poniedziałek, 12 września 2011

Maraton Koło / Mike

11 Września 2011 to data na która przypada 10 rocznica zamachów na WTC w Nowym Yorku, wydarzenie które zmieniło wygląd obecnego świata oraz powiązań geopolitycznych które kształtować będę kierunek rozwoju zachodniej cywilizacji jeszcze na długie lata …
Na tą samą niedziele przypadł też maraton z cyklu GP Wielkopolski w Maratonach MTB w Kole. I na tym wydarzeniu się skoncentruję.

Szczerze to miałem dylemat, startuje w dwóch cyklach równolegle w wyżej wymieniony i w Kaczmarek Electric, w obu jak na razie prowadzę w generalce ( no w Electricu już nie J ) i w tym samym dniu odbywały się wyścigi zaliczane do obu cykli. Serce podpowiadało ze powinienem wystartować w naszym Wielkopolskim cyklu. I tak też zrobiłem. Wybór padł więc na Koło.
Pobudka, jedzenie, pakowanie, ble ble ble … wszyscy to już znają a aktywni zawodnicy mają swój własny rytuał przed startowy więc szkoda miejsca na opisywanie tego. 
W drodze na start wywiązała się dyskusja na temat przelatującego ptaka. Kasia i Pio_Trek twierdzą że była to Czapla a ja że jakiś ptak z gatunku Jastrzębi … Stanęło na tym że oni swoje, a ja swoje, i chyba tak już w tej kwestii zostanie :)

Miasteczko zawodów było pięknie usytuowane nad brzegiem Warty w pobliżu ruin ceglanego Grodu z okresu Średniowiecza. Do tego słoneczna pogoda … naprawdę sielankowy nastrój.  
Ruiny Grodu nad wartą
Organizacyjnie też całkiem dobrze, dziewczyny w rejestracji co prawda były troszkę zdezorientowane ale w końcu to pierwsza tego typu impreza w Kole sporo zawodników więc i zamieszanie … 
Ale co do samej rejestracji nie mam zastrzeżeń.


Warta w Kole
Krótka rozgrzewka, chwila w miasteczku startowym i na jakieś 30min przed startem ustawiliśmy się na linii startu. 
Doskonałym pomysłem jest rozdzielenie dystansów na sektory. Wprowadza to porządek i startując wiesz czy „narwaniec” miotający się nerwowo na rowerze jadący przed Tobą jedzie duży czy mały dystans… Na kilka minut przed startem pojawiła się czołówka: Radosław Lonka, Radosław Tecław, Oskar Pluciński, Mateusz Rybczyński… ale nie było Sebastiana Swata? 
Dla mnie to dobra wiadomość bo jest tuż za mną w generalce. Jadąc mądrze i nie popełniając błędów była szansa troszkę nadrobić ( wiem wiem sytuacja punktowa radykalnie się odmieni jak odrzucą najsłabsze wyniki … ale co się nacieszę prowadzeniem to moje ) punktów.

Start nastąpił bez zakłóceń i punktualnie o 11:00 ruszyliśmy. Początkowe fragmenty trasy prowadziły po wałach przeciw powodziowych wzdłuż Warty. Dobrze że staliśmy w pierwszym rzędzie na starcie bo udało się razem z czołówką odjechać od reszty i sytuacja się szybko ustabilizowała. Mnie udało się z najlepszymi jechać może jakieś 5min potem odjechali … Jedziesz 45km/h, serce wali jak szalone, płuca masz już prawie całe wyplute, mięśnie bolą jak jasna cholera… a oni przyspieszają! 
I to nie jakimś szarpnięciem, tak po prostu zaczynają się oddalać. Co do bolących mięśni, wczoraj bolały mnie cały czas od startu do samej mety, ani na moment nie puściły. Noga kręciła całkiem dobrze, siła i moc była tylko wszystko na bólu.
Jak czołówka odjechała utworzył się kilkunastu osobowy „pociąg” który stopniowo topniał. 
Cały czas jechałem w czubie grupy dając zmiany, niestety większość się woziła … ale do tego jeszcze wrócę. Po kilkunastu minutach dojechał do nas Mateusz Rybczyński. I razem z Rafałem Łukawskim po jakimś czasie zaatakowali i nas urwali. Nie było sensu gonić tylko bym stracił siły a i tak pewnie by się nie udało. Plan miałem jechać mądrze i tak tez postanowiłem zrobić. Jak się później okazało była to mądra decyzja. Przy bardzo płaskiej i szybkiej trasie z wieloma fragmentami po otwartym terenie, czynnikiem decydującym był wiatr, który wczoraj wiał dość mocno. Gdybym został sam bez osłony, szybko opadłbym z sił. Jazda w grupie była lepszym rozwiązaniem…

Pisałem kiedyś że jazda w „pociągu” nie jest moją najmocniejszą strona, napisałem też co mam zamiar zrobić by to poprawić. Jak napisałem tak zrobiłem i ostatnio zwiększyłem ilość ćwiczeń mających poprawić tą cechę. I się opłaciło bo wczoraj razem z kolegą z Koła rozdawaliśmy karty i organizowaliśmy nasz „pociąg”.
Wracając do tematu zmian i pracy w grupie. Oprócz wspomnianego kolegi i mnie w naszej grupie reszta się woziła. Co prawda weszli parę razy na zmienne, ale na krótko i raczej asekuracyjnie. Podjęliśmy kilka prób urwania „balastu”, raz na podjeździe pod wieże telekomunikacyjną ( właściwie jedyny wymagający podjazd na całej trasie ) prawie się udało… na szczycie byłem sam z przewagą 100m nad kolegą z Koła, postanowiłem na niego poczekać by razem jechać dalej. Niestety reszta trasu była płaska jak stół i reszta grupy w końcu do nas dojechała.

Na jednym z asfaltowych odcinków doszliśmy Rafała Łukawskiego wiec nasza grupka się powiększyła. Cały czas pilnowałem picia i jedzenia, mimo krótkiego dystansu tempo było wysokie więc nic nie można było pozostawić przypadkowi…
Końcówka wyścigu przebiegała tym samym odcinkiem po wale co początek. Ułatwiło to zaplanowanie finiszu. Postanowiłem wyczekać na drugiej-trzeciej pozycji do samego końca. Zaatakowałem jakieś 300m przed metą urwałem cała grupę oprócz jednego zawodnika. Niestety tuż przed metą mnie wyprzedził… no ale nie ma się co dziwić skoro przez cały dystans dał raptem dwie lub trzy krótkie zmiany! Nie ładnie tak kolego… ale wiem taki jest ten sport i tak też się wygrywa, co do stylu nie ma co dyskutować liczy się przecież skuteczność tym razem ktoś inny okazał się skuteczniejszy.

Co do organizacji. Jak na pierwsza imprezę to wszystko przebiegało nadzwyczaj sprawnie, rejestracja, start, zabezpieczeni i oznakowanie trasy, pomiar czasu, dekoracja wszystko sprawnie i na czas.

W drodze powrotnej mieliśmy drobne problemy z samochodem. Ale o tym niech napisze Pio-Trek.
Bardzo udany start. Wjeżdżając na metę wiedziałem że jest ok ale wynik i tak mnie zaskoczył. 
10 miejsce w Open i 5 w M2. Super!

Polar nie działał więc nie mam zapisu tętna.
1:56:07
Hr avg -, Hr max -, dist 59km, spd avg 30.5km/h, cad avg 99, asc 195m, kcal -, zmęczenie 8

4 komentarze:

  1. No Panie to jesteś tuż za czółówką krajową - uznanie, Twój kolega też. Ale po blogu widać, że nic za darmo nie ma - chodzi o ilość czasu poświęconego na treningi, a nie o pieniądze;)

    Do góry chyba widzę jezioro Kubek (jakoś akurat tego nie będe czytał), w harcerstwie tam dużo się najeździłemp;))

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękujemy za komplement. Najbardziej dumni jestesmy właśnie z efektów cieżkiej pracy trening po treningu, dzień po dniu... Czołówką nigdy nie będziemy ale bedziemy uparcie do tego dążyć i to nam wystarczy:)

    Pozdrawiam Serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  3. Gratulacje dobrego wyniku!
    W końcu Cię zauważyli na arenie ogólnopolskiej!
    http://www.mtbnews.pl/content/view/3231/1/

    DO zobaczenia w Wieleniu.

    OdpowiedzUsuń
  4. No widziałem... Do zobaczenia na Michałkach

    OdpowiedzUsuń