wtorek, 3 sierpnia 2010

Wakacje 2010

Tata na jednej z nadmorskich szos
Tegoroczny urlop spędziłem w ogarniętej kryzysem Grecji. Po raz czwarty udaliśmy się w to samo miejsce a mianowicie na „Camping Stavros” znajdujący się niedaleko miejscowości Nea Marmaras w środkowej części półwyspu Sithonia w rejonie Halkidiki. Już od kilkunastu lat spędzamy w ten sposób letnie wakacje. Podróżujemy samochodami zabierając ze sobą wszystkie niezbędne rzeczy ( no dobra cześć z tych rzeczy jest zbędna ale za to umilająca pobyt ), takie jak namioty ( włącznie z namiotem kuchennym ), kuchenkę gazową, stół krzesła, szafki, lodówkę, ponton wraz z „monstrualnej” wielkości silnikiem o mocy 5km a co najważniejsze ROWERY.
Ten rok był rekordowy bo udało mi się wziąć dwa. Szosowy i górski. A miejsc do jazdy na obydwóch jest tu całe multum, dobrej jakości szosy, wymagające podjazdy, kręte i techniczne drogi szutrowe, dukty leśne, kamienie dosłownie każdy rodzaj nawierzchni . Najwyższy szczyt na półwyspie wznosi się na wysokość 806m n.p.m. Żeby się tam dostać trzeba pokonać 30km podjazdu non stop ( udała się tego dokonać dwa lata temu, jechaliśmy w dwójkę Gabor i Ja ). Tak wiec naprawdę jest co robić i gzie się bawić, niestety tym zabawa towarzyszy piekielny upał.

Wybrzerze Sitoni
Pierwsze treningi nie należały do najprzyjemniejszych. Po 26h za „kołkiem” organizm potrzebował parę dni na odpoczynek i aklimatyzacje. Szczególnie źle wspominam drugi dzień na rowerze. Tego dnia ochoczo zaplanowałem sobie objechanie Sithoni dokoła na kolarzówce. I jak to mawiają w wojsku plany są tak długo dobre dopóki nie spotkamy wroga. A wrogów tego dnia to miałem cała koalicje, upał, zmęczenie, sztywny i długi podjazd na początek, brak „miękkich” przełożeń. To ze tego dnia zrobiłem ponad 60km i tak jest wielkim sukcesem!.

Taty i moja maszyna odpoczywa w cieniu
Kropelka wody dla ochłody
Toroni 1km
Drugi tydzień pobytu już był znacznie przyjemniejszy i z tego powodu również najbardziej intensywny. Najpiękniejsza jazda chyba całego wyjazdu zaprowadziła mnie na wysokość 700m n.p.m. Początek piękną widokowo szosą wzdłuż wybrzeża do miejscowości Porto Carras ( Carras był multimilionerem który wykupił sporą część wybrzeża w latach 50 XX wieku i zaadoptował te tereny na nadmorski kurort oraz winnice, a nad całością górował jego dom wybudowany na skale na wysokości około 200m n.p.m. , nie wiem co ci bogacze mają za kompleksy ale przeważnie tak bywa że musza mieszkać wyżej niż inni ), krótki i szybki zarazem zjazd do Nea Marmaras ( przy okazji polecam Bar Nova, bardzo miła obsługa, normalne ceny i maja łącze wi-fi za pośrednictwem którego oglądałem wraz z małżonką Tour De France, wszystko w cenie jednej kawy mrożonej! Jednym słowem miejsce przyjazne kolarzom  ), a stąd trudny „szarpany” podjazd do miejscowości Parteonas. Osada ta w połowie ubiegłego roku praktycznie wyludniła się całkowicie.
"Ogródek" Baru Nova
Pod koniec XX wieku domy tu zaczęli wykupywać bogaci mieszkańcy Salonik i dzięki temu odżyła a w chwili obecnej jest przepięknie utrzymanym urzekającym miejscem. Ponadto udało się zaliczyć darmową kawę w lokalnej kawiarni ( przypuszczalnie właściciel uznał mnie za jakiegoś szaleńca w dodatku dziwnie ubranego wiec wolał nie „ryzykować” ). Zostawiłem Parteonas za sobą i kontynuowałem wspinaczkę na zaplanowaną grań. Z początku podjazd lekko „puścił” i jechało się bardzo przyjemnie jednak końcowe 8km podjazdu to prawdziwy „sztywniaczek” ( środkowa tarcz z przodu i największa koronka z tyłu przez cały czas ).


Ja z Parteonas w tle
Camping Stavros z góry

Po dotarciu do celu widać było drugą stronę Sitonii oraz półwysep Atos na horyzoncie. Atos to praktycznie niezależna „Republika Mnichów”. Na górze o te samej nazwie wznoszącej się prosto z morza na ponad 2000m n.p.m. zbudowali sobie liczne sanktuaria do których dostać się można tylko wąskimi stromymi i krętymi ścieżkami. Do samej „Republiki” wstęp mają tylko mnisi, nieliczni dopuszczeni przez nich cywile i żadnych ale to absolutnie żadnych KOBIET.

Gdzies tam w tle czai sie Atos

Po krótkim odpoczynku 30km zjazd do campingu. Prawdziwy eden dla każdego kolarza prędkość w okolicach 60-70km/h po szutrowej drodze. Na tak długich odcinkach w dół też można się zmęczyć a cały czas trzeba utrzymywać 100% skupienie bo o błąd nie trudno a przy tej prędkości…

Na przełączy "Panorama Kalamitsi"
Początek zjazdu


Trzeci i ostatni tydzień pobytu to kilka „łatwiejszych” treningów wraz z Tatą oraz powolne odwlekane w czasie jak najdłużej, przygotowania do powrotu. W sumie w trakcie 11 dni treningowych pokonałem około 600km co daje średnią 54,4km na trening. Co przy tych różnicach wzniesień ( średnio 800m na trening ) i temperaturze jest wynikiem w zupełności mnie satysfakcjonującym. Szkoda że urlop tak szybko minął i że w ten przepiękny zakątek Europu jest tak daleko.

Mój Rowerek
Wubrzerze Sitoni




Dzielny polski kolarz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz