piątek, 30 września 2011

Z rana ... / Mike

Trening z rana smakuje jak śmietana ! Co ja właściwie pisze, przecież nie lubię śmietany, nawet bitej, bo jest tłusta …

Miałem na myśli że poranne treningi w tak pięknej pogodzie i o tej porze roku kiedy z minuty na minutę robi się cieplej mają swój niepowtarzalny urok.

Dziś przed dziewiątą wskoczyłem na rower i wykonałem krótki trening interwałowy ...
Sporo sprintów po płaskim i pod górę, raz na twardo potem na miękko, tak tuż pod progiem.
Cel? Jak zwykle w cyklu startowym podbić delikatnie tętno ale nie podcinać nogi.
Samopoczucie ok, dobrze zwiastuje przed Wolsztynem.

W niedziele mój ostatni start w sezonie, a tym samym finałowy występ Great Poland Bike Team w roku 2011. Mam szanse na pudło w generalce w całym cyklu Kaczmarek Electric więc trzymajcie kciuki :)
P.S.
Mamy z Pio_trkiem pewien pomysł dla was na końcówkę „ładnej pogody”. Szczegóły po niedzielnym wyścigu :)
53:57:09
Hr avg 138, Hr max 173, dist 24km, spd avg 28.7, cad avg 98asc 70m, kcal 646, zmęczenie 1

Dzień 180 / Późny trening i powrót po zmierzchu. / PIO_TREK

Mieliśmy pojechać dzisiaj wspólnie z Kasią na wycieczkę, ale niestety popołudniu się rozmyśliła i musiałem
"na szybko" wymyślić jakiś trening. Rzuciłem okiem na mapę i wybór padł na Goraj.

Dość późno, bo o godzinie 16:50 wsiadłem na rower szosowy i ruszyłem w trasę;
Szamotuły - Obrzycko - Piotrowo - Klempicz - Miłkowo - Bończa - Lubasz - Goraj

Ze wsi Goraj skręciłem w stronę Pianówki. Najpierw delikatny podjazd, a później długi zjazd do ceglanego wiaduktu kolejowego ...


Po krótkim postoju zawróciłem i rozpocząłem podjazd w połowie którego skręciłem w lewo i kontynuowałem podjazd do Zamku w Goraju ...

Zamek w Goraju.
Od zamku zjechałem do krzyżówki, skręciłem w lewo i po pokonaniu podjazdu z powrotem dojechałem do wsi Goraj.

Powrót do domu wykonałem na trasie; Goraj - Ciszkowo - Krucz - Jasionna - Wronki - Stróżki

W Stróżkach zaczęło się już robić szarawo, a ja nie miałem świateł. Zadzwoniłem wiec po Kasię, by wyjechała mi na przeciw samochodem, a następnie kontynuowałem dalszą jazdę.

Z Kasią spotkałem się w Pęckowie. Zawróciła samochodem, a ja mogłem jechać w jego cieniu. Dojechaliśmy w ten sposób do Szamotuł, gdzie mogłem wjechać na chodnik i bezpiecznie po nim dotrzeć do domu.

W sumie pokonałem 82,80 km w czasie 2h 30min 44sek ze średnią prędkością 32,90 km/h
HR śr 157 , HR max 175  , Spalone kalorie: 2540 kcal. Przewyższenie 230m. Temp. 19 st. C.

czwartek, 29 września 2011

Dzień 179 / Ścieżka dydaktyczna "Dolina Kończaka" / PIO_TREK

Wczoraj zakończyłem trzytygodniowy urlop, pojechałem do pracy i spędziłem 24h na służbie w Jednostce Ratowniczo-Gaśniczej nr 1 w Poznaniu. Dzień zaczął się dość pracowicie, ponieważ w dwóch pierwszych godzinach, mieliśmy cztery wyjazdy do akcji ( pożar, plama oleju, zadymienie w mieszkaniu itp. ), później był jeszcze jeden oraz kontrola gotowości bojowej zmiany służbowej, a na dokładkę jeden wyjazd o trzeciej w nocy na wypadek ...

Dzisiaj rano wróciłem do domu, zjadłem śniadanko, a następnie umyłem rowery. Jeden czekał na umycie po maratonie, a drugi był brudny po treningu w deszczu.

Kiedy sprzęt był  już wyszykowany, jako środek transportu wybrałem "Maraiana" i ruszyłem na wycieczkę.
Tak, tak wycieczkę, ponieważ swój sezon startowy już zakończyłem. Teraz będę czerpał przyjemność z przejażdżek i wycieczek rowerowych, co nie oznacza że będę jeździł tylko "light-owo". Będą jeszcze dni kiedy zatęsknię żeby na rowerze mocno się spocić :)

Pierwsze kilometry dzisiejszej wycieczki prowadziły z Szamotuł przez Szczuczyn i Twardowo do kobylnickich lasów. Po których tym razem podróżowałem zupełnie nowymi drogami. W pewnym momencie wyjechałem na polanę, a przed moimi oczyma stało pełno "wiary", czyli całe stado krów jak zwykł to nazywać Tomek :)


Okrążając krówki pojechałem skrajem lasu i dotarłem do śluzy na rzece Samie ...


Gdy przejechałem przez śluzę, wjechałem do lasu i po paru kilometrach byłem w Obrzycku. Zatrzymałem się tam najpierw w miejscu gdzie kiedyś znajdował się drewniany most na Warcie ...


Później przejechałem na nowy most i zrobiłem zdjęcia rzeki Warty i panoramy Obrzycka ...


... a następnie przez Zielonągórę, Stobnicko, dojechałem do Stobnicy. Za wsią skreciłem w lewo do lasu i dotarłem do celu dzisiejszej wycieczki czyli; Ścieżki dydaktycznej "Dolina Kończaka" ...


Leśna ścieżka dydaktyczna "Dolina Kończaka" znajduje się w Leśnictwach Kiszewko i Podlesie, 1,6 km od Stobnicy i początek swój ma na parkingu przy drodze leśnej łączącej Stobnicę z Boruszynem. Jej trasa ma ok. 7,7 km długości i przejście jej w tempie spacerowym zajmuje ok. 4-5 godzin. Oznaczona jest w terenie sylwetką bobra w standardowy sposób tak jak szlaki turystyczne PTTK. Na ścieżce ustawiono 12 tablic informacyjnych, których celem jest przybliżenie procesów i prac związanych z gospodarką leśną i ochroną przyrody. Na parkingu jest tablica z mapą ścieżki. Ruszając w trasę warto zapoznać się z zasadami zachowania się w lesie. Trasa ścieżki prowadzi łatwo dostępnymi drogami wzdłuż strumienia Kończak ...

Przystanek nr1.  Słupek oddziałowy.

Oznakowanie ścieżki dydaktycznej.

Przystanek nr 2. Mrówka Rudnica.
Przystanek nr 3. Skrzydlaci mieszkańcy lasów.
Był las i nie ma lasu :(
Przystanek nr 4. Warstwowa budowa lasu.
Przystanek nr 5. Kończak - ciek naturalny.
Przerwa w wycieczce i bufet :)
I znowu bobry były w akcji.

Przystanek nr 6. Park - drzewa iglaste.
Przystanek nr 7. Hodowla lasu.

Typowa polska "hodowla" lasu :)
Przystanek nr 8. Dęby.
Przystanek nr 9. Dokarmianie zwierząt.
Przystanek nr 10. Inżynier środowiska - Bóbr europejski.
Przystanek nr 12. Stacja doświadczalna "Wilczy park".

Niestety "Wilczy park" można zwiedzać dopiero po wcześniejszym umówieniu się telefonicznie :( Dlatego nie  było mi dane zobaczyc wilki na żywo, wiec zakończyłem zwiedzanie ścieżki dydaktycznej i ruszyłem w drogę powrotną.

Wracając ze Stobnicy przez Stobnickio i Zielonagórę, pojechałem zobaczyć zamek nad Wartą w Obrzycku. Niestety należy on teraz do Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu i zastałem tylko kolejną zamkniętą bramę ...


... a za płotem pięknie odrestaurowany budynek ...


Z pod bramy ruszyłem do "centrum" Obrzycka, a później żeby się dzisiaj trochę zmęczyć przejechałem "jak najszybciej" drogą asfaltową przez Brączewo do Jaryszewa. Od tej wsi jechałem już w miarę spokojnie przez las do wsi Sycyn, a następnie przez Piotrkówko wróciłem do Szamotuł i zakończyłem bardzo ciekawą wycieczkę.

W sumie pokonałem 67,40 km w czasie 2h 49min 00sek ze średnią prędkością 23,90 km/h
HR śr 135 , HR max 172  , Spalone kalorie: 2244 kcal. Przewyższenie 270m. Kadencja śr. 77.
Temp. 22 st. C.

środa, 28 września 2011

100% Lansu... / Mike

Żyjemy w naprawdę pokręconym miejscu na ziemi. Latem pada na łeb prawie bez przerwy, jadąc na urlop nad morze jednego możesz być pewien że nie będzie pogody, no i tego że jest cholernie drogo! W okresie gdy na rowerze musisz spędzać po parę godzin dziennie, wieje, pada, masz na bank gradobicie i ciesz się jak piorun  w tyłek Cię nie strzeli… a teraz w cyklu startowym gdy treningi są krótkie i raczej spokojne? Piękna pogoda, brak wiatru i tak już któryś tydzień. Oczywiście nie narzekam, niech tak będzie do wiosny! Ale przyznacie chyba ze klimat zaczyna wariować…
To był jeden z najpiękniejszych dni tego roku, a więc i trening był cudowny. Spokojna regeneracyjna jazda w 1 strefie, zabawa kamerką, zero napięcia pełen luzJ Jak zwykle ( ostatnio ) udałem się nad Rusałkę i Strzeszynek. Niezastąpiony redaktor Piotr Kurek twierdzi że tak często na niej razem z Panem Ryszardem jeżdżą że są jej współwłaścicielami, ja jak już wspomniałem ostatnio często tam bywam ale jakoś ów Dżentelmenów nie spotkałem…

Na plaży w Strzeszynku sporo plażowiczów korzystających, pewnie już z ostatnich pogodnych dni tego roku, na ścieżkach dużo spacerowiczów, rowerzystów i tych co im się wydaje że Nordic Walking uprawiają. Już o tym kiedyś pisałem…
Nogi po Łopuchowie w pełni zregenerowane, fajnie dziś kręciły, czasami musiałem się hamować by za nadto się nie rozbujaćJ

W Niedziele jadę na Kaczmarka do Wolsztyna więc jutro pewnie coś krótkiego i interwałowego.  Kilka razy stosowałem już podobne cykle obciążeniowe pomiędzy wyścigami odbywającymi się co tydzień i się sprawdzają więc nie będę niczego zmieniał.
Naprawdę szkoda że sezon się kończy… Po ścigałbym się jeszcze no ale założenia treningowe i cele na sezon są z betonu i nie ma taryfy ulgowej. Jak zaplanowany koniec to zaplanowany koniec!

1:44:16
Hr avg 131, Hr max 161, dist 39.2km, spd avg 26.4km/h, cad avg 98, asc 110m, kcal 1139, zmęczenie 2

wtorek, 27 września 2011

Dzień 178 / "Rozjazd" po maratonie w Łopuchowie. / PIO_TREK

Wczoraj byłem zajęty pracami remontowymi w domu i nie mogłem wykonać rozjazdu po maratonie.
Dlatego przełożyłem go na dzisiaj. Dzień był w miarę pogodny, więc założyłem biały stój Trek-a, bo nic nie zapowiadało by miał padać deszczu. Wczesnym popołudniem wsiadłem na rower szosowy i ruszyłem ...

Z Szamotuł wyjechałem w stronę Ludwikowa, miało być spokojnie i "rozjazdowo" , ale zostałem sprowokowany i na kole próbował mi usiąść traktor marki Zetor :) Zazwyczaj to gonię traktory, ale jeśli nadarzyła się okazja żeby uciekać, to uciekałem ! Problem jednak był taki że ten traktor był chyba "zchipowany" na 200KM :) Żeby mnie nie dogonił musiałem "naparzać" 40 km/h ! Myślę sobie pojedzie chwilę i odpuści, ale no ciśnie mnie i ciśnie ... uciekałem przed nim aż do wsi Urbanie, czyli ok 7km !
Piękny początek rozjazdu :)

Na szczęście w Urbaniu skręcił do gospodarstwa rolnego i dał mi spokój, a ja mogłem już spokojnie kontynuować rozjazd. Dojechałem do wsi Chrustowo, za którą skręciłem w prawo na Objezierze. Przejechałem może dwa   kilometry i skończył się asfalt. Zawróciłem i skręciłem do wsi Wymysłowo. Minąłem ją i skręciłem w inna drogę prowadzącą do Objezierza, ale ta po około kilometrze zamieniła się z drogi asfaltowej w drogę szutrową. Pomyślałem sobie; "O nie! Tym razem nie odpuszczam!" i ruszyłem przed siebie ...

Trening na szutrach a'la WRC :)
... a szutry doprowadziły mnie w końcu do Objezierza.

W tym momencie musiałem jednak zrobić przymusowy, ponieważ zaczął mocno padać deszcz. Zjechałem wiec na przystanek autobusowy i czekałem aż przestanie padać w towarzystwie pięknych licealistek, które również schroniły się przed deszczem :)

Deszcz w Objezierzu. Widok z przystanku autobusowego.
Deszcz zelżał dopiero po piętnastu minutach, ale nadal kropiło. Mimo to postanowiłem kontynuować trening, by nie spędzić reszty dnia na przystanku autobusowym.

Mimo że woda lała się na mnie z pod kół, buty całe przemokły, a biały stój przestał być biały to ja przemierzałem kolejne kilometry. Z Objezierza pojechałem przez Ślepuchowo, Górkę, Lulin do Pamiątkowa. Tam wjechałem na ścieżkę rowerową i prze Kąsinowo dotarłem do Szamotuł, kończąc pseudo-rozjazdowy trening. Choć tętno średnie wskazuje że zmieściłem się w limicie wartości :)

W sumie pokonałem 37,80 km w czasie 1h 14min 25sek ze średnią prędkością 30,4 km/h
HR śr 139 , HR max 161  , Spalone kalorie: 1038 kcal. Przewyższenie 55m. Temp. 19 st. C.

poniedziałek, 26 września 2011

Dzień 177 / Maraton MTB w Łopuchowie. / PIO_TREK

Wszystko co wydarzyło się wczoraj na maratonie MTB w Łopuchowie, było spełnieniem sportowych marzeń osiągniętych dzięki determinacji, ciężkiej pracy i miłości do roweru !!!

Piękny niedzielny słoneczny poranek zapowiadał że to może być dobry dzień. Wpakowałem "Mariana" do samochodu, dorzuciłem jeszcze torby z odzieżą, suplementacją itp. Gdy wszystko było już na swoim miejscu, wsiedliśmy z Kasią do "Edmunda" i podjechaliśmy po Anię. W drogę do Łopuchowa ruszyliśmy o 7:15 :)
Jak się okazało trochę za wcześnie, bo na miejscu byliśmy o 7:50 :) Na parkingu stanęliśmy jako drugi samochód !

Mogłem więc bez pospiechu zarejestrować się w biurze zawodów. Po dopełnieniu wszystkich formalności, mogłem wrócić do dziewczyn i zacząć wypakowywać sprzęt. Ze spokojem wypakowałem złożyłem rower, po czym po raz ostatni przypiąłem do niego numer startowy "348". Na razie nie miałem nic innego do roboty, więc usiedliśmy na skraju bagażnika i obserwowaliśmy przyjeżdżających kolejnych zawodników. w miedzy czasie jak zwykle naładowałem baterie węglowodanami, czyli pysznym makaronem a'la Kasia.

Po jakimś czasie z Poznania przyjechali Mike z Agnieszką i ekipa była już w komplecie. Od razu Mike poszedł się zarejestrować i rozpoczęliśmy przygotowanie do startu. Napełnianie bidonów Isostarem, dwie sztuki na trasę i jeden przed startem. Żele; 5sztuk + Guarana, zawsze dwa lub trzy zostają po maratonie, ale wyznaję zasadę; "Lepiej niech zostaną niż ma jeden zabraknąć". Jak się później okazało ja miałem nadmiar, a inny kolega potrzebował bo nie miał gdzie kupić. Niestety przeczytałem o tym w jego poście po maratonie :)

Mimo że dzień był pogodny i słoneczny, to od rana temperatura była dość niska i zwlekaliśmy z przebraniem się w stroje rowerowe. W końcu jednak przyszedł czas i musieliśmy ubrać "jajognioty". Wystrojeni w Treka, pojechaliśmy na rozgrzewkę i na rozpoznanie pierwszych kilometrów trasy.
Wyjeżdżając z parkingu spotkałem przy biurze zawodów Wojtka Sołtysa i zamieniliśmy parę słów. Wojtek był w stroju "cywilnym", co jest istotne dla dalszego przebiegu zdarzeń ...

W czasie rozgrzewki okazało się że pierwsze dwa kilometry to droga asfaltowa, a po niej zakręt w lewo do lasu. Początek płaski i dość szeroki, będzie szybko :)

Gdy wróciliśmy na stadion, od razu pojechaliśmy ustawiać się w sektorze startowym, mimo że do startu pozostało pół godziny. To taka nasza tradycja, dzięki której nie trzeba przepychać się na pierwszych kilometrach, a jak nogi podają to można złapać się do dobrego "pociągu" :)

Wojtek który czyści okulary, jest moim rywalem z M-3 i często odwiedza naszego bloga, a ja na starcie go nie rozpoznaję :)
 W sektorze startowym rozglądam się za głównymi rywalami. Nie ma Radosława Lonki, ale on pierwsze miejsce w M-3 ma już pewne, a po za tym jest po za moim zasięgiem. Najbardziej interesował mnie Badowski Michał "398", który tracił do mnie 448 punktów i miał przejechany jeden wyścig mniej. Później okazało się że jednak nie wystartował.

W pierwszej linii, po mojej lewej stronie stał Wojtek Sołtys, który często odwiedza i komentuje naszego bloga. Spotkałem go wcześniej, ale tym razem stał w kasku i okularach i w ogóle go nie rozpoznałem. Dopiero w domu po maratonie zorientowałem się że jest moim rywalem z M-3 i nie raz  już spotkaliśmy się na maratonach  w tym roku :)

Ku mojemu i Mike-a zaskoczeniu, na starcie zabrakło wielkich nazwisk. Nie było rodziny Swatów, Plucińskiego, Rybczyńskiego, Hałajczak. Jedyną gwiazdą na starcie był Radosław Tecław z Corratecu, wiadomo więc było kto wygra wyścig, bo do tej pory wygrał wszystkie edycje w których startował !!!

Po raz kolejny rozdzielony został start dystansów mini i mega, co jest bardzo dobrym rozwiązaniem. i pisałem o tym we wcześniejszych postach. Długi dystans ruszał o 11.00 a krótki o 11.15 ...

Wszystko odbyło się zgodnie z planem i ruszyliśmy na trasę. Walka opozycje rozpoczęła się już na stadionie ...


... a po wyjeździe na asfalt nastąpił zryw i "wszyscy" starali utrzymać się za Tecławem. Mnie udało się tylko na asfalcie ...


Nie wiem jak ten gość to robi, ale przez las jechał chyba 40 km/h ! Starałem się jechać jak najmocniej, ale to nie była moja liga więc traciłem kolejne pozycje. W końcu udało mi się załapać do "pociągu", który jechał moim tempem. Podczepiłem się jako jeden z ostatnich" wagoników" i kontrolowałem sytuację.
Na początku trasa była płaska, jechaliśmy więc 30-34 km/h. Przy rozjeździe mini/mega dogoniliśmy dwójkę zawodników, a jednym z nich był Mike, który odpuścił bo nie chciał się "wyjechać" goniąc w dwójkę czołówkę. Utworzyliśmy pokaźny 12-17 osobowy "pociąg" i zmierzaliśmy wspólnie w stronę Dziewiczej Góry ...

Rzadki widok! Bracia razem na trasie :) Mike, PIO_TREK, a nami Wojtek Sołtys ...
Przed pierwszym podjazdem starałem się trzymać z przodu by nie utknąć za kimś i mieć pole manewru.
Pierwszy podjazd poszedł całkiem dobrze, po nim nastąpił wyboisty zjazd na którym zgubiłem pełen bidon :(
Wiedziałem jednak że gdzieś za chwile będą stały nasze dziewczyny z piciem i bananami. Kolejny podjazd, poszedł równie dobrze i nadal trzymaliśmy się z Mike-m w czubie. Braciszek ostrzegł mnie że mam uważać na piach na końcu następnego zjazdu ...

"Killer" czeka na nas ...
Tym zjazdem okazał się słynny "Killer", którego udało się zjechać bez przygód. Nie wiem jak szybko jechałem, bo Mike powiedział że najszybciej go zjadę bez używania hamulców i z zamkniętymi oczami. Jak powiedział, tak zrobiłem. Żartuje, ale tempo miałem chyba przyzwoite, bo nikt za mną nie krzyczał;
"Rusz dupę!" , "Z drogi łazęgo ..." czy coś w tym stylu :)

Gdy zjeżdżałem, to kątem oka zauważyłem dopingujące z całych sił Kasię z Agnieszkę! ... a za piaszczystym zakrętem Anię, krzyczącą; "Woda czy banan?" Chyba zdążyłem krzyknąć "Woda!" i już ją miałem w ręce :) Włożyłem zapas szybko do kieszeni w koszulce i po chwili pokonywałem ostatni podjazd. Po nim nastąpił kolejny zjazd na którym zgubiłem swoją drogocenną, dopiero co pozyskaną, wodę :( Nie mogłem się jednak zatrzymać, bo zostałbym sam ...

Najśmieszniejsze w tej sytuacji było to, że żeli miałem w nadmiarze, a na 30 kilometrów jazdy pozostało mi pół bidonu Isostara i jeden bufet po drodze :) W tej chwili czułem się dobrze i póki co nie zaprzątałem sobie tym głowy.

Za Dziewiczą Górą każdy starał się jechać swoim tempem. Na szczęście tempo większości było w miarę podobne. Jedni zwalniali inni gonili, bo każdemu zależało na tym żeby ponownie utworzył jakiś "pociąg". Wkrótce udało nam się tego dokonać i jechaliśmy w ośmioosobowej grupie. Tym razem tempo nie było już tak dobre jak przed "dziewiczą", brakowało chętnych do dawania zmian. Gdy na chwilę wyskoczyłem do przodu to natychmiast, skarcił mnie Mike, mówiąc; "Niech inni trochę popracują!" Schowałem się więc gdzieś na tyłach i znowu byłem tylko "wagonikiem". Przez większą część powrotu do Łopuchowa, na czele jako "lokomotywa" pracował Wojtek Sołtys.

Prawdziwa jazda zaczęła się na około 10 kilometrów przed metą. Wtedy na piaszczystych fragmentach trasy niektórzy zawodnicy próbowali odskoczyć. Ja na moich "błotnych" oponach Geax Gato musiałem naprawdę ciężko pracować żeby utrzymać się w "pociągu". Meta była coraz bliżej, wtedy podjeżdża Mike i mówi;
„Jak wiedziemy na ostatni asfaltowy kilometr wyścigu jedz blisko mnie i trzymaj koło, pod koniec wzniesienia skoczymy do przodu!" Ja usłyszałem wszystko, ale chyba oprócz tego, kiedy mamy atakować :)
A tak poważnie to miałem wrażenie że większość zawodników w grupie przygotowuje atak, i wiedziałem że na samym stadionie ciężko będzie już wyprzedzać. Mike zaatakował pierwszy ...

"Ale urwał ... " :)
... a ja doskoczyłem i postanowiłem prawie "od razu" poprawić. Wiedziałem że później i tak Mike mnie wyprzedzi. Minąłem wiec grupę po prawej stronie, gdzie nikt się mnie nie spodziewał. I wcale nie jechałem po krzakach! :)  Element zaskoczenia, zadziałał i jechaliśmy już tylko we trójkę. Ja Mike i Hulewicz. Zaraz potem, zgodnie z moimi przewidywaniami poprawił Mike i byłem drugi z Hulewiczem na kole.
Gdy wjechaliśmy na stadion , walka toczyła się już, łokieć w łokieć ...



... wytrzymałem do końca, nie dałem się wyprzedzić i linie mety przejechałem tuż za Mike-m !

Trasę 62,6 km pokonałem w czasie 2h 09min 45 sek , ze średnią prędkością 29,36 km/h.

Stanęliśmy wyczerpani za metą i gratulowaliśmy sobie, super jazdy na kresce! Po chwili podszedł do nas, nasz ulubiony redaktor i konferansjer p.Piotr Kurek i przeprowadził krótki wywiad ...



Zadowoleni z dobrego wyścigu poszliśmy się umyć i przebrać w czyste rzeczy, a następnie sprawdzić wyniki.
Okazało się że na dystansie Mega, Mike zajął 10 miejsce w Open a 3 miejsce w kategorii M2.
Ja natomiast zająłem 11 miejsce w Open i 2 miejsce w kategorii  M3 !!!

To była dla nas super wiadomość, ostatni maraton w cyklu i doskonały wynik całej drużyny GPBT !
Oboje staniemy na podium ! Ja po raz pierwszy w życiu :) Tydzień temu na "Michałkach" byłem blisko, a teraz w końcu się udało ! Oprócz tego, ze wstępnych obliczeń wynika, że oboje w swoich kategoriach wiekowych zdobędziemy tytuły "Vice Mistrza Wielkopolski w Maratonach MTB"
Czy można sobie wymarzyć lepsze zakończenie sezonu? My amatorzy na takich pozycjach? Nie do wiary?

MARZENIA SIĘ SPEŁNIAJĄ, I WARTO BYŁO O NIE WALCZYĆ ! 

 W atmosferze spełnienia i radości, zorganizowaliśmy sobie na kocyku piknik przy samochodzie ...

Kasia ...
... Ania ...
... Aga ...
... i "Baby-face" :)

... wspominaliśmy ukończony maraton, i rozmawialiśmy na wiele ciekawych tematów, które Aga przeplatała nauką estetyki przed zbliżającym się egzaminem :) Ja natomiast w głowie miałem już tylko pierwsze w życiu podium! Leżałem, odpoczywałem, czekałem i odpoczywałem, aż w końcu się doczekałem. 

Po godzinie piętnastej rozpoczęła się dekoracja. Na początku tradycyjnie kategorie dystansu mini, a później kategorie dystansu mega. Pierwszy na podium wchodził Michał ze swoimi rywalami, zaraz po nich ja i moi konkurenci ...

Od lewej; PIO_TREK, Zbigniew Górski, Radosław Hulewicz oraz Tomasz Łęcki - burmistrz Murowanej Gośliny.
Zwyczajowo po dekoracji najlepszych odbyła się "Tombola", ale i tym razem nie dopisało nam szczęście. Choć paradoksalnie byliśmy jednymi z najszczęśliwszych osób :) Po dekoracji zrobiliśmy sobie jeszcze małą sesję zdjęciową na boisku, a po zapakowaniu się do samochodów ruszyliśmy z powrotem do domu ...

Uwaga podaję szczęśliwe numery; "347" i "348" :)
P.S.
Na podsumowanie przyjdzie jeszcze czas, ale już w tym miejscu chciałbym podziękować osobą, które przyczyniły się do największego w moim życiu sukcesu sportowego czyli tytułu;

"Vice Mistrza Wielkopolski w Maratonach MTB w kategorii M-3" ;

ś.p. Tacie Marianowi - za wsparcie i wiatr w plecy !
Żonie Kasi - za wiarę, motywację, wsparcie, miłość i ..... sponsoring :)
Bratu Mike-owi, za zarażenie "Cyklozą" wspólne treningi, wycieczki i za to że ciągle muszę go gonić :)


W sumie pokonałem 62,60 km w czasie 2h 09min 45sek ze średnią prędkością 29,36 km/h
HR śr 171 , HR max 190  , Spalone kalorie: 2565 kcal. Przewyższenie 445m. Kadencja śr. 90.
Temp. 18 st. C.