środa, 31 sierpnia 2011

Dzień 168 / M7 Powtórzenia na siłę a'la Mike / PIO_TREK

Wczoraj kopiąc rów pod kabel pracowałem nad górnymi partiami mięśniowymi ( czytaj "łapy" ), a dzisiaj na rowerze szosowym pracowałem nad nogami żeby uniknąć dysproporcji pomiędzy górą a dołem :)

Do tego celu wykorzystałem kompozycję własną Mike, ale o tym później ...
Po śniadaniu wsiadłem na rower szosowy i w miarę spokojnie przejechałem z Szamotuł przez Pęckowo i Wronki za Jasionną. Pojechałem w to miejsce, bo zostało wcześniej sprawdzone przez brata pod kątem tego konkretnego treningu.

Na tej płaskiej, schowanej w lesie trasie wykonałem sześć pięciominutowych powtórzeń jazdy na najtwardszym przełożeniu, przedzielonych spokojnym powrotem do miejsca w którym rozpoczynałem powtórzenia ( dokładny opis ćwiczenia znajdziecie w zakładce "Menu treningowe" ) ...
  1. 3,3 km / 5min 02sek / HR max. 168 , HR śr. 162
  2. 3,5 km / 6min 45sek / HR max. 147 , HR śr. 145
  3. 3,1 km / 5min 02sek / HR max. 165 , HR śr. 159
  4. 3,4 km / 6min 44sek / HR max. 147 , HR śr. 142
  5. 3,1 km / 5min 01sek / HR max. 164 , HR śr. 157
  6. 3,4 km / 6min 35sek / HR max. 149 , HR śr. 143
  7. 3,0 km / 5min 02sek / HR max. 162 , HR śr. 157
  8. 3,4 km / 6min 35sek / HR max. 149 , HR śr. 143
  9. 3,0 km / 5min 02sek / HR max. 162 , HR śr. 157
  10. 3,4 km / 6min 32sek / HR max. 143 , HR śr. 141
  11. 3,0 km / 5min 01sek / HR max. 164 , HR śr. 158
  12. 3,4 km / 6min 48sek / HR max. 148 , HR śr. 143
  13. 3,1 km / 5min 01sek / HR max. 167 , HR śr. 160
  14. 3,4 km / 6min 45sek / HR max. 146 , HR śr. 142
W czasie powtórzeń przejechałem 39,1 km w czasie 1h 10 min ,a po ostatnim odpoczynku zatrzymałem się na mały bufet przy tablicy rozgraniczającej dwa powiaty ...

Od tej tablicy rozpoczynałem dzisiaj męczące powtórzenia ...
W czasie postoju wciągnąłem żel energetyczny oraz batonika zbożowego i popiłem Isostarem. Po zrobieniu zdjęcia wsiadłem ponownie na rower i ruszyłem w drogę powrotną do domu. Przebiegała ona identycznie jak dojazd na miejsce powtórzeń, czyli przez Jasionną, Wronki i Pęckowo do Szamotuł.

Od Wronek wiatr mi sprzyjał i mimo zmęczenia udało się dość szybko pokonać odcinek drogi do Szamotuł. W Grodzie Halszki na ul. Powstańców Wielkopolskich wykonałem jeszcze długi sprint na twardym przełożeniu, a następnie spokojnie wróciłem do domu.

P.S.
Dzisiaj wykonywałem ten trening po raz pierwszy i dlatego przejechałem go dość zachowawczo. Myślę że na około 80%, a mimo to byłem dość mocno zmęczony. W przyszłości muszę jeszcze wymienić pedały i bloki, które są już  mocno zużyte i podczas kręcenia nogami przy bardzo twardym przełożeniu, raz po raz się wypinały.

W sumie pokonałem 89,60 km w czasie 2h 44min 54sek ze średnią prędkością 32,7 km/h
HR śr 148 , HR max 178 , Spalone kalorie: 2550 kcal.
Temp; 18 °C , Wiatr: zach o prędkości 13 km/h

wtorek, 30 sierpnia 2011

Ogólnorozwojówka bólu / PIO_TREK

Tak wiem! Sierpień nie jest właściwym miesiącem na wykonywanie ogólno-rozwojówek, ale Mamie się nie odmawia. Na ogródkach działkowych, gdzie znajduje się działka Mamy, zarząd postanowił zmienić linię zasilającą altany w prąd. Firma wykonująca usługę zażądała za wykopanie rowu pod przewód bardzo wysokiej stawki, dlatego każdy z działkowców postanowił zrobić to we własnym zakresie. Mamie jako kobiecie nie wypadało kopać rowów, więc zadzwoniła po człowieka z "łapą" :) Z resztą od czego ma się syna ...

Pracę rozpocząłem o 12.07  Początek dość łatwy, ale im głębiej kopałem tym było gorzej. Na 20 metrowym odcinku wzdłuż płotu spotkałem chyba wszystkie możliwe "minerały" ; kamienie, "szlakę", glinę, itp. Dosłownie wszystko, ale oprócz piasku :) Wtedy kiedy jest potrzebny nigdy do nie ma, a gdy nie ma go być to jest go aż w nadmiarze !

Oczywiście moja Mama nie potrafi stać obok i się przyglądać, dlatego zakasała rękawy i w pocie czoła pracowała razem ze mną. Założeniem było że zadaną pracę rozłożymy na dwa dni, niestety "nazwisko" zobowiązuje i wykonaliśmy ją w jeden dzień :)

Z wykopem o wymiarach; długość 20 metrów , szerokość około 25 centymetrów i głębokość 80 centymetrów, uporaliśmy się w czasie sześciu godzin z małymi przerwami na kawę i posiłki ...

Wykop bólu !
... na końcu, byłem już mocno zmęczony ale zadowolony, bo wykonałem dobrą robotę !

Miałem iść dzisiaj na rower, ale zamiast tego wykonałem kolejną "specyficzną" ogólnorozwojówkę.
Czasami plany treningowe biorą w łeb i nie możemy iść na rower, ale nie raz warto lub trzeba odpuścić z "pożytkiem" dla siebie i innych :)

Mam nadzieję że po dzisiejszej ciężkiej pracy jutro będę miał dobre samopoczucie i uda się wyskoczyć na "jakiś" trening  ...

Dzień 167 / Chojno Camp ... / PIO_TREK

W sobotę rano po pracy, dojechałem do będących w Chojnie od piątku Ani, Kasi i Mike-a. Zjedliśmy wspólnie na tarasie w lesie pyszne śniadanko, a następnie z bratem udaliśmy się na wspólny trening ...

Pierwsze kilometry to dojazd do leśniczówki Pustelnia, gdzie wjechaliśmy na czerwony szlak. Przebiega on przez piękną Puszczę Notecką omijając kolejno jezioro Chojno, małą stadninę koni w Bukowcu, a następnie przy jeziorze Bucharzewskim przecina drogę "150" i dociera do ciekawie położonego jeziora Kubek. Dlatego zatrzymaliśmy się w tym miejscu na chwilę ...


... jak się później okazało chwila ta miała ogromne znaczenie dla dalszego przebiegu treningu, ale o tym później.

Znad jeziora Kubek mijając jezioro Lichwińskie dojechaliśmy do leśniczówki Borowy Młyn, a następnie wjechaliśmy na żółty szlak, który doprowadził Nas do wsi Kobylarnia. W tym miejscu nasze koła dotknęły asfaltu i drogą "198" i przez Chrzepowo,  jadąc dość szybko wylądowaliśmy w Zatomiu Starym.

W tej wsi znajduje się jedna z wielu przepraw promowych zbudowanych na rzece Warcie. Mieliśmy zamiar przedostać się na drugi brzeg, by przez Kolno, Chalin trafić do Sierakowa.

Niestety zjeżdżając na prom, w ciszy minęliśmy się ze schodzącym z niego przewoźnikiem.
Odwróciłem głowę i zapytałem mu pytanie; "Czy możemy przeprawić się na drugą stronę?"
Na co przewoźnik odpowiedział; "Ja skończyłem na dzisiaj swoją pracę!"
Spojrzałem na zegarek, który wskazywał godzinę 12.31 !
Jak później wyczytałem z regulaminu promu, w soboty pływa on do godziny 12.30 !!!
To był dla mnie szok. Dawno nikt mnie tak nie potraktował. Wydawać by się mogło że sternik na promie to funkcja społeczna, a jednak ... "Za tyle mi płacą i ani minuty dłużej !" ...
Taki piękny turystyczny teren, a tak prozaiczna rzecz może przerwać podróż ! Szkoda :(

Mike w trakcie planowania nowej trasy, bo z promu nie skorzystamy :(
Sobota , niedziela i święta od godz. 8.30 do godz. 12.30 i ani minuty dłużej :(
Ta smutna historia zmusiła nas do zmiany trasy. Wracając z promu do wsi ominąłem łańcuch zagradzający wjazd na prom, a Mike postanowił nad mim przeskoczyć, zamiast go mijać ! Przymierzał się do tego trzy razy biorąc poprawkę na wiatr i delikatny podjazd. W końcu podjął próbę ...

Danny Macaskill z Szamotuł :)
Sami ze zdjęcia wywnioskujcie, czy była to próba udana ? :)

O dziwo pomimo zebranych "szlifów", razem z Bratem udało się nam kontynuować trening.
By jak najszybciej dotrzeć do Sierakowa, ponownie wykorzystaliśmy do tego drogę asfaltową "198" oraz sprzyjający ( wiejący w plecy :) ) silny wiatr. Wkrótce byliśmy przy ośrodkach wypoczynkowych nad jeziorem Lutomskim koło Sierakowa, gdzie zatrzymaliśmy się w Pizzerii na małą Coca-cole.
Po krótkim postoju ruszyliśmy w drogępowrotną i ponownie przez Bukowiec i Pustelnię wróciliśmy do Chojna.

Później okazało się, że był to jedyny trening podczas "Chojno Camp", bo w niedzielę nie mieliśmy jakoś ochoty iść na rowery ... Relaksowaliśmy się w inny sposób :)

W sumie pokonałem 51,90 km w czasie 2h 00min 39sek ze średnią prędkością 26,4 km/h
HR śr 143 , HR max 169 , Spalone kalorie: 1730 kcal. Przewyższenie 145m. Kadencja śr. 82.


czwartek, 25 sierpnia 2011

Bike Repair Man 7 / Wymiana linki przerzutki tylnej / Mike

W dzisiejszym odcinku poradnika małego mechanika; "Co i jak najskuteczniej popsuć ?"
Skupimy się na wymianie linki oraz pancerzy przerzutki tylnej ( z przednią postępujemy tak samo )
oraz poznamy kilka podstawowych informacji na temat regulacji przerzutki.

Ok. Ale najpierw trochę ogólników ...

Pancerze w skutek intensywnego użytkowania ... ( a przecież my prawdziwi kolarze, nie odpuszczamy nawet jak pada lub jest błoto ) ... zapychają się brudem, piachem itp. Powoduje to również korozje samej linki przerzutki.

Podstawowa zasada: Wymieniamy zawsze komplet; linka + pancerze ! Części te zużywają się razem ...
( Tak jak np. łańcuch i kaseta. No chyba ze ktoś stosuje kilka łańcuchów rotacyjnie ) ... więc i razem je wymieniamy.

Jak Wam jakiś mechanik powie, że nie trzeba pancerzy ruszać. To jest dupa wołowa, a nie mechanik.
W tył zwrot na pięcie i do innego serwisu ...

Co do samych pancerzy nie będę się wypowiadał. Jest ich spory wybór i można by książkę o nich napisać.
Ja stosuje oryginalne Shimano. Są tanie, solidne i można je bez stresu kilka razy w sezonie wymienić, nie płacąc za komplet pod dwie stówy.

Ok Przechodzimy do sedna sprawy ...

Wymagane narzędzia:
Przecinak do kabli
Klucze imbusowe
Śrubokręt krzyżakowy

Na początek logika podpowiada, że należało by zdjąć najpierw stary komplet ( pancerze + linka ).
Odcinamy postrzępioną, brudną i powyginaną końcówkę linki, dzięki temu, będzie nam łatwiej ją przez przerzutkę i manetkę wyciągać ...

Stary komplet ...
... odcinamy poszarpaną końcówkę
Następnie demontujemy pancerze i starą linkę. W tym celu zrzucamy bieg na najniższy i odkręcamy zaślepkę przy manetce w celu wysunięcia linki.

Usuwamy pancerze ...
... odkręcamy zaślepkę ...
... usuwamy starą linkę.
Stare pancerze na razie zostawiamy, przydadzą się przy docinaniu nowych.
Dodatkowo smarujemy przy okazji manetkę.

Pancerze zostawiamy na wzór ...
... przy okazji smarujemy manetkę ...
... i "popracujmy" trochę manetką by smar dotarł wszędzie.
Następnie bierzemy komplet nowych pancerzy i korzystając ze starych jako wzoru docinamy do odpowiedniej długości.

Komplet nowych pancerzy ...
... a stare pancerze służą jako wzornik ...
... by dociąć nowe pancerze ...

Po docięciu pancerz w środku będzie zaślepiony, niwelujemy to używając pincety lub zaostrzonej szprychy. Następnie nową linkę wprowadzamy przez manetkę w zamontowane nowe pancerze.

Montujemy nowe pancerz ...
Nowa linka.
Śrubę regulacyjną wykręcamy lekko, by mieć zapas na późniejszą regulację
Wprowadzamy nową linkę ...
... i przeprowadzamy przez pancerze.
Mocujemy linkę w przerzutce i dokręcamy. Następnie naciągamy ręcznie by pancerze się ułożyły oraz likwidujemy w ten sposób naturalny luz linki po montażu. Po tej czynności ponownie odkręcamy śrubę mocującą linkę w przerzutce i naciągamy raz jeszcze linkę. Zobaczycie wejdzie minimum 1cm dalej...

Dokręcamy linkę ...
... naciągamy linkę.
Na koniec obcinamy linkę, zostawiając około 2cm za śrubą mocującą, wkręcamy z powrotem zaślepkę w manetkę i zakładamy końcówkę na linke by się nie strzępiła.

Obcinamy linkę ...
... wkręcamy zaślepkę ...
... i mocujemy zaślepkę.
Gotowe! Łatwe, szybkie i przyjemne... Powodzenia :)

Mike



Rozpoznanie... / Mike

Dziś natchniony wczorajszym postem Pio_trka i fotografią mostu kolejowego w Jaryszewie, postanowiłem sprawdzić jak to jest z jego przejezdnością. 
W planie po wczorajszej czasówce miałem regeneracie wiec wszystko idealnie pasowało.

O stanie mostu napisze za moment najpierw kilka obserwacji na temat lasów leżących na północ od Szamotuł. Dawno nie trenowałem w tych okolicach i po paru pierwszych kilometrach przypomniałem sobie dlaczego.
Tak tak Macie rację, piasek, nie to złe określenie, piach, całe mnóstwo piachu, sypkiego, głębokiego, utrudniającego utrzymanie równego tępa no i wkurzającego rzecz jasna. Dobrze że dziś na spokojnie bo wykonywanie ćwiczeń na tym podłożu to raczej mało rozsądny pomysł. Trudno przedzierając się przez morze piasku utrzymać założone tętno, kadencje, pozycje itp.

Jadąc spokojnie pilnując pierwszej strefy tętna dotarłem do mostu. Pierwsza obserwacja dojazd do niego jest prawie całkowicie zarośnięty co źle wróżyło. Od strony wsi Brączewo nie ma barier zakazujących wejścia na most. No więc wbijam się na tą piękną stalową konstrukcję ( więcej o niej przeczytać możecie w zeszło rocznym Sierpniowym poście z naszego spływu kajakowego Wartą ). I od samego początku wyrwy w płytach po których można było dawniej przejechać. Parę metrów dalej już trochę lepiej, nawet w kilku miejscach powymieniane deski na nowe. Ale „złomiarze” zwędzili już tory. Jedzie się po kładce na szerokość dwóch desek a po lewej i prawej spoglądając widać Warte z wysokości jakiś 30m. Lekko przerażające wrażenie.



Tak sobie jadą i balansując po tej kładce zastanawiałem się jak do jasnej cholery podpie… tory. Przecież to nie jabłko na straganie. Tory ważą swoje i są długie i nie poręczne. No dobra można je pociąć ale przecież to wymaga sprzętu, robi hałas a w nocy dodatkowo iskry będzie widać… Nie pochwalam kradzieży, nawet nieużywanych od lat i niszczejących elementów torowiska ale przyznacie chyba ze z logistycznego punktu widzenia to ciekawe?
Po drugiej stronie mostu, żółta bariera i całkowicie zdemontowana konstrukcja torowiska. Zostały jedynie „nagie” elementy nośne mostu. Tak więc nawrotka i z powrotem...


Meldunek z rozpoznania: 
Most nie przejezdny. Obiekt nie zdobyty. Brak start własnych. Brak kontaktu z nieprzyjacielem. 
Koniec meldunku.

Po powrocie do Brączewa zakręciłem w prawo i wzdłuż Warty asfaltem dojechałem do Obrzycka a  z tamtąd przez Kobylniki do Szamotuł.

Trening bardzo spokojny, bez obciążeń, nogi jeszcze ciężkie po wczorajszej jeździe na czas. 
Pobicie rekordu Pio_trka kosztowało mnie wczoraj sporo energii.
Szkoda ze że piękny i urokliwy most niszczeje a my nie możemy z niego korzystać w drodze na miejscówkę treningową pod Stobnickiem …

1:37:10
Hr avg 130, Hr max 150, dist 36.7km, spd avg 26.1km/h, cad avg 94, asc 80m, kcal 842, zmęczenie 2

Dzień 166 / "Jezioro łabędzie" / PIO_TREK

Kolejny dzień i kolejny trening. Podobnie jak wczoraj, tak i dzisiaj w planie treningowym zaplanowane miałem tempówki. Jednak dzisiaj wsiadłem na "Mariana" i założenie treningowe pojechałem wykonać na leśnych duktach.

Z Szamotuł spokojnie przez Szczuczyn dojechałem do Twardowa za którym wjechałem do lasu i dotarłem do Obrzycka. Z nadwarciańskiego miasteczka lasami dojechałem do Wronek. Podczas tej części treningu wykonałem dwie dziesięciominutowe tempówki.

Przez Wronki przejechałem spokojnie i następnie mostem przez rzekę Wartę a następnie przez rondo Europa udałem się na dostrzegalnię przeciwpożarową. Wykonałem na niej cztery podjazdy. Podjeżdżając i zjeżdżając po przeciwnych stronach górki.

Gdy zjechałem po raz kolejny za górkę, zatrzymałem się nad stawami przy których siedziała para romansujących łabędzi, co uwieczniłem na zdjęciu ...


Z dostrzegalni przeciwpożarowej tą samą drogą co wcześniej, wróciłem do Obrzycka wykonując po drodze kolejną tempówkę. Od Obrzycka do Jaryszewa przejechałem asfaltem, wykonując na całej długości tego odcinka następną ostatnią dzisiejszego dnia tempówkę. Z Jaryszewa już spokojnie drogami leśnymi przez Sycyn dojechałem do Piotrkówka, by następnie drogą asfaltową dotrzeć do Szamotuł i zakończyć trening.myśli

W nadchodzący weekend zamierzamy z Mike-m urządzić sobie dwudniowy "Chojno Camp" w Puszczy Noteckiej. Braciszek na pewno wymyśli ciekawe trasy i przeżyjemy kolejną fajną przygodę :) Relację na pewno znajdą się na blogu. Oby tylko pogoda dopisała ...

W sumie pokonałem 61,20 km w czasie 2h 16min 44sek ze średnią prędkością 27,1 km/h
HR śr 150 , HR max 173 , Spalone kalorie: 2160 kcal. Przewyższenie 180m. Kadencja śr. 86.
Temp; 27 °C , Wiatr: płd.-zach o prędkości 6 km/h

środa, 24 sierpnia 2011

1:18:57 / Mike

Po dwóch dniach odpoczynku od roweru i po raczej treningowym niedzielnym wyścigu w Hermanowie uznałem że to dobry czas by podjąć wyzwanie rzucone przez Pio_trka i zmierzyć się z jego pętlą czasową. Nie, nie ma to nic wspólnego z podróżami w czasie i zaginaniem czasoprzestrzeni :) 
Choć jak już ustaliliśmy PIO_TREK potrafi zaginać czasoprzestrzeń!

Po pracy wsiadłem więc na szosówkę… wykonałem rozgrzewkę po mojej pętli wokoło Szamotuł
( intensywna, kilka sprintów, jazda na różnym obciążeniu… )
Po 11km rozgrzewki za torami na ul. Wojska Polskiego rozpocząłem pomiar czasu. Do Lipnicy pod wiatr, ciężko było…  Właściwie to jak teraz tak o tym myślę to wybrałem zły kierunek pętli ale PIO_TREK ostatnio próbował poprawić rekord jadąc w tą stronę więc nie było wyjścia :) 
Przez większość dystansu miałem pod wiatr lub wiatr przeszkadzał. A jak wiał w plecy to jechałem przez las i dupa z pomocy … lub z na przeciwka jechał sznur ciężarówek. 
Właściwie to całą pętle okoliczności raczej były przeciwko mnie, oprócz wiatru co po chwile mi jakiś samochód wyjeżdżał zmuszając do zwolnienia, przejazd kolejowy  we Wronkach zamknięty i parę razy jechałem na czerwonym by więcej czasu nie tracić…
W jeździe na czas najważniejsze to jechać równo. Nie chodzi o to by raz lecieć 50km/h , a za moment 30km/h tylko by jechać stabilnie … ja starałem się trzymać 40km/h. Co nie było łatwe zważywszy na w/w czynniki.

Cały dystans na bólu i piekących mięśniach. A ostanie 10km to droga przez piekło, z mroczkami przed oczami włącznie. No ale warto było ….
50km pokonałem 1:18:57 ze średnią prędkością 38km/h co stanowi nowy rekord na tej trasie i mój nowy rekord średniej prędkości :)

Myślę że wcześnie rano bez wiatru można urwać jeszcze z minutę lub dwie no i z przystawką czasową na kierownice było by również szybciej.
PIO_TREK nadal twierdzę że z twoim rekordem z przed lat wynoszącym 1h 22min jest coś nie tak. 
Nie miałeś w tedy nawet połowy tej wydolności i formy co teraz … a poprawienie tamtego wyniku wymagało jazdy od początku do końca w trupa!
No ale jest nowy rekord więc bierz się Bracie do roboty!

Na koniec rozjazd po Szamo.
Jestem zmęczony, pośladki mnie kują jak ja pierdole, cały czas jechałem na granicy progu, ale starałem się go nie przekraczać by się nie zakwasić i się opłaciło :)

2:02:43sek 
Hr avg 161, hr max 182, dist 70km, spd avg 36km, asc 140m, kcal 1517, zmęczenie 9

Dzień 165 / Trening bez zapowiadanych burz / PIO_TREK

Rano przyjechałem z pracy, zjadłem śniadanko i zastanawiałem się o której iść na rower. Na kanale TVN24, cały czas trąbili że od zachodu idzie silny front burzowy. Siedzę więc w domu patrzę przez okno i cierpliwie go wyczekuję :) Po jakimś czasie zrobiło się trochę pochmurno, przez chwilę kilka razy delikatnie zagrzmiało i było po wszystkim. Chyba zapowiadany front odwiedził inną część kraju.

Przebrałem się więc w strój rowerowy i poszedłem po "szosę" do garażu. Przy okazji skontrolowałem, siłę i kierunek wiatru na "wskaźniku" starej stacji pogodowej przy szamotulskim liceum ...

Cisza przed burzą ?
Jak "widać" na załączonym zdjęciu, było raczej bezwietrznie i nic nie wskazywało żeby miały pojawić się burze. Chyba że była to tak zwana cisza przed burzą ? Ja jednak postanowiłem zaryzykować i wsiadłem na rower szosowy by wykonać kolejny trening.

Postanowiłem przejechać dawno nie odwiedzaną trasę;
Szamotuły - Oborniki - Obrzycko - Piotrowo - Wronki - Stróżki - Pęckowo - Szamotuły

W czasie jazdy wykonałem pięć dziesięciominutowych tempówek, w między czasie postanowiłem zrobić zdjęcie mostu kolejowego na rzece Warcie, ale tym razem od strony Stobnicy. Jednak żeby w miarę dobrze objąć cały most, musiałem podejść kawałek polną drogą ...

Piękny most, szkoda że raczej nie przejezdny dla rowerów :(

Kiedyś razem z Mike-m wiele razy przejeżdżaliśmy przez ten most po betonowych płytach ułożonych pomiędzy szynami. Skracaliśmy sobie w ten sposób dojazd do ulubionej miejscówki przy wieży przeciwpożarowej w lasach za Stobnicą.

W tej chwili owe betonowe płyty są dość mocno zniszczone i przejazd przez most jest niebezpieczny.
Szkoda bo to bardzo urokliwe miejsce i można by tędy poprowadzić bardzo ciekawy szlak rowerowy, albo maraton MTB.

Władze kolei twierdzą jednak że most ma dla państwa znaczenie strategiczne, choć w lasach gdzie przebiega linia kolejowa nie ma pewnie połowy szyn :)

Pozostawmy kolej samej sobie, niech umrze śmiercią naturalną, a my wróćmy do dzisiejszego treningu ...
Po zrobieniu pamiątkowego zdjęcia, wsiadłem ponownie na rower i kontynuowałem jazdę.
Wykonywałem zaplanowane na dzisiaj kolejne tempówki, przedzielone przerwami na odpoczynek.
Czas szybko mijał i wkrótce byłem z powrotem w Szamotułach.

Zapowiadanych burz na trasie nie spotkałem i mimo obaw, udało mi się przejechać cały trening suchą stopą :)

W sumie pokonałem 73,90 km w czasie 2h 21min 01sek ze średnią prędkością 32,1 km/h
HR śr 151 , HR max 172 , Spalone kalorie: 2257 kcal
Temp; 26 °C , Wiatr: płd.-zach. o prędkości 8 km/h

Maraton Hermanów / Mike

Minęły dwa dni od maratonu w Hermanowie a je nie miałem czasu napisać o nim ...
Mam nadzieje że za dużo szczegółów nie uciekło z mózgownicy.  Ok! Szkoda tekstu na pisanie o powodach „przerwy” i o ewentualnym niedoborze magnezu…  Pisze co pamiętam
A więc z tego co pamiętam obudziłem się w Niedziele przed szóstą…  No dobra teraz na poważnie. 


Pobudka wcześnie rano by coś zjeść jeszcze w domu, i w miarę wcześnie zajechać na miejsce startu do Hermanowa. Z doświadczenia wiemy że później są kolejki do rejestracji. A tego dnia jak już Pio_trek wspomniał kolejki były jak po salcesonu za komuny. Liczba chętnych do startu zawodników zaskoczyła organizatorów. 
Tak szczerze mówiąc nie ma się co dziwić gdyż impreza była bardzo dobrze nagłośniona, zareklamowana 
( co do technik jakie zastosowali nie będę się rozwodził, ale uważam że fajnie to poprowadzili ) no i pula nagród zrobiła swoje. 


Co do nagród, obserwujemy w tej chwili bardzo ciekawe zjawisko na polskiej scenie wyścigów MTB.  Sport ten stał się na tyle popularny iż zaczęły się pojawiać w nim duże pieniądze. Jest już kilka imprez nawet lokalnych ( Kaczmarek Electric, Hermanów ) w których pula nagród jest spora. Te wydawałoby się niewielkie pieniądze( raptem kilkaset złotych )  za pierwsze lokaty przyciągają czołówkę polskiego MTB, podnosząc za razem poziom samych zwodów. O czym to świadczy? O rosnącej sile naszego ukochanego sportu czy o jego słabości… Ja wierzę w to pierwsze :)



Wracając do Niedzielnego wyścigu. Po dojechaniu na miejsce i rejestracji bez kolejek tradycyjnie sprzęt, jedzenie i oczekiwanie na startu. Jak już wspomniałem liczba chętnych było przeogromna więc organizatorzy przesunęli start o 30min. 

Trochę mnie to drażniło bo chciałem już startować, jechać, czuć tą adrenalinę. W ogóle od rana byłem strasznie nakręcony na ten start, a piękna pogoda i urokliwe miejsce ( folwark w Hermanowie ) tylko potęgowało to uczucie.
Na jakieś 30min do startu ustawiliśmy się na linii start/meta. Jak Pio_trek wspominał na czele czołówka polskiego MTB… no i my :)

Rozmawialiśmy z Braciszkiem o taktyce na wyścig, rozłożeniu sił, bo trasa zapowiadała się „górzyście”… 

Pio_trek pyta:  Jak Mike mówisz, nawet nie próbujemy utrzymać koła czołówki? 
Ja na to a czemu nie? A jak się okaże że musimy podcinać nogę i jechać cały czas powyżej progu, to odpuścimy, bo nie warto …
No i nastąpił start. Kilkaset metrów za samochodem, przepraszam za nadużycie za Peugeotem, w prawo i na asfalt. 
Ekspektatywa ( coś co pełny funkcje czegoś czym nie jest :) ) samochodu zjechała na lewo, i ogień.

Czołówka przyspieszyła, rozkręciliśmy się do jakiś 45-50km/h … pierwsza obserwacja co do samopoczucia, pełen luz, noga podaje, tętno spokojne ( mimo że polar nie działał nie jechałem na wymuszonym oddechu ) dopiero jak wkręciliśmy w prawo w las tętno skoczyło. 
Ale nic jadę dale i nie tracę dystansu do czołówki. Na tym etapie wyścigu zawsze jest nerwowo i szybko, zaczęły się więc pierwsze upadki ( których jak się później okazało było sporo tego dnia ). Pio_trek obok mnie i ramię w ramie przedzieramy się do przodu… 
Przejazd przez Nowe Miasto nad Warta i asfalt. I co? Pełne zaskoczenie jedziemy  w 20 osobowym peletonie, a w nim krajowa czołówka. „Mrozy”, Shimanio, Corratec, Kross… 
Jak dla mnie to naprawdę powód do dumy, my zwykli amatorzy z ogromną pasją ale jednak amatorzy jedziemy z zawodnikami którzy jazdą na rowerze zarabiają na życie :)
Zakręt w lewo i w las tempo szybkie pod 40km/h , ale jedzie się ok. Co prawda czołówka zaczęła powoli odjeżdżać ale co z tego myślę sobie, założenie było nie zagotować się na początku więc i gonienie ich na siłę nie miało sensu. I tak było fajnie, przez 20 minut jechałem w „zawodowej” czołówce wyścigu … :)

Cały czas kontrolowałem samopoczucie, i jechałem z pewną dozą rezerwy. W pewnym momencie dojechał do mnie Wojciech Radomski, który w generalce GP Wlklp w Maratonach zajmuje trzecie miejsce. Postanowiłem nie odpuszczać i przypilnować kolegę z drużyny Rybczyński s’Olivier MTB Team. Na jednym z podjazdów jadąc „swoje” zostawiłem rywala z tyłu. Oglądałem się później kilka razy czy mnie goni… jak się później okazało zaliczył upadek z prawdopodobnie jakimś złamaniem. Życzę z całego serca szybkiego powrotu do zdrowia i na trasy wyścigów!



Utworzył się 5 osobowy pociąg w którym jechałem, i tradycji stało się za dość. Na podjazdach Mike odjeżdża a na zjazdach i płaskim mnie dochodzą. Co do podjazdów i trasy samej w sobie. Super i to przez duże S. Trasa bardzo urozmaicona, z pięknymi widokami wymagającymi zjazdami i z długimi ( jak na Wielkopolskę ) podjazdami. Miodzio lub jak kto woli pełen Wypas :)
Na którymś z zjazdów koleś jadący ze mną w pociągu ( który na poprzednim podjeździe „strzelił” ) dojeżdża do mnie i do zawodnika z drużyny Speeder i się drze; „Nie hamować, dalej ,dalej”. 
Wkurzył mnie takim głupim gadaniem.. król zjazdów się znalazł, a na podjeździe gdzie byłeś? 
Ulżyłem sobie parę kilometrów dalej na najdłuższym tego dnia podjeździe po asfalcie. 
Był z przodu „pociągu” na początku wspinaczki. Jadąc spokojnie podjeżdżam do zagotowanego gościa i mówię” Tak Ci się spieszyło? No to proszę jedź, co sił brakuje?” i tyle go widziałem spłynął gdzieś do tyłu w otchłań „zjazdowców”…

Po podjeździe zakręt w lewe parę kilometrów i zjazd wąskim wąwozem z wielkimi koleinami. I nie przesadzam używając słowa wielkie, maiły głębokość ponad korbę, pyły wąskie z mnóstwem kamieni i pokruszonego gruzu. I w tym miejscu muszę zarzucić organizatorom jedno jedyne niedociągnięcie tego dnia. Ten niebezpieczny zjazd nie był w żaden sposób oznaczony. Gdyby nie to ze jechał w „pociągu” miejscowy zawodnik który nasz ostrzegł o niebezpieczeństwie mogło być naprawdę niebezpiecznie. 
Dla młodszego kolegi z Speedera i tak zakończyło się to upadkiem a dla mnie ... Paną! 
Cholera ja to mam pecha, przez ostatnie trzy lata nie miałem ani jednej i nie mówię o wyścigach, w ogóle nie miałem nawet na treningach. A tu w ciągu dwóch wyścigów dwie!

No nic zjazd na bok i wymiana dętki. Pompowanie, pompowanie, pompowanie… w miedzy czasie dogonił mnie Pio_trek, Gabor i kilkadziesiąt innych zawodników. Po zmianie dętki zabrałem się do odrabiania strat. Doszedłem Gabora, pogadaliśmy trochę, na stromym asfaltowym podjeździe ujawniły się problemy z napędem. 
Łańcuch skakał pomiędzy trybami… regulacja naprężeniem linki nic nie daje, na podjeździe pod wieże TV w Żerkowie musiałem stanąć myśląc że może problem tkwi w źle założonym kole 
( wiem bez sensu… ) ...

Kolejny defekt !!!  :(
Kilkaset metrów dalej znowu postój bo łańcuch spadł i się zaklinował a ja straciłem kolejne sekundy i pozycje. Walcząc tak ze sprzętem postanowiłem nie narażać się na jakieś poważniejsze uszkodzenia i odpuścić dystans GIGA.

Wiedziałem że nie zdobędę punktów do generalki, ale i tak najsłabszy wynik odpada… a mamy jeszcze dwa wyścigi. 
Byłem wkurzony ze znowu…, że noga podawał a ja tu… ale cóż napisze to po raz kolejny, taki jest ten sport i między innymi przez to jest piękny :)

Wjeżdżając na dojazd od pętli GIGA do mety dogoniłem dwóch zawodników. Jeden jechał na Trek-u w stroju Trek Volkswagen… O nie, nie ma opcji kolego, Ty w tym stroju na metę przed Mikiem nie wiedziesz!

Trasa prowadziła po wałach przeciw powodziowych więc trochę trzęsło:) pilnowałem rywali i na ostatnim odcinku przed wjazdem w single-track prowadzący do samej mety zaatakowałem i samotnie wjechałem na metę mijając po drodze zaskoczoną Anię, Agę i Kasię ( Mike! Już? ).



Co do odczuć z wyścigu:
Czuje lekki zawód. Jechałem na dobrej pozycji, noga fajnie kręciła, mógł być dobry wynik. Ale jak myślę o tym teraz po paru dniach. To dumny jestem z faktu że od jakiegoś czasu moja forma pozwala mi na rywalizację o czołowe miejsca ( może nie o podium, ale jednak ), jestem znacznie szybszy niż jeszcze rok temu i gdyby nie defekty to …


A i jeszcze jedna ważna obserwacja. Warto pomęczyć się na początku wyścigu by trzymać się jak najbliżej czoła. Bo potem wyprzedzanie i gonienie jest bardzo utrudnione. A to ktoś na podjeździe zwolni, albo przyblokuje na wąskim odcinku, albo zatrzyma się na bufecie… Warto lekko podciąć nogę po starcie by spokojnie jechać swoje :)

Na dystansie Mega uzyskałem 13 miejsce w M2. Zważywszy na problemy sprzętowe i starte czasu całkiem dobrze !

A po wyścigu tradycyjnie sielanka w doborowym towarzystwie.

Tylko idiota nie uczy się na swoich błędach. A ja  nadal uparcie twierdze że nie jestem idiotą więc:

1.       Po pierwsze muszę sprawdzić co z napędem. Do tej pory nie miałem czasu.
2.       Przechodzę na system z mleczkiem.
3.       Czas zmienić opony na nowe.
4.        I zaopatrzyć się w pompkę z sprężonym powietrzem. Zwykła za długo się pompuje i trudno uzyskać odpowiednie ciśnienie.

Do maratonu w Kole zostały dwa tygodnie ( no nie całe ) wiec muszę ten czas wykorzystać na trening i dojście do ładu z sprzętem. Straciłem pozycje lidera M2 w Generalce. Ale i tak zamierzam bronić drugiego miejsca!

2h 04min 04sek 
Hr avg -, Hr max -, dist 53.6km, spd avg 27km/h, cad avg 100, asc 465, kcal zmęczenie -7

poniedziałek, 22 sierpnia 2011

Dzień 164 / Rozjazd po maratonie z Kasią i Kacperkiem / PIO_TREK

Wczorajszy maraton był naprawdę męczący i wymagający dlatego dzisiaj należało wykonać regenerację.
Mike wjechał na szkolenie, więc w ramach rozjazdu pojechałem wspólnie z Kasią i jej siostrzeńcem Kacperkiem na wycieczkę rowerową. Malca posadziliśmy w foteliku na rowerze Kasi a ja jechałem na "Marianie".

Z Szamotuł ruszyliśmy w stronę Szczepankowa, po wyjeździe z miasta okazało się że przez pierwszą część wycieczki pojedziemy pod dość silny wiatr. Kasia strasznie narzekała że w przeciwieństwie do mnie ma "nadbagaż" i że nie dojedzie do celu podróży. Jednak udało mi się ją zmotywować i kontynuowaliśmy wycieczkę.

Pierwszy postój zrobiliśmy już w Szczepankowie, gdzie Kacper miał ochotę zatrzymać się na picie. Po krótkim postoju ruszyliśmy w dalszą drogę i choć było jej ciężko to Kasia dzielnie dojechała do Ostroroga. Zatrzymaliśmy się na "rynku" przy sklepie, gdzie kupiliśmy lody i smacznie je pochłonęliśmy ...

Nie ma jak lody z wujkiem :)
W końcu mamy piękne lato.
Z Ostroroga ruszyliśmy dalej, jednak po niespełna kilometrze jazdy Kacperek oznajmił że chce siusiu i musieliśmy zrobić kolejny Pit Stop. Gdy już nic nie stało na przeszkodzie by wygodnie podróżować, wsiedliśmy na rowery i po kolejnych dwóch kilometrach dojechaliśmy nad jezioro Mormin, które było celem dzisiejszej wycieczki ...


... po spacerze nad jeziorem i po pomostach, ruszyliśmy w drogę powrotną do Szamotuł. Tym razem  jechało się o wiele lepiej, bo wiatr w końcu nam sprzyjał. Dystans z nad jeziora do Szamotuł pokonaliśmy za jednym razem bez żadnych nieprzewidzianych postojów. Nawet przed Śmiłowem, Kasia bez zatrzymywania się zrobiła zdjęcie "Baby i dziada" ( Tak nazwał ich Kacperek ). Figury zrobione z balotów słomy ustawiono na wszystkich drogach wjazdowych do Szamotuł z okazji Dożynek Powiatowych, które odbyły się w naszym mieście w minioną niedzielę ...

Kacperkowa "Baba z dziadem"
W sumie pokonałem 27,00 km w czasie 1h 40min 59sek ze średnią prędkością 16,11 km/h
HR śr 84 , HR max 124 , Spalone kalorie: 167 kcal
Temp; 22 °C , Wiatr: płn.-zach o prędkości 10 km/h

Dzień 163 / Maraton MTB w Hermanowie / PIO_TREK

W niedzielę w Hermanowie koło Nowego miasta nad Wartą odbyła się piąta edycja Grand Prix Wielkopolski w Maratonach MTB. Impreza ta była szeroko reklamowana na wielu portalach MTB , żeby przyciągnąć jak najwięcej chętnych, organizator przeznaczył na nagrody 80 000zł ! Pewne więc było że na starcie pojawią się wielkie nazwiska, a chętnych nie zabraknie.

Dziwnie to zabrzmi, ale razem z Mike-m jechaliśmy do Hermanowa bronić pozycji liderów w swoich kategoriach wiekowych. Założeniami dla mnie było żeby; po pierwsze - ukończyć maraton , po drugie - przejechać całą trasę mądrze , po trzecie - uzyskać jak najlepszy wynik , po czwarte - dobrze się przy tym bawić :) Ale zacznijmy od początku ...

W sobotę razem z Kasią byliśmy na weselu jej kuzynki Oli. Ze względu na niedzielny maraton byłem na weselu tylko do godziny 24 , ale Kasia bawiła się dalej aż do godziny 3 rano ... :) Noc była więc "dość" krótka, bo pobudka nastąpiła już o 5.30.

Torbę i sprzęt rowerowy spakowałem już dnia poprzedniego, dlatego rano po za spakowaniem roweru nie miałem nic więcej do zrobienia. Zjadłem spokojnie śniadanko wypiłem kawkę, a Kasia w tym czasie przygotowała, pyszny jak zwykle makaron. O 6.30 przyjechali po nas Ania z Mike-m, spakowaliśmy rower oraz wszystkie niezbędne rzeczy i ruszyliśmy w drogę do Hermanowa ...

W czasie podróży, nie zabrakło wspomnień z wesela oraz klasycznych słownych zaczepek pomiędzy mną a Mike-m :) W Poznaniu natrafiliśmy na remontowana ulicę Bułgarską i Mike postanowił znaleźć "własny" objazd, który doprowadzi nas do autostrady A-2. Zdał się przy tym na swoja niezawodną intuicję i zamiast jechać drogą główną zgodnie ze znakami, ale za poprzedzającym nas Oplem. Postanowił nie jechać za niemieckim autem, tylko kluczyć po osiedlowych uliczkach. Jednak tym razem intuicja go zawiodła i wjechał w ślepą uliczkę, a przed samochodem skończyła się droga :) Nie pozostało nam nic innego jak zawrócić i pojechać właściwa drogą, która doprowadziła nas do trasy A2.
Dalsze kilometry to spokojny dojazd do Hermanowa, bo po drodze w dwóch miejscach ustawili się policjanci z radarami. Jednak w tą stronę udało nam się uniknąć przykrych niespodzianek, uszczuplających zawartość portfela i szczęśliwie dotarliśmy na miejsce startu maratonu.

Na parkingu byliśmy jednymi z pierwszy uczestników, dlatego od razu po przyjeździe poszliśmy zarejestrować się w biurze zawodów. Dopełniwszy formalności mogliśmy spokojnie rozpakować sprzęt z samochodu i przygotować się do maratonu ...

Ładowanie baterii węglowodanami przed startem.
Obok nas swojego niezniszczalnego  Poloneza, zaparkował weteran kolarstwa Jan Dymecki. Gdy przebrał się w strój kolarski, okazało się że jest zeszłorocznym Mistrzem Wielkopolski w MTB dla swojej grupy wiekowej ! Pełen podziw ! Chciałby kiedyś będąc w wieku pana Jana, cieszyć się jazdą na rowerze tak jak on.
Na parkingu zobaczyliśmy jeszcze Pana Ryszarda z Rybczyński Team, który był w wyśmienitym humorze, co oznaczać mogło tylko jedno; Że to będzie dobry dzień !

"Żelazna Zasada" & "Łyżwa" :)
Gdy wszystko było już przygotowane do startu, pojechaliśmy z Mike-m rozpoznać pierwsze kilometry trasy i wykonać przy okazji krótka rozgrzewkę. Następnie udaliśmy się do miasteczka startowego, które tym razem zlokalizowano w pięknym folwarku konnym. Ku naszej uciesze, "konferansjerem" jak zwykle był  nasz ulubieniec Piotr Kurek.

Liczba chętnych do wzięcia udziału w maratonie była tak duża, że start maratonu przesunięto z 10.30 na godzinę 11.00. Kolejka do biura zawodów była duża że Gabor z Aga którzy przyjechali trochę później, musieli stać w niej ponad pół godziny :(

Żeby uniknąć przedzierania się przez innych zawodników na początku trasy, jak zwykle ustawiliśmy się w pierwszym sektorze już pół godziny przed startem ...

Proszę nie przeszkadzać! Próbuję się skupić :)
Przed nami stała czołówka polskiego MTB; Kaiser, Pluciński, Tecław, Banach, Swaty, Lonka itp. Z powodu kontuzji tym wyjątkowo na dystansie Mini wystartował Wojtek Wiktor, a jego brat Zbyszek starował w tym samym czasie na maratonie w Złotym Stoku. Ponownie razem z nami w maratonie wystartował Gabor, który przejechał dystans Mega.

Po ostatnich "przed startowych" przygodach Mike-a, tym razem czujnie kontrolowaliśmy ciśnienie w oponach. Stojąc w pełnym słońcu opony powoli puchły i musieliśmy upuścić z nich trochę powietrza.
Niestety wielkim pechowcem okazał się Aleksander Dorożała, który tuz przed startem złapał kapcia i musiał szybko naprawiać koło. Może nie kontrolował ciśnienia w oponach ?

Punktualnie o 11.00 nastąpił sygnał startu i ruszyliśmy ...

Początek wyścigu. Jeszcze wszyscy razem :)
Tempo od początku było dość mocne, ale mimo to udało się nam utrzymać zaraz za czołówką i ustrzec przykrych niespodzianek. Dla Mike-a to normalka, ale dla mnie było to miłym zaskoczeniem. Opłacało się posłuchać mądrej rady brata, przeznaczając tydzień przed maratonem na odpoczynek, bo przyniosło to efekt na trasie maratonu.

Pozdrawiam Was "Ciule" to znaczy czule!
Przez pierwszą godzinę starałem się pojechać jak najmocniej. nie jestem zbyt dobry technicznie dlatego na pierwszej rundzie starałem się jechać rozsądnie, by ustrzec się upadków. Nie wszyscy widocznie zachowali "chłodny umysł", bo widziałem obok trasy kilku pokiereszowanych. Niestety i tym razem Mike nie ustrzegł się pecha i znowu złapał kapcia. Jak się później okazało nie były to jego jedyne przygody, ale o tym napisze sam w swoim poście ...

Jedzie pociąg z daleka ... A ostatni wagonik; goni czy odpada ? :)
W czasie jazdy sumiennie pilnowałem suplementacji. Nie zważając na "nadbagaż" zabrałem ze sobą dwa bidony po 0,6l w koszyki, jeden do środkowej kieszeni w koszulki a do tego butelkę 0,5l w drugą kieszeń. Wszystkie wypełnione Isostarem. Oprócz tego miałem ze sobą pięć żeli energetycznych, a tuż przed startem wypiłem fiolkę Guarany. Na trasie piłem co 15 minut, pierwszy żel pochłonąłem po pierwszych 45 minutach jazdy a kolejne co 30 minut. Korzystałem także z napojów na bufetach; dwa razy pijąc, a raz polewając sobie głowę wodą :)

Trasa maratonu w Hermanowie była chyba najtrudniejszą z tegorocznych edycji. Nie zabrało długich oraz krótkich podjazdów, wszystkie były wymagające i zabierały cenne siły ...

Trudy podjazdu pod wieżę telewizyjną ...
Zdając sobie sprawę z trudności trasy nawet jak miałem okazje to nie atakowałem tylko jechałem równym tempem razem z innymi zawodnikami.
Większą część trasy przejechałem współpracując z innymi zawodnikami. Jedynie w drugiej części stawka się trochę rozciągnęła i przyszło mi walczyć samemu ze sobą i trudnościami trasy. Jednak na około pół godziny przed końcem dogoniłem innego zawodnika i współpracując zmierzaliśmy do mety.

Cztery kilometry przed metą na trasie stał samochód dostawczy, a stojący obok jegomość ku mojemu zdziwieniu wręczył mi puszkę piwa Żubr :) Nie śmiałem odmówić, skorzystałem z oferty, a piwko włożyłem do kieszeni w koszulce by wypić je po ukończeniu maratonu.

Na ostatnich metrach dzięki dopingowi Kasi, Ani, Agi, Gabora i Mike, wyprzedziłem zawodnika z którym jechałem wspólnie ( "561" Paweł Weber ) i szczęśliwie ukończyłem kolejny maraton ...

Ostatnie metry przed meta, a w tle Kasia stająca na palcach żebym dojechał do mety :)
Linię mety minąłem po przejechaniu 78 km w czasie 3h 5min 42sek ze średnia prędkością 25,2 km/h.
Dzięki temu zająłem 27 miejsce w kategorii open i 10 w kategorii M3 !!! Sukces jest tym większy, że Radosław Lonka tym razem jechał na dystansie Mega i mimo dobrej lokaty będzie miał inny mnożnik punktowy, wiec powinienem powiększyć nad nim swoja przewagę. Czas pokaże ...
Inny z moich głównych rywali Badowski Michał, przyjechał trzy minuty przede mną, wiec raczej za dużo punktów nie stracę. Kolejni rywale przyjechali po mnie lub nie startowali :)

Po ukończeniu maratonu umyłem się dzięki dzięki uprzejmości strażaków z OSP ...
Trochę wody dla ochłody po trudach trasy :)
To ani opalenizna, ani białe skarpetki :)
  ... a następnie przebrałem się przy samochodzie w czyste ciuchy i udaliśmy się wspólnie do miasteczka maratonu by zjeść makaron i wypić po "jednym" piwku Fortuna sponsorowanym przez organizatora :)

"Rodzinne" spotkanie po maratonie.
Po posiłku obejrzeliśmy pokaz trialu w wykonaniu Krystiana Herby i poszliśmy położyć się na koce przed scenę główną.

W między czasie poszliśmy z bratem sprawdzić wyniki maratonu i porównać je z wynikami głównych rywali.
Stojąc przy wydrukowanej liście, Mike "paluchem" pokazał moje nazwisko, a stojący obok jegomość skojarzył moją osobę z liderem klasyfikacji w kategorii M3. Po raz pierwszy zostałem rozpoznany, co bardzo mnie ucieszyło i przy okazji połechtało moją próżność :)

Relaksując się i rozmawiając o swoich doświadczeniach z przejechanego maratonu, czekaliśmy na dekoracje zwycięzców i losowanie cennych nagród ...

Piknik na kocyku.
Tym razem nie dopisało nam szczęście i z pustymi rękami wróciliśmy do domu w Szamotułach. Po drodze nie obyło się bez przygód w postaci "tajemniczych" błysków przy drodze i innych "fajerwerków", ale o tym lepiej szerzej nie będę pisał :)

P.S.
To był dobry dzień i dobre zawody, a osiągnięty wynik bardzo mnie zadowala. Szkoda że mimo wyśmienitej formy Mike po raz kolejny miał defekt i problemy techniczne na trasie, co tym razem spowodowało że musiał skrócić maraton do dystansu Mega.

W sumie pokonałem 78,00 km w czasie 3h 05min 42sek ze średnią prędkością 25,2 km/h
HR śr 171 , HR max 183 , Spalone kalorie: 3624 kcal. Przewyższenie 765m. Kadencja śr. 87.