Drużyna ambitnych amatorów zakręconych na punkcie rowerów i wszystkiego co z nimi związane.
niedziela, 31 października 2010
Spokojnie po lesie / Mike
Dzis po 12 dniach przerwy wskoczyłem na rowerek. Trening w okolicach Grodziska Wlkp. Jechałem spokojnie rekreacyjnie, pogoda dopisała było ciepło i wietrznie. Kadencja w okolicach 100 obrotów ( średnia 99 ), tętno poniżej progu, raz tylko podkręciłem żeby sprawdzić jak tam z siłą. Siła i moc nadal spadają do tego wytrzymałośc tez w dół. No ale tak właśnie jest w okresie roztrenowania. Ogólnie bardzo przyjemnie 53km po lesie:)
poniedziałek, 25 października 2010
Przygotowanie do sezonu 2011 / PIO_TREK
Wyciągając wnioski z poprzedniego sezonu, kiedy to zima była bardzo sroga i utrudniła znacznie przygotowania i treningi, postanowiłem kupić profesjonalny rower spiningowy.
Przeszukując aukcje allegro, natrafiłem i nie czekając kupiłem prawie nowy rower: Schwinn Spinner Elite :)
Teraz mam czas w którym odpoczywam od roweru, ale od listopada rozpoczynam sezon 2011 i ostre treningi.
Rower spiningowy sprawdzi się w tym znakomicie, a przy okazji może namówię do wspólnych treningów żonę :)
Przy dobrej i suchej pogodzie będę trenował na świeżym powietrzu. Zimę przejeżdżę jednak raczej pod dachem żeby jak w roku ubiegłym nie katować sprzętu solą !
P.S.
Mike nie martw się! Od czasu do czasu z Tobą też pójdę na spining do hali "Nałęcz". I nie traktuj tego jako łaskę. Wiesz zresztą jak trudno jest nam zgrać popołudniowe treningi i "wbić' się przed spinning p.Sylwii.
Przeszukując aukcje allegro, natrafiłem i nie czekając kupiłem prawie nowy rower: Schwinn Spinner Elite :)
Teraz mam czas w którym odpoczywam od roweru, ale od listopada rozpoczynam sezon 2011 i ostre treningi.
Rower spiningowy sprawdzi się w tym znakomicie, a przy okazji może namówię do wspólnych treningów żonę :)
Przy dobrej i suchej pogodzie będę trenował na świeżym powietrzu. Zimę przejeżdżę jednak raczej pod dachem żeby jak w roku ubiegłym nie katować sprzętu solą !
P.S.
Mike nie martw się! Od czasu do czasu z Tobą też pójdę na spining do hali "Nałęcz". I nie traktuj tego jako łaskę. Wiesz zresztą jak trudno jest nam zgrać popołudniowe treningi i "wbić' się przed spinning p.Sylwii.
Schwinn Spinner Elite - Mój zimowy kat ! |
Podsumowanie sezonu 2010 / PIO_TREK
Początek jesieni stał się dobrym momentem na podsumowanie roku 2010 oraz na zasłużony odpoczynek i roztrenowanie.
Wyznaczone cele na sezon 2010 :
- Zgubić zbędne kilogramy (waga startowa, jesień 2009 - 98 kg !!! )
- Utrzymać niską wagę
- Poprawić formę i wygrać z Bajerem na 'Michałkach 2010" oraz poprawić czas 3h 21min z 2009r.
- Zbliżyć się z formą do mistrza Mike-a :)
- Poprawić jazdę na podjazdach.
- Startować jak najczęściej w maratonach.
- Ustrzec się kontuzji i wypadków !!!
Przygotowania do sezonu 2010 rozpocząłem już w listopadzie 2009r. Postanowiłem wtedy przejeździć całą zimę. Czy to na rowerze czy na spinningu w hali "Nałęcz". Trenowałem naprawdę intensywnie, i nie straszne były mi mrozy. Wprowadziłem też dietę "MŻ" czyli MNIEJ ŻREĆ i odstawiłem alkohol (zupełnie!). Efekt był niewiarygodny i już w okolicach lutego ważyłem 76kg czyli -22kg !!! Niestety osiągniętej wagi nie udało się utrzymać :( Lato to sezon grillowy i piwkowy , więc odpuściłem trochę dietę i wróciłem do Lecha Pils :) Spowodowało to że dobiłem do 85kg i taka wagę utrzymuję.
Na poprawę formy w 2010 roku bardzo zaowocowała rzetelnie przepracowana zima, treningi na spiningu, oraz częste treningi na szosie. Najważniejszy start sezonu 2010 zakończyłem wielkim sukcesem. Na Maratonie Michałki pobiłem o 23 minuty zeszłoroczny czas Bajera, a swój własny o 51 minut !!!
Najlepszym moim startem w sezonie był "Eska Bike Maraton" w którym jechało mi się bardzo dobrze i wszystko mi wychodziło a do tego przyjechałem na metę przed Mike-m. Tej wygranej jednak nie traktuję poważnie, ponieważ ja jechałem na "świeżości" a Mike był po 3-dniowym ciężkim treningu. Rok 2010 uświadomił mi że Mike ma wielki talent i predyspozycję do ścigania na rowerze. Ja mimo ogromu pracy włożonego w trening tylko "zbliżyłem" się do osiąganych przez niego wyników. Nie ujmując oczywiście pracy jaka Mike włożył w trening, myślę że jemu forma przychodzi łatwiej lu ja po prostu ma w genach :) Tak jak Zbyszek i Wojtek. O tacie Michała - Tomaszu nie wspominając :)
Częste treningi na podjazdach w Czarnkowie i okolicach, przyniosły efekt w postaci poprawy jazdy na podjazdach w czasie maratonów i nie tylko.
Ze startami w maratonach wyszło jakoś dziwnie w tym roku. Po raz pierwszy wystartowałem dopiero w sierpniu na maratonie w Suchym Lesie. Zasmakowawszy rywalizacji wziąłem jeszcze udział w: Eska Bike Maraton w Poznaniu, Real Maraton w Osiecznej k/Leszna oraz Maratonie "Michałki" w Wieleniu.
W czasie sezonu nie obyło się bez upadków. Pierwszy poważny upadek zaliczyłem zimą na asfalcie w drodze do Obornik, tylne koło ślizgnęło się na lodzie, a ja ślizgałem się na dupie, zdzierając skórę i drąc spodnie o uderzeniu głową w asfalt nie wspominając. Drugi i zarazem najgorszy upadek zliczyłem wjeżdżając w Mike-a w czasie zgrupowania w okolicach Jastrzębiej Góry, niestety Mike ucierpiał poważniej :(
Trzeci z groźnych upadków zliczyłem na zjeździe z "Jagody" na maratonie w Osiecznej. Na szczęście we wszystkich przypadkach obyło się u mnie bez kontuzji i przerwy w treningach.
Nie planowanym elementem sezonu rowerowego było "zgrupowanie" w Jastrzębiej Górze w trakcie którego zwiedziłem piękny zakątek Polski na północ od Trójmiasta.
W trakcie sezonu 2010r przejechałem 8976 km , nie wliczając w to godzin spędzonych na spiningu
Wnioski:
- Wagę zbiłem do 76kg, niestety nie udało się je utrzymać.
- Choć Bajer nie startował, udało się pobić jego czas z 2009r o 23 minuty i swój własny wynik o 51min :)
- Zbliżyłem się z formą do mistrza Mike-a :
Maraton Suchy Las - Mike lepszy o 2 minuty.
Eska Bike Maraton - Mike gorszy o 6 minut.
Maraton "Michałki" - Mike lepszy o 3 minuty.
Maraton Osieczna - Mike lepszy o 3 minuty.
- Poprawiłem jazdę na podjazdach.
- Wystartowałem w czterech maratonach z sukcesami, ale zacząłem startować za późno.
- Ustrzegłem się poważnych wypadków i kontuzji.
Założenia na rok 2011
- Zbić i utrzymać optymalną wagę 75kg ( każdy kilogram mniej będzie wielkim sukcesem ! )
- Zacząć wygrywać z Mike-m , być może zmieniając system treningowy :) ( Teraz obaj jeździmy w kat. M-3)
- Startować w maratonach już od wiosny,startując przynajmniej raz w miesiącu.
- Zaliczyć cały cykl "Cyclo Cross Maraton" u Gogola.
- Osiągnąć formę z 2010r. a najlepiej lepszą.
- Ustrzec się wypadków i kontuzji.
- TRENOWAĆ Z GŁOWĄ :)
Wyznaczone cele na sezon 2010 :
- Zgubić zbędne kilogramy (waga startowa, jesień 2009 - 98 kg !!! )
- Utrzymać niską wagę
- Poprawić formę i wygrać z Bajerem na 'Michałkach 2010" oraz poprawić czas 3h 21min z 2009r.
- Zbliżyć się z formą do mistrza Mike-a :)
- Poprawić jazdę na podjazdach.
- Startować jak najczęściej w maratonach.
- Ustrzec się kontuzji i wypadków !!!
Przygotowania do sezonu 2010 rozpocząłem już w listopadzie 2009r. Postanowiłem wtedy przejeździć całą zimę. Czy to na rowerze czy na spinningu w hali "Nałęcz". Trenowałem naprawdę intensywnie, i nie straszne były mi mrozy. Wprowadziłem też dietę "MŻ" czyli MNIEJ ŻREĆ i odstawiłem alkohol (zupełnie!). Efekt był niewiarygodny i już w okolicach lutego ważyłem 76kg czyli -22kg !!! Niestety osiągniętej wagi nie udało się utrzymać :( Lato to sezon grillowy i piwkowy , więc odpuściłem trochę dietę i wróciłem do Lecha Pils :) Spowodowało to że dobiłem do 85kg i taka wagę utrzymuję.
Na poprawę formy w 2010 roku bardzo zaowocowała rzetelnie przepracowana zima, treningi na spiningu, oraz częste treningi na szosie. Najważniejszy start sezonu 2010 zakończyłem wielkim sukcesem. Na Maratonie Michałki pobiłem o 23 minuty zeszłoroczny czas Bajera, a swój własny o 51 minut !!!
Najlepszym moim startem w sezonie był "Eska Bike Maraton" w którym jechało mi się bardzo dobrze i wszystko mi wychodziło a do tego przyjechałem na metę przed Mike-m. Tej wygranej jednak nie traktuję poważnie, ponieważ ja jechałem na "świeżości" a Mike był po 3-dniowym ciężkim treningu. Rok 2010 uświadomił mi że Mike ma wielki talent i predyspozycję do ścigania na rowerze. Ja mimo ogromu pracy włożonego w trening tylko "zbliżyłem" się do osiąganych przez niego wyników. Nie ujmując oczywiście pracy jaka Mike włożył w trening, myślę że jemu forma przychodzi łatwiej lu ja po prostu ma w genach :) Tak jak Zbyszek i Wojtek. O tacie Michała - Tomaszu nie wspominając :)
Częste treningi na podjazdach w Czarnkowie i okolicach, przyniosły efekt w postaci poprawy jazdy na podjazdach w czasie maratonów i nie tylko.
Ze startami w maratonach wyszło jakoś dziwnie w tym roku. Po raz pierwszy wystartowałem dopiero w sierpniu na maratonie w Suchym Lesie. Zasmakowawszy rywalizacji wziąłem jeszcze udział w: Eska Bike Maraton w Poznaniu, Real Maraton w Osiecznej k/Leszna oraz Maratonie "Michałki" w Wieleniu.
W czasie sezonu nie obyło się bez upadków. Pierwszy poważny upadek zaliczyłem zimą na asfalcie w drodze do Obornik, tylne koło ślizgnęło się na lodzie, a ja ślizgałem się na dupie, zdzierając skórę i drąc spodnie o uderzeniu głową w asfalt nie wspominając. Drugi i zarazem najgorszy upadek zliczyłem wjeżdżając w Mike-a w czasie zgrupowania w okolicach Jastrzębiej Góry, niestety Mike ucierpiał poważniej :(
Trzeci z groźnych upadków zliczyłem na zjeździe z "Jagody" na maratonie w Osiecznej. Na szczęście we wszystkich przypadkach obyło się u mnie bez kontuzji i przerwy w treningach.
Nie planowanym elementem sezonu rowerowego było "zgrupowanie" w Jastrzębiej Górze w trakcie którego zwiedziłem piękny zakątek Polski na północ od Trójmiasta.
W trakcie sezonu 2010r przejechałem 8976 km , nie wliczając w to godzin spędzonych na spiningu
Wnioski:
- Wagę zbiłem do 76kg, niestety nie udało się je utrzymać.
- Choć Bajer nie startował, udało się pobić jego czas z 2009r o 23 minuty i swój własny wynik o 51min :)
- Zbliżyłem się z formą do mistrza Mike-a :
Maraton Suchy Las - Mike lepszy o 2 minuty.
Eska Bike Maraton - Mike gorszy o 6 minut.
Maraton "Michałki" - Mike lepszy o 3 minuty.
Maraton Osieczna - Mike lepszy o 3 minuty.
- Poprawiłem jazdę na podjazdach.
- Wystartowałem w czterech maratonach z sukcesami, ale zacząłem startować za późno.
- Ustrzegłem się poważnych wypadków i kontuzji.
Założenia na rok 2011
- Zbić i utrzymać optymalną wagę 75kg ( każdy kilogram mniej będzie wielkim sukcesem ! )
- Zacząć wygrywać z Mike-m , być może zmieniając system treningowy :) ( Teraz obaj jeździmy w kat. M-3)
- Startować w maratonach już od wiosny,startując przynajmniej raz w miesiącu.
- Zaliczyć cały cykl "Cyclo Cross Maraton" u Gogola.
- Osiągnąć formę z 2010r. a najlepiej lepszą.
- Ustrzec się wypadków i kontuzji.
- TRENOWAĆ Z GŁOWĄ :)
środa, 20 października 2010
Rekord Trasy / Mike
Po 7 dniowej przerwie od treningów wczoraj wracałem z pracy do domu. Stałą trasą: Suchy-Psarskie-Kiekrz-Rokietnica-Pamiatkowo- Baborówko- Szamotuły. Jechało się dobrze choć widzę już spadek formy w niektórych dziedzinach takich jak siła i moc. Było zimno i wilgotno do tego wiał silny przenikliwy wiatr. Mimo to udało się poprawić rekord trasy na góralu o prawie 2min. Obecnie wynosi on 59:51:03 na dystansie 31km. Całkiem nieźle jak na koniec sezonu.
poniedziałek, 18 października 2010
Spływ Gwdą 13-15.10.2010 / Mike
W terminie 13-16.10.2010 miałem zaplanowany urlop i spływ kajakowy z Tatą, niestety Jemu coś wypadło i nie mógł się wyrwać z pracy. Tak więc zostałem sam a urlopu już odwoływać nie chciałem, chwyciłem więc z telefon i wykręciłem nr Tomka. Rozmowa wyglądała mniej więcej tak:
Mike: hej tu Michał
Tomek: No cześć co tam?
Mike: Dostaniesz urlop od Żony na końcówke przyszłego tygodnia?
Tomek: No raczej tak a o co chodzi?
Mike: Płyniemy na spływ z noclegiem na dziko pod namiotem
Tomek: Pierdo... chyba cie pogieło... zaczekaj niech się zastanowię.... Ok wchodzę w to
Tak wiec decyzja o wyprawie zapadła w 15sec.
Przygotowania zajęły jednak trochę więcej czasu. Należało się dobrze zabezpieczyć przed chłodnymi nocami, zadbać o prowiant i wyposażenia biwakowe. No i kajak z wiosłami oczywiście. Sprzęt pływający wypożyczyliśmy od Taty, resztę rzeczy mieliśmy juz swoje. Pozostała kwestia dotarcia na Gwdę i z powrotem. Tu z pomocą przed Pio_Trek i Ania. Piotr nas desantował we środę a Ania miała odebrać w sobotę ( jak się później okazało zrobiła to w piątek ).
Środa rano: pakowanie auta, montaż kajaka na dachu szybkie zakupy i w drogę. Dojazd na miejsce zwodowania zajął nam około 3h ale czas ten upłyną bardzo szybko dzięki miłej, zabawnej a dzięki Pio_Trkowi również "złośliwej" rozmowie:) W trakcie niej dowiedziałem się np że jestem skończonym kretynem skoro jestem 5 lat po ślubie. Jak tak sobie o tym myślę, rzeczywiście nie może być nic bardziej frajerskiego niż bycie 5 lat po ślubie.. Ale spoko za rok będę 6 lat po ślubie i co wtedy wymyślisz Pio_trek?
Spływ zaczęliśmy w miejscowości Gwda Wielka. Dzień był pogodny, słonce ogrzewało nas swoimi promieniami więc było przyjemnie. Początkowy odcinek rzeki był dość wymagający, liczne powalone drzewa skutecznie utrudniały wędrówkę. Ale dzięki wspólnej harmonicznej pracy udało się pokonać wszystkie przeszkody. Praktycznie przez cały środowy odcinek spływu towarzyszyła nam para łabędzi z dwoma młodymi. Należało na nie uważać bo zdenerwowany łabędź broniący swoich młodych potrafi zaatakować kajakarza a nawet uszkodzić kajak ( wiem coś o tym bo byłem w dzieciństwie celem takiego ataku ). Na całe szczęście nasza wspólna podróż rzeką przebiegła w pokojowej atmosferze.
Gwda jest przepiękną rzeka, płynącą dziarsko przez bory sosnowe rosnące na wysokich brzegach, dodatkowo jesienne kolory dodawały uroku całej scenerii. Za upierdliwy minus uznać trzeba dużą liczbę "przenosek" w trakcie których konieczne jest wyjście z kajaka i przeciągnięcie lub przeniesienie go na drugą stronę zapory zasilającej w wodę elektrownie. Zabiera to sporo czasu, i przy ciężkim kajaku takim jak my mieliśmy jest również męczące.
Po utracie steru kajak robił co chciał i kiedy chciał. Sterowanie wymagało nie lada wysiłku i kombinowania. Na całe szczęście kajak nie przeciekał. Tego dnia zatrzymaliśmy się parę razy na wędkowanie. Tomek wytłumaczył mi co i jak, prawidłowy chwyt, rzut, ułożenie wędki itp. Niestety nic nie udało się złapać na kolacje ale i tak dziękuje za instruktarz:)
Na niewielkim zalewie przed elektrownią w Lestnicy zobaczyliśmy coś niesamowitego, mianowicie w jednym miejscu pływało od 80-100 łabędzi zarówno dorosłych jak i młodych do tego niezliczona ilość kaczek. Cała ta zwierzyna poderwała się prawie jednocześnie do lotu. Jeden z młodych łabędzi "przebiegł" z 1.5m od naszego kajaka. Niesamowite przeżycie chyba najpiękniejsze z całego spływu:)
Trzeci dzień przywitał nas słoneczna, bezchmurną i ciepłą pogodą. Z rana nad wodą i lasem unosiła się lekka mgła przez która pomiędzy drzewami przebijały się promienie słońca. Bajeczny widok.
Śniadanko, kontakt z Ania, likwidacja obozu i na wode. Największym wyzwaniem tego dnia było pokonanie Zalewu Grudzniańskiego. Rzeka praktycznie stanęła zamieniając się w długie jezioro. Dodatkowo wiał wiatr no i kajak płyną gdzie chciał. Na całe szczęście pogoda nam pomagała no i widokowo był to piękny odcinek. Na koniec dwie przenoski i lądowanie w miejscu spotkania z Ania przy moście w okolicach zniszczonej całkowicie w 1945r wsi Grutno, obecnie znajduje się tam Nadleśnictwo Biskupce. Sprzęt na dach, bagaże do bagażnika i tak dobiegła końca nasza wyprawa...
P.S. Było przepięknie, pogoda okazała nam łaskę i prawie nie padało, dobre przygotowania zapewniły nam ciepło i wyżywienie. Do tego doliczyć należy doskonałe nastroje, ciekawe rozmowy, lekcje z wędkowania i przygody na rzece. Spływ udał się w 102%.
Mike: hej tu Michał
Tomek: No cześć co tam?
Mike: Dostaniesz urlop od Żony na końcówke przyszłego tygodnia?
Tomek: No raczej tak a o co chodzi?
Mike: Płyniemy na spływ z noclegiem na dziko pod namiotem
Tomek: Pierdo... chyba cie pogieło... zaczekaj niech się zastanowię.... Ok wchodzę w to
Tak wiec decyzja o wyprawie zapadła w 15sec.
Przygotowania zajęły jednak trochę więcej czasu. Należało się dobrze zabezpieczyć przed chłodnymi nocami, zadbać o prowiant i wyposażenia biwakowe. No i kajak z wiosłami oczywiście. Sprzęt pływający wypożyczyliśmy od Taty, resztę rzeczy mieliśmy juz swoje. Pozostała kwestia dotarcia na Gwdę i z powrotem. Tu z pomocą przed Pio_Trek i Ania. Piotr nas desantował we środę a Ania miała odebrać w sobotę ( jak się później okazało zrobiła to w piątek ).
Środa rano: pakowanie auta, montaż kajaka na dachu szybkie zakupy i w drogę. Dojazd na miejsce zwodowania zajął nam około 3h ale czas ten upłyną bardzo szybko dzięki miłej, zabawnej a dzięki Pio_Trkowi również "złośliwej" rozmowie:) W trakcie niej dowiedziałem się np że jestem skończonym kretynem skoro jestem 5 lat po ślubie. Jak tak sobie o tym myślę, rzeczywiście nie może być nic bardziej frajerskiego niż bycie 5 lat po ślubie.. Ale spoko za rok będę 6 lat po ślubie i co wtedy wymyślisz Pio_trek?
Spływ zaczęliśmy w miejscowości Gwda Wielka. Dzień był pogodny, słonce ogrzewało nas swoimi promieniami więc było przyjemnie. Początkowy odcinek rzeki był dość wymagający, liczne powalone drzewa skutecznie utrudniały wędrówkę. Ale dzięki wspólnej harmonicznej pracy udało się pokonać wszystkie przeszkody. Praktycznie przez cały środowy odcinek spływu towarzyszyła nam para łabędzi z dwoma młodymi. Należało na nie uważać bo zdenerwowany łabędź broniący swoich młodych potrafi zaatakować kajakarza a nawet uszkodzić kajak ( wiem coś o tym bo byłem w dzieciństwie celem takiego ataku ). Na całe szczęście nasza wspólna podróż rzeką przebiegła w pokojowej atmosferze.
Gwda jest przepiękną rzeka, płynącą dziarsko przez bory sosnowe rosnące na wysokich brzegach, dodatkowo jesienne kolory dodawały uroku całej scenerii. Za upierdliwy minus uznać trzeba dużą liczbę "przenosek" w trakcie których konieczne jest wyjście z kajaka i przeciągnięcie lub przeniesienie go na drugą stronę zapory zasilającej w wodę elektrownie. Zabiera to sporo czasu, i przy ciężkim kajaku takim jak my mieliśmy jest również męczące.
Tego dnia pokonaliśmy około 15km. Na nocleg wybraliśmy miejsce do którego należało wdrapać się po stromej skarpie. Dodatkowym utrudnieniem był bardzo podmokły zapadający się grunt przy samej wodzie. Natomiast samo miejsce gdzie założyliśmy obóz nr 1 było suche, płaskie i urocze. Zaraz po dobiciu do brzegu należało rozładować kajak, rozbić namiot, i rozpalić ogień. Wszystko udało się zralizować przed zapadnienciem ciemności. Pomimo złośliwości Tomka udało mnie się rozpalić ogień za pomocą krzesiwa i hubki wykonanej z "włosów" jak nazywał odcinki sznurka jutowego Pan Tomasz. Na koniec dnia zjedliśmy pyszną kolacje podgrzaną bezpośrednio w ognisku, raczyliśmy się piwkiem i miłą intensywną rozmową.
Przyszedł czas na sen. Obawiając się niskich temperatur zadbaliśmy o dobrą izolacie od podłoża. Namiot rozbity był na foliowej płachcie, dodatkowo pod karimaty w namiocie położyliśmy koc ratunkowy, do tego ciepłe śpiwory i duża ilość długiej bielizny na głowę czapka w pogotowiu ( ja na całe szczęście jej nie potrzebowałem ). Szczerze mówiąc było bardzo ciepło, ani przez moment nie czułem zimna tak więc noc minęła przyjemnie.
Śniadanko przy ognisku |
Dzień drugi przywitał nas pochmurną wilgotną pogodą. Tomek z żaru pozostałego po ognisku rozpalił nowe. Śniadanko, pakowanie i do kajaka. Odcinek Gwdy który pokonywaliśmy tego dnia był łatwiejszy technicznie ale za to woda zwolniła i znacznie więcej wysiłku trzeba było włożyć w wiosłowanie.
Spinning Master |
Tego dnia przenosek było chyba z 5. Ogólnie należy stwierdzić że są one jako tako zorganizowane. Przy niektórych są nawet pomosty, gumowe prowadnice do przeciągania kajaków i łagodne zejścia do wody. Niestety na jednej jakiś mędrzec postanowił wybudować zejście do wody z kamieni polnych a żeby było ciekawiej ów mądry człowiek zaopatrzył w/w zejście w kilkunastu centymetrowy próg. Jego przebiegłoś na tym się nie kończy całe zejście jest tak za projektowane żeby nie można było go w jakikolwiek sposób obejść. Właśnie na tej przenosce i na tym progu urwaliśmy ster razem z kawałkiem kajaka w którym był zamocowany. Dziękujemy DEBILU dzięki tobie resztę spływu popłyneliśmy niesterownym kajakiem który w dodatku musimy naprawić.
Urwany Ster |
Na niewielkim zalewie przed elektrownią w Lestnicy zobaczyliśmy coś niesamowitego, mianowicie w jednym miejscu pływało od 80-100 łabędzi zarówno dorosłych jak i młodych do tego niezliczona ilość kaczek. Cała ta zwierzyna poderwała się prawie jednocześnie do lotu. Jeden z młodych łabędzi "przebiegł" z 1.5m od naszego kajaka. Niesamowite przeżycie chyba najpiękniejsze z całego spływu:)
Gwda od strony ladu |
Przerwa na wędkowanie |
Potem juz tylko zakupy w Lędyczku i obóz nr 2 niedaleko tej miejscowości. Również i ten biwak mieliśmy na wysokiej skarpie. Po przybiciu do brzegu te same czynności co dnia poprzedniego. Niestety z ogniem było znacznie trudniej, wszystko przesiąkniete było wilgocią więc drewno nie chciało się palić dodatkowo wykopałem za duży dołek pod ognisko co utrudniało cały proces. Nie muszę oczywiście wspominać że wielokrotnie Tomek przypominał mi o tym błędzie... :). Wiało, czasami padało ale nie było zimno, nawet na chwile niebo się rozchmurzyło i widać było gwiazdy albo bardzo wysoką latarnie:). Tego wieczoru podjęliśmy decyzje że wracamy w piątek. Na sobote mieliśmy plany koncertowe i wyrobienie się z powrotem, rozpakowaniem itp. przed wieczorem byłoby mało realne. Tak więc na drugi dzień maiła nas odebrać Ania.
No Dalej! Pal się! |
Zmarznięty ale szczęśliwy |
Ostatnie graty na pokład i na wode |
Śniadanko, kontakt z Ania, likwidacja obozu i na wode. Największym wyzwaniem tego dnia było pokonanie Zalewu Grudzniańskiego. Rzeka praktycznie stanęła zamieniając się w długie jezioro. Dodatkowo wiał wiatr no i kajak płyną gdzie chciał. Na całe szczęście pogoda nam pomagała no i widokowo był to piękny odcinek. Na koniec dwie przenoski i lądowanie w miejscu spotkania z Ania przy moście w okolicach zniszczonej całkowicie w 1945r wsi Grutno, obecnie znajduje się tam Nadleśnictwo Biskupce. Sprzęt na dach, bagaże do bagażnika i tak dobiegła końca nasza wyprawa...
P.S. Było przepięknie, pogoda okazała nam łaskę i prawie nie padało, dobre przygotowania zapewniły nam ciepło i wyżywienie. Do tego doliczyć należy doskonałe nastroje, ciekawe rozmowy, lekcje z wędkowania i przygody na rzece. Spływ udał się w 102%.
sobota, 16 października 2010
Szamotuły - Wronki - Szamotuły / Sobota / PIO_TREK
Dzisiaj mimo chłodu i deszczu na dworze wskoczyłem na rower górski. Ciepło ubrany ruszyłem asfaltem do Piotrkówka następnie lasami przez Sycyn dojechałem do Obrzycka. Z Obrzycka lasem wzdłuż trasy kolejowej Oborniki-Wronki dotarłem do miasta "Amiki". we Wronkach zawróciłem i tą samą trasa pojechałem do Szamotuł. Całą trasę starałem się przejechać z "blatu" i w miarę możliwości szybko. Dojeżdżając do domu pokonałem 56km w czasie 2h 11min. Trening męczący, ale przyjemny
HRmax 178. HRśr 160. Spalone kalorie: 2047 kcal.
Ślad GPS:
http://www.sports-tracker.com/#/workout/Piotrek19754/7iiq6u0uioc6e06p
HRmax 178. HRśr 160. Spalone kalorie: 2047 kcal.
Ślad GPS:
http://www.sports-tracker.com/#/workout/Piotrek19754/7iiq6u0uioc6e06p
piątek, 15 października 2010
Szamotuły - Wronki - Szamotuły / Czwartek / PIO_TREK
W czwartek późnym popołudniem mimo chłodu na dworze wskoczyłem na rower górski. Ciepło ubrany ruszyłem asfaltem do Piotrkówka następnie lasami przez Sycyn dojechałem do Obrzycka. Z Obrzycka lasem wzdłuż trasy kolejowej Oborniki-Wronki dotarłem do miasta "Amiki". we Wronkach zawróciłem i tą samą trasa pojechałem do Szamotuł. Całą trasę starałem się przejechać z "blatu" i w miarę możliwości szybko. Dojeżdżając do domu pokonałem 56km w czasie 2h 5min. Trening męczący, ale przyjemny.
HRmax 175. HRśr 161. Spalone kalorie: 1955 kcal.
HRmax 175. HRśr 161. Spalone kalorie: 1955 kcal.
poniedziałek, 11 października 2010
Jesiennie po lesie / PIO_TREK
Mimo delikatnej mgły utrzymującej się od rana, postanowiłem odbyć dzisiaj trening w lesie. Ze względu na temperaturę w okolicach 11 st. C, byłem zmuszony ubrać długie spodnie i kurtkę. Jak się później okazało, wcale nie było mi za gorąco. Z Szamotuł skierowałem się drogami polnymi w kierunku Przeciwnicy, przed którą skręciłem w lewo do lasu i pojechałem dalej przez "Ruks" w okolice Obornik. Dojeżdżając do asfaltu zawróciłem i dotarłem ponownie do "Ruksu". Przy pięknym starym dworku zatrzymałem się i zrobiłem zdjęcie. Pewnie kiedyś mieszkał tutaj jakiś pan Hrabia :)
Z "Ruksu" skręciłem w prawo i dotarłem nad Wartę robiąc kolejne zdjęcia. Cały ten obszar jest przepiękny zwłaszcza o tej porze roku, a dodatkową atrakcją jest bliskość Rezerwatu "Dołęga". Nie trudno tutaj spotkać dziką zwierzynę leśną.
Kiedy już nacieszyłem oczy ruszyłem dalej lasami w kierunku Sycyna, z którego stałą trasą podążyłem do Obrzycka. W Obrzycku po krótkim postoju zawróciłem przy kościele i z powrotem tą sama droga dojechałem do okolic Kobylnik. Zjechałem szutrowym zjazdem, przejechałem mostkiem przez rzekę Samę i "czerwonym" szlakiem dotarłem do Twardowa. Z Twardowa przez Grabówiec i Szczuczyn dojechałem do domu w Szamotułach.
W połowie treningu mgły ustąpiły ,ale nadal było chłodno mimo świecącego słoneczka. Tak jak podejrzewałem po treningu sobotnim, pogoda uległa pogorszeniu. Można powiedzieć że jasień zagościła na dobre i będzie coraz chłodniej. Trening uważam za udany, obyło się bez awarii i wypadków. Maratony już za mną więc teraz jeżdżę bardziej turystycznie niż treningowo i ma to też swoje plusy. Mogę przez to jeszcze lepiej poznać okolice.
HRmax 174. HRśr 154. Spalone kalorie: 2004 kcal.
Ślad GPS:
http://www.sports-tracker.com/#/workout/Piotrek19754/cvfn2qmko8rh5i5h
Film z wycieczki:
http://www.youtube.com/watch?v=5BlgGdMnwZw
Piękny stary dworek - Ruks Młyn |
Trek na rzeką Wartą w okolicach Kiszewa. |
W połowie treningu mgły ustąpiły ,ale nadal było chłodno mimo świecącego słoneczka. Tak jak podejrzewałem po treningu sobotnim, pogoda uległa pogorszeniu. Można powiedzieć że jasień zagościła na dobre i będzie coraz chłodniej. Trening uważam za udany, obyło się bez awarii i wypadków. Maratony już za mną więc teraz jeżdżę bardziej turystycznie niż treningowo i ma to też swoje plusy. Mogę przez to jeszcze lepiej poznać okolice.
HRmax 174. HRśr 154. Spalone kalorie: 2004 kcal.
Ślad GPS:
http://www.sports-tracker.com/#/workout/Piotrek19754/cvfn2qmko8rh5i5h
Film z wycieczki:
http://www.youtube.com/watch?v=5BlgGdMnwZw
Podsumowanie Sezonu / MIKE
Nadszedł czas roztrenowania, okres gdy zamiast ciągłego motywowanie się do regularnie rosnących obciążeń treningowych i w kółko do znudzenia powtarzanych w głowie sentencji typu " dawaj Mike jeszcze trochę, jeszcze jedno powtórzenie... no nie pierd.... to wcale tak mocno nie boli" można a nawet trzeba powiedzieć sobie spokojnie, powoli, swoje już w tym roku zrobiłeś odpocznij. Choć przyznam szczerze że "odpuszczanie" sobie wcale nie przychodzi łatwiej niż "samoopierdol" :)
W myśl tej zasady ostanie treningi traktowałem spokojnie i ulgowo. W piątek trasa Suchy - Łubnica. 70km przejechane w dobrym tempie, przy bardzo silnym wietrze o prędkości 21km/h. Tempo jazdy było w prost proporcjonalne do kierunku wiatru. Jak wiał w plecy to "leciałem" pod 50km/h jak z boku lub w twarz to ledwo 30km/h.
W Niedziele trening na mojej ulubionej szosowej trasie w okolicach Łubnicy. 81km przejechane spokojnie, starałem się trzymać tętno w okolicach 150 i prędkość 32-33km/h. Wiatr przez 90% treningu przeszkadzał albo z boku albo z przodu. Pogoda cudowna, słoneczko, świerze chłodne powietrze, tak jak Pio_Trek obawiam się że to jeden z ostatnich takich dni w 2010.
Jesień to również odpowiedni czas na podsumowanie sezonu. A był on naprawdę ciekawy i udany. Założenia z grudnia zeszłego roku były następujące:
Cel na sezon 2010
1. Zbić wagę do 76kg
2. Odzyskać formę
3. Systematycznie trenować
Cele treningowe:
1. Poprawić moc na progu mleczanowym do wiosny
2. Poprawić interwały
3. Poprawić szybkie straty
Cele i założenia udało się z realizować z nawiązką. Zbiłem wagę do założonej i udało się ją utrzymać ( no teraz mi się z 2 kilo przytyło ), nie bez znaczenia jest tutaj przykład jaki dawał mi Pio_Trek. Dziękuje stary:) Wyniki tego sezonu mogą świadczyć o tym że formę udało się odzyskać. Powiem więcej nigdy nie byłem w tak dobrej kondycji i nigdy nie jeździłem tak szybko jak w tym roku. Duży wpływ miała na to wiosenna jazda na rowerze szosowym. Na bazie doświadczeń z tego roku wiem że główny okres przygotowań należy wykonywać na szosie. Tylko tak można kontrolować precyzyjnie trening, nie należy też odstawiać szosy w drugiej części sezonu ( co w tym roku uczyniłem ) przekłada się to na spadek wytrzymałości szybkościowej i siły. Co do systematyczności treningów, myślę ze przy moim trybie pracy i innych nie związanych z kolarstwem obowiązkach częściej, lepiej i rozsądniej trenować się nie da.
Co do celów treningowych. Moc na progu udało się uzyskać dobra i to do wiosny. Świadczyć może o tym to jak mi się jechało ( do awarii ) w Chodzieży. Pod górę przy tętnie na progu objeżdżałem prawie wszystkich i to bez wysiłku, jadąc swoim optymalnym tempem. Treningi w Grecji jeszcze tą cechę wzmocniły. Doszła tu jeszcze wytrzymałość siłowa na progu bo inaczej się nie da jak ma się przed sobą 20km podjazd :)
Interwały nigdy nie były moją mocną stroną i nadal nie są ale jest znacznie lepiej niż bywało w przeszłości. Trzeba koniecznie nad tym elementem jeszcze popracować. Co do szybkich startów. No cóż... Sam się sobie dziwie ale stają się one coraz łatwiejsze i mniej "załamujące". Powtórzenia sprintów na piętrzących z bólu nogach przyniosło efekty:)
Tak wiec sezon bardziej niż udany. Od grudnia 2009 przejechałem na rowerze ponad 8 000km ze średnią prędkością 24km/h i spędziłem na nim 318godzin 40minut.
W tym czasie byłem w wielu pięknych miejscach i sytuacjach. Poczynając od trudnych i dla mnie nudnych treningów w hali na rowerze stacjonarnym. Nie wiem Jak Pio_Trek to robi ze mu to sprawia przyjemność ale ja ich nie lubię i są dla mnie smutną koniecznością. Doskonale zdaje sobie sprawę jak wiele dają i gdyby nie one.. No trudno... Wiosenne mokre, zimne i wietrzne treningi mają swój urok. Nie wiem co to jest do końca, może właśnie te trudne warunki sprawiają że czerpiemy z nich większą satysfakcje. Na pogodę zresztą w tym kraju nic nie poradzimy. Jak mawiają żołnierze nie ma złej pogody są tylko złe ubrania.
Cudowne dwa treningi w Jastrzębiej Górze ( + bonus w postaci dzwonu w lesie :) ) z chyba niajpiękniejszym odcinkiem ścieżki rowerowej jakim jechałem pomiędzy Juratą a Helem.
Potem wspaniałe wakacje i treningi w Grecji. Teren wymarzony na rower i nawet żar z nieba nie przeszkadza i do tego ta ich kuchnia. To był czas... :)
A po powrocie krótkie zgrupowanie w Chojnie i fajne szybkie treningi z Pio_Trkiem. No i sezon startowy. Udany dla mnie jak nigdy. Kilka miejsc w pierwszej 10 do tego 7 pozycja w generalce w BikeCrossMaraton WLKP. Super Super Super...
Jest dobrze co zrobić by było jeszcze lepiej w przyszłym roku? Oto kilka założeń:
1. Więcej ćwiczeń na spalanie kwasu mleczanowego na progu
2. Więcej ćwiczeń interwałowych w terenie ( MTB )
3. Dłuższe treningi w terenie 3-4h ( 80-100km ) - jak znaleść na to czas?
4. Utrzymać umiejętności na podjazdach i zwiększyć umiejętności szybkościowe
5. Utrzymać wagę
6. Zaliczyć kilka treningowych startów XC ( będzie bolało :) )
7. Pierwszy szczyt formy na Langa w Chodzieży ( interwałowa trasa około 30km )
8. Wprowadzić ćwiczenia wzmacniające mięśnie pleców i krzyża.
Ok to założenia. Pozostaje je teraz tylko wypełnić. No właśnie tylko...
P.S. Wielkie podziękowania za wsparcie i motywacje dla Pio_Trka. Jestem tam gdzie jestem dzięki Tobie :)
Nie sposób przy tej okazji nie wspomnieć o moim głównym sponsorze i kochanej żonie Ani. THANK YOU :)
W myśl tej zasady ostanie treningi traktowałem spokojnie i ulgowo. W piątek trasa Suchy - Łubnica. 70km przejechane w dobrym tempie, przy bardzo silnym wietrze o prędkości 21km/h. Tempo jazdy było w prost proporcjonalne do kierunku wiatru. Jak wiał w plecy to "leciałem" pod 50km/h jak z boku lub w twarz to ledwo 30km/h.
Piękna Złota Polska Jesień w Lesie |
Jesień to również odpowiedni czas na podsumowanie sezonu. A był on naprawdę ciekawy i udany. Założenia z grudnia zeszłego roku były następujące:
Cel na sezon 2010
1. Zbić wagę do 76kg
2. Odzyskać formę
3. Systematycznie trenować
Cele treningowe:
1. Poprawić moc na progu mleczanowym do wiosny
2. Poprawić interwały
3. Poprawić szybkie straty
Cele i założenia udało się z realizować z nawiązką. Zbiłem wagę do założonej i udało się ją utrzymać ( no teraz mi się z 2 kilo przytyło ), nie bez znaczenia jest tutaj przykład jaki dawał mi Pio_Trek. Dziękuje stary:) Wyniki tego sezonu mogą świadczyć o tym że formę udało się odzyskać. Powiem więcej nigdy nie byłem w tak dobrej kondycji i nigdy nie jeździłem tak szybko jak w tym roku. Duży wpływ miała na to wiosenna jazda na rowerze szosowym. Na bazie doświadczeń z tego roku wiem że główny okres przygotowań należy wykonywać na szosie. Tylko tak można kontrolować precyzyjnie trening, nie należy też odstawiać szosy w drugiej części sezonu ( co w tym roku uczyniłem ) przekłada się to na spadek wytrzymałości szybkościowej i siły. Co do systematyczności treningów, myślę ze przy moim trybie pracy i innych nie związanych z kolarstwem obowiązkach częściej, lepiej i rozsądniej trenować się nie da.
Co do celów treningowych. Moc na progu udało się uzyskać dobra i to do wiosny. Świadczyć może o tym to jak mi się jechało ( do awarii ) w Chodzieży. Pod górę przy tętnie na progu objeżdżałem prawie wszystkich i to bez wysiłku, jadąc swoim optymalnym tempem. Treningi w Grecji jeszcze tą cechę wzmocniły. Doszła tu jeszcze wytrzymałość siłowa na progu bo inaczej się nie da jak ma się przed sobą 20km podjazd :)
Interwały nigdy nie były moją mocną stroną i nadal nie są ale jest znacznie lepiej niż bywało w przeszłości. Trzeba koniecznie nad tym elementem jeszcze popracować. Co do szybkich startów. No cóż... Sam się sobie dziwie ale stają się one coraz łatwiejsze i mniej "załamujące". Powtórzenia sprintów na piętrzących z bólu nogach przyniosło efekty:)
Tak wiec sezon bardziej niż udany. Od grudnia 2009 przejechałem na rowerze ponad 8 000km ze średnią prędkością 24km/h i spędziłem na nim 318godzin 40minut.
W tym czasie byłem w wielu pięknych miejscach i sytuacjach. Poczynając od trudnych i dla mnie nudnych treningów w hali na rowerze stacjonarnym. Nie wiem Jak Pio_Trek to robi ze mu to sprawia przyjemność ale ja ich nie lubię i są dla mnie smutną koniecznością. Doskonale zdaje sobie sprawę jak wiele dają i gdyby nie one.. No trudno... Wiosenne mokre, zimne i wietrzne treningi mają swój urok. Nie wiem co to jest do końca, może właśnie te trudne warunki sprawiają że czerpiemy z nich większą satysfakcje. Na pogodę zresztą w tym kraju nic nie poradzimy. Jak mawiają żołnierze nie ma złej pogody są tylko złe ubrania.
Cudowne dwa treningi w Jastrzębiej Górze ( + bonus w postaci dzwonu w lesie :) ) z chyba niajpiękniejszym odcinkiem ścieżki rowerowej jakim jechałem pomiędzy Juratą a Helem.
Potem wspaniałe wakacje i treningi w Grecji. Teren wymarzony na rower i nawet żar z nieba nie przeszkadza i do tego ta ich kuchnia. To był czas... :)
A po powrocie krótkie zgrupowanie w Chojnie i fajne szybkie treningi z Pio_Trkiem. No i sezon startowy. Udany dla mnie jak nigdy. Kilka miejsc w pierwszej 10 do tego 7 pozycja w generalce w BikeCrossMaraton WLKP. Super Super Super...
Jest dobrze co zrobić by było jeszcze lepiej w przyszłym roku? Oto kilka założeń:
1. Więcej ćwiczeń na spalanie kwasu mleczanowego na progu
2. Więcej ćwiczeń interwałowych w terenie ( MTB )
3. Dłuższe treningi w terenie 3-4h ( 80-100km ) - jak znaleść na to czas?
4. Utrzymać umiejętności na podjazdach i zwiększyć umiejętności szybkościowe
5. Utrzymać wagę
6. Zaliczyć kilka treningowych startów XC ( będzie bolało :) )
7. Pierwszy szczyt formy na Langa w Chodzieży ( interwałowa trasa około 30km )
8. Wprowadzić ćwiczenia wzmacniające mięśnie pleców i krzyża.
Ok to założenia. Pozostaje je teraz tylko wypełnić. No właśnie tylko...
P.S. Wielkie podziękowania za wsparcie i motywacje dla Pio_Trka. Jestem tam gdzie jestem dzięki Tobie :)
Nie sposób przy tej okazji nie wspomnieć o moim głównym sponsorze i kochanej żonie Ani. THANK YOU :)
sobota, 9 października 2010
Czarnków na szosie, na koniec sezonu.
Dzień przywitał mnie pięknym słońcem i przyjemną temperaturą. Przy tak sprzyjających warunkach ubrałem się na "krótko" i pojechałem pożegnać Czarnków na szosie. Myślę że był to jeden z ostatnich tak pięknych dni w tym roku. Złota polska jesień jest w tym roku wyjątkowo urocza ! Pewnie zapeszę i po weekendzie pogoda się popsuje :(
Z "Szamoni" skierowałem się do Obrzycka i przez Klempicz, Lubasz dotarłem do Czarnkowa. Dalej pojechałem na "ściankę" by udowadnić sobie że potrafię ją pokonać z środkowej tarczy w korbie. Było bardzo ciężko, ale się udało !!! Nie było to tempo wyścigowe, raczej przepychanie na stojąco. Najważniejsze że pokonałem te pieprzone 14% ! Na górce kliknąłem kilka zdjęć i udałem się w drogę powrotną.
W sumie pokonałem dzisiaj w Czarnkowie i okolicach, cztery trudne podjazdy. Bywało lepiej, ale też bywało gorzej z osiągniętej w tym sezonie formy jestem bardzo zadowolony.
Między Lubaszem a Klempiczem zatrzymałem się przy pomniku spadochroniarzy polskich i radzieckich, żeby zrobić pamiątkowe zdjęcie i łyknąć Isostara.
Do Szamotuł dotarłem po przejechaniu 80km w czasie 2h 36min. Cały trening jechałem przy bocznym silnym wietrze, który bardzo dzisiaj przeszkadzał w jeździe. Mimo to trening był bardzo udany i jechało się przyjemnie.
HRmax 185. HRsr 157. Spalone kalorie: 2377 kcal.
Ślad GPS:
http://www.sports-tracker.com/#/workout/Piotrek19754/e8tj759jofnfnuod
Z "Szamoni" skierowałem się do Obrzycka i przez Klempicz, Lubasz dotarłem do Czarnkowa. Dalej pojechałem na "ściankę" by udowadnić sobie że potrafię ją pokonać z środkowej tarczy w korbie. Było bardzo ciężko, ale się udało !!! Nie było to tempo wyścigowe, raczej przepychanie na stojąco. Najważniejsze że pokonałem te pieprzone 14% ! Na górce kliknąłem kilka zdjęć i udałem się w drogę powrotną.
Zwycięski TREK i przegrane 14% |
PÓŁ_TREK na "ściance" w Czarnkowie. |
W sumie pokonałem dzisiaj w Czarnkowie i okolicach, cztery trudne podjazdy. Bywało lepiej, ale też bywało gorzej z osiągniętej w tym sezonie formy jestem bardzo zadowolony.
Między Lubaszem a Klempiczem zatrzymałem się przy pomniku spadochroniarzy polskich i radzieckich, żeby zrobić pamiątkowe zdjęcie i łyknąć Isostara.
Pomnik Polskich i Radzieckich spadochroniarzy. |
Do Szamotuł dotarłem po przejechaniu 80km w czasie 2h 36min. Cały trening jechałem przy bocznym silnym wietrze, który bardzo dzisiaj przeszkadzał w jeździe. Mimo to trening był bardzo udany i jechało się przyjemnie.
HRmax 185. HRsr 157. Spalone kalorie: 2377 kcal.
Ślad GPS:
http://www.sports-tracker.com/#/workout/Piotrek19754/e8tj759jofnfnuod
czwartek, 7 października 2010
Do Wronek i z powrotem / PIO_TREK
"Ciekawe" drzewo w okolicach Jaryszewa. |
Wskoczyłem dzisiaj na rower górski i o 12:30 ruszyłem w kierunku Wronek. Trasa prowadziła lasami przez: Piotrkówko, Sycyn, Obrzycko i docierała do Wronek. W mieście Amiki zawróciłem i identyczną trasą dotarłem do domu. Pierwsza część trasy postanowiłem przejechać dość szybko z "blatu" ,czyli z największej tarczy z przodu. Etap powrotny zakładał spokojną jazdę do domu. Mimo że jechałem spokojnie, odczuwałem zmęczenie i trudność utrzymania stałej prędkości przy jeździe pod wiatr. Myślę że zmęczenie było skutkiem dwóch wczorajszych treningów. Trening zaliczam do udanych, pogoda dopisała, było w miarę ciepło i nie padało. Z pogodą będzie pewnie teraz coraz gorzej, a więc: Aby do wiosny :)
HRmax 174. HRśr 154. Spalone kalorie: 1938 kcal.
Ślad GPS:
http://www.sports-tracker.com/#/workout/Piotrek19754
Budowa trasy na zime epizod 3 / MIKE i PIO_TREK
Wczoraj udało się zamknąć pętle naszego singletrack-a. Ma w sumie 900m i wiele odcinków technicznych. Pozostało jeszcze oczyścić z zalegających liści i gałęzi dolny odcinek. Samą trasę trudno odnaleść jadąc przez las, gdyż specjalnie jej początek nie jest oznakowany. Natomiast już sam singletrack jest łatwo widoczny dodatkowo co kilkanaście metrów oznakowany biało-czerwonymi taśmami. Taśmy należy mijać lewym barkiem. Wszystkich zaintresowanych zapraszamy do wspólnych treningów na nim.
Link do początku Singletrack-a
http://maps.google.pl/maps?f=d&source=s_d&saddr=52.594706,16.493697&daddr=&hl=pl&geocode=&mra=mift&mrsp=0&sz=15&sll=52.593246,16.500092&sspn=0.014729,0.045276&ie=UTF8&t=h&z=15
Ślad GPS / PIO_TREK
http://www.sports-tracker.com/#/workout/Piotrek19754/begvsuco3eb71ioa
Pozdrawiam
Mike
Bob Budowniczy |
http://maps.google.pl/maps?f=d&source=s_d&saddr=52.594706,16.493697&daddr=&hl=pl&geocode=&mra=mift&mrsp=0&sz=15&sll=52.593246,16.500092&sspn=0.014729,0.045276&ie=UTF8&t=h&z=15
Ślad GPS / PIO_TREK
http://www.sports-tracker.com/#/workout/Piotrek19754/begvsuco3eb71ioa
Pozdrawiam
Mike
Niepohamowana arogancja / Mike
Z powodu niczym nie sprowokowanej arogancji i braku jakiegokolwiek szacunku do mojej "głębokiej" twórczości filmowej wykazanej dnia wczorajszego przez PIO_TRKA usuwam trwale z serwera materiał wideo dokumentujący moje poczynania w lesie.
Pozdrawiam
Mike
Odpowiedź PIO_TREK :)
Drogi Michale :) ( Tak wiem że nie lubisz jak tak się do Ciebie mówi )
Nie bierz aż tak wszystkiego do siebie. Ja na twórczości filmowej się nie znam, a ty tworzysz dla potomnych. Stwierdziłem tylko że filmom brakuje dynamiki i odpowiedniego podkładu muzycznego. Przyznaje że ja lepiej bym go nie nakręcił ! Jak zawsze masz prawo z moimi tezami się nie zgadzać, a ja mam prawo do własnej opinii.
Proszę natychmiast przywrócić filmy!
Mike ludzkość Cię potrzebuje !!!
Pozdrawiam
Mike
Odpowiedź PIO_TREK :)
Drogi Michale :) ( Tak wiem że nie lubisz jak tak się do Ciebie mówi )
Nie bierz aż tak wszystkiego do siebie. Ja na twórczości filmowej się nie znam, a ty tworzysz dla potomnych. Stwierdziłem tylko że filmom brakuje dynamiki i odpowiedniego podkładu muzycznego. Przyznaje że ja lepiej bym go nie nakręcił ! Jak zawsze masz prawo z moimi tezami się nie zgadzać, a ja mam prawo do własnej opinii.
Proszę natychmiast przywrócić filmy!
Mike ludzkość Cię potrzebuje !!!
środa, 6 października 2010
Jesienny trening po 11 dniach lenistwa :)
Młyn wodny w Stobnicy. |
HRmax 180. HRśr 155. Spalone kalorie: 1619 kcal.
Ślad GPS:
http://www.sports-tracker.com/#/workout/Piotrek19754/d2jiv6s17u9h2c9t
Mike in Woods / Mike
W niedzielę 03.10.2010 wybrałem się na parę godzinek do lasu. założenia były takie, marsz na azymut i ćwiczenia w rozpalaniu ognia. Pogoda dopisała słoneczko, w miarę ciepło i zero deszczu. Dzień bardzo udany z pewnymi sukcesami. Poniżej szczegółowy dziennik wideo z tej wycieczki.
Niestety jakość do du... ale rozmiar pliku uniemożliwiał załadowanie tego w lepszej jakości. Mam nadzieje ze nie zaśniecie na filmie ... :)
Pozdrawiam Mike
Part 1
http://www.youtube.com/watch?v=UeS1MzKwjyo
Part2
http://www.youtube.com/watch?v=n1hrxTIX0zU
Niestety jakość do du... ale rozmiar pliku uniemożliwiał załadowanie tego w lepszej jakości. Mam nadzieje ze nie zaśniecie na filmie ... :)
Pozdrawiam Mike
Part 1
http://www.youtube.com/watch?v=UeS1MzKwjyo
Part2
http://www.youtube.com/watch?v=n1hrxTIX0zU
Budowa trasy na zime epizod 2 / Mike
Dawno nic nie napisałem bo i niewiele się działo. Krótki odpoczynek od roweru. I budowanie sindgletrack-a na zimę. Wczoraj udało się oczyścić kolejne 20 metrów trasy. Wymagało to trochę wysiłku gdyż ten odcinek i prowadzi po zboczu moreny i wymagał budowy "tarasów" z drewna i ziemi. Ale zapowiada się ciekawie. Teren daje dużo możliwości do wyznaczenia kilku alternatywnych tras. Może dziś uda się dokończyć pierwsza pętle.
Poza tym w niedziele odbyłem super ciekawą wycieczkę na azymut po lasie niedalego Grodziska Wlkp. Mam ciekawy materiał wideo z tej wyprawy ale są kłopoty z wrzuceniem tego na youtube. Będę próbował dalej...
Poza tym w niedziele odbyłem super ciekawą wycieczkę na azymut po lasie niedalego Grodziska Wlkp. Mam ciekawy materiał wideo z tej wyprawy ale są kłopoty z wrzuceniem tego na youtube. Będę próbował dalej...
Subskrybuj:
Posty (Atom)