wtorek, 7 września 2010

Eska Bike Maraton w Poznaniu / PIO_TREK

Mimo innych wcześniejszych planów, postanowiliśmy wraz z Mike-m wystartować w Eska Bike Maraton w Poznaniu. Niedziela 5 sierpnia przywitała nas chłodem ,ale też lekkim słoneczkiem. Na tor regatowy "Malta", gdzie zlokalizowany był start dotarliśmy w czwórkę ( Kasia, Amia, Mike i PIO_TREK) naszymi dwoma "Mondkami". Po złożeniu rowerów pojechaliśmy się zarejestrować. Rejestracja przebiegła szybko i sprawnie. Po otrzymaniu numerów startowych i chipów dziewczyny pobiegły z nimi po odbiór gadżetów. Ania wróciła trochę zniesmaczona ,że za 70 zł wpisowego dostała tylko chustkę Campusa i napój izotoniczny. Ale to jest ich problem. Dla mnie i dla Mike-a najważniejszy był start w maratonie i dobra zabawa, a nie jakieś gadżety.

Przygotowanie do startu. Zakładanie numerów.

Z założonymi numerami startowymi, pojechaliśmy trochę się rozgrzać przed startem, okrążając jeden raz jezioro Maltańskie.
Po rozgrzewce ustawiliśmy się na linii startu, a że startowaliśmy w Eska Bike Maraton po raz pierwszy to "zakwaterowano" nas w ostatnim siódmym sektorze. Wiedzieliśmy już że po starcie bardzo mocno będziemy musieli przebijać się do przodu i walczyć o jak najlepsze pozycję.




 

Wywiad dla WTK.
W oczekiwaniu na start o godzinie 11.00, od godziny 10.30 ,staliśmy już jako pierwsi w swoim sektorze i wtapialiśmy się w klimat i atmosferę maratonu. Przy okazji udzieliliśmy ekskluzywnych wywiadów dla telewizjii WTK. (Mamy nadzieję że Trek & Discovery Channel jakoś nam to wynagrodzą).
Chwilami robiliśmy z Mike-m za stojaki do rowerów: Mike przytrzymał koleżance Felta :), a ja miałem okazję trzymać carbonowego Cannondale-a.
I muszę w ty miejscu stwierdzić ,że carbon to przyszłość inna bajka, a do fulla może kiedyś się przekonam.
Może pomoże mi w tym Fundacja Spełniamy Marzenia.

W oczekiwaniu na start. Sektor 7
Punktualnie o 11.00 nastąpił start maratonu i kolejno wypuszczano na trasę kolejne sektory. Najpierw 1 potem 2 i tak kolejno 3,4,5,6 aż przyszła kolej na nasz 7 sektor. Myślę że wystartowaliśmy jakieś 3-4 minuty po czołówce. Na szczęście liczenie czasu rozpoczynało się dopiero po minięciu przez "chip" lini startu.
Od razu przystąpiliśmy z Mike-m do ataku i odrabiania pozycji. Muszę przyznać że szło nam bardzo dobrze, a ferwor walki tak mnie wciągnął że straciłem rachubę ile osób mijam. Najważniejsze było dla mnie przeć do przodu i sprawiało mi to olbrzymią frajdę. Nogi w tym dniu "podawały" znakomicie, a ja pilnując tętna i uciekającego braciszka przesuwałem się do przodu. To jak Mike pracuje w tłumie i jak lawiruje między kolejnymi zawodnikami jest dla mnie nie do pojęcia i musiałem się wiele napracować aby być cały czas za nim. Wiem że w tym elemencie jazdy bardzo pomogło mu doświadczenie z ASG kiedy to często musiał unikać strzelających mu w plecy przeciwników. Bez dwóch zdań jest w tym świetny.
 Na pierwszym punkcie kontrolnym zameldowaliśmy się razem po 51 minutach, cały czas starając się dawać sobie zmiany. Po około godzinie jazdy oglądając się trzy razy do tyłu, zobaczyłem że Mike nie może mi dać zmiany, postanowiłem trochę przyspieszyć i pojechać swoim tempem do mety. Do połowy trasy jechałem cały czas pod wiatr podłączając się pod kolejne grupy przede mną. Przeskakując kolejnych rywali napierałem do przodu, bojąc się jednocześnie czy nie zapłacę za to w końcówce. Tego dnia czułem się świetnie i nie mając nic do stracenia postanowiłem zaryzykować.
 Na trasie starałem się pić co 10-15 minut, po pierwszych 45min  zjadłem pierwszy Energy Gel firmy Penco.
Nie wiem z czego się on składa ,ale daje takiego kopa energii że powinni chyba zabronić jego stosowania.
Po 1,5h zjadłem banana, a po 2h drugi gel.
 Pokonując kolejne kilometry dołączyłem do zawodnika ,który jechał podobnym tempem i zaczeliśmy dawać sobie zmiany dojeżdżając tak do okolic Swarzędza. On niestety stracił trochę schodząc ze schodów na trasie ,a ja dalej pomknąłem sam. Przez cały maraton nie kontrolowałem przebiegu kilometrów, interesował mnie tylko czas jazdy. W pewnym momencie jakieś 6km przed metą, zobaczyłem jadącego przede mną  z inną grupą Zbyszek, który startował z 3 sektora. Sam nie mogłem uwierzyć w to co widzę. Dogoniłem go choć startował wcześniej. Dało mi to takiego kopa ,że nic już nie mogło mnie już zatrzymać. Wyprzedzając tę grupę rzuciłem tylko: "Dawaj Zbychu!" ,chcąc dodać mu otuchy i pomknąłem dalej.


Bardzo zadowolony na mecie. W tle Zbychoo :)
 Na mecie stawiłem się z  czasem:
2h 21min 6sek ,  po pokonaniu licznikowych 69km.
(63 według organizatora?)
Zajmując 84 lokatę w Open i 32 w M-3.
 Jest to mój wynik życiowy, który nawet w chwili pisania tego posta do mnie nie dociera.
 Najbardziej cieszę się z uzyskanego czasu, z tego że drugi raz wyprzedziłem  Zbycha (pewnie miał znowu kryzys, ale to jego problem), i z pokonania po raz pierwszy w maratonie Mike-a. Choć tutaj wynik nie jest miarodajny ,bo braciszek dwa dni przed maratonem ostro trenował i nie jechał na świeżości.

Podsumowując start ,choć zabrzmi to nie skromnie: WSZYSTKO W TYM DNIU MI WYCHODZIŁO!
84 miejsce (32 w M-3) z pośród 640 uczestników na dystansie Mega uważam za swój wielki sukces :)
Ciekaw jestem jaki miałbym czas i miejsce startując z wcześniejszych sektorów?

Po zakończeniu maratonu uzupełniliśmy straconą energię: makaronem, pomarańczami.
Sukces i uzyskane wyniki uczciliśmy  z Mike-m paroma Lechami Premium, oklaskując zwycięzców maratonu w poszczególnych kategoriach. Towarzyszyła nam w tym jego rodzinka Wiktorów (m.in Zbyszek, Wojtek).
Przez moment w oddali dopełnił wszystkiego swoją obecnością Piotr Kurek , którego nie mogło na tej imprezie zabraknąć :)
Kończąc bardzo udaną imprezę pojechałem wraz z żoną Kasią ,zregenerować siły do wyśmienitego i jedynego w swoim rodzaju Parku Wodnego "Octopus" w Suchym Lesie.

Na mecie z Panią Prezes Fundacji "Spełniamy marzenia".
 Dziękuję Bardzo! Kasi i Ani, paniom prezes fundacji:
"Spełniamy marzenia"
bez wsparcia i dopingu których udział w tym maratonie nie byłby możliwy.

Dziękuję Mike-owi z którym treningi na rowerze i starty w maratonach dają mi olbrzymią frajdę i energię do życia.

Dziękuję Tacie, który pilnował z góry , żeby żaden defekt na trasie nie zepsuł uzyskanego wyniku.

ONLY:
GREAT POLAND BIKE TEAM !


Trasa maratonu była płaska ,szybka z dużą ilością szutrów i małą ilością piachu ale za to bardzo dziurawa.
Czas; 2h 21min 6sek. HRmax 188. HRśr 174. Spalone kalorie; 2336 kcal.

Ślad GPS;
http://www.sports-tracker.com/#/workout/Piotrek19754/359l7hce4f7kgk2a

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz