środa, 2 listopada 2011

Dzień 193 / TTR-N odcinek północny / PIO_TREK

Końcówkę udanego sezonu rowerowego 2011 postanowiłem uczcić wspólnie z Mike-m oraz innymi  zainteresowanymi kolarzami, poprzez przejechanie w ciągu jednego dnia całego północnego odcinka Transwielkopolskiej Trasy Rowerowej z Okonka do Poznania.

Poprzez bloga GPBT umówiliśmy się na niedziele 30.10.2011. Spotkaliśmy się o godzinie piątej rano na Dworcu Głównym PKP w Poznaniu, skąd pociąg miał nas przetransportować do Okonka, czyli na początek TTR-N.

O dziwo! Jak na tak wczesną porę dnia, do trzech czynnych kas biletowych stały już pokaźne kolejki, więc kupno biletów zajęło nam trochę czasu. Ale niektórym, jak na przykład Gaborowi, dodatkowo utrudniła to zmiana czasu z letniego na zimowy. Przestawiając czas w komórce i ustawiając budzik, musiał nieźle namieszać. Dlatego trochę zaspał i na ostatnią chwilę wpadł z rowerem na dworzec, a bilet kupował już u konduktora w pociągu.

W międzyczasie wraz z resztą ekipy zapakowaliśmy rowery na końcu składu pociągu, po czym każdy poszedł znaleźć sobie miejsce do siedzenia. Wspólnie z Mike-m, Stanisławem i panem Jackiem siedzieliśmy w "klimatyzowanym" przedziale, pilnując rowerów ...

Ścieśniaj! Ścieśniaj! :)
Pociąg wyjątkowo jak na standardy PKP ruszył z peronu dokładnie z rozkładem, i o godzinie 5.36 rozpoczęliśmy podróż do Okonka, czyli na miejsce startu naszej wyprawy. Jazda upływała w miłej atmosferze, z nowo poznanymi kolegami rozmawialiśmy na tematy rowerowe i nie tylko. W miedzy czasie naładowaliśmy nasze akumulatory węglowodanami, zjadając zabrane z domu różne pochodne makaronów.

PKP zaskoczyło nas tego dnia po raz drugi, kiedy na peron w Okonku wjechaliśmy zgodnie z rozkładem o godzinie 8.21. Na miejscu czekali już na nas czterej koledzy ze Złotowa, którzy postanowili nam towarzyszyć w pierwszej części wyprawy ...

Na dworcu w Okonku.
Z dworca PKP musieliśmy podjechać kawałek do miejsca w którym ma swój początek TTR-N.
Przed startem stanęliśmy wszyscy do pamiątkowego zdjęcia naszej czternastoosobowej ekipy w składzie ...

Ekipa poznańska;
Jacek Wichłacz, Marek Jeszka, Paweł Weber, Gabor Sass, Wojtek Sołtys, Stanisław Walkowiak, Demon, Filip, Mike, PIO_TREK

Ekipa złotowska;
Marek Dereszkiewicz, Wiesław Fidurski, Jan Biela, Sławek Dereszkiewicz

Na starcie; 12 osób na zdjęciu + 2 za obiektywem :)

Mapa z przebiegiem trasy.
Początek trasy i pytanie; Czy damy rade?
Kiedy ruszyliśmy około godziny 8.30 w powietrzu utrzymywała się jeszcze gęsta mgła. Niestety już na pierwszych kilometrach ekipa zaczęła rwać się na części. Z przodu mocno ciągnęli koledzy ze Złotowa, natomiast z tyłu mocno odstawał Filip, który chyba postanowił udowodnić sobie że da rade przejechać dystans 200 kilometrów na rowerze miejskim z koszykiem.

Próbowałem ratować sytuacje i zatrzymałem się by poczekać na Filipa, a następnie dociągnąć go do reszty ekipy. Czekałem! Czekałem! a kolega nie nadjeżdżał. Później okazało się że zawrócił na stację do Okonka :(
Najciekawsze w tym wszystkim jest to że, Filip pozostawił w domu sprawny rower MTB w rozmiarze 29''

W miedzy czasie, stojąc samotnie na drodze zrobiłem zdjęcie konia w gęstej mgle, bo to przecież taki rzadki widok :)

Koń jaki jest każdy widzi :)
Znudzony czekaniem ruszyłem w pogoń za resztą ekipy. Nie mogliśmy sobie przecież pozwolić na zbyt duże straty czasowe oraz zbyt wolne tempo jazdy, bo przed nami był jeszcze szmat drogi, a dzień przecież o godzinę krótszy.

Wkrótce dojechałem do skrzyżowania, gdzie czekali na mnie pozostali kolarze by kontynuować wspólną jazdę ...

A gdzie jest Filip?
Od tego momentu tempo trochę wzrosło i coraz szybciej pokonywaliśmy kolejne kilometry trasy.
Wkrótce dotarliśmy do pierwszej atrakcji nanaszym szlaku, którą był zniszczony most na rzece Gwdzie ...

Historia mostu w "pigułce", bo Mike zabronił mi dodawania długich opisów :)
Most zrobił na nas duże wrażenie, jednak przed nami była daleka droga i musieliśmy ruszyć dalej.

Jadąc lasami każdy z nas poznawał się na wzajem z innymi, nie znanymi wcześniej uczestnikami wyprawy. Kilometry uciekały co raz szybciej, i wkrótce przyszedł czas rozstania z kolegami ze Złotowa, którzy we wsi Piecewo odbili w stronę swojego rodzinnego miasta. My natomiast pojechaliśmy w stronę Skórki, gdzie zatrzymaliśmy się na przejeździe kolejowym ...


Podczas postoju Mike zauważył pękniętą szprychę w tylnym kole. Naprawa szprychy na miejscu nie była możliwa, więc zagiął ją w 'klucz wiolinowy", wsiadł na rower i kontynuował jazdę ...

Awaryjne zaplatanie pękniętej szprychy a'la Mike :)

Ze Skórki żwawo podążamy naprzód i wkrótce docieramy do Piły, gdzie zatrzymujemy się przy dworcu kolejowym ...

Perełka wśród dworców kolejowych :)
W tym miejscu pożegnaliśmy się z Demonem, który jadąc w jeansach i czapce z daszkiem (bez urazy!), dzielnie trzymał koło w peletonie! Niestety stwierdził że dalsza jazda jest ponad jego siły i nie ma sensu.
Udał się na dworzec, by najbliższym pociągiem wrócić do Poznania.

A ja wraz z resztą ekipy, postanowiłem zorganizować sobie pierwszy dłuższy postój w pobliski barze o wielu tajemniczo brzmiących nazwach; Win Race , China Wok Bar :)


Kiedy wszedłem do środka baru, przypomniały mi się "Kuchenne rewolucje". Postanowiłem nie ryzykować i zamówiłem tylko kawę. Inni uczestnicy podróży wykazali się większą odwagą i zamówili do jedzenia typowe dania kuchni chińskiej; pierogi ruskie , zapiekanki :)

Wypoczęci, napici i najedzeni ruszyliśmy dalej. Nie wiem co było w tych posiłkach, ale jak po wyjeździe z Piły wyszliśmy na zmiany to tempo było zawrotne. Jak zwykle lokomotywa ciągnącą pociąg był Josip, który nie pozwalał nikomu wyjść na czoło! On jechał swoje, a my z tyłu doszliśmy wspólnie do wniosku że; Zostawił włączone żelazko i spieszy się o domu :) Żarty żartami, ale trzeba przyznać Wojtek że masz nogę !

Kilometry uciekały, a nam w końcu dało się spotkać ze Zbyszkiem i Wojtkiem Wiktorami, którzy mieli do nas dołączyć już w okolicach Skórki. Jednak okolice Piły tak ich zauroczyły, że postanowili je najpierw całe objechać, a później dołączyć do naszego peletonu :) 

Po paru kilometrach wspólnej jazdy przyszedł czas by pójść "za potrzebą" i zrobiliśmy sobie mały postój ...


... po którym bracia "W" wyszli na czoło i rozpoczęli swoja ciężka pracę. To naprawdę robiło wielkie wrażenie, kiedy Zbyhoo ciągnął całą naszą drużynę ze "spadochronem" na plecach! W w/w plecaku miał podobno 5kg ziemniaków z "ubiegło-nocnego" ogniska :)

Wkrótce dojechaliśmy do Trzcianki, gdzie na jednym z rond trochę pogubiliśmy drogę. Zatrzymaliśmy się akurat przy kościele, budząc wielkie zainteresowanie wychodzących po mszy parafian. kiedy Mike odszukał na mapie właściwą trasę, wsiedliśmy ponownie na nasze rumaki i skierowaliśmy się w stronę Czarnkowa. 

Do nadnoteckiego miasta dotarliśmy sprawnie po pokonaniu około dwudziestu kilometrów, i przy sklepie Żabka urządziliśmy sobie kolejny dłuższy postój w trakcie którego napełniliśmy m.in. nasze bidony ...


Wyjeżdżając z Czarnkowa nie mogłem sobie odmówić, by nie pojechać na 14% ściankę. Z mojej propozycji skorzystali jeszcze Wojtek W. i Stanisław. Starałem się pojechać w miarę mocno, ale to jak ją podjechał Wojtek ( pewnie na ćwierć gwizdka? :) ), zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Na prawdziwych zawodach pewnie by mu się z pod tylnej opony dymiło :) Po prostu ogień! I powiem wam że gość w pełni zasłużenie jeździ w stroju reprezentacji polski juniorów!

Gdy zjechaliśmy ze ścianki, uformowaliśmy ponownie cały peleton i ruszyliśmy w stronę okolic wsi Dębe. Trasa prowadziła droga wypłukaną przez spływająca po ulewach wodę. Był to najtrudniejszy fragment dzisiejszego przejazdu, który z trudem udało się przejechać, choć momentami trzeba było rower prowadzić.

Po jakimś czasie dotarliśmy do wsi Prusinowo, gdzie wjechaliśmy na drogę asfaltową. Niby powinno być łatwiej, ale wyjechaliśmy na otwarty teren i w jeździe trochę przeszkadzał wiatr. Na czele niezmiennie pracowali Zbyszek, Wojtków dwóch oraz Marek. Mijając kolejne wsie; Jędrzejewo, Młynkowo, Tarnówko, Zielonagórę, Obrzycko dotarliśmy do leśniczówki Daniele. 

Czekała tam na nas Agnieszka z ciepłą kawą i herbatą. Usiedliśmy więc wspólnie przy drewnianym tipi 
( a może Wigwamie? :) ) i odpoczęliśmy trochę w trakcie ostatniego tego dnia długiego postoju. Mike przygotował dla wszystkich miłą niespodziankę, wręczając każdemu z uczestników, firmowy kubek Parku Wodnego "Octopus" w którym mogli wypić w/w napoje ...


Czas upływał, a na dworze robiło się co raz ciemniej i co raz zimniej. Dlatego każdy z nas postanowił się ubrać trochę cieplej, a także wyposażył swojego rumaka w niezbędne oświetlenie. Niektórzy imponowali naprawdę potężnymi źródłami światła.

W zapadającym zmroku ruszyliśmy na ostatni odcinek naszej trasy. Minęliśmy most w Brączewie, jednak nikt nie zwrócił na niego szczególnej uwagi. każdy chciał już jak najszybciej dotrzeć do mety. Myślę że gdyby było wcześniej, jaśniej i cieplej to każdy z przyjemnością obejrzałby to miejsce dokładniej. Może następnym razem :)

Po kilku kilometrach dojeżdżaliśmy do Szczuczyna, a ja postanowiłem zadzwonić do Mamy, która prosiła o wiadomość jak będziemy przejeżdżali przez Szamotuły. W grodzie Halszki przejechaliśmy przez rynek i skierowaliśmy się na ulicę Sportową.

Jadąc ścieżką rowerową, niespodziewanie przy markecie Polo czekał na nas komitet powitalny w składzie;
moja Mama, ciocia Helena, żona Kasia, przyjaciółka Ania, siostrzenica Agnieszka oraz kuzynka Sylwia z dziećmi Adą i Konradem, zorganizowany na szybko przez moją szaloną mamę :)

Dziękujemy za wsparcie, które bardzo przydało się na ostatnich kilometrach trasy !!!

Z Szamotuł cały jadąc czas drogami asfaltowymi przez; Kępę, Baborówko, Pamiątkowo, Przecław, Żydowo, Rokietnicę i Kiekrz dotarliśmy do przejazdów kolejowych we wsi Psarskie.

W tym miejscu wjechaliśmy na ścieżkę rowerową która prowadzi wzdłuż jeziora Strzeszyńskiego i jeziora Rusałka. I muszę powiedzieć że jazda przez te tereny w świetle rowerowych lampek robiła niezapomniane wrażenie! 

W ten sposób dotarliśmy do końca TTR-N w Parku Sołackim, jednak zgodnie z wcześniejszymi założeniami naszą dzisiejszą wycieczkę postanowiliśmy zakończyć na ulicy Półwiejskiej przy Starym Marychu. Na koniec zrobiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcie i obiecaliśmy sobie kolejną wspólną wyprawę ...

Dziewięciu wspaniałych na zdjęciu, plus jeden za obiektywem :)
Udana wyprawa szczęśliwie dobiegła końca, i każdy jako pamiątkę otrzymał  atlas turystyczno-drogowy wielkopolski , po czym wszyscy szczęśliwie rozjechali się do swoich domów. Natomiast ja z Mike-m pojechałem na Dworzec Główny PKP by zapakować się z rowerami do samochodu i wrócic do Szamotuł.

"To już jest koniec i nie ma już nic..." :)
P.S.
Z mojej strony składam wielkie uznanie dla wszystkich uczestników wyprawy, bo dla każdego z nas  było to wielkie wyzwanie !!! Zwłaszcza o tej porze roku.
  1. Szczególne uznanie dla najstarszego uczestnika pana Jacka Wichłacza, który przez całą wyprawę był jej mocnym ogniwem !  
  2. Dla Mike-a za pomysł, realizację wyprawy oraz bezbłędną nawigację :)
  3. Dla Zbyszka i Wojtka W. za wspaniałą pracę na czele peletonu, po "nie przespanej" nocy :)
  4. Dla Josipa, który spieszył się do niewyłączonego żelazka, ciągnąc "nieświadomie" cały peleton :)
  5. Dla Pawła i Stanisława, którzy nie wierząc do końca w swoje możliwości dzielnie pokonali cały dystans!
  6. Dla Gabora za zabójcze poczucie humoru i wielka pogodę ducha :)
  7. Dla Agnieszki za ciepłą kawę, herbatę oraz wyjątkowe "loki" :)
  8. Dla ekipy ze Złotowa za mocny początek i wspólną jazdę.
  9. Dla Marka, który pracował na czele właśnie wtedy kiedy była tak potrzeba.
  10. Dla Demona za własny luzacki styl i utrzymanie tempa grupy jadąc w jeansach!
  11. Dla Filipa za samo podjęcie próby przejazdu TTR-N na rowerze miejskim ...
Kolejność wymienionych osób jest przypadkowa :)

Dziękuje że mogliśmy to razem przeżyć! Do zobaczenia na następnej wyprawie !

PIO_TREK

Ślad trasy na sports-tracker.com;
http://www.sports-tracker.com/#/workout/Piotrek19754/dtgl76ilc6rlc2ne

W sumie pokonałem 215,00km w czasie 8h 24min 07sek ze średnią prędkością 25,60 km/h
HR śr. 146 , HR max. 179. Spalone kalorie; 7643 kcal , Przewyższenie; 805m , Kadencja śr. 82
Temp. śr. 11 st. C.


5 komentarzy:

  1. PioTrek, no bez przesady z tym moim ciągnięciem pociągu - zarówno przed jak i za Czarnkowem to akurat ja się chowałem za Waszymi plecami błagając w duchu, żeby było troszkę wolniej:)
    Aha, mam wrażenie, że mylisz Pawła Webera z Markiem Jeszką...

    Super zdjęcia! Pozwolę sobie wkleić to pamiątkowe spod Marycha na mojego bloga.

    Dzięki za inicjatywę i do zobaczenia na kolejnej wspólnej wyprawie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakie wolniej? Jakie wolniej? przecież było wolno...:)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Josip
    Chyba nie mylę Pawła z Markiem :)
    Marek często jechał obok Ciebie na przedzie, a Paweł miał stracha czy wytrzyma tempo i czy dojedzie do końca.
    Tak przynajmniej ze mną rozmawiał.
    Chyba że chodzi jeszcze o coś innego ???
    A zdjęcie spod Marycha sam pożyczyłem :)

    P.S.
    A propos wyprawy, to twój kolega Jacek Paszke ma ciekawy pomysł z dojazdem na przełęcz karkonoską, ale nie wiem czy to nie przesada :)
    Coś trzeba wymyślić na wczesna wiosnę!

    A tobie Mike to zawsze za wolno :)
    Ja nie wytrzymam! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Pio_trek wydaje mi sie że chyba jednak mylisz kolegów... Ale ja się nie wtrącam to sa Wasze sprawy:)

    OdpowiedzUsuń
  5. To może inaczej - Marek jechał na czerwonym Scotcie, a Paweł na niebieskim Giancie, po rowerach zawsze najłatwiej rozpoznać:-)
    Paweł to naprawdę mocny zawodnik - zobacz np. wyniki z Suchego Lasu. Jeśli mówił, że się boi tempa, to była to zwykła zasłona dymna:-)

    A co do wyprawy z Poznania na Przełęcz Karkonoską - musi być już ciepło i dzień w miarę długi (najwcześniej druga połowa kwietnia), czyli wypadnie już w sezonie, więc nie wiem.

    OdpowiedzUsuń