odżywianie i picie przyniosły efekty. W końcówce wyścigu mogłem przyspieszyć i dogoniłem paru zawodników. Dwóch z nich usiadło mi na kole i przez jakieś 10 ostaniach kilometrów ich holowałem. Po jakimś czasie jeden z nich mówi do drugiego: "mocno ciągnie niech wiedzie pierwszy na metę" ja sobie pomyślałem akurat ty będziesz decydował czy wjadę pierwszy na maete czy nie! Na moje szczeście końcówka wyścigu przebiegała po części trasa wyścigu XC w Gnieźnie. Podkręciłem trochę tempo i urwałem kolegów z tyłu. Przed metą wyprzedziłem jeszcze jednego kolarza i przecudny ( z Katedrą Gnieźnieńska w tle ) finałowy podjazd jechałem sam.

Gołąbki
347 Mój numer startowy w Grand Prix w Maratonach
Tego dnia jechało mi się naprawdę dobrze, humor mi dopisywał nawet rozmawiałem z zawodnikami na trasie czego raczej nie robię:)

Wynik: 30 Open, 11 w M2. Patrząc na obstawę wyścigu wynik z którego mogę być dumny :)

2h 44min 38sek

Hr avg 167, Hr max 183, dist 71.8km, spd avg 26.3,cad 97, asc 520, kcal 2248, zmęczenie 9. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz