niedziela, 7 sierpnia 2011

Dzień 155 / Maraton MTB w Suchym Lesie / PIO_TREK

Maraton MTB w Suchym Lesie rozpoczął się punktualnie o godzinie 11, choć nie wszystkim było dane ruszyć o tej godzinie, ale od początku ...

Dzisiaj wraz z Kasią, Ania, Agnieszką, Gaborem i Mike-m spotkaliśmy się przy pętli autobusowej na ul. Bogusławskiego, gdzie zlokalizowane było "miasteczko maratonowe".

Procedura przedstartowa taka jak zwykle; rejestracja w biurze zawodów, wypakowanie i złożenie rowerów, założenie numerów startowych, przebranie w stroje rowerowe i pyszny posiłek makaronowy.

Kociołek Panoramixa prawie gotowy :)
Następnie postanowiliśmy ruszyć na rozgrzewkę. jednak przed nią zwróciłem uwagę, że Mike ma bardzo mocno napompowane koła. Myślałem że specjalnie zwiększył ciśnienie chcąc zminimalizować opory toczenia, bo znaczna część trasy prowadziła po asfalcie i drogach szutrowych. Niestety Mike nie przejął się moją uwagą, co niestety miało swój dalszy ciąg ...

Wcześniej z Mike-m i Gaborem dwa  razy przejechaliśmy rundę rozjazdową i czekaliśmy na ustawienie w sektorach startowych. Jak na każdym  maratonie na początku warto być z przodu by nie zostać przyblokowanym na trasie przez słabszych zawodników. Dlatego na starcie ustawiliśmy się już o 10.30 czyli 0,5h przed rozpoczęciem maratonu. Stojąc w pierwszym rzędzie zwróciłem uwagę że niedomaga mi opaska od pulsometru i Kasia bardzo szybko przyniosła mi z samochodu zapasową. Z którą było już wszystko ok.


W sektorze startowym. Pierwsza linia :)
Po raz pierwszy stalismy z Mike-m w pierwszym rzędzie, ponieważ na maraton nie dojechały wielkie nazwiska (czyt. Wiktor x 2 , Swat x 2 , Lonka ,Plucinski , Tecław ) Ale mnie na starcie najbardziej brakowało Magdaleny Hałajczak :)

Staliśmy w sektorze startowym i zagadywał nas Piotr Kurek ... Że jesteśmy z Mike-m trudni do rozróżnienia, Dlaczego jeżdzimy w stojach i na rowerach firmy Trek ? itp. itd ...

Wszystko odbywało sie w miłej atmosferze, a start zbliżał się nieubłaganie. W końcu rozpoczęło się końcowe odliczanie, kiedy trzydzieści sekund przed startem !!! Jeden ze stojących za nami zawodników zwrócił Mike-owi uwagę że ma "panę" w tylnym kole. To była tragedia ! Ale Wódz Siła Spokoju Mike, zszedł na bok i rozpoczął wymianę dętki. Ja na jego miejscu rzucił, bym chyba rower w krzaki :) Pełen podziw Bracie, znowu mnie czegoś nauczyłeś !

W czasie gdy Mike naprawiał rower, wraz z resztą zawodników ruszyłem na rundę rozjazdową. W tym miejscu muszę, zaznaczyć że chyba jestem debilem :) Dwa razy ja dzisiaj przejechałem na rozgrzewce, dwa razy na poprzednich maratonach, a i tak pomyliłem trasę ! Na szczęście z małymi konsekwencjami i straciłem tylko kilkanaście pozycji :)

Start bez Mike-a :(

"Unoś giery bo pioch" :)
Do okolic Złotnik trasa prowadziła wąską ścieżką na której goniłem czołówkę. Udało mi się tego dokonać przed wjazdem na asfaltowy odcinek drogi ze Złotnik do Biedruska i jechaliśmy na nim w większej grupie z prędkościami powyżej 40km/h ! Było szybko, ale nie na tyle żebym się zagotował :)
Za Bieduskiem, skręt w prawo do lasu i jazda wzdłuż brzegu Warty. Cały czas trzymałem się dzielnie czołówki i wymiękłem dopiero za Moraskiem, przed końcem pierwszej rundy kiedy nie byłem już w stanie utrzymać  już koła. Powiedziałem sobie że nie odpuszczam dalej jadę swoje trzymając mocne tempo. Najwyżej się zagotuję :)
Przed końcem rundy czekały na mnie Kasia i Aga robiące zdjęcia, oraz Ania z butelką Isostar-a. Mimo że miałem jeszcze jeden pełen bidon i butelkę wody, to skorzystałem z oferowanej pomocy i zabrałem kolejny napój.
Pierwszą rundę pokonałem chyba w czasie około 1h 10min, i ruszyłem na drugą. Wiedziałem że będzie ona o wiele trudniejsza, bo jechałem już bez pomocnej grupy przede mną. Jedyną pomocą był inny zawodnik w stroju Shimano XT, którego udało mi się dogonić. Na asfaltowym odcinku prowadzącym przez poligon, dawaliśmy sobie zmiany, nie zważając na "pasożyta", czyli trzeciego zawodnika który nie miał ochoty udzielić wsparcia.
Dając z siebie wszystko, utrzymałem jeszcze koło "Shimano XT", tylko na początku nadwarciańskiego odcinka. Następne kilometry pokonywałem własnym tempem, ale nadal z "pasożytem" na plecach :)

Na trasie.
Zgubiłem go po jakimś czasie kiedy nawalił mu napęd i chyba spadł łańcuch. Niestety byłem już wtedy mocno zmęczony, samotną jazdą na prowadzeniu, przy nie sprzyjającym na tym odcinku trasy wietrze.
Dogoniony zostałem przez grupę około pięciu zawodników z którymi rozpocząłem współpracę na zmianach.
Dojechaliśmy tak do podjazdu prze wysypiskiem, gdzie postanowiłem zaatakować. Skoczyłem, a z pozostałej grupy, skoczył i poprawił tylko jeden zawodnik. Po podjeździe rozpoczęliśmy karkołomny zjazd na końcu którego skręciliśmy do lasu i wjechaliśmy na "piaszczysty" odcinek trasy. Do mety pozostały ostatnie trzy kilometry ale byłem już tak zmęczony, że wyprzedziła mnie jeszcze trójka zawodników którym wcześniej odjechałem. Przede mną był już tylko ostatni zjazd i linia mety.

Hurra ! Jestem na mecie :)
Zgodnie ze wskazaniami Polar-a, na metę wpadłem po pokonaniu 73,1 km z czasem 2h 26min 06sek. Przekraczając linie mety byłem bardzo wyczerpany, co świadczy o tym że więcej z siebie nie byłem w stanie dać. Mimo to z osiągniętego czasu jestem bardzo zadowolony.

Mike jadąc cały maraton samotnie uzyskał czas (netto), taki sam jak ja !!!

Kilka szczegół odnośnie suplementacji ... Pierwszy żel "wciągnąłem" już na 15 minut przed startem, kolejne po; 45min, 1h 10min, 1h 45min a ostatni po 2h 5min. Po za tym wypiłem dwa bidony Isostara, 0,5l wody do popicia żeli, butelkę 0,5l Isostar-a od Ani oraz kilka kubków na bufetach. Wszystko chyba wyparowało, bo obyło się bez sikania na trasie :)

Gdy trochę ochłonąłem, poszliśmy umyć siebie i rowery przy samochodzie gaśniczym zaprzyjaźnionej OSP Suchy Las. To była naprawdę przyjemna i potrzebna kąpiel. Aż nie chciało się z pod węża wychodzić :)
Następnie przebraliśmy się w czyste ciuchy przy samochodzie, po czym zabraliśmy koc i poszliśmy przed scenę główną na ogłoszenie wyników i rozdanie nagród.

Jak nakazuje tradycja maratonu w Suchym Lesie, podczas ogłoszenia wyników zawsze mocno pada.
Nie inaczej było i tym razem. Gdy zaczęło padać, wszyscy pochowali się pod parasolami i namiotami.

Na początek tombola, czyli losowanie nagród rzeczowych. Przy prawie każdym kolejnym wyczytanym nazwisku, zgromadzonych swoimi anegdotami raczył niezastąpiony "konferansjer" Piotr Kurek. Dzisiaj był naprawdę w wyśmienitej formie. Anegdota, goniła anegdotę. Jedna lepsza od drugiej :)

Po tomboli, odbyła się dekoracja zwycięzców. Niestety w tym momencie wraz z Mike-m i Gaborem nie znaliśmy własnych rezultatów, bo system Gogola na każdym maratonie szwankuje, a swoje miejsca znają chyba tylko zawodnicy dekorowani na podium :( Zniesmaczeni wsiedliśmy do samochodów i odjechaliśmy do Szamotuł.

P.S.
Mój oficjalny czas to 2h 25min 58sek. Dzieki temu zająłem 19 miejsce w Open i 5 w M3 :)

W sumie pokonałem 73,10 km w czasie 2h 26min 06sek ze średnią prędkością 30,0 km/h
HR śr 174 , HR max 184 , Spalone kalorie: 3053 kcal , Cad śr. 93 , Cad max 132
Temp; 23 °C , Wiatr: płd.-zach. o prędkości 9 km/h

3 komentarze:

  1. Gratuluje mądrze przejechanego wyścigu. Na pewno będziesz wysoko:)

    OdpowiedzUsuń
  2. ... to Twój wynik jest wielkim wyczynem!

    Szkoda tej pany bo byłbyś na pudle! Na pewno!

    ... ale przyjdzie taki czas :) Ja to wiem!

    OdpowiedzUsuń