Kilka dni przerwy w pisaniu, ale Mike is back on Air !
Dobra wiec tak... Nic nie pisałem bo nie mogłem by intryga się powiodła. Po urodzinowej niespodziance, którą przygotowała mi Ania postanowiłem się zrewanżować. Ale nie tak po prostu, rewanż miał być co najmniej tak dobry jak urodzinowy prezent Ani, a idealnie by było żeby straciła orientację w czasoprzeszczeni i realiach…
Plan był taki, że zabieram Anię na wakacje organizując wszystko w taki sposób, że Ona dowiaduje się o tym w ostatnim możliwym i dopuszczonym prawem momencie. Szybka narada z przyjaciółmi wybór lokalizacji wakacji ( nawet się rymuje hi hi ), wybór padł na Kretę.
Następnym krokiem była realizacja planu... zanim przejdę do meritum chciałbym z całego serca podziękować osobom, które pomogły w realizacji planu. Ani, Jackowi, Kasi, Agnieszce, rodzicom Ani i Moim, Piotrkowi i całej rzeszy ludzi - świadomie lub nie - zaangażowanych w tę operację.
Powiem szczerze zorganizować coś takiego to niebywałe wyzwanie logistyczne. Dograć terminy, przejazdy, ubezpieczenia, urlopy, finansowe sprawy, i na samym końcu zaplanować moment w którym wrabiany dowiaduje się o wrobieniu… jest co robić! Każda mała rzecz wiąże się z angażowaniem wielu ludzi i środków. A utrzymanie wszystkiego w tajemnicy przed osobą tak dociekliwą jak Ania graniczy z cudem.
Cud się jednak zdarzył i w środę o 20:15 na lotnisku Ławica w Poznaniu moja małżonka dowiedziała się, że Martix jednak istnieje i leci na wakacie na Kręte.
O reakcji nie będę pisał bo tego się nie da opisać, powiem tylko tyle, że musiałem Anie gonić po całym lotnisku…
Ok jesteśmy już na miejscu. Podróż minęła bez problemów wszystko przebiegło sprawnie i profesjonalnie.
Siedzę sobie teraz w lobby hotelu, całkiem przyzwoitego w nowoczesnej aranżacji, niestety jedzonko takie sobie… na pewno nie greckie, a bardziej pod niemieckich turystów, tórych o dziwo nie ma tu za wiele. Dominują Rosjanie, Czesi i Polacy. Cała obsługa to stażyści z Polski. Trochę to wkur.. w końcu jedzie się do obcego kraju by obcować z jego kulturą i mieszkańcami… zamawianie piwa po polsku w Grecji jakoś mi nie odpowiada.
Wczoraj po podróży i trzech godzinach snu dzień dłużył się niczym wykład ze statystyki. Dziś jest już znacznie lepiej wyspany i wypoczęty od rana miałem pełno werwy i energii. Dlatego zaraz po śniadaniu wraz a Jackiem udaliśmy się na rekonesans do Agia Pelagia. Miasteczko takie sobie nie posiada typowego greckiego klimatu, jest zdecydowanie nastawione na turystów i też tak wygląda, nic ciekawego.
Po lunch-u zrobiłem coś czego naprawdę nie znoszę... a mianowicie opalałem się! Tak, tak... leżałem na leżaku i wystawiałem swoja skórę na działania promieniu UV. Postanowiłem podejść do tego jak do trudnego treningu, przed którym zawsze pojawia się strach i zwątpienie, ale jakoś udaje się go przetrwać… A' propos- pojawił się syndrom odstawienia… roweru. Tyle gór dokoła a ja roweru nie wziąłem !!!!
Mimo że tygodniowy odpoczynek był zaplanowany w dzienniku treningowym i że był integralną częścią planu porwania Ani na Kręte to już mnie ciągnie na rowerek… Trudno jakoś musze wytrzymać!!!
Myśl dnia: Przechodzę na wino bo tutejsze Piwo nie kopie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz