1. Jak najmniej sprzętu ( bez śpiworów, karimat, kuchenki gazowej itp ) "only krzesiwo" namiot był jedynym wyjątkiem.
2. Idziemy na azymut omijając dukty leśne.
3. Rozbijamy obóz nad jakąś rzeczką lub jeziorem i ćwiczymy różne techniki rozpalania ognia, budowy szałasu itp.
4. Mamy przy tym wszystkim kupę zabawy.
Azymut 330 |
Tak wyglądały założenia a jak wyglądała rzeczywistość? A no trochę mniej kolorowo. Zaczęło sie od tego że zapowiadana pogoda miała obfitować w deszcz. W sobotę rano było przyjemnie, sporo słońca na niebie więc podjęliśmy decyzje że ruszamy. Ania "desantowała" nas za Wronkami. Krótka odprawa na temat nawigacji i sposobów orientowania się w terenie i ruszyliśmy w drogę. Na początku było bardzo przyjemnie ciepło, sucho i sympatycznie. Gabor bardzo szybko załapał o co chodzi w marszu na azymut, orientowaniu mapy, i kilku sztuczkach pomagających w marszu przez las które mu pokazałem. Po drodze spotkaliśmy sarnę, jelenia oraz padalca wygrzewającego sie w promieniach słońca.
Po około 2,5h osiągnęliśmy pierwszy zaplanowany punkt na naszej trasie, wzgórze oddalone o około 7km na północ od Wronek. Niby nic wielkiego ale jest powód do dumy: idąc tylko na azymut, korygując go kilkakrotnie po drodze weszliśmy wprost na słupek znakujący wysokość tego wzniesienia. Precyzja jak w broni cyfrowej.
Azymut 80 |
Po krótki postoju wyznaczyliśmy nowy kierunek marszu i dziarsko ruszyliśmy w dalszą drogę. I tu sielanka się kończy. Rozpadał się tak silny deszcz ze widoczność spadła do kilkunastu metrów po mniej więcej godzinie deszcz nabrał jeszcze bardziej na sile i przemienił się żeby było "fajniej" w grad. Kompletnie przemoczeni doszliśmy do drogi nr. 140 pomiędzy Jasionną a Smolarami. I tu podjęliśmy decyzje żeby zakończyć nasza wyprawę. Dalszy marsz nie miał większego sensu. Cały czas padało i zarówno prognoza pogody jak i wygląd horyzontu nie zapowiadały polepszenia sytuacji ( jak sie później okazało rzeczywiście nie było lepiej ). Powiem szczerze ze osobiście nie miałem ochoty złapać jakiegoś przeziębienia. Tak więc 1h później Ania odebrała nas z Jasionnej.
Drożdzówka na bufecie |
Cisza przed burzą |
Obiecaliśmy sobie że powtórzymy tą wyprawę tym razem lepiej się do niej przygotowując!
Z tej wyprawy wróciliśmy na tarczy alej jak mawia wielki myśliciel Pio-Trek "Wszystkie bitwy naszego życia czegoś nas uczą. Nawet te przegrane".
Mike
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz