środa, 22 czerwca 2011

Dzień 133 / "Chojno Camp #7" / PIO_TREK

Będąc na urlopie jakoś nie chce nam się z Kasią leniuchować, leżąc plackiem. Trochę nam w tym pomaga pogoda, bo mimo że jest ciepło a momentami nawet upalnie, to niebo nie jest wolne od chmur i nie pomaga w opalaniu. 
Dlatego tez w kolejnym dniu „Chojno Camp” znowu wskoczyliśmy na rowery. Niestety powoli kończą nam się pomysły na rowerowe trasy. Dlatego tez inaczej niż ostatnio, tym razem pojechaliśmy na północ. 
Najpierw kawałek drogą leśną w kierunku na Gogolice do przecięcia z drogą „149” gdzie wjeżdżając na nią skręciliśmy w prawo. Jadąc asfaltową drogą przecięliśmy tory kolejowe w Mokrzu i po kolejnych paru kilometrach dotarliśmy do Rzecina gdzie zrobiliśmy sobie pierwszy przystanek …

Rzecińskie łąki.

Informacja turystyczna; "Tu jesteś!" :)
W Rzecinie skończyła się nasza przygoda z asfaltem i wjechaliśmy na leśny szlak rowerowy. Temu kto oznaczył ten szlak jako rowerowy, należy się turystyczny „Oscar”, ponieważ większość trasy do Mężyka to nieprzejezdny piach. Starając się jechać piachem, zatrzymaliśmy samochód jadący z naprzeciwka ... 
Miły „Pan miejscowy” poinformował nas, że jak pokonamy piaszczysty podjazd to dalej będzie już lepsza droga. Piaszczysty podjazd prowadził na Górę Rzecińską …

Na treningach piach, na urlopie piach. Po prostu "Dzień Świstaka" :)
… po jego pokonaniu faktycznie było lepiej ale chyba „Panu Miejscowemu”, bo my dalej jechaliśmy a raczej maszerowaliśmy piaszczysta drogą. Dopiero przed Mężykiem droga stała się jako tako przejezdna i dotarliśmy do tej wsi. 
Zatrzymaliśmy się przy sklepie,  ale niestety trwała przerwa do godziny 15.00. 
Patrzymy na zegarek, a tam 14.54.  Wiec czekamy aby napić się zimnej Coca-Coli...
Godzina 15.04 i nic. Sklep nadal zamknięty. Ruszamy kawałek i widzimy jak właścicielka gada z kimś przez telefon na swoim podwórku :) Skoro ona nas olała to i my ją olaliśmy !
Ruszyliśmy w dalszą drogę i tuż za Mężykiem, natrafiliśmy na pamiątkowy kopalniany wagonik,  którym Paweł – „Notecki Syzyf” woził ziemię z kopanego przez siebie kanału. Niestety nie udało mu się go ukończyć przed śmiercią …

Wagonik Pawła "Syzyfa".

Część rowu Syzyfa ...
Po krótkim postoju, a następnie przejechaniu czterech kilometrów dotarliśmy do wsi Biała. W sklepie kupiliśmy lody oraz "zaległą" Coca-colę i pojechaliśmy na plażę na mały piknik …

Kąpielisko w Białej.
Z Białej przez Hamrzysko dojechaliśmy do wsi Krucz, gdzie skręciliśmy w prawo i przez Jasionną dojechaliśmy drogą „140” do Wronek. We Wronkach zatrzymaliśmy się nad rzeką Wartą w stanicy kajakowej … 


Rzeka Warta we Wronkach
Gdy nasze tyłki i nogi trochę odpoczęły ruszyliśmy na ostatnie kilometry dzisiejszej wycieczki. 
Niestety we wsi Popowo musieliśmy zrobić „Pit-stop”, bo Kasi spadł łańcuch. Na szczęście dysponowaliśmy wszelkimi niezbędnymi narzędziami i usterkę udało się szybko naprawić.   
Chcąc nadrobić stracony czas pędziliśmy szybko na naszych rumakach i mijając Aleksandrowo, Lubowo, Chojno dotarliśmy do domku letniskowego nad jeziorem Radziszewskim.

W sumie pokonaliśmy dzisiaj 66,76 km w czasie 3h 52min 49sek ze średnia prędkością 17,20 km/h.

Gdy Kasia zaczęła przygotowywać obiado-kolację, ja zmieniłem strój i ruszyłem na wieczorny jogging. Postanowiłem obiec bez zatrzymywania się i marszu jezioro Radziszewskie. 
Na początku biegłem swoim tempem, ale z każdym pokonywanym metrem było coraz ciężej. 
Kryzys przyszedł na drugim końcu jeziora, gdzieś w połowie trasy. 
Powiedziałem sobie jednak; "Jak się zatrzymasz to jesteś frajer!" 
Walczyłem ze swoimi słabościami. W uszach słyszałem słowa Mike-a; "Wszystko to kwestia psychiki!" 
Druga połowa była straszna, i mimo że nie biegłem wcale zbyt szybko to pulsometr wskazywał 180-180, 
a więc wartości tętna jakie bardzo rzadko osiągam nawet na maratonach. 
Zamykając pętle byłem prawie martwy, ale dotarłem na „metę”. 
Dystans 5,3 km pokonałem w czasie 20min 30sek. 
Dzisiejszy bieg uświadomił mi jaką męką i wysiłkiem musi być ukończenie "biegowego" maratonu. 
Podobno człowiek kończący maraton, czuje się jak potracony przez samochód. 
Nie doświadczyłem ani jednego, ani drugiego i nie wiem skąd taki porównanie, ale wierzę na słowo !!!

1 komentarz:

  1. Coraz wiecej solidnego tekstu do przewodnika rowerowego po pojezierzu Sierakowskim. Gratuluje!!! Silnej psychiki tez:)

    OdpowiedzUsuń