sobota, 3 września 2011

Dzień 170 / Zapoznanie z protokołem Tabaty ... / PIO_TREK

Wczoraj zafundowałem sobie długi i dość męczący trening, a dzisiaj postanowiłem zapoznać się z protokołem Tabaty. Wsiadłem więc na rower szosowy i ruszyłem w trasę. Na początku jechałem spokojnie żeby sprawdzić nogi po wczorajszej wycieczce, a następnie trochę je rozkręcić.

W ten sposób przejechałem z Szamotuł przez Gaj Mały do Obrzycka, gdzie przed torami kolejowymi skręciłem w lewo i dotarłem do Pęckowa. Za wsią włączyłem czas nowego okrążenia i na prostej odkrytej drodze rozpocząłem "Tabatę" ...

Ustawiłem w miarę twarde przełożenie, ale nie najtwardsze i wykonałem pierwszy 20 sekundowy sprint na stojąco, po nim usiadłem na 10 sekund jadąc spokojnie i po ich upływie wykonałem kolejny 20 sekundowy sprint po którym znowu "odpocząłem" 10 sekund. "Tabata" z założenia ma trwać 3 minuty i 50 sekund , więc w sumie wykonałem 7 powtórzeń. Pierwsze dwa sprinty można wykonać na 80-90% możliwości, a każde następne na "maxa". Każde kolejne powtórzenie to walka z własnymi słabościami, a 10 sekundowy "odpoczynek" mija jak wystrzał z pistoletu. Ale właśnie oto w tym ćwiczeniu chodzi. Najpierw organizm pracuje na najwyższych obrotach, a po nich nie mia czasu się zregenerować. Jest to droga przez mękę :)
Pokonując odcinek drogi z Pęckowa do Ostroroga jechałem w otwartym terenie z czołowo bocznym wiatrem.
Dzisiaj "wkręciłem" się tylko do 174 uderzeń/minutę, a i tak na końcu ćwiczenia byłem bardzo wyczerpany.
Być może przyjąłem błędne założenie i nie powinienem wykonywać "Tabaty" po wczorajszym ciężkim treningu. Gdybym był bardziej wypoczęty to może tętno skoczyło by wyżej, ale jak to mówią; "Pierwsze koty za płoty ..."

Kończąc ćwiczenie dojeżdżałem już do Ostroroga, z którego skręciłem na Lipnicę. W czasie tego odcinka trasy jechałem spokojnie żeby zregenerować utracone siły. Z Lipnicy pojechałem przez chwilę w stronę Szamotuł, a następnie skręciłem do Brodziszewa.
Za wsią trafiłem na odcinek drogi Brodziszewo-Przyborowo, po który śmiało można by poprowadzić wyścig "Paris-Roubaix". Nawierzchnia drogi składała się z kamieni "zatopionych" w smole :) Wytrzęsło mnie jak nigdy w życiu i tylko czekałem kiedy złapię "laczka", ale o dziwo przejechałem bez defektu!
Gdy wjechałem na normalny asfalt to zatrzymałem się w okolicach Emilianowa, gdzie znajduje się tłocznia gazu "Szamotuły" ...

Na horyzoncie; Tłocznia Gazu "Szamotuły".
Po krótim postoju ruszyłem dalej, minąłem Przyborowo i dotarłem do Zbiornika "Radzyny", przy którym zatrzymałem się ,by zrobić zdjęcie wyremontowanego pałacu w Myszkowie ...

W tle słabo widoczny pałac w Myszkowie, bo zdjęcie zrobione komórką :)
Od Myszkowa wiatr mi sprzyjał i szybko dojechałem do Piaskowa, a tam wjechałem na drogę "184"
Poznań- Szamotuły.

Na odcinku Piaskowo-Szamotuły, z wiatrem w plecy wykonałem długi sprint "na maxa", zakończony przed przejazdem kolejowym na ulicy Dworcowej. Na koniec krótki rozjazd, kończący dzisiejszy trening ...

P.S.
W planie startowym był jutrzejszy Eska Bike Maraton, ale za radą Mike-a we wrześniu skupiamy się tylko na Kole, "Michałkach" i Łopuchowie ... Eska więc wypada :(

W sumie pokonałem 45,60 km w czasiec1h 26min 15sek ze średnią prędkością 31,9 km/h
HR śr 140 , HR max 174 , Spalone kalorie: 1221 kcal.
Temp; 25 °C , Wiatr: wsch o prędkości 8 km/h

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz