środa, 5 października 2011

Kaczmarek Electric w Wolsztynie / Mike

Nie pamiętam kiedy ostatnio miałem takie opóźnienie w relacji z zawodów… Właściwie to chyba przez tak długo jeszcze nie milczałem na blogu. No ale byłem ostatnio trochę zajęty…
Nie bardzo jest o czym i nie bardzo chce mi się pisać o wyścigu w Wolsztynie, bo jest on przykładem jak perfekcyjnie można dać dupy na całej linii. No ale zaraz odezwie się PIO_TREK że nie pisze się tylko o sukcesach, ale o porażkach również…
Dobra przejdźmy do konkretów i miejmy to już za sobą.

Dojazd na zawody we mgle i to takiej fajowej czyli gęstej. Było tak fajnie że raz o mało dzwona nie zaliczyłem jak jakiś Wieśniak próbował znaleźć wjazd na pole nie posiadając żadnych działających świateł z tyłu i jadąc 5km/h. Pisk opon i na żyletki "wciskanko" pomiędzy niego, a jakieś auto jadące  z na przeciwka…
W Opalenicy jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki mgła ustąpiła miejsce słoneczku… ta sielankowa atmosfera nie zapowiadała tego co miało nadejść.

Na zawodach standardowo rejestracja, sprzęcik itp. 
Bardzo dobrym rozwiązaniem w cyklu Kaczmarek Electric jest ustawianie w pierwszym sektorze zawodników z czołówki cyklu, Gogol mógłby też to wprowadzić… I tu popełniłem pierwszy z wielu błędów, myślałem ze jak jestem rozstawiony w 1 sektorze to nie musze warować na linii startu 30min przed godziną „zero”. No i się okazało ze jak podjechałem do sektora to już była do niego kolejka. Stałem wiec w 5 linii, sporo za moim głównym rywalem w generalce. Dodatkowo oddzielała mnie od niego masa zawodników z starszych kategorii i z dystansu mini. Nie odbieram im prawa do bycia liderami w swoich grupach bo sobie na to swoją jazdą w pełni zasłużyli, no ale nie oszukujmy się szybkie starty nie są ich domeną …

Na starcie w pierwszej linii czołówka, Kaiser, Dorożała, Konwa, zawodnicy z Legii no i Magda H.
Po starcie najważniejsze było przebić się do przodu tak by pilnować głównego konkurenta. Po jakimś czasie się to udało, po drodze mijałem Marka Konwę który się bawił i raz przyspieszał raz zwalniał, oglądał się za siebie…. czekał widocznie na kogoś. Tempo wariackie tak jakby wszyscy Mini jechali, do tego piach i korzenie, za cholerę nie mogłem kadencji utrzymać . Po jakimś czasie uznałem że pilnowanie mojego konkurenta jest lekko nudne więc mu uciekłem i jechałem w trzy osobowej grupie razem z Magdą H. i jeszcze jakimś zawodnikiem. Niestety tu popełniłem, a właściwie popełniliśmy kolejny błąd gubiąc trasę.
Po tym jak ktoś na nas krzyknął że nie tędy droga, zawróciliśmy ale niestety kolejne kilometry wiodły singletrack-iem i to po górkach, ni jak nie można było wyprzedzać. Tak więc czołówka odjechała ,a ja
„dusiłem„ się za maruderami …
Nagle zacząłem słabnąć, mięsnie piekły i bolały niemiłosiernie, brakowało sił i traciłem pozycje za pozycją.
Do tego moje wkurwienie na piach ( i opony Gato ), korzenie, dziury i całkowitą nie możność złapania rytmu pedałowania, osiągnęło stan krytyczny.

Podjąłem decyzje że jadę tylko Mini! Po jakimś czasie o dziwo doszedłem „mojego” zawodnika i na chwile pojawił się promyk nadziei że może jakoś przemęczę drugą rundę… No ale na odcinku przed metą/początkiem drugiej rundy tempo wzrosło poszło kilka ataków, a ja nie miałem czym odpowiedzieć… Ok wycofuje się, szybka kalkulacja punktów w generalce i powinienem być i tak wysoko. I to był największy błąd całego sezonu. Co ja sobie myślałem, że co można sobie przeliczać punktacje w pamięci ( z matmy jak wiecie zawsze byłem słaby )…
Już po wyścigu, w czasie dekoracji okazało się że jakbym tylko razem z Adrianem Brychem wjechał na metę to wygrałbym cały cykl !!! Miałem nad nim 8 punktów przewagi przed startem, a on został zwycięzcą generalki.

W niedziele okryłem się hańbą, największa kompromitacja sezonu. Była szansa na 1 miejsce, a jest jedynie 4 miejsce… Jadąc, co prawda nie wiedziałem że są szanse na najwyższe miejsce na podium, ale cóż to za usprawiedliwienie! Mam nauczkę i wyciągnę wnioski z tej lekcji. Nigdy prze nigdy nie odpuszczać, nawet jak miałbym zdechnąć na tej drugiej pętli!
Jak na to wszystko teraz patrzę to może i lepiej się stało. Taki pstryczek w nos ( a raczej solidny kop w tyłek  ) na koniec sezonu startowego… Wiem jakie błędy popełniłem, jestem zdeterminowany do jeszcze  cięższej pracy w przyszłym sezonie.

Nie jest chyba źle V-ce Mistrz GP Wlkp w Martaonach MTB i 4 w Kaczmarek Electric.
Zrozumiałem też co organizm chciał mi powiedzieć w niedziele… czas odpocząć i cieszyć się jazdą dla samego przebywania na łonie natury…

1:29:53 
Hr avg 158, Hr max 179, dist 35,5km, spd avg 23.8km/h, cad avg 98, asc 175m, kcal 1352, zmęczenie 10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz