sobota, 21 maja 2011

Połów dorszy z kutra w Darłowie / PIO_TREK

W czwartek popołudniu pojechaliśmy z Tomkiem, Mike-m oraz sześcioma innymi osobami do Darłowa. Droga przebiegła szybko i sprawnie ( Tomek wyciskał z Fokusa wszystkie 100 koni ) w bardzo miłym towarzystwie.
Po dojeździe na miejsce, zakwaterowaliśmy się w pensjonacie i poszliśmy na kolację. Atmosfera była super, śmiechu nie brakowało, choć na twarzach niektórych uczestników widać było strach przed porannym rejsem.
Po kolacji spacer ulicami Darłowa ...

Most "zsówany" w Darłowie.
... powrót na kwaterę i dalsza biesiada przy piwku. Wieczorną imprezę uświetnił pokaz sztuk walki MMA w wykonaniu moim i Mike-a po którym położyliśmy się spać. Niestety nie wszystkim dane było pospać.
Jeden z lokatorów pokoju ( nikt z trójki PIO_TREK, Mike, Tomek ) z regularnością kukułki krzyczał przez sen uniemożliwiając mi zaśniecie. Czas w nocy płynął wolno, ale w końcu nastała pora "pobudki".
Ubraliśmy się "stosownie" do połowu ryb i poszliśmy do portu, by wejść na kuter.
O godzinie 6.00 byliśmy na kutrze i czekaliśmy na zgodę do wypłynięcia z portu.

Mike & PIO_TREK na kutrze, tuż prze wyjściem w morze.
Na początek szyper przeprowadził krótki instruktaż. Poinformował nas o konieczności posiadania dokumentu tożsamości bo wypłyniemy na wody międzynarodowe, czyli około 50km od brzegu. Każdy z uczestników otrzymał swoja wędkę i wypłynęliśmy na szerokie wody ...
Pierwszy raz zatrzymaliśmy się na łowisku po 40 minutach rejsu ...
Razem z Mike-m stanęliśmy na dziobie kutra, sądząc że to "najszczęśliwsze" miejsce do połowu dorszy. Pierwsze zarzucenie, drugie, i tak chyba tysiąc razy ... i nic :)

Mike na stanowisku ...
Czas płynął zmienialiśmy łowisko, zarzucaliśmy kolejne razy, aż w końcu udało mi się złapać pierwszego dorsza. Byłem tak podniecony że w tym wszystkim zapomnieliśmy to udokumentować. Ryba wylądowała na pokładzie i musiałem wyjąc jej haczyk z "paszczy".  Poszło mi to z oporami bo nie chciałem jej skrzywdzić :)
Uwolniłem ją z haczyka i wrzuciłem do skrzynki, a Mike stwierdził że nie można jej tak zostawić i postanowił ją dobić. Gdybyście mogli zobaczyć co on z nią wyprawiał ... :) Już myślałem że nie wrócimy tym kutrem do portu. Trzaskał nią o pokład, tak jak blacharz klepie samochody :) Ja niestety nie miałem sumienia by ją zabić.
Zmęczony nie przespaną nocą zszedłem na niższy pokład by napić się kawy po marynarsku ...

"Anty-rozlewowy" stół na kutrze :)
.... po pysznej kawie poszedłem dalej łowić ryby. Generalnie prawie wszystkim ryby słabo brały, a Mike-owi wcale. Być może było to spowodowane tym że Mike ubrał nieodpowiedni wzór maskujący i ryby po prostu ciągnęły z niego "łocha" i nie miały ochoty dać się złapać takiemu przebierańcowi :)
Po kilku godzinach Mike zrezygnował z połowu i zaczął "kontemplować" na pokładzie, a mnie w tym czasie udało się złapać kolejne cztery rybki, raz nawet wyciągnąłem dublet z jednym razem.
W pewnym momencie podpłynęła do nas inspekcja, by skontrolować kuter i wielkość złowionych przez nas ryb ...


Mimo że byłem na kutrze pierwsze raz i nie mam porównania, to muszę stwierdzić że załogę kutra mieliśmy jedną z najlepszych. Mili sympatyczni ludzie znający się na swoim fachu i na tym czego uczestnik takiego rejsu od nich oczekuje. W czasie rejsu przygotowali dla nas świeżo złowione ryby. Podobno bardzo pyszne!
Ja nie próbowałem solidaryzując się z Mike-m, który stwierdził że zje rybę własnoręcznie złowioną. Niestety to nie nastąpiło i nie skosztowaliśmy ryby prosto z kutra.
Wszystko co piękne, szybko się kończy i gdy na zegarze wybiła godzina czternasta rozpoczęliśmy dwugodzinny powrót do portu w Darłowie. Choć ryby nie brały tak jak byśmy sobie tego życzyli,
( każdy z uczestników złapał około sześciu dorszy, oprócz Mike-a, ale on zawsze jest wyjątkowy :)  ),
to wszyscy wracaliśmy uśmiechnięci, zadowoleni i spełnieni.

Niewielki połów PIO_TRKA :
Powrót do portu, trwał i trwała Darłowo zbliżało się do nas bardzo powoli ...
Wejście do portu w Darłowie.
... ale w końcu o godzinie szesnastej zameldowaliśmy się w porcie.
Podziękowaliśmy załodze za super rejs i poszliśmy przebrać się w "normalne" rzeczy na kwaterę.
Odświeżeni  i przebrani poszliśmy jeszcze na rybę i browarka do smażalni Atol by przy rozmowach i wspomnieniach zakończyć udaną męska wyprawę.
W drogę powrotną ruszyliśmy chyba około godziny osiemnastej. Droga powrotna przebiegała sprawnie na dyskusjach i żartach , choć niektórych na koniec zmożył sen :)
Męska wyprawę zakończyliśmy w Obornikach, gdzie mnie i Mike-a odebrała Kasia.

P.S.
TOMEK WIELKIE DZIĘKI ZA ZORGANIZOWANIE SUPER WYPRAWY. BYŁO ZAJEBIŚCIE !
Mimo obaw morze było spokojne dzięki czemu obyło się bez choroby lokomocyjnej i jej konsekwencji :)
Ryby także udało się złowić, a wszyscy uczestnicy wrócili cało i bezpiecznie do swoich domów.
Oby więcej takich przygód ...

1 komentarz:

  1. Było super i to mnie cieszy :)
    Tak jak napisałeś "Oby więcej takich przygód..."

    p.s.
    nie zgubiłeś okularów ?? :)

    OdpowiedzUsuń