środa, 24 sierpnia 2011

Maraton Hermanów / Mike

Minęły dwa dni od maratonu w Hermanowie a je nie miałem czasu napisać o nim ...
Mam nadzieje że za dużo szczegółów nie uciekło z mózgownicy.  Ok! Szkoda tekstu na pisanie o powodach „przerwy” i o ewentualnym niedoborze magnezu…  Pisze co pamiętam
A więc z tego co pamiętam obudziłem się w Niedziele przed szóstą…  No dobra teraz na poważnie. 


Pobudka wcześnie rano by coś zjeść jeszcze w domu, i w miarę wcześnie zajechać na miejsce startu do Hermanowa. Z doświadczenia wiemy że później są kolejki do rejestracji. A tego dnia jak już Pio_trek wspomniał kolejki były jak po salcesonu za komuny. Liczba chętnych do startu zawodników zaskoczyła organizatorów. 
Tak szczerze mówiąc nie ma się co dziwić gdyż impreza była bardzo dobrze nagłośniona, zareklamowana 
( co do technik jakie zastosowali nie będę się rozwodził, ale uważam że fajnie to poprowadzili ) no i pula nagród zrobiła swoje. 


Co do nagród, obserwujemy w tej chwili bardzo ciekawe zjawisko na polskiej scenie wyścigów MTB.  Sport ten stał się na tyle popularny iż zaczęły się pojawiać w nim duże pieniądze. Jest już kilka imprez nawet lokalnych ( Kaczmarek Electric, Hermanów ) w których pula nagród jest spora. Te wydawałoby się niewielkie pieniądze( raptem kilkaset złotych )  za pierwsze lokaty przyciągają czołówkę polskiego MTB, podnosząc za razem poziom samych zwodów. O czym to świadczy? O rosnącej sile naszego ukochanego sportu czy o jego słabości… Ja wierzę w to pierwsze :)



Wracając do Niedzielnego wyścigu. Po dojechaniu na miejsce i rejestracji bez kolejek tradycyjnie sprzęt, jedzenie i oczekiwanie na startu. Jak już wspomniałem liczba chętnych było przeogromna więc organizatorzy przesunęli start o 30min. 

Trochę mnie to drażniło bo chciałem już startować, jechać, czuć tą adrenalinę. W ogóle od rana byłem strasznie nakręcony na ten start, a piękna pogoda i urokliwe miejsce ( folwark w Hermanowie ) tylko potęgowało to uczucie.
Na jakieś 30min do startu ustawiliśmy się na linii start/meta. Jak Pio_trek wspominał na czele czołówka polskiego MTB… no i my :)

Rozmawialiśmy z Braciszkiem o taktyce na wyścig, rozłożeniu sił, bo trasa zapowiadała się „górzyście”… 

Pio_trek pyta:  Jak Mike mówisz, nawet nie próbujemy utrzymać koła czołówki? 
Ja na to a czemu nie? A jak się okaże że musimy podcinać nogę i jechać cały czas powyżej progu, to odpuścimy, bo nie warto …
No i nastąpił start. Kilkaset metrów za samochodem, przepraszam za nadużycie za Peugeotem, w prawo i na asfalt. 
Ekspektatywa ( coś co pełny funkcje czegoś czym nie jest :) ) samochodu zjechała na lewo, i ogień.

Czołówka przyspieszyła, rozkręciliśmy się do jakiś 45-50km/h … pierwsza obserwacja co do samopoczucia, pełen luz, noga podaje, tętno spokojne ( mimo że polar nie działał nie jechałem na wymuszonym oddechu ) dopiero jak wkręciliśmy w prawo w las tętno skoczyło. 
Ale nic jadę dale i nie tracę dystansu do czołówki. Na tym etapie wyścigu zawsze jest nerwowo i szybko, zaczęły się więc pierwsze upadki ( których jak się później okazało było sporo tego dnia ). Pio_trek obok mnie i ramię w ramie przedzieramy się do przodu… 
Przejazd przez Nowe Miasto nad Warta i asfalt. I co? Pełne zaskoczenie jedziemy  w 20 osobowym peletonie, a w nim krajowa czołówka. „Mrozy”, Shimanio, Corratec, Kross… 
Jak dla mnie to naprawdę powód do dumy, my zwykli amatorzy z ogromną pasją ale jednak amatorzy jedziemy z zawodnikami którzy jazdą na rowerze zarabiają na życie :)
Zakręt w lewo i w las tempo szybkie pod 40km/h , ale jedzie się ok. Co prawda czołówka zaczęła powoli odjeżdżać ale co z tego myślę sobie, założenie było nie zagotować się na początku więc i gonienie ich na siłę nie miało sensu. I tak było fajnie, przez 20 minut jechałem w „zawodowej” czołówce wyścigu … :)

Cały czas kontrolowałem samopoczucie, i jechałem z pewną dozą rezerwy. W pewnym momencie dojechał do mnie Wojciech Radomski, który w generalce GP Wlklp w Maratonach zajmuje trzecie miejsce. Postanowiłem nie odpuszczać i przypilnować kolegę z drużyny Rybczyński s’Olivier MTB Team. Na jednym z podjazdów jadąc „swoje” zostawiłem rywala z tyłu. Oglądałem się później kilka razy czy mnie goni… jak się później okazało zaliczył upadek z prawdopodobnie jakimś złamaniem. Życzę z całego serca szybkiego powrotu do zdrowia i na trasy wyścigów!



Utworzył się 5 osobowy pociąg w którym jechałem, i tradycji stało się za dość. Na podjazdach Mike odjeżdża a na zjazdach i płaskim mnie dochodzą. Co do podjazdów i trasy samej w sobie. Super i to przez duże S. Trasa bardzo urozmaicona, z pięknymi widokami wymagającymi zjazdami i z długimi ( jak na Wielkopolskę ) podjazdami. Miodzio lub jak kto woli pełen Wypas :)
Na którymś z zjazdów koleś jadący ze mną w pociągu ( który na poprzednim podjeździe „strzelił” ) dojeżdża do mnie i do zawodnika z drużyny Speeder i się drze; „Nie hamować, dalej ,dalej”. 
Wkurzył mnie takim głupim gadaniem.. król zjazdów się znalazł, a na podjeździe gdzie byłeś? 
Ulżyłem sobie parę kilometrów dalej na najdłuższym tego dnia podjeździe po asfalcie. 
Był z przodu „pociągu” na początku wspinaczki. Jadąc spokojnie podjeżdżam do zagotowanego gościa i mówię” Tak Ci się spieszyło? No to proszę jedź, co sił brakuje?” i tyle go widziałem spłynął gdzieś do tyłu w otchłań „zjazdowców”…

Po podjeździe zakręt w lewe parę kilometrów i zjazd wąskim wąwozem z wielkimi koleinami. I nie przesadzam używając słowa wielkie, maiły głębokość ponad korbę, pyły wąskie z mnóstwem kamieni i pokruszonego gruzu. I w tym miejscu muszę zarzucić organizatorom jedno jedyne niedociągnięcie tego dnia. Ten niebezpieczny zjazd nie był w żaden sposób oznaczony. Gdyby nie to ze jechał w „pociągu” miejscowy zawodnik który nasz ostrzegł o niebezpieczeństwie mogło być naprawdę niebezpiecznie. 
Dla młodszego kolegi z Speedera i tak zakończyło się to upadkiem a dla mnie ... Paną! 
Cholera ja to mam pecha, przez ostatnie trzy lata nie miałem ani jednej i nie mówię o wyścigach, w ogóle nie miałem nawet na treningach. A tu w ciągu dwóch wyścigów dwie!

No nic zjazd na bok i wymiana dętki. Pompowanie, pompowanie, pompowanie… w miedzy czasie dogonił mnie Pio_trek, Gabor i kilkadziesiąt innych zawodników. Po zmianie dętki zabrałem się do odrabiania strat. Doszedłem Gabora, pogadaliśmy trochę, na stromym asfaltowym podjeździe ujawniły się problemy z napędem. 
Łańcuch skakał pomiędzy trybami… regulacja naprężeniem linki nic nie daje, na podjeździe pod wieże TV w Żerkowie musiałem stanąć myśląc że może problem tkwi w źle założonym kole 
( wiem bez sensu… ) ...

Kolejny defekt !!!  :(
Kilkaset metrów dalej znowu postój bo łańcuch spadł i się zaklinował a ja straciłem kolejne sekundy i pozycje. Walcząc tak ze sprzętem postanowiłem nie narażać się na jakieś poważniejsze uszkodzenia i odpuścić dystans GIGA.

Wiedziałem że nie zdobędę punktów do generalki, ale i tak najsłabszy wynik odpada… a mamy jeszcze dwa wyścigi. 
Byłem wkurzony ze znowu…, że noga podawał a ja tu… ale cóż napisze to po raz kolejny, taki jest ten sport i między innymi przez to jest piękny :)

Wjeżdżając na dojazd od pętli GIGA do mety dogoniłem dwóch zawodników. Jeden jechał na Trek-u w stroju Trek Volkswagen… O nie, nie ma opcji kolego, Ty w tym stroju na metę przed Mikiem nie wiedziesz!

Trasa prowadziła po wałach przeciw powodziowych więc trochę trzęsło:) pilnowałem rywali i na ostatnim odcinku przed wjazdem w single-track prowadzący do samej mety zaatakowałem i samotnie wjechałem na metę mijając po drodze zaskoczoną Anię, Agę i Kasię ( Mike! Już? ).



Co do odczuć z wyścigu:
Czuje lekki zawód. Jechałem na dobrej pozycji, noga fajnie kręciła, mógł być dobry wynik. Ale jak myślę o tym teraz po paru dniach. To dumny jestem z faktu że od jakiegoś czasu moja forma pozwala mi na rywalizację o czołowe miejsca ( może nie o podium, ale jednak ), jestem znacznie szybszy niż jeszcze rok temu i gdyby nie defekty to …


A i jeszcze jedna ważna obserwacja. Warto pomęczyć się na początku wyścigu by trzymać się jak najbliżej czoła. Bo potem wyprzedzanie i gonienie jest bardzo utrudnione. A to ktoś na podjeździe zwolni, albo przyblokuje na wąskim odcinku, albo zatrzyma się na bufecie… Warto lekko podciąć nogę po starcie by spokojnie jechać swoje :)

Na dystansie Mega uzyskałem 13 miejsce w M2. Zważywszy na problemy sprzętowe i starte czasu całkiem dobrze !

A po wyścigu tradycyjnie sielanka w doborowym towarzystwie.

Tylko idiota nie uczy się na swoich błędach. A ja  nadal uparcie twierdze że nie jestem idiotą więc:

1.       Po pierwsze muszę sprawdzić co z napędem. Do tej pory nie miałem czasu.
2.       Przechodzę na system z mleczkiem.
3.       Czas zmienić opony na nowe.
4.        I zaopatrzyć się w pompkę z sprężonym powietrzem. Zwykła za długo się pompuje i trudno uzyskać odpowiednie ciśnienie.

Do maratonu w Kole zostały dwa tygodnie ( no nie całe ) wiec muszę ten czas wykorzystać na trening i dojście do ładu z sprzętem. Straciłem pozycje lidera M2 w Generalce. Ale i tak zamierzam bronić drugiego miejsca!

2h 04min 04sek 
Hr avg -, Hr max -, dist 53.6km, spd avg 27km/h, cad avg 100, asc 465, kcal zmęczenie -7

1 komentarz:

  1. Współczuję defektów.
    Cały rok trenowania i taki klops na wyścigu. Nie cierpię tego, ale taki jest sport. Doszedłeś do tych samych wniosków co ja w zeszłym roku po fali defektów jaka mnie nawiedziła.

    OdpowiedzUsuń