Zacznę od końca. Czyli od regeneracji.
Po takim treningu jak dziś regeneracja i odpoczynek to podstawa po właśnie wtedy organizm adoptuje się do nowych większych obciążeń…
A tu po powrocie okazało się że spadł nam sufit i zamiast odpoczywać sprzątałem prze kilka godzin. A Patton dodatkowo uatrakcyjniał mi całą zabawę sikając słodko, jedząc gruz i robią cudowne małe śmierdzące kupki:)
No ale wróćmy do treningu. Po wczorajszym dniu odpoczynku na dziś w planie był trening z Pio_Trkiem, co prawda oryginalnie miałem co innego zaplanowane ale odpuścić trening z Braciszkiem? O nie!
Mieliśmy wykonać ćwiczenie F1 na długim wymagającym podjeździe w Łężcach nieopodal Sierakowa. Ale żeby się tam dostać należało pokonać kilkadziesiąt kilometrów po wiatr. A wiało dzisiaj całkiem całkiem ( 25km/h )…
Pio_Trek chyba się na mnie obraził bo cały ten odcinek dojazdowy jechał z tyłu i nie odzywał się wcale. Nawet na przerwie na sikanie nie dał się sprowokować i wciągnąć do rozmowy… No nic pozostało zagryź zęby i przebijać się przez ten cholerny wiatr.
Przez 1.5h, bo tyle z lekkim okładem zajął dojazd jechałem w 4 i 5a strefie. Noga była ciężka ale jakoś kręciła. Takie dziwne uczucie, zmęczony ale daje rade… Tak analizując teraz to jazda w tak wysokich strefach przez tak długi okres wróży dobrze, bądź jestem przetrenowany ale wtedy raczej nie wszedł bym tak wysoko.
Po dotarciu do miejsca wykonywania zaplanowanych ćwiczeń bez zbędnego gadania i czułości przystąpiliśmy do pracy.
Wykonaliśmy 4 podjazdy, każdy o długości około 1.7km ( nie źle jak na Wielkopolskę:) ).
Na drugim powtórzeniu Pio_Trek tak pod cisnął że nie chwyciłem mu nawet koła. Robi się niebezpiecznie skoro z łatwością odjeżdża mi na podjazdach. Ten NTK, kimkolwiek jest, robi dobrą robotę:) Mimo prestiżowej porażki uważam moje samopoczucie na podjeździe i jakość wykonanej pracy na tym treningu wysoko. Bolało ale nie przeszkadzało to w utrzymaniu rytmu.
Po zakończonych ćwiczeniach i małym bufecie ruszyliśmy w drogę powrotną. Po paru kilometrach na zjeździe złapałem kapcia. Nie wiem i Pio_Trek też nie wie jak to jest że płasko leżąca na podłożu śruba wbija się pionowo w oponę!!!
Niestety moja pompka uległa awarii a Braciszka za 9.90zł kupiona w Lidl-u nie za bardzo chciała pompować. Na ale Piotr ma Łapę i nawet kamieniem by oponę napompował! Po kilkunastu minutach mocowania się z panom ruszyliśmy dalej.
Wracając mieliśmy wiatr w plecy więc jadąc na luzie w niezłym tempie raczyliśmy się rozmową o wierzę w boga lub jej braku, o wzajemnym szacunku pomiędzy ludźmi o odmiennej wierze, o życiu i drogach jakie w nim wybieramy no i oczywiście, bezwzględnie o Dupie Marynii.
Reasumując trening ciężki, długi i wyczerpujący ale w takim towarzystwie to nawet do piekła…. Jestem zmęczony nie powiem, czuje jednak że plan treningowy zmierza w dobrym kierunku i że jest progres a to ważne bo kto się nie rozwija ten się cofa!
03:57:55
Hr avg 149, Hr max 189( max tego sezonu :) ), dist 86.6km, spd avg 25.5km/h, asc 435m, kcal 2921, zmęczenie 8.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz