poniedziałek, 13 września 2010

MTB Maraton Osieczna / PIO_TREK

 Niedziela przywitała nas piękną pogodą i zapowiadał się piękny dzień. Kasia przyrządziła na śniadanko pyszny makaron z sosem, po zjedzeniu którego udałem się spakować samochód. Zadanie to tym razem nie było takie łatwe. Naszego kochanego Forda Mondeo kombi, zastąpił chwilowo nowy Ford Ka :) Składając siedzenia w samochodzie i zdejmując koła w rowerze udało się jakoś wszystko zapakować.

Kto powiedział ,że Ford Ka jest mały :)

Najedzeni i spakowani wyruszyliśmy w kierunku Osiecznej, po drodze za Stęszewem spotykając się z Fordem Mondeo, którym jechali Ania, Mike i Wojtek.
 Około 8.30 dotarliśmy na miejsce i pierwsze kroki skierowaliśmy do biura zawodów żeby się zarejestrować. Zadowoleni wróciliśmy do samochodów i przystąpiliśmy do składania rowerów. Wyszykowani ustawiliśmy się  pierwszych rzędach na starcie i słuchaliśmy niezastąpionego "konferansjera" maratonów MTB; Piotra Kurka.

"Piotry dwa"  - z prawej Piotr Kurek

 Dokładnie o 10.30 padł strzał startera, oznajmiający start maratonu. Ruszyliśmy z wigorem, po pierwszej prostej na lewym zakręcie postanowiłem pojechać po wewnętrznej co  okazało się to błędem bo  zostałem przymknięty i straciłem wiele pozycji. Na koniec rundy rozjazdowej udało mi się dojechać do Mike-a, niestety dla mnie to był ostatni moment przed metą kiedy się widzieliśmy. Mike parł do przodu, a ja nie byłem w stanie utrzymać przyzwoitego tempa wyścigowego.  Nie wiem czym było to spowodowane, ale myślę że można to nazwać "dyspozycją dnia" : raz jest super i wszystko wychodzi, a kiedy indziej jedziesz swoje i niby nic się nie dzieje, ale wiesz że to nie to. Tak właśnie było ze  mną tego dnia. Po pierwszej pół godzinie jazdy i pokonaniu pierwszych podjazdów, czułem że muszę trochę odpuścić żeby się nie "zagotować" Zwolniłem trochę i starałem się jechać swoje obserwując jak sytuacja się rozwija. Przez następną godzinę straciłem wiele pozycji i zaliczyłem lekką glebę przy szaleńczym zjeździe z "Jagody". Poprawa przyszła przed ostatnią godziną maratonu, kiedy zacząłem doganiać rywali i odrabiać pozycję. Najbardziej cieszę się z tego że udawało mi się to na podjazdach, gdzie większość zawodników była już "zagotowana". Pod koniec wyścigu toczyłem zaciętą walkę z Grzegorzem Napierałą z drużyny "Rowery Rybczyński", co chwila zamieniając się z nim pozycjami. Kulminacyjny moment nastąpił na "agrawkach", czyli  kilku następujących po sobie podjazdach i zjazdach. Niektóre z nich z powodu braku sił pokonywaliśmy podbiegając. Niestety podjeżdżając jednego z nich zblokowała mi się tylna przerzutka i straciłem około minuty. Po naprawie, jadąc dalej udało się dojechać do "Rybczyńskiego" na wyciągnięcie ręki. Wtedy on wraz z innym zawodnikiem, dali  sobie kilka zmian i urwali  mnie na jakieś 300m , których już nie odrobiłem. Ostatnie kilometry wiodły asfaltem do samej Osiecznej i na metę dotarłem z czasem: 3h 13min 06sek uzyskując 37 pozycję w giga i 12 miejsce w M-3.

Ostatnie metry przed metą.
 Wynik uznaję za zadowalający, bo możliwy byłby lepszy wynik gdybym początek pojechał mądrzej i  miał trochę lepsza dyspozycję dnia. Był to mój pierwszy maraton "interwałowy" i z taką skalą przewyższeń, które może nie powalają ,ale są czymś innym w porównaniu z płaskim np. Eska Bike Maraton w Poznaniu.
 Na mecie okazało się że przyjechałem ok. 3min za Mike-m , który miał problemy  na trasie i stracił 5 minut z powodu skurczy nóg. W tym miejscu normalnie napisałbym że "To jego problem", ale dzisiaj tego nie napiszę ponieważ jeździmy w jednej drużynie ,a On jest moim bratem. Wszystkie jego porażki są moimi porażkami.
 Podsumowując; trasa maratonu była świetnie przygotowana, oznaczona i zabezpieczona, a 3 godziny chyba jednak nie były dzisiaj do złamania.
Za ukończenie maratonu odebrałem medal oraz gratulacje od  kochanej żony :) i "niedysponowanej" Ani.
Omawiając maraton poszliśmy wszyscy wspólnie umyć rowery i siebie dzięki uprzejmości miejscowej Ochotniczej Straży Pożarnej. Po wszystkim; przebraliśmy się przy samochodach, poszliśmy zjeść makaron, wypić piwko, biorąc udział w zakończeniu zawodów. Podczas loterii dopisało nam szczęście. Mike wygrał smar do łańcucha, a ja rękawiczki w rozmiarze dłoni żony.
Mike, PIO_TREK i dwa Lechy
Dystans giga wygrał Marek Konwa : 2h 29min 3sek
Wojtek był 8 (2 w swojej klasie) : 2h 50min 7sek
Mike zajął 31 miejsce (12 w swojej klasie) : 3h 10min 49sek

Gratuluje nam wszystkim udziału i ukończenia maratonu !!!

Czas: 3h 13mnin 6 sek. HRmax 192. HRśr 169. Spalone kalorie: 3066 kcal

Ślad GPS:
http://www.sports-tracker.com/#/workout/Piotrek19754/ehplc5sml3d0ctiv

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz